POLITYCZNY KATAKLIZM WE FRANCJI
2024-12-08 16:02:23(ost. akt: 2024-12-08 16:03:59)
We Francji (upadek rządu) i Rumunii (sensacyjny wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich) mamy polityczne trzęsienie ziemi. W Polsce owo trzęsienie ziemi dopiero nadciąga w związku z wiosennymi wyborami prezydenckimi (prawdopodobnie 11 maja).
Zajmijmy się jednak największym pod względem terytorium i drugim co do wielkości pod względem liczby ludności państwem Unii Europejskiej, czyli Francją. Koniec obecnego rządu w Paryżu był czymś absolutnie wyjątkowym w najnowszej historii państwa francuskiego, czyli tzw. V Republiki. Był to bowiem najkrócej rządzący gabinet od samego jej początku, czyli od 66 lat. Tradycją polityczną Francji jest m.in. to, że premier sam składa dymisję na ręce prezydenta, zwykle z inicjatywy głowy państwa. Niezmiernie rzadko następuje to w wyniku wotum nieufności. A tak zdarzyło się teraz. Premier Michel Barnier był pierwszym, którego odwołano w wyniku głosowania w Zgromadzeniu Narodowym od 62 lat!
To wielka polityczna porażka prezydenta Emmanuela Macrona. Lokator Pałacu Elizejskiego zakiwał się całkowicie. Gdy jego formacja – liberałowie z partii Odrodzenie – poniosła klęskę w wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2024 r. (tylko 14,6% głosów i 13 mandatów w porównaniu do 31,7% i 30 mandatów Zjednoczenia Narodowego Marie Le Pen), Macron zdecydował się rozpisać, i to bardzo szybko, wcześniejsze wybory do parlamentu. Ich termin wyznaczył już na lipiec. Zastosował więc identyczny manewr, co lewicowy premier Królestwa Hiszpanii Pedro Sánchez, który przed rokiem też zaskoczył niemal wszystkich, rozpisując wcześniejsze wybory do Kortezów na lipiec, i to w sytuacji, gdy z sondaży wynikało, że władzę może przejąć centroprawicowa Partia Ludowa i prawicowy Vox. O ile na Półwyspie Iberyjskim ten manewr lewicy się powiódł i socjaliści z PSOE utrzymali rząd wspólnie z koalicjantami – autonomistami z Katalonii i Kraju Basków oraz radykalną lewica – o tyle we Francji liberałowie przeszarżowali. W wyniku lipcowych wyborów stali się dopiero trzecią siłą w parlamencie za skrajnie lewicową Francją Nieujarzmioną (LFI) oraz narodową prawicą. Aby zjednać część posłów koniecznych do zatwierdzenia rządu liberalno-lewicowego, Macron na premiera desygnował konserwatywnego polityka centroprawicowej Partii Republikańskiej, odwołującej się do spuścizny generała Charles'a de Gaulle’a – właśnie Barniera. Ten były czterokrotny minister i dwukrotny przedstawiciel Francji (komisarz) w Komisji Europejskiej miał swoimi konserwatywnymi poglądami zjednać madame Le Pen i jej posłów. Jednak ona gra o prezydenturę za dwa lata i w jej interesie nie było zatwierdzenie rządu centroprawicowego polityka korzystającego z parasola jej głównego wroga, Emmanuela Macrona.
To wielka polityczna porażka prezydenta Emmanuela Macrona. Lokator Pałacu Elizejskiego zakiwał się całkowicie. Gdy jego formacja – liberałowie z partii Odrodzenie – poniosła klęskę w wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2024 r. (tylko 14,6% głosów i 13 mandatów w porównaniu do 31,7% i 30 mandatów Zjednoczenia Narodowego Marie Le Pen), Macron zdecydował się rozpisać, i to bardzo szybko, wcześniejsze wybory do parlamentu. Ich termin wyznaczył już na lipiec. Zastosował więc identyczny manewr, co lewicowy premier Królestwa Hiszpanii Pedro Sánchez, który przed rokiem też zaskoczył niemal wszystkich, rozpisując wcześniejsze wybory do Kortezów na lipiec, i to w sytuacji, gdy z sondaży wynikało, że władzę może przejąć centroprawicowa Partia Ludowa i prawicowy Vox. O ile na Półwyspie Iberyjskim ten manewr lewicy się powiódł i socjaliści z PSOE utrzymali rząd wspólnie z koalicjantami – autonomistami z Katalonii i Kraju Basków oraz radykalną lewica – o tyle we Francji liberałowie przeszarżowali. W wyniku lipcowych wyborów stali się dopiero trzecią siłą w parlamencie za skrajnie lewicową Francją Nieujarzmioną (LFI) oraz narodową prawicą. Aby zjednać część posłów koniecznych do zatwierdzenia rządu liberalno-lewicowego, Macron na premiera desygnował konserwatywnego polityka centroprawicowej Partii Republikańskiej, odwołującej się do spuścizny generała Charles'a de Gaulle’a – właśnie Barniera. Ten były czterokrotny minister i dwukrotny przedstawiciel Francji (komisarz) w Komisji Europejskiej miał swoimi konserwatywnymi poglądami zjednać madame Le Pen i jej posłów. Jednak ona gra o prezydenturę za dwa lata i w jej interesie nie było zatwierdzenie rządu centroprawicowego polityka korzystającego z parasola jej głównego wroga, Emmanuela Macrona.
Chętnie pouczająca innych, często arogancka Francja nie ma więc rządu – za to ma wysoki deficyt. Polityczne turbulencje w Paryżu osłabiają też UE, bo przecież Francja jest obok znajdujących się w największym kryzysie gospodarczym od wielu lat Niemiec jednym z dwóch motorów integracji europejskiej…
Ryszard Czarnecki
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez