Czarny wieczór polskiego sportu
2024-11-23 19:08:07(ost. akt: 2024-11-23 19:09:10)
To był czarny poniedziałek polskiego sportu. A właściwie czarny wieczór i czarna noc – niczym noc właśnie – z poniedziałku na wtorek. Najpierw piłkarze polegli ze Szkotami, a potem nasze tenisistki w drużynowych mistrzostwach świata (bo taką rolę pełni Puchar Billie Jean King), prowadząc w półfinale z Włoszkami 5:1 w decydującym secie, dały się ograć rywalkom.
Pamiętam, jak jako jedenastolatek przeżywałem finał Turnieju Masters – jeden jedyny raz w historii z udziałem Polaka, a konkretnie Wojciecha Fibaka mierzącego się z Hiszpanem Manuelem Orantesem – i sytuację, gdy nasz rodak w bardzo ważnym monecie pojedynku uderzył piłką w siatkę. Skądinąd wyraźnie prowadził – jak Katarzyna Kawa i Iga Świątek – i też w decydującym secie, i zupełnie się zdekoncentrował, gdy usłyszał ze znajdującego się bardzo blisko kortu stanowiska komentatorów telewizyjnych, że „Fibak już na pewno wygra ten mecz”.
Gdy jego nieszczęsny return zatrzymał się na siatce, niezapomniany komentator tenisowy i lekkoatletyczny, za młodu też zresztą zdolny tenisista Bohdan Tomaszewski wykrzyknął: „Taśma! To boli”. W rzeczy samej: zabolały porażki tenisistek z Italią i piłkarzy (zupełnie niespodziewana!) ze Szkocją, która dała pozostanie w grupie A Ligi Narodów reprezentacji narodu uwiecznionego przez Mela Gibsona w świetnym epickim filmie „Braveheart”. Piłkarze z Wysp mieli świetny finisz, bo pokonali Chorwację, zremisowali z Portugalią i na końcu ograli Biało-Czerwonych, odrabiając w ten sposób straty z pierwszego meczu z Polakami u siebie. Wtedy nasi wygrali 3:2 po dwóch golach Nicoli Zalewskiego. Tak, tego samego, który nie upilnował w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry Robertsona, który zadał Polsce decydujący cios.
Gdy jego nieszczęsny return zatrzymał się na siatce, niezapomniany komentator tenisowy i lekkoatletyczny, za młodu też zresztą zdolny tenisista Bohdan Tomaszewski wykrzyknął: „Taśma! To boli”. W rzeczy samej: zabolały porażki tenisistek z Italią i piłkarzy (zupełnie niespodziewana!) ze Szkocją, która dała pozostanie w grupie A Ligi Narodów reprezentacji narodu uwiecznionego przez Mela Gibsona w świetnym epickim filmie „Braveheart”. Piłkarze z Wysp mieli świetny finisz, bo pokonali Chorwację, zremisowali z Portugalią i na końcu ograli Biało-Czerwonych, odrabiając w ten sposób straty z pierwszego meczu z Polakami u siebie. Wtedy nasi wygrali 3:2 po dwóch golach Nicoli Zalewskiego. Tak, tego samego, który nie upilnował w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry Robertsona, który zadał Polsce decydujący cios.
To był dziwny mecz, w którym z jednej strony goście obijali nasz słupek i poprzeczkę, a być może najlepszym zawodnikiem naszej reprezentacji był... bramkarz Łukasz Skorupski, a z drugiej strony Polacy stworzyli najwięcej sytuacji bramkowych w czasie jednego spotkania bodaj od parunastu miesięcy!
Zabrakło sekund. Gdyby nie zabrakło, oceny Probierza i jego zawodników byłyby zupełnie inne. Trener uratował nas, jeśli chodzi o awans na Euro 2024 po katastrofie spowodowanej przez portugalskiego coacha Ferdinanda Santosa. Co teraz z nim będzie? Jak by obiecał, że zacznie grać nie trzema obrońcami, ale czterema, może by go nie wyrzucać tuż przed eliminacjami mundialu 2026? Prezes Cezary Kulesza ma ciężki orzech do zgryzienia....
Ryszard Czarnecki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez