CZŁOWIEK – BYT, KTÓRY KOCHA

2024-05-04 10:11:10(ost. akt: 2024-05-04 14:58:37)

Autor zdjęcia: Pixabay

Czytania w VI Niedzielę Wielkanocną koncentrują moją uwagę na zagadnieniu miłości. Już w Pierwszym liście św. Jana odkrywam to przepiękne zdanie: „Bóg jest miłością”. Stwierdzenie to dla chrześcijan wydaje się zrozumiałe i jasne, ale już odpowiedź na pytanie: „czym jest miłość?”, nie jest taka oczywista, choć rozmaitych tekstów na te temat jest całkiem sporo. Warto jednak jeszcze raz rozważyć to zagadnienie, pamiętając, że mimo, iż Bóg jest miłością, to nie zawsze to, co ludzie nazywają miłością, wypływa z boskiego źródła. Spróbuję podzielić się kilkoma własnymi uwagami na ten temat, koncentrując się na tak zwanych komponentach miłości, czyli tym, co jest conditio sine qua non miłości.
Homo amans

Miłość jest rzeczywistością uniwersalną, dlatego mówiąc o człowieku i jego różnorodnych atrybutach wskazuje się zawsze na miłość jako na cechę przypisaną człowieczeństwu, określając człowieka jako homo amans – byt, do którego istoty także należy miłość. To określenie uważam za niezwykle trafne, bo skoro człowiek jest stworzony na obraz i Boże podobieństwo, to musi w nim mocno tkwić ów pierwiastek miłości, do której sprowadza się istota Boga.

Dlatego miłość jest tym, trawestując Boecjusza, „co jest upragnione przez wszystkich”. W człowieku istnieje wrodzona potrzeba miłości, ponieważ ona pobudza go do transcendowania siebie, do przekraczania własnych granic subiektywizmu, egocentryzmu, indywidualizmu. Jest ona również źródłem psychicznej energii, dzięki której człowiek się rozwija jako osoba ludzka, będąc w relacji z drugim człowiekiem. Dzięki miłości człowiek przezwycięża izolację, osamotnienie, alienację, wychodzi do innych, nawiązuje dialog oparty na otwartości, trosce, empatii, odpowiedzialności. Bez miłości, w różnych jej wymiarach, nie byłoby zatem możliwe pełne życie społeczne, a co za tym idzie skuteczna, ale zarazem autentycznie ludzka łączność, jeśli nie chcielibyśmy, aby była ona zredukowana do banalnej wymiany informacji i komunikatów.

Miłość rozwija

Jest oczywiste, że człowiek kochając w taki sposób - rozwija się i zmienia się. Miłość bowiem, która nie udoskonala uczestników miłosnej relacji nie zasługuje na miano miłości. Miłość rozwija, udoskonala, ubogaca. Jeśli ktoś w miłosnej relacji doznaje krzywdy, jest umniejszany, czuje się nieszanowany, zaniedbywany, wykpiwany, poniżany, zdradzany, nie dostrzegane są jego potrzeby, to taka relacja nie ma żadnego związku z miłością. Pamiętam studentkę studiów, które nazywały się kiedyś zaocznymi. W czasie kolokwium zauważyłam, że ma dziwny, zmieniony kolor dłoni. Okazało się, że pracowała, wraz ze swym chłopakiem w stolarni. Byli parą, mieszkali w jakiejś części popegeerowskiego zrujnowanego domu. Zarówno mieszkanie, jak i praca nie były szczytem jej marzeń. Liche warunki życia, zajęcie u trudnego pracodawcy, który nawet nie zapewniał rękawic, więc malowała meble bez ochrony dłoni, skłoniły ją do podjęcia działań, aby swoje życie zmienić na lepsze. Miała na szczęście maturę i miała nadzieję wyrwać się z tego kieratu. Zapisała się potajemnie na studia, gdyż chłopak, zaledwie po podstawówce, nie chciał słyszeć o jej studiach. Z indeksu, wówczas jeszcze papierowego, widać było, że jest niezłą studentką. Niestety, nie radziła sobie ze stosunkiem swojego chłopaka do podjętych wbrew niemu studiów. Gdy już dowiedział się, że dostała się na UWM, zaczął robić jej awantury, wyrzuty, wyzywał ją, szydził z niej, kpił, obmawiał, tłumacząc innym, że jeździ do Olsztyna, aby się „puszczać”. Poradziłam jej, aby natychmiast zrezygnowała z tego związku, gdyż ten młody człowiek wcale jej nie kocha, nie dąży do jej rozwoju, lecz wykorzystuje ją, stosuje wobec niej przemoc i niszczy jej życie. Bo jeśli jedna ze stron, w imię miłości, rezygnuje z ubogacania swej własnej wartości lub jest do tego zmuszana, jeśli nie ulepsza się, nie wzrasta w swym człowieczeństwie, to tej relacji nie można nazwać miłością, lecz jedynie kontraktem lub projektem na życie. Aspekt „podnoszenia się”, „zmiany”, bycia „inaczej i wyżej”, jest nieodłącznie związany z miłością.

Wybieram cię

W miłości zawiera się też ofiarność, czyli ta wartość, która odsłania wielkość oddania, odkrywa poświęcenie dla drugiej osoby, trud i wysiłek wkładany, aby to, co najcenniejsze stało się własnością osoby kochanej. Tak naprawdę na miłość składa się wszystko to, czym się jest i co się posiada. A co się posiada naprawdę i co jest najcenniejsze? Otóż tym dobrem jest sam człowiek – platońskie dobro godziwe (bonum honestum). Jeśli człowiek oddaje siebie, to w istocie oddaje wszystko, co jest najcenniejsze – życie, zdrowie, własny intelekt, wytwory swej pracy, czas.

Bo tylko miłość może stwierdzić: „wybieram cię i tobie oddaję to wszystko, co posiadam”. Miłość zatem to nie kwestia emocji, uczuć, fascynacji, zauroczeń, popędów. To zawsze kwestia nieodwracalnego wyboru. Miłość to trwały wybór zbudowany na podłożu ofiary. Kiedy miłość jest wyłącznie porywem, a nie wyborem, kiedy nie jest ofiarna, lecz wsobna, to na pewno nie rozkwitnie i nie przetrwa. A zatem: „powiedz mi kogo wybierasz, a powiem ci kogo kochasz”. Fromm ujął to w taki sposób: „kocha się to, dla czego się pracuje i pracuje się, dla tego, co się kocha”. Bywa, że za nowoodkrytą miłością stoi tylko pożądanie erotyczne, ale ono wtedy tylko oszukuje drugiego pozorem miłości, gdyż jest ono tylko jej fałszywym podobieństwem. Pożądanie bowiem to jeszcze nie miłość, gdyż dominuje w nim przede wszystkim skłonność do podporządkowania drugiego moim własnym celom, a to w gruncie rzeczy zawsze przekształca drugą istotę w przedmiot.

Miłość zatem, wbrew utartym przekonaniom, także rozpowszechnionym na gruncie psychologii, jak i literatury pięknej czy filmu, to nie kwestia wyłącznie uczuć, lecz trwałego wyboru woli, która niezależnie od zmiennych okoliczności, pragnie „przylgnąć” niezmiennie do obiektu swej miłości. Współcześnie jednak takie rozumienie miłości jako trwałego wyboru natrafia na dezaprobatę, a nawet odrzucenie, gdyż taka miłości interpretowana bywa w kategoriach gwałtu zadanego własnej wolności i samostanowieniu. Wierność trwałemu wyborowi często jawi się jako sytuacja opresyjna, zdeterminowana – przez przysięgę małżeńską, konieczność wychowania potomstwa, wspólnotę materialnych dóbr, wymianę usług etc., co często, niesłusznie, odbierane jest jako ograniczanie wolności człowieka, który wypalony uczuciowo, nie chce trwać dozgonnie przy drugim tylko dzięki wolitywnemu uporowi. Nie chce na zawsze ofiarować swojego życia, zwłaszcza, gdy pojawią się inne wartości na tyle ważne (na przykład inna osoba), aby dla nich zrezygnować z poświęcenia życia drugiemu.

Różne splątane związki interpersonalne, z którymi stykamy się, odkrywają, że tam, gdzie nie ma ofiary ze swojego życia, czyli jego dedykowania drugiemu, tam można mieć wątpliwość w istnienie autentycznej miłości. Miłość bowiem zawsze ofiarowuje wybranemu to, co bezcenne – niepodzielną wzajemność, w której zawiera się własna egzystencja. Więcej nawet, prawdziwa miłość przyzywa wzajemność, bo w miłości ludzkiej zaproszenie do wzajemności jest najistotniejsze, ponieważ ono wiąże bardziej niż nakaz.

Za oswajanie bierze się odpowiedzialność

Miłość, która jest zawsze związana z bliskością, choćby tylko dusz, tworzy też ścisłą, nierozłączną relację z odpowiedzialnością, gdyż człowiek, który kocha czuje się odpowiedzialny; człowiek, który kocha oswaja, jak celnie ujął to Antoine de Saint-Exupéry ustami Małego Księcia: „Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś”. Miłość bowiem powinna wyzwalać odpowiedzialność za innego i za siebie, za obudzoną miłość. Kiedyś, mój serdeczny kolega, na pytanie o stosunek do swojej żony, która obecnie wygląda już jak jego matka (dzieli ich ogromna różnica wieku), odpowiedział mi, że w tym okresie ich małżeństwa, nazywa swoją relację do niej: „miłością odpowiedzialności”. Odnalazłam w tym stwierdzeniu echo wspólnie czytanych lektur w czasach naszej młodości.

W tym kontekście zacytuję, jakże trafny fragment myśli Karola Wojtyły, który z pewnością pamięta ów mój przyjaciel: „Istnieje w miłości odpowiedzialność – jest to odpowiedzialność za osobę, tę, która się wciąga w najściślejszą wspólnotę bycia i działania, którą się czyni poniekąd swoją własnością, korzystając z jej oddania. I dlatego istnieje też odpowiedzialność za własną miłość: czy jest ona taka, tak dojrzała i tak gruntowna, że w jej granicach to ogromne zaufanie drugiej osoby, zrodzona z niej znów miłości nadzieja, że oddając siebie nie traci swej duszy, ale wręcz przeciwnie odnajduje w tym większą pełnię jej istnienia – czy to wszystko nie dozna zawodu. Odpowiedzialność za miłość sprowadza się, jak widać, do odpowiedzialności za osobę, z niej wypływa i do niej powraca. Dlatego jest to właśnie odpowiedzialność ogromna. Ale ogrom jej rozumie tylko ten, kto ma gruntowne wyczucie wartości osoby. Ten, kto ma tylko zdolność reagowania na wartości seksualne związane z osobą i w niej tkwiące, ale wartości osoby samej nie widzi, ten będzie wciąż mieszał miłość z erotyką, będzie wikłał życie sobie i drugim, zaprzepaszczając w tym wszystkim dla siebie i dla nich właściwy sens miłości oraz istotny jej »smak«. Ów »smak« miłości wiąże się bowiem z poczuciem odpowiedzialności za osobę. W poczuciu tym kryje się przecież troska o jej prawdziwe dobro – kwintesencja całego altruizmu, a jednocześnie nieomylny znak jakiegoś rozszerzenia własnego »ja« własnej egzystencji, o to »drugie«, jak i o tę drugą egzystencję, która jest dla mnie tak bliska, jak moja własna. Poczucie odpowiedzialności za druga osobę bywa pełne troski, ale nigdy nie jest samo w sobie przykre czy bolesne”.

Ten długi cytat uświadamia, że miłość jest rzeczywistością, która poszerza horyzonty mojego świata i życia, że jest nielimitowana i nieeliminowalna. Miarą miłości bowiem jest miłowanie bez miary, jak celnie ujął to św. Bernard, wiążąc miłość z odpowiedzialnością dostosowaną do niej.

Miłość trwa

Jeden z ojców łacińskich św. Augustyn nazywany też „Doktorem miłości” podkreślał jednak, że doskonałej miłości nie da się osiągnąć w konkretnym momencie życia, gdyż miłość jest dynamiczna. Ów dynamizm, to nieodłączny komponent miłości. Miłość ciągle wzrasta, zmienia się, przeobraża, ale zarazem wciąż trwa, będąc życiowym motorem, który napędza nasze życie. Augustyn nawet zanotował: „Moją siłą ciążenia jest miłość: dokądkolwiek zmierzam, miłość mnie prowadzi”. Miłość zatem to nie bierność, lecz aktywne bycie i pełne oddania działanie dla dobra drugiego. Prawdziwa miłość, będąc realistyczna, musi być dynamiczna, ponieważ bierze drugiego takim, jakim jest, i odkrywa przed sobą i przed nim perspektywę, kim mógłby się stać. I tak miłość staje się mocą przemiany. Ważne jest to dopowiedzenie o ułomnościach, wadach i skazach drugiego. Kardynał Józef Ratzinger słusznie podkreślał, że miłość bierze w swe posiadanie również braki drugiego człowieka, jego słabości, niedoskonałości, mankamenty. Na ten sam aspekt wskazał i Max Scheler, gdy pisał w swym dziele "Istota i formy sympatii", że „Prawdziwość miłości objawia się jednak całkowicie w tym, że dostrzegamy wprawdzie „braki” konkretnych przedmiotów, ale kochamy je wraz z tymi brakami”. Gdyby natomiast miłość wygasła z powodu tych braków i z powodu nieodnalezienia wartości wyższych w przedmiocie miłości, to taka postawa nie mogłaby być nazwana miłością.

Miłość zatem jawi się w każdym kontekście jako zasada życia człowieka i podstawa jego interpersonalnej komunikacji, otwierając perspektywę pokoju, wewnętrznego szczęścia, radości i spełnienia, gdyż „człowiek jest szczęśliwy tylko wtedy, kiedy kocha i coś daje”, jak twierdził - niewątpliwy znawca miłości - niemiecki filozof Max Scheler.

Zdzisława Kobylińska

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B