Rowerowa pasja — stan uzależnienia bez skutków ubocznych
2025-01-04 13:09:51(ost. akt: 2025-01-04 13:19:36)
Od wielu lat Dariusz Marcinkowski, emerytowany nauczyciel z Nowego Miasta Lubawskiego na rowerze „pochłania” setki, a nawet tysiące kilometrów. Pasjonat wypraw jednośladem w ten sposób odpoczywa od rozpędzonej rzeczywistości, a swoje wyprawy opisuje na stronach książek. Rowerzysta właśnie sposobi się do wydania swojej czwartej książki.
Dziś turystyką rowerową pasjonuje się wiele osób, zarówno młodych, jak i trochę wcześniej urodzonych. Jazdę jednośladem traktują jako działanie prozdrowotne, test swojej kondycji, ale też jako sposób poznania ciekawych terenów. Jednym z gorących zwolenników turystyki rowerowej jest nowomieszczanin Dariusz Marcinkowski, który jak zaznacza, bez roweru nie potrafi funkcjonować.
Góry dla rowerzysty to nie kolorowa bajka
— Jestem emerytem z kilkunastoletnim stażem”. Kilka lat temu udało mi się przejechać znany szlak Green Velo. Tą udaną wyprawą udowodniłem sobie, że jest w stanie fizycznie wytrzymać wielodniowe wypady jednośladem. Wówczas przejechałem 2.600 kilometrów. Zajęło mi trzy sezony. Kiedy zakończyłem ostatnią wyprawę, w Górach Świętokrzyskich, zrodził się pomysł, by spróbować przejechać rowerem polskie góry — wspomina miłośnik wypraw jednośladem.
Pan Dariusz przyznaje, że bał się trochę gór. Nie wiedział, czy da radę takiemu wyzwaniu, chociaż miał niewielkie doświadczenie organizując sobie wycieczki przy okazji pobytu w południowych rejonach Polski.
— Najważniejsze jest jednak pozytywne myślenie — uważa pan Dariusz .
Swój rowerowy projekt rowerzysta z Nowego Miasta zaplanował na trzy lata. Rozpoczął cykl wypraw od zachodu Polski. Jako, że góry dla rowerzysty to nie bajka, zakładał dzienny limit na 70 - 80 kilometrów, kiedy jeżdżąc po rodzinnych stronach, w wersji łagodnej, było to od 100 do 120 kilometrów.
— Jestem emerytem z kilkunastoletnim stażem”. Kilka lat temu udało mi się przejechać znany szlak Green Velo. Tą udaną wyprawą udowodniłem sobie, że jest w stanie fizycznie wytrzymać wielodniowe wypady jednośladem. Wówczas przejechałem 2.600 kilometrów. Zajęło mi trzy sezony. Kiedy zakończyłem ostatnią wyprawę, w Górach Świętokrzyskich, zrodził się pomysł, by spróbować przejechać rowerem polskie góry — wspomina miłośnik wypraw jednośladem.
Pan Dariusz przyznaje, że bał się trochę gór. Nie wiedział, czy da radę takiemu wyzwaniu, chociaż miał niewielkie doświadczenie organizując sobie wycieczki przy okazji pobytu w południowych rejonach Polski.
— Najważniejsze jest jednak pozytywne myślenie — uważa pan Dariusz .
Swój rowerowy projekt rowerzysta z Nowego Miasta zaplanował na trzy lata. Rozpoczął cykl wypraw od zachodu Polski. Jako, że góry dla rowerzysty to nie bajka, zakładał dzienny limit na 70 - 80 kilometrów, kiedy jeżdżąc po rodzinnych stronach, w wersji łagodnej, było to od 100 do 120 kilometrów.
Jadąc spotykał pozytywnie zakręconych ludzi
— W pierwszym roku udało się przejechać Sudety, w drugim Beskidy, począwszy od Beskidu Żywieckiego a skończywszy na Beskidzie Sądeckim. W trzecim roku był Beskid Niski i Bieszczady. Na koniec dojechałem rowerem do Rzeszowa, a stamtąd już pociągiem do domu — opowiada.
Rowerowe wyprawy pana Dariusza nie pozostają tylko uwiecznione na fotografiach. Jak zaznaczył miłośnik rowerowych wycieczek, już pierwsza eskapada szlakiem Green Velo doczekała się książki, która była dziennikiem podróży. Potem ukazała się druga publikacja „Rowerem przez polskie góry”. Książka ta, jak mówi autor, jest zupełnie inna od poprzedniej. Przyznaje, że jadąc samotnie, spotykał ciekawych i pozytywnie zakręconych ludzi, z którymi długo rozmawiał. Nie omieszkał również opisać malowniczych miejsc i ciekawych tras, które mogą być inspiracją dla rowerzystów lubiących podobną formę turystyki. Trzecim wydawnictwem, które autor nazwał „Rowerem z prądem rzek”, określił jako literaturę podróżniczo-historyczno-muzyczną.
— W pierwszym roku udało się przejechać Sudety, w drugim Beskidy, począwszy od Beskidu Żywieckiego a skończywszy na Beskidzie Sądeckim. W trzecim roku był Beskid Niski i Bieszczady. Na koniec dojechałem rowerem do Rzeszowa, a stamtąd już pociągiem do domu — opowiada.
Rowerowe wyprawy pana Dariusza nie pozostają tylko uwiecznione na fotografiach. Jak zaznaczył miłośnik rowerowych wycieczek, już pierwsza eskapada szlakiem Green Velo doczekała się książki, która była dziennikiem podróży. Potem ukazała się druga publikacja „Rowerem przez polskie góry”. Książka ta, jak mówi autor, jest zupełnie inna od poprzedniej. Przyznaje, że jadąc samotnie, spotykał ciekawych i pozytywnie zakręconych ludzi, z którymi długo rozmawiał. Nie omieszkał również opisać malowniczych miejsc i ciekawych tras, które mogą być inspiracją dla rowerzystów lubiących podobną formę turystyki. Trzecim wydawnictwem, które autor nazwał „Rowerem z prądem rzek”, określił jako literaturę podróżniczo-historyczno-muzyczną.
Sentymentalną podróż szlakiem Ryśka Riedla
Oprócz tego, że pan Dariusz jest wielkim miłośnikiem gór, fascynuje się twórczością zespołu Dżem i postacią jego byłego lidera Ryśka Riedla. Mówi, że podróże stara się łączyć z muzyką. Podczas jednej z wypraw, jego przystankiem były Stare Tychy, miasto Ryśka Riedla.
— Miasto to przypomina typowe miasta śląskie. Delikatnie rzecz ujmując, nie ma tu na czym oka zawiesić. Natomiast czuć bez wątpienia charakterystyczny klimat Śląska, czego nie można powiedzieć o pozostałej części miasta. Ale ja przyjechałem tu nie podziwiać Tychy, tylko odbyć sentymentalną podróż szlakiem Ryśka Riedla — opowiada nowomieszczanin. — Chciałem jeszcze raz zobaczyć stare kąty, po których włóczyłem się podczas licznych wizyt przy okazji festiwali. Przeżyłem tu wiele wspaniałych chwil. Poznałem wielu wspaniałych ludzi. Wspominam pewnego Ślązaka, który co roku dosiadał się na „moją” ławkę. Uwielbiałem go słuchać, jak mówił gwarą śląską. Okazało się, że przyjeżdżał w moje strony na Muzyczny Camping do Brodnicy. Na ostatnim w życiu wokalisty festiwalu w Brodnicy w 1993 roku, przed wykonaniem „Modlitwy”, Rysiek bez słowa powiesił na statywie mikrofonu różaniec. Potrafił podgrzewać atmosferę mimo, że ona była już gorąca od chwili, gdy pojawiał się na scenie i mówił od niechcenia w stronę publiczności – się macie ludzie lub dzieci. Nie zapomnę tych koncertów do końca życia. Miałem to szczęście, że mogłem oglądać genialnego wokalistę wielokrotnie na żywo — dodaje
Oprócz tego, że pan Dariusz jest wielkim miłośnikiem gór, fascynuje się twórczością zespołu Dżem i postacią jego byłego lidera Ryśka Riedla. Mówi, że podróże stara się łączyć z muzyką. Podczas jednej z wypraw, jego przystankiem były Stare Tychy, miasto Ryśka Riedla.
— Miasto to przypomina typowe miasta śląskie. Delikatnie rzecz ujmując, nie ma tu na czym oka zawiesić. Natomiast czuć bez wątpienia charakterystyczny klimat Śląska, czego nie można powiedzieć o pozostałej części miasta. Ale ja przyjechałem tu nie podziwiać Tychy, tylko odbyć sentymentalną podróż szlakiem Ryśka Riedla — opowiada nowomieszczanin. — Chciałem jeszcze raz zobaczyć stare kąty, po których włóczyłem się podczas licznych wizyt przy okazji festiwali. Przeżyłem tu wiele wspaniałych chwil. Poznałem wielu wspaniałych ludzi. Wspominam pewnego Ślązaka, który co roku dosiadał się na „moją” ławkę. Uwielbiałem go słuchać, jak mówił gwarą śląską. Okazało się, że przyjeżdżał w moje strony na Muzyczny Camping do Brodnicy. Na ostatnim w życiu wokalisty festiwalu w Brodnicy w 1993 roku, przed wykonaniem „Modlitwy”, Rysiek bez słowa powiesił na statywie mikrofonu różaniec. Potrafił podgrzewać atmosferę mimo, że ona była już gorąca od chwili, gdy pojawiał się na scenie i mówił od niechcenia w stronę publiczności – się macie ludzie lub dzieci. Nie zapomnę tych koncertów do końca życia. Miałem to szczęście, że mogłem oglądać genialnego wokalistę wielokrotnie na żywo — dodaje
Zachęca do jazdy rowerem po Małej Ojczyźnie
Właśnie miłośnikom wypadów rowerowych dedykowana jest kolejna książka autorstwa Dariusza Marcinkowskiego, która jest właśnie przygotowywana, a jej wydanie zaplanowane zostało na wiosnę 2025 roku.
Tym razem będzie to wydawnictwo, które zatytułowałem „Rowerem po Małej Ojczyźnie”. Nie jest to tylko przewodnik rowerowy, ale opowieść, gawęda o miejscach ciekawych i ważnych historycznie oraz ich walorach krajobrazowych. Na kartach znajdą się też ludzie zaangażowani, pełni pasji i inspirujący, dzięki którym te miejsca maja swój klimat — zapowiada Dariusz Marcinkowski.
Właśnie miłośnikom wypadów rowerowych dedykowana jest kolejna książka autorstwa Dariusza Marcinkowskiego, która jest właśnie przygotowywana, a jej wydanie zaplanowane zostało na wiosnę 2025 roku.
Tym razem będzie to wydawnictwo, które zatytułowałem „Rowerem po Małej Ojczyźnie”. Nie jest to tylko przewodnik rowerowy, ale opowieść, gawęda o miejscach ciekawych i ważnych historycznie oraz ich walorach krajobrazowych. Na kartach znajdą się też ludzie zaangażowani, pełni pasji i inspirujący, dzięki którym te miejsca maja swój klimat — zapowiada Dariusz Marcinkowski.
Stan uzależnienia bez skutków ubocznych
Autor poprzez książkę chce zachęcić do aktywnej turystyki, aby wsiąść na rower i z tej perspektywy poznawać najciekawsze miejsca Nowego Miasta Lubawskiego, Lubawy, Pojezierza Brodnickiego i Pojezierza Iławskiego. Tereny te, stanowiące dla pana Dariusza Małą Ojczyznę, to coś więcej niż przestrzeń, którą łatwo wyznaczyć granicami. Są to bowiem miejsca owiane historią, z którymi mieszkańcy i jednocześnie bohaterowie rozmów artyści, regionaliści, społecznicy, czują silną więź emocjonalną, nierzadko wręcz lokalny patriotyzm, z którym związane jest ich życie.
Autor dodaje, że podróże uwielbia, a miłość do wędrówek osiągnęła już stan uzależnienia — na szczęście bez skutków ubocznych...
Stanisław R. Ulatowski
Autor poprzez książkę chce zachęcić do aktywnej turystyki, aby wsiąść na rower i z tej perspektywy poznawać najciekawsze miejsca Nowego Miasta Lubawskiego, Lubawy, Pojezierza Brodnickiego i Pojezierza Iławskiego. Tereny te, stanowiące dla pana Dariusza Małą Ojczyznę, to coś więcej niż przestrzeń, którą łatwo wyznaczyć granicami. Są to bowiem miejsca owiane historią, z którymi mieszkańcy i jednocześnie bohaterowie rozmów artyści, regionaliści, społecznicy, czują silną więź emocjonalną, nierzadko wręcz lokalny patriotyzm, z którym związane jest ich życie.
Autor dodaje, że podróże uwielbia, a miłość do wędrówek osiągnęła już stan uzależnienia — na szczęście bez skutków ubocznych...
Stanisław R. Ulatowski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez