O powstaniu Kamienia Tatarskiego
2021-09-20 08:44:00(ost. akt: 2021-09-20 08:44:22)
Tuż przy miasteczku Nibork leży wielki kamień, prawie dziesięć metrów długi, pięć metrów szeroki i wystający ponad ziemię na dwa metry. Zwany jest Tatarskim Kamieniem. Niegdyś, w 1656 roku, podczas tragicznego najazdu tatarskiego, najeźdźcy oblegali także Nibork. Na tym głazie śmierć poniósł dowódca Tatarów, który został trafiony kulą wystrzeloną przypadkowo przez wieżowego stróża Nowaka. Po tym zdarzeniu Tatarzy odstąpili od oblężenia miasta.
Po bitwie pod Prostkami, jesienią 1656 roku, wojska tatarskie spustoszyły południowe i wschodnie Mazury. Wydarzenia te uznane zostały powszechnie za największą klęskę, jaka kiedykolwiek dotknęła tę krainę. W zapiskach kronikarskich, literaturze i folklorze z pokolenia na pokolenie przekazywano coraz bardziej ogólną wiedzę o okropnościach tego najazdu, który z czasem zlał się w jedno z pacyfikacją z lutego 1657 roku. (Lit.: Pohl 1943, s. 48.)
Faktycznie jest to głaz polodowcowy o długości 6m, szer. 4,5m i wys.1,8m z umieszczoną na szczycie kamienia kulą kamienną, na pamiątkę zdarzenia, które miało tu miejsce. W Polsce okres ten znany jest jako potop szwedzki. Zdradził elektor brandenburski i nie tylko on, gdyż na stronę szwedzką przeszli książęta litewscy Radziwiłłowie. W Bitwie pod Prostkami k/Ełku, ze strony szwedzkiej gen. Wenck i dowodzący wojskami pruskimi książę litewski Bogumił Radziwiłł, a ze strony polskiej wielki hetman polny litewski Wincenty Gosiewski dowodzący wojskami zaciężnymi tatarami krymskimi dokładnie należącymi do Ordy Buriackiej, którzy pokonali wojska szwedzko – pruskie.
Król Jan Kazimierz ze względu na brak kasy wyraził zgodę, aby Tatarzy sobie zapłatę w Prusach wypłacili. Wyglądało to tak, że spalili 13 miast i miasteczek, 37 dworów i kościołów, 250 wsi, zabito 11 tys.( - 39000) ludzi, pojmano i poprowadzono w jasyr na Krym 34 tys. ludzi. Natomiast w wyniku głodu i chorób, które po najeździe nastąpiły, głośnej zarazy dżumy (Pest) zmarło w południowej części Prus ponad 80 tys. ludzi.
Jak głosi legenda, po wygranej bitwie pod Prostkami koło Ełku, Tatarzy znaleźli się pod Nidzicą i też grabili, palili, zabijali i w jasyr brali. Ludność okoliczna ukryła się na zamku nidzickim, a dla załogi zamkowej był zakaz strzelania do wroga, aby go nie drażnić, by nie atakował zamku. Miejscowy krawiec Jan Nowak ze wsi Szeroki Pas k/Nidzicy został powołany do artylerii, gdyż miał bardzo dobry wzrok. Wobec tego pełnił służbę przy armacie na murach południowych zamku nidzickiego. W pewnym momencie zauważył na południe od zamku w odległości około 1,5 km przy wielkim kamieniu dużą grupę Tatarów.
Wycelował z armaty w stronę tego kamienia i strzelił, chociaż był zakaz. Za ten strzał Szwedzi – bo tu na zamku wówczas stacjonowała załoga szwedzka i Rajcy Miejscy chcieli go wydać Tatarom jako prowodyra, ponieważ bali się ich ataku na zamek. Nowak schował się w stajni w oborniku końskim. Tatarzy po strzale armatnim wycofali się, gdyż Nowak tak celnie strzelił, zabijając dużą ich ilość, w tym samego wodza.
Po odstąpieniu Tatarów, zaczęto szukać Nowaka, ale już nie jako prowodyra tylko bohatera. Wydała go żona, więc po 3 dniach został przywitany jak bohater, który ocalił zamek. Otrzymał ziemię o pow. 16 mórg tj. 1 morga x 0,52 ara = ponad 8 ha, parcelę w mieście tj. nieruchomość, oraz pieniądze na pobudowanie domu, a ulica Zamkowa do końca II wojny światowej, a nawet dłużej bo za „administracji radzieckiej” tj. okupacji radzieckiej nazywała się Novakstrasse.
Po tej hekatombie w przeciwieństwie do Zakonu Krzyżackiego, który zakazywał osiedlania się ludności polskiej z małymi sporadycznymi wyjątkami, aby nie zepsuć tzw. PKB, które 2 – krotnie było wyższe od Polski i Wielkiego Ks. Litewskiego razem wziętych. Małe państwo zakonne, ale dwukrotnie bogatsze. Było bardzo dobrze zarządzane – było jedynym państwem, które nie miało długów.
Ponadto poza granicami swego państwa posiadało liczne Baliwaty: najbliższy śląsko – morawsko – czeski, na terenie Niemiec, Francji, Hiszpanii, Włoch, a nawet na Kaukazie w Armenii. Władze Pruskie zaczęły ściągać osadników już nie tylko z Niemiec, ale z: Austrii ze stromych dolin Pinzgau i Pongau, 20,8 tys. Salzburczyków, którzy przybyli w 1732 roku od kwietnia do lipca na zaproszenie króla Prus Fryderyka Wilhelma I (1713-1740) w 26 kolumnach w każdej po ponad 800 osób. Idąc w swych alpejskich ubraniach wywoływali poruszający efekt wśród obserwatorów.
Szli najpierw przez Frankonie i Saksonię, gdzie witano ich i obdarowywano ich dzieci, rzucając z okien monety, dając im żywność i ubrania. Porównywano ich do dzieci Izraela, które opuściły niegościnną ziemię egipską i udawały się do ziemi obiecanej. Byli to luteranie austriaccy, którzy straszeni przez arcybiskupa Austrii Antona Frimiana i cesarza Austro – Węgier użyciem wobec nich wojska, aby wymusić ich powrót do wiary katolickiej. Skorzystali oni z zaproszenia króla Prus. Osiedlono ich na równinie Pruskiej, Litwie na północ od Gołdapi, gdzie była tzw. enklawa Salzburska do końca II wojny światowej – teraz jest taka w Niemczech. Ponadto w owych czasach z Europy na terenie Prus Wschodnich między innymi osiedlono: 4,5 tys rolników szwajcarskich z rodzinami, Holendrów, Francuzów ponad 20 tys. – w 1700 r. co 3 – trzeci berlińczyk był Francuzem, też ponad 20 tys. Anglików i Szkotów, Szwedów, Czechów, Ślązaków, Rosjan i Żydów.
Automatycznie z północnego Mazowsza osiedlała się ludność polska. W przeciwieństwie do tej pruskiej w pierwszej połowie XVII wieku, osiedlała się ludność wyznania ewangelickiego z Prus na północnym Mazowszu k/Myszyńca, gdzie było kilkanaście parafii ewangelickich – jak podaje prof. Janusz Małłek – „Na marginesie należałoby wspomnieć o rzeczy mało znanej, iż w XVII wieku z kolei osadnicy z Mazur brali udział w kolonizacji Kurpi. Powstały tutaj nawet parafie ewangelickie, które uległy likwidacji w wyniku akcji misyjnej jezuitów w Myszyńcu”, które zlikwidowali misyjnie polscy jezuici. W wyniku osiedlania się ludności polskiej na terenach powyżej Zimnej Wody aż za dzisiejszą granicę na północ mieszkała ludność: pruska, niemiecka i polska, a dalej ludność pruska, niemiecka i litewska. tereny te władze pruskie nazwały Masuren, a Polacy mówili Mazury Pruskie.
Uczonym językiem ludność nazywano Mazurami Pruskimi lub Polakami Pruskimi. Ludność z terenów zaboru rosyjskiego, a następnie z odrodzonej Polski, ze względu na wyznanie religijne nazywała ich „Luterakami”. Oni tę ludność nazywali „Kongresiakami”, a Polskę „Kongresówką” w języku potocznym. Tereny, które w okresie późniejszym objęły tereny niemieckiego Oberlandu tzw. Górnego Kraju - Górnych Prus, nazywano po polsku Pogórzem Polskim są to okolice po dzisiejsze: Dąbrówno, Działdowo, Nidzicę, Olsztynek i Ostródę dawną perłę Oberlandu.
Na terenie Oberlandu władze pruskie osiedlały ludność narodowości niemieckiej z n/w górzystych landów: Badeni – Wirtembergii, których mieszkańcami są Szwaby i z Turyngii. Na tym terenie poza mową niemiecką w większości używana była mowa mazurska tzw. dialekt ostródzki, który stosowany jest w utworach literackich i w zebranych 600 pieśniach ludowych z tych terenów przez Gustawa Gizewiusza, a przekazanych przez niego Oskarowi Kolbergowi. W okresie międzywojennym mieszkało na tych terenach dawnych Prus Wschodnich około 15 narodowości, taka mała Europa.
oprac. Ryszard Oswald Bandycki
LOT PN
LOT PN
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez