Ks. Karol Misiewicz z Parafii Miłosierdzia Bożego w Nidzicy: Parafianie przyjęli mnie jak swojego

2021-08-14 16:00:00(ost. akt: 2021-08-15 15:25:46)
Ksiądz Karol Misiewicz do Nidzicy przyjechał z Reszla

Ksiądz Karol Misiewicz do Nidzicy przyjechał z Reszla

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Ksiądz Karol Misiewicz do Nidzicy przyjechał z Reszla i służy w parafii Miłosierdzia Bożego. Jego powołanie zrodziło się od przypatrywania wujkowi kapłanowi, który imponował mu swoją postawą, słowem, aurą spokoju, cichości i harmonii.
— Skąd ksiądz przyjechał do Nidzicy?
— Przyjechałem z Reszla, gdzie pracowałem jako ksiądz wikariusz i nauczyciel w zespole szkół. Po 4 latach otrzymałem dekret do Nidzicy. Nidzicę znałem z pielgrzymek, mam tutaj wielu przyjaciół, znajomych, więc łatwo było mi się odnaleźć. Mieszkam tu od roku, ale niestety wkrótce wyruszam do Olsztyna. To był owocny rok, czas pracy, nabywania nowych umiejętności, poznawania terenu. To dla mnie ważne, że miałem chociaż krótką możliwość mieszkania w Nidzicy i poznania tego pięknego miasta.

— Ja odnalazł się ksiądz w Nidzicy? Pierwsze wrażenie po dotarciu? Co się księdzu najbardziej podobało?
— Przyjechałem w czasie pandemii, więc trafiłem na trudny moment. Świat spowolnił trochę, obostrzeń nałożonych z góry też mieliśmy niemało. Jednak to, co mnie urzekło to otwartość ludzi. Bardzo ważne dla mnie było to, że parafianie otoczyli mnie troską, podchodzili do mnie, zadawali różne pytania, nie traktowali jako kogoś obcego, a raczej przyjęli jako swojego. I to było piękne.

— Kiedy poczuł ksiądz powołanie?
— Byłem dzieckiem, nie chodziłem jeszcze do szkoły. Przypatrywałem się wujkowi, który był księdzem. Imponował mi swoją postawą, swoim słowem, aurą spokoju, cichości, harmonii. Chciałem go naśladować. To właśnie wujek wzbudził we mnie pobożność, poczucie tego, że Bóg to jest ktoś ważny, chociaż wtedy jeszcze nie do końca rozumiałem, kim jest Bóg. Moje powołanie to też przede wszystkim moja rodzina, która kładła nacisk na chodzenie do kościoła, modlitwę, relację z Bogiem. Pamiętam, że kiedy byłem ministrantem i powiedziałem mamie: ,,Dzisiaj mi się nie chce", odparła, że nie kazała mi zostawać ministrantem, a zapisanie się wymaga konsekwencji i odpowiedzialności. W taki sposób byłem wychowywany, że to jest obowiązek, ale też przywilej. Jesteś już kimś, więc masz pewne obowiązki. Odkrywałem Pana Boga stopniowo. Zawsze jednak w trudnych momentach wiedziałem, że On jest obecny, że mogę na Niego liczyć. Często, oprócz zwykłego pacierza, prowadziłem z nim własne dysputy. W podstawówce czy gimnazjum lubiłem przychodzić pół godziny przed mszą i prowadzić z Panem Bogiem swoją rozmowę, taką wolną, własnymi słowami. Moje pierwsze wiersze też były modlitwą do Pana Boga. Wiedziałem, że to jest ktoś mi najbliższy i nigdy mnie nie zawiedzie. Koledzy, przyjaciele są na moment, ale to Pan Bóg jest tym, który mnie kształtuje. Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że nie miałem w życiu takich momentów zachwiania, że jednak zostanę kimś innym, bo z zawodu jestem też kucharzem. Skończyłem zawodówkę i zyskałem tytuł kucharza, ale ta myśl o Bogu, pragnienie kapłaństwa nadal było we mnie żywe, mimo wielkich zachwiań i różnych sytuacji.

— Wspominał ksiądz, że miał wątpliwości, były one związane z kapłaństwem?
— To że człowiek ma wątpliwości, nie oznacza, że porzuca wiarę. Pytania trzeba stawiać na każdej drodze. Czego dziś Bóg ode mnie oczekuje? Czy dobrze dzisiaj robię? Czy pójść do tego seminarium? Może powinienem być tym kucharzem, siedzieć w kuchni i założyć rodzinę? Człowiek, który stawia pytania odkrywa. Człowiek, który idzie ślepo i nie stawia pytań może odnieść sukces, ale to jest takie palcem po wodzie pisane. My ludzie mamy naturę takiego myśliciela, czyli powinniśmy myśleć, a jeżeli myślimy, to stawiamy pytania i szukamy odpowiedzi. Ja odkrywam odpowiedź w modlitwie.

— Jak wygląda dzień z życia księdza?
— Typowy dzień zaczyna się wspólnym śniadaniem z proboszczem, później każdy zmierza do swoich obowiązków szkolnych. Następnie msza święta wieczorna i wspólnoty. Spotkań wspólnotowych potrzebują zarówno ludzie, jak i kapłani. Niezwykle wartościowe jest przebywanie z drugim człowiekiem, szukanie tego człowieka, odkrywanie piękna bycia ze sobą. To jest bardzo ważne i na tym głównie polega rola kapłana. Żeby uczestniczyć w życiu ludzi, nienachalnie, ale z dużą otwartością. Bo ludzie też potrzebują kapłana w swoim życiu, zwłaszcza w trudnym dla siebie czasie. Okres pandemii skłania ku Bogu, skłania ku temu, co jest ostateczne, co najważniejsze. My kapłani się nie nudziliśmy, my po prostu staraliśmy się na tyle, na ile potrafimy wychodzić naprzeciw oczekiwaniom ludzi.

— Wspomniał ksiądz, że pracuje w szkole. Jak wygląda współpraca z młodzieżą ?
— Uczę w dwóch szkołach - w Zespole Szkół Samochodowych w Olsztynie i w szpitalu w Ameryce, w podstawówce. Młodzież potrzebuje relacji, kontaktu z osobą duchowną, konfrontacji wartości pokazywanych przez media, portale społecznościowe, a także wartości przekazywanych przez kościół. Młodzi ludzie zadają różne pytania i oczekują na nie odpowiedzi. Odbywa się to jednak na poziomie dialogu i to jest piękne. Podchodzimy do siebie nawzajem, stawiamy krok do przodu i szukamy wspólnej drogi. Dzisiaj bycie poszukiwaczem jest bardzo cenne. Niezamykanie się na różne światy, konfrontowanie tego, co ma się w środku, otwartość na myślenie, które jest dzisiaj w cenie. Młodzież taka właśnie jest. Dzieci są otwarte, pełne zaufania i wchodzą w to wszystko, co jest dla nich przygotowane, zadają mnóstwo pytań i po prostu współpracują. Bardzo dobrze mi się pracowało i zarówno w samochodówce w Olsztynie, jak i w szkole podstawowej.

Obrazek w tresci

Młodzież potrzebuje relacji, kontaktu z osobą duchowną, konfrontacji wartości pokazywanych przez media, portale społecznościowe, a także wartości przekazywanych przez kościół — mówi ks. Karol
fot. archiwum prywatne

— Są jakieś znaczące różnice pomiędzy starszymi i młodszymi uczniami?
— Młodsze dzieci potrzebują opowiadania, obrazu, poświęconego czasu. Młodzież sama przychodzi z tematami, stawia pytania, potrzebuje dialogu. Chce, żeby usiąść z nimi, porozmawiać, rozwiać wątpliwości, skonfrontować pewne kwestie. Wbrew wszelkim opiniom młodzież nie jest zła, a wręcz na odwrót, młodzież jest bardzo dobra, ponieważ szuka i to u niej cenne: potencjał takiego odkrywcy, to że chcą szukać i stawiać pytania. Inaczej też przygotowuje się katechezę dla dzieci w podstawówce, a inaczej dla młodzieży, której zostawia się więcej czasu na pytania i dyskusję. Oni naprawdę wtedy mają czas dla siebie, ksiądz jest dla nich. Dzieci potrzebują po prostu poprowadzenia, jeszcze nie mają takiej wyobraźni, takich dylematów, z jakimi musi się zmierzyć człowiek w dorosłości, w późniejszych latach.

— A jak przygotowuje się ksiądz do wygłaszania kazań?
— Przede wszystkim poprzez lekturę Pisma Świętego. Trzeba sięgnąć do Słowa Bożego, które jest dane przez Kościół na dzisiejszy dzień. Następnie przychodzi czas na kontemplację Słowa Bożego. Kapłan nie mówi kazania tylko do ludzi, ale przede wszystkim też do siebie. Najpierw sam musi zmierzyć się ze Słowem Bożym, zadać sobie pytania, które z tego słowa wypływają. I to właśnie ta myśl, ten owoc czasu ze Słowem Bożym jest kazaniem. Chcę się podzielić swoją refleksją, myślą, która dla mnie wybrzmiała w Słowie Bożym. Sięgam też do różnych myśli świętych osób, które posiadają autorytet w kościele, które też klęczały przed Słowem Bożym. Nie możemy zostawić dorobku naukowego i intelektualnego osób, które były przed nami, które też szukały odpowiedzi na swoje życie. Dla mnie jest to bardzo cenne, mam naturę filozofa i pytanie jest połową sukcesu do odkrycia czegoś dla siebie.

Obrazek w tresci

Powołanie ks. Karola zrodziło się od przypatrywania wujkowi kapłanowi
fot. archiwum prywatne

— Jest jakaś osoba w historii kościoła, która wywarła na księdzu największe wrażenie?
— Nie ma osoby, która jest dla mnie odpowiedzią na wszystko. Jeżeli chodzi o kazania, to bardzo lubię wsłuchiwać się w słowa ks. Pawlukiewicza. To dla mnie taki kaznodzieja, który potrafił w sposób czasami żartobliwy, niekiedy w sposób poważny, zobrazować prawdę tak, że każdy potrafił ją przyjąć. To mój autorytet w dziedzinie kazań. Jeśli chodzi o mądrość teologiczną, o myśl nad kazaniami i samodyscyplinę naukową to moim idolem jest papież Benedykt XVI, który wiele wniósł w dzisiejsze rozumienie teologii. To nieoceniony skarb, na tych dwóch osobach się wzoruję.
Jeśli chodzi natomiast o moje powołanie, to takim największym autorytetem cieszył się ksiądz z mojej rodziny, redemptorysta, który bardzo mi imponował jako dziecku. Zmarł młodo, jak byłem jeszcze mały, ale już wtedy chciałem mu powiedzieć, że będę kapłanem jak on, że pójdę w jego ślady.

— Czym ksiądz się interesuje?
— Udało mi się połączyć ze sobą dwie pasje. Dlatego że, jako student, odkryłem filozofię i ja raczej nie jestem odtwórcą pewnych myśli, czyli nie sięgam po innych filozofów. Każdy z nas jest filozofem, tylko nie każdy chce to uprawiać. Każdy stawia pytanie, ale niektórzy na tym pytaniu poprzestają, nie szukając prawdy. Natomiast połączyłem właśnie tę filozofię, to stawianie pytań z poezją. Piszę wiersze, staram się swoje myśli, refleksje na różne tematy zamieszczać w swoich wersetach, żeby dzielić się z innymi swoją wiarą, swoimi wartościami, różnymi odkryciami w tym świecie, w samym sobie. Równie ważna w poezji jest dla mnie modlitwa. Dlatego można powiedzieć, że literatura łączy ze sobą wszystko, co lubię. Dzisiaj poezja jest niszowa, ale z drugiej strony może to dobrze, bo sięgają po nią ci, którzy rzeczywiście szukają czegoś w swoim życiu i chcą odkrywać. Chociaż nie umniejszam innym formom sztuki, takim jak jazz czy proza, malarstwo, ponieważ każdy odkrywa prawdę na swój sposób i to jest też piękne.

— Skąd talent do pisania?
— Czy talent to nie wiem (śmiech), natomiast grono swoich stałych czytelników, sięgających co jakiś czas po moją twórczość, jest dość szerokie i już pytają kiedy będzie kolejny tomik, kiedy poznamy nowe wiersze. To zrodziło się z poszukiwania ujścia siebie. Niektórzy wybierają sport, emocje rozładowują kopiąc w piłkę. Ja kiedy jestem smutny albo czuję euforię, która aż mnie rozpiera sięgam po laptopa, włączam muzykę i zapisuję słowa, które tworzą utwór, piosenkę czy wiersz.
W poezji nie lubię pytania, co autor miał na myśli. Uważam, że jest bezzasadne. Jeżeli autor był akurat smutny, odnosił wiersz do swojego życia i zapisywał słowa, by było one tylko dla niego. Jednak odbiorca, czytając utwór, żyje w innym świecie, innym środowisku, targają nim inne emocje.
Pamiętam, jak pewnego razu, jedna pani napisała mi w komentarzu pod wierszem, dlaczego piszę takie smutne wiersze, czy przeżywam jakiś kryzys? Dla mnie było wręcz odwrotnie. To było coś, co miało pokrzepić, postawić pytanie, i to pytanie miało być odpowiedzią, motywacją do rozwoju, wzmocnieniem. Dla tej pani mogło być to natomiast coś, co akurat przeżywała wewnętrznie i co nadawało utworowi inne tempo. Nie należy obwiniać ani autora ani adresata, bowiem każdy coś innego z wiersza wyciągnie.

— Dużo ksiądz czyta? Ulubieni autorzy?
— Wymieniłbym chociażby Minkowskiego "Gruby". Opowiada o chłopcu, który przeżył wojnę, o jego psychicznych zmaganiach powojennych. Zdobywał przyjaciół, kolegów i musiał się zmierzyć z nową rzeczywistością. Bardzo ciekawa książka. Moimi autorytetami w poezji są Różewicz i Herbert. Bardzo lubię też zdanie Różewicza, że poeta to stróż prawd. Każdy kto bawi się słowem, czy to dziennikarz, czy poeta, każdy jest odpowiedzialny za prawdę w tym słowie.

— Często ksiądz odwiedza rodzinę?
— Rodzina to pierwsze seminarium każdego kapłana. Powołania rodzą się z rodziny, bez rodzin tych powołań byłoby mniej. Bóg na pewno by sobie poradził, ale to by był trud ogromny. Rodziny kształtują młodych kapłanów, przecież pierwsze wartości wynosimy z domu, są z naszych rodzin, są przekazywane. Moja rodzina pełni bardzo ważną rolę w moim życiu i dlatego staram się odwiedzać ją tak często, jak tylko mogę. Co prawda nie zawsze się da, chociaż bardzo bym chciał. Jednak praca duszpasterska to powołanie, poświęcenie czegoś, ale zawsze trzeba znaleźć czas dla rodziny. Nie mam już taty, staram się odwiedzać mamę przynajmniej kilka razy w miesiącu.

— Czy ksiądz ma urlop? Jak go spędza?
— Księdzu przysługuje miesiąc urlopu i połowę tego czasu spędzam z rodziną. W tym czasie jednak jeżdżę też na rekolekcje ignacjańskie i staram się samemu ugruntować w wierze, swoim powołaniu. Cały czas musimy pracować nad sobą, żeby nie stać w miejscu, rozwijać się. Te rekolekcje dla siebie to taka można powiedzieć inhalacja duchowa, a dwa tygodnie, nawet ponad poświęcam dla duszpasterstwa. Prowadzę oazę trzeciego stopnia dzieci bożych, teraz będę, w czasie urlopu, prowadził rekolekcje dla młodzieży. To jednak dla mnie forma odpoczynku, ponieważ zmieniam wtedy środowisko. Oczywiście pracuję, ale ten rytm pracy jest inny. Poświęcam się temu, ale ja to naprawdę kocham.

— Parafia angażuje się w akcje charytatywne? Ksiądz włącza się w nie?
— Oczywiście, że parafia włącza się w akcje charytatywne. Zbieraliśmy i wspieraliśmy zbiórkę na rzecz Lenki, proboszcz Andrzej Midura był otwarty na wszelkie inicjatywy i możliwe sposoby pomocy tej dziewczynce. Kościół bardzo angażuje się w te sprawy, przecież Caritas działający przy parafiach to przeogromna pomoc najbiedniejszym i tym, którzy zmagają się z trudnościami na co dzień. To nie jest żadna akcja, ja nie lubię słowa akcja. Akcja kojarzy mi się z jednorazówką, którą bierzemy ze sklepu. Akcja jest dobra, jeżeli wychodzi z formacji i działa prężnie przez cały czas. Pomoc ludzi Lence i innym osobom chorym to jest owoc formacji, ich serca, sumienia, wrażliwości na dobro drugiego człowieka. Trzeba pomagać temu dobru, bo dobro jest, tylko musimy się otwierać na nie.
Swego czasu zbieraliśmy też pokarm dla zwierząt ze schroniska. Więc jak najbardziej jest ta pomoc dla zwierząt i dla ludzi. Oczywiście w miarę naszych możliwości, zawsze chciałoby się więcej, ale niestety mamy jako ludzie możliwości ograniczone. Jednak jak powiedział Jan Paweł II: ,,Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali".

— Plany na przyszłość?
— Podobno, żeby rozśmieszyć Boga wystarczy podać mu swoje plany i założenia. Teraz, na najbliższy czas, na pewno jest mi pisane bycie kapłanem w parafii Ewangelisty Mateusza w Olsztynie, ale nie wiadomo jak długo tam będę. A co spotka mnie dalej - tego nie wiem. Po prostu trzeba żyć i służyć w jakimkolwiek miejscu się jest. Wszędzie trzeba spełniać swoje obowiązki, być dla drugiego człowieka i to jest to, co czeka na pewno.

Jakub Jankowski, zl


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B