Właściciel dóbr rycerskich z Kownatek, Heinrich Headge, padł ofiarą topicha

2021-08-15 10:00:00(ost. akt: 2021-08-12 13:31:10)

Autor zdjęcia: Domena publiczna/Iwan Bilibin, Wodnik

W okresie międzywojennym i nie tylko znane były opowieści o Topniku, demonie wodnym zwanym też topichem, topielcem, wodnikiem, Wassermannem, a których miało oglądać z bliska wielu ludzi. Są niewielkie, mniej więcej takie, jak sześcioletnie dziecko, mają długie włosy ociekające wodą.
Ubrani w czerwone przemoczone ubranie, czasem też z założoną czerwoną czapeczką na głowie. Ubrudzeni błotem i wodorostami, uznawani za duchy utopionych ludzi. Posiadali bardzo demoniczny wygląd – mieli podobny do ludzkiego owłosiony tułów, jasnoczerwoną głowę, płetwokształtne ręce.

Zamiast nóg ciemnozielony rybi ogon. Co do ich charakteru podaje się, że w niemieckiej tradycji rusałki są istotami okrutnymi, jeśli je rozdrażnić przez złość czy swawolę, ale pomimo tego jednak często okazują przychylność, wyświadczając ludziom wszelkiego rodzaju dobro. Natomiast o takich właściwościach topichów podania mazurskie nic nie mówią. Pewne jest tylko to, że w niektórych okresach topich wymaga ofiary. Jest taki przekaz, że są jeziora, rzeki, stawy i inne zbiorniki wodne, w których musi utonąć co najmniej jedna osoba w roku.

W momencie, w którym topich ma dostać ofiarę, można usłyszeć, jak on krzyczy w wodzie, śmieje się, płacze, lamentuje, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę osób znajdujących się w jego pobliżu. Zniecierpliwiony oczekiwaniem na swoją ofiarę woła: „Czas idzie i godzina, a człowieka nie ma” lub „Czas idzie i godzina, a żadnej duszy nie ma”. Zbliżającą się śmierć zapowiadał dźwięk trzykrotnego klaśnięcia topnikowych dłoni. Ten kogo upatrzył sobie jako ofiarę topnik, komu przeznaczona była śmierć poprzez utonięcie z nieprzepartą siłą pędził do wody i pomimo natychmiastowej pomocy musiał utonąć w wodzie lub w jakimś innym płynie, co potwierdza opisana poniższa opowieść.

Dawno temu właściciel dóbr rycerskich z Kownatek, Heinrich Headge, jechał powozem ze swoim stangretem ciemną nocą koło jeziora Kownackiego, które miało swego topicha. Stangret chciał się zatrzymać, poczuł bardzo silne pragnienie, które chciał ugasić piciem wody z jeziora Kownackiego. Właściciel Heinrich Haedge dobrze wiedział, że jezioro co roku wymaga ofiary. Słysząc jednocześnie żałosny głos topicha domagającego się ofiary, wziął od stangreta lejce w swoje ręce i szybkim kłusem pognał konie. Pojechał skrótem, skręcając z głównej drogi tuż za jeziorem Kownackim w polną drogę do Turowa.

Powożąc z dużą szybkością minął wieś Turowo. Jechał tak szybko, że dopiero zatrzymał konie z powozem w Browinie. Dokładnie zatrzymał się przed żydowską gospodą, której właściciel Emanuel Beselt, zaprosił go ze stangretem do wnętrza gospody. W gospodzie Heinrich Haedge kazał podać swemu stangretowi piwa. Polecenie to wykonał sam właściciel gospody w Browinie Emanuel Beselt. Stangret niemal natychmiast po wypiciu z kufla piwa, padł na wznak martwy. Tak więc nie uszedł swemu przeznaczeniu, bezwzględny topich dopiął swego, dopadł swą ofiarę. Opowiadanie to wykazuje taki szczegół, że głosu topicha przeznaczona mu ofiara nie słyszy, albo ten głos jest tak przyciągający, że ofiara nie jest w stanie się mu oprzeć.

Ponadto nadmieniam, że z rodzinnych przekazów pamiętam opowieść o już nieistniejącym na rzece Szkotówce młynie rzecznym Patora. Mama z ciotką opowiadały, że Patora to była taka demoniczna postać. Była to kobieta o siedmiu nogach, posiadała w sobie ciemne i tajemnicze moce, którymi wywierała wpływ na mieszkańców Szkotowa i pobliskich miejscowości.

Mieszkańcy, aby uniknąć działania jej ciemnych sił, omijali to miejsce. Być może dlatego młyn Patora przestał działać. Podobno w tym miejscu nadal działają złe moce, które sprowadziła demoniczna postać zwana Patora. Jak ustalono wyraz Patora jest pochodzenia hiszpańskiego. Wobec tego warto wiedzieć, że na te stare dawne pruskie ziemie prawie równorzędnie z Zakonem Krzyżackim przybył też inny zakon rycerski. Był to w 1231 roku. Na podbój Prus przybył i osadził się w Tymawie koło Gniewu hiszpański Zakon Rycerski Kalatrawensów, który w pewnej mierze był zależny od cysterskiej kapituły generalnej.

Co prawda jest też blisko gminy Kozłowo miejscowość Tymawa, znajduje się ona przy drodze z Januszkowa do Mielna za Sitnem. Tak więc blisko Szkotowa, ale jest to już teren sąsiedniej gminy. Tymawa jest to wieś rycerska powstała na 40 włókach w 1328 roku. W latach 1382 – 1384 występuje w jej dokumentach jako sędzia ziemski Albrecht z Tymawy. W latach 1409 – 1411 w czasie wielkiej wojny pruskiej z Zakonem Krzyżackim, jak podano została zniszczona przez Tatarów i Litwinów. Straty wsi oceniono na sześćset grzywien. Być może założycielami tej wsi rycerskiej byli Hiszpanie, jak również młyna „Patora” w Szkotowie.

Opracował:
Przewodnik Terenowy Turystyczny
Ryszard Oswald Bandycki.

Topnik Jezioro Święte koło Olsztynka, Gm. Olsztynek, pow. olsztyński.
Pewnego razu z Olsztynka do swojej rodzinnej wsi Kurki wracał pracowity stolarz. Droga wiodła wzdłuż brzegu jeziora Świętego i przechodniowi zachciało się pić. Z każdym łykiem pragnienie mężczyzny zwiększało się coraz bardziej, tak, iż żeby je zaspokoić postanowił wdrapać się na nadbrzeżne drzewo, by łatwiej mu było zaczerpnąć wody. Na wystającym z jeziora korzeniu drzewa zobaczył leżące ubranie i pomyślał, że akurat ktoś bierze kąpiel.

Zdziwił się jednak, bowiem na jeziorze nie mógł dostrzec nikogo kąpiącego się. Gdy nachylił się nad wodą, żeby pić pełnymi haustami, wnet wynurzyła się przed nim dziwna istota. Po jej nieludzkim wyglądzie przechodzień natychmiast rozpoznał topnika. Górna część ciała potwora była bardzo owłosiona, tułów choć podobny był do ludzkiego, miał jasnoczerwoną głowę i płetwokształtne ręce. Dolna przypominała ciemnozieloną rybę z bardzo długą płetwą ogonową.

Gdy śmiertelnie przerażony wędrowiec uczynił znak krzyża, potwór zniknął, ale wcześniej zapowiedział, że się jeszcze spotkają. Zlany potem rzemieślnik powrócił do domu, ale od razu nie mógł opowiedzieć nikomu, co się stało. Dopiero później przyznał się domownikom do dziwnego spotkania. Po kilku latach w gazetach można było przeczytać, że któregoś dnia późnym wieczorem, w przepływającej przez jezioro Święte rzece Marózce utonął ów stolarz. Topnik obiecał mu przecież, że się spotkają.

Topnik miewał także mniej ludzką fizjonomię, która jeszcze bardziej potęgowała strach przed niosącym śmierć demonem wód. Być może potwór z jeziora Świętego był owocem gorącej miłości „klasycznego” topnika z jakąś inną istotą demoniczną, a może po prostu z rybą? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, jedno było pewne – na kogo topnik zagiął swój parol, ten musiał utonąć. (Lit.: Pohl 1943, s. 212 – 213.)

Opracował:
Przewodnik Terenowy Turystyczny
Ryszard Oswald Bandycki.


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B