Ambasadorka Warmii
2025-05-10 16:00:00(ost. akt: 2025-05-07 17:22:21)
Warmią nasiąkałam od dzieciństwa. Pejzażami, klimatem, spokojem, wszystkim, w czym zawiera się jej kwintesencja. To Warmia stała się moim miejscem na ziemi i moim domem — mówi Wioletta Sawicka, pisarka z Olsztyna.
— Najnowsza odsłona „Opowieści Warmińskiej” nosi tytuł „Wszystko jeszcze przed nami”. Przenosi nas w czasy, kiedy na Warmię przybyli nowi mieszkańcy. To część również twojej historii. Kiedy poczułaś, że Warmia jest "twoja"?
— Nie mogę powiedzieć, że wyssałam Warmię z mlekiem matki, bo moja rodzina przyjechała tutaj z Wileńszczyzny w 1958 roku. Jednak ja urodziłam się już tutaj. W samym sercu Warmii – w Lidzbarku Warmińskim. Nasiąkałam nią od dzieciństwa. Pejzażami, klimatem, spokojem, wszystkim, w czym zawiera się jej kwintesencja. To Warmia stała się moim miejscem na ziemi i moim domem. Dopiero kiedy podrosłam, zaczęłam odkrywać w sobie swoją kresową duszę. W dużej mierze dzięki mojej babci, która dużo mi opowiadała o Wileńszczyźnie. Jej opowieści i losy mojej rodziny posłużyły mi za kanwę do napisania sagi „Wiek miłości, wiek nienawiści”.
— Nie mogę powiedzieć, że wyssałam Warmię z mlekiem matki, bo moja rodzina przyjechała tutaj z Wileńszczyzny w 1958 roku. Jednak ja urodziłam się już tutaj. W samym sercu Warmii – w Lidzbarku Warmińskim. Nasiąkałam nią od dzieciństwa. Pejzażami, klimatem, spokojem, wszystkim, w czym zawiera się jej kwintesencja. To Warmia stała się moim miejscem na ziemi i moim domem. Dopiero kiedy podrosłam, zaczęłam odkrywać w sobie swoją kresową duszę. W dużej mierze dzięki mojej babci, która dużo mi opowiadała o Wileńszczyźnie. Jej opowieści i losy mojej rodziny posłużyły mi za kanwę do napisania sagi „Wiek miłości, wiek nienawiści”.
— Co było najtrudniejsze w pisaniu najnowszej części „Opowieści Warmińskiej”?
— „Wszystko jeszcze przed nami”, piąty tom „Opowieści warmińskiej” to czas, kiedy świat podnosił się z wojennej pożogi. To opowieść o zwykłych ludziach, mieszkańcach tych terenów - Warmiakach, Mazurach, których wojenna zawierucha rzuciła daleko od domu. To czas poszukiwania bliskich, rozłąki z rodziną. Czas, w którym następuje wymiana mieszkańców, kiedy na Warmię i Mazury napływają repatrianci ze Wschodu. Historia stanowi ważne tło w moich książkach. Jestem wręcz drobiazgowa w sprawdzaniu szczegółów historycznych okresu, w którym rozgrywa się akcja moich powieści. To dokumentowanie faktów zajmuje mi bardzo dużo czasu, ale chcę zachować wiarygodność. Jednak nawet najbardziej wiernie oddane tło historyczne pozostaje tylko tłem. Zawsze najważniejszy jest bohater, jego emocje, przeżycia i koleje losu. Myślę, że właśnie ten bagaż emocji, jakie towarzyszyły moim bohaterom, był dla mnie najtrudniejszy przy pisaniu tej części.
— „Wszystko jeszcze przed nami”, piąty tom „Opowieści warmińskiej” to czas, kiedy świat podnosił się z wojennej pożogi. To opowieść o zwykłych ludziach, mieszkańcach tych terenów - Warmiakach, Mazurach, których wojenna zawierucha rzuciła daleko od domu. To czas poszukiwania bliskich, rozłąki z rodziną. Czas, w którym następuje wymiana mieszkańców, kiedy na Warmię i Mazury napływają repatrianci ze Wschodu. Historia stanowi ważne tło w moich książkach. Jestem wręcz drobiazgowa w sprawdzaniu szczegółów historycznych okresu, w którym rozgrywa się akcja moich powieści. To dokumentowanie faktów zajmuje mi bardzo dużo czasu, ale chcę zachować wiarygodność. Jednak nawet najbardziej wiernie oddane tło historyczne pozostaje tylko tłem. Zawsze najważniejszy jest bohater, jego emocje, przeżycia i koleje losu. Myślę, że właśnie ten bagaż emocji, jakie towarzyszyły moim bohaterom, był dla mnie najtrudniejszy przy pisaniu tej części.
— W jaki sposób budować wiedzę o tamtych czasach, by ludzie czuli związani się z tym miejscem?
— Zwróćmy uwagę, że II wojna światowa, nawet pierwsza, to nie aż tak zamierzchłe czasy. Literatura badawcza czy faktograficzna, dotycząca tamtych wydarzeń jest dość bogata. Przeglądam rozmaite roczniki, pamiętniki dostępne w bibliotece cyfrowej, stare gazety, mapy. Jeśli czegoś sama nie mogę znaleźć, zamęczam pytaniami znajomych historyków. Odwiedzam miejsca, o których piszę, jeśli naturalnie mogę, bo nie wszędzie da się dotrzeć w obecnej sytuacji, kiedy trwa wojna w Ukrainie. Planowałam na przykład spenetrować wszystkie miejsca, o których piszę w książkach, a które znajdują się na północy dawnych Prus Wschodnich. Jak choćby obóz w Hohenbruch, gdzie zginął Seweryn Pieniężny. Teraz to obwód królewiecki. Wyjazd w tamte strony jest znacznie utrudniony, ale nie niemożliwy, więc może się zdecyduję. Chodzi mi taki pomysł po głowie.
— Zwróćmy uwagę, że II wojna światowa, nawet pierwsza, to nie aż tak zamierzchłe czasy. Literatura badawcza czy faktograficzna, dotycząca tamtych wydarzeń jest dość bogata. Przeglądam rozmaite roczniki, pamiętniki dostępne w bibliotece cyfrowej, stare gazety, mapy. Jeśli czegoś sama nie mogę znaleźć, zamęczam pytaniami znajomych historyków. Odwiedzam miejsca, o których piszę, jeśli naturalnie mogę, bo nie wszędzie da się dotrzeć w obecnej sytuacji, kiedy trwa wojna w Ukrainie. Planowałam na przykład spenetrować wszystkie miejsca, o których piszę w książkach, a które znajdują się na północy dawnych Prus Wschodnich. Jak choćby obóz w Hohenbruch, gdzie zginął Seweryn Pieniężny. Teraz to obwód królewiecki. Wyjazd w tamte strony jest znacznie utrudniony, ale nie niemożliwy, więc może się zdecyduję. Chodzi mi taki pomysł po głowie.
— Czasem mówi się, że dziś jesteśmy obywatelami świata. Nie staniemy się nimi bez tożsamości regionalnej?
— Nie chcę generalizować czy moralizować. Mogę tylko powiedzieć o moich odczuciach. Dla mnie regionalizm, tożsamość są jak korzenie. Coś, w czym wzrastamy i czym nasiąkamy. Spróbuj odpiłować drzewo od korzeni i posadzić w innym miejscu. Uschnie. Odpowiadając na twoje pytanie, przytoczę mój ulubiony cytat Andrzeja Sapkowskiego z książki „Historia i fantastyka”. Brzmi on: „Możemy nosić chińskie ciuchy, jeździć czeskimi autami, patrzeć w japońskie telewizory, gotować w niemieckich garnkach hiszpańskie pomidory i norweskie łososie. Co do kultury, to jednak wypadałoby mieć własną”. A kultura, tradycja to przecież nasza tożsamość. Wszystko w temacie.
— Nie chcę generalizować czy moralizować. Mogę tylko powiedzieć o moich odczuciach. Dla mnie regionalizm, tożsamość są jak korzenie. Coś, w czym wzrastamy i czym nasiąkamy. Spróbuj odpiłować drzewo od korzeni i posadzić w innym miejscu. Uschnie. Odpowiadając na twoje pytanie, przytoczę mój ulubiony cytat Andrzeja Sapkowskiego z książki „Historia i fantastyka”. Brzmi on: „Możemy nosić chińskie ciuchy, jeździć czeskimi autami, patrzeć w japońskie telewizory, gotować w niemieckich garnkach hiszpańskie pomidory i norweskie łososie. Co do kultury, to jednak wypadałoby mieć własną”. A kultura, tradycja to przecież nasza tożsamość. Wszystko w temacie.
— Wciąż też toczy się dyskusja wokół "Wilczych Dzieci". Myślisz, że powstanie kolejna część?
— To była bardzo trudna książka-reportaż o sierotach wschodniopruskich u schyłku II wojny światowej. Wiem, że wciąż toczy się dyskusja na ten temat, bo poruszony w „Wilczych dzieciach” wątek był na polskim rynku wydawniczym bardzo mało znany. „Wilcze dzieci” są chyba pierwszą tego typu książką w Polsce, zresztą nagrodzoną w Warszawie. Ostatnio w bardzo przejmujący sposób mówiono o niej w audycji Polskiego Radia Katowice. Nie przewiduję drugiej części, ponieważ bardzo trudno jest dotrzeć do bohaterów. W ich poszukiwaniu pojechałam na Litwę. Jednak nie tyle ciężar gatunkowy wspomnień moich bohaterów i wszystko, co się wiązało z wejściem Armii Czerwonej na teren Prus Wschodnich w styczniu 1945 roku stanowi o przekazie tej książki, a jej pewien, niestety, uniwersalizm. Każdy z moich bohaterów powiedział, że wszystko, czego doświadczyli z rąk Sowietów jako dzieci, teraz dzieje się w Ukrainie. Historia się powtórzyła.
— To była bardzo trudna książka-reportaż o sierotach wschodniopruskich u schyłku II wojny światowej. Wiem, że wciąż toczy się dyskusja na ten temat, bo poruszony w „Wilczych dzieciach” wątek był na polskim rynku wydawniczym bardzo mało znany. „Wilcze dzieci” są chyba pierwszą tego typu książką w Polsce, zresztą nagrodzoną w Warszawie. Ostatnio w bardzo przejmujący sposób mówiono o niej w audycji Polskiego Radia Katowice. Nie przewiduję drugiej części, ponieważ bardzo trudno jest dotrzeć do bohaterów. W ich poszukiwaniu pojechałam na Litwę. Jednak nie tyle ciężar gatunkowy wspomnień moich bohaterów i wszystko, co się wiązało z wejściem Armii Czerwonej na teren Prus Wschodnich w styczniu 1945 roku stanowi o przekazie tej książki, a jej pewien, niestety, uniwersalizm. Każdy z moich bohaterów powiedział, że wszystko, czego doświadczyli z rąk Sowietów jako dzieci, teraz dzieje się w Ukrainie. Historia się powtórzyła.
— Twoje książki wzbudzają emocje, a co jest największym komplementem od czytelnika?
— Jest ich tak dużo, że trudno wybrać ten największy. Nie ma dnia, bym nie dostawała wiadomości od moich Czytelników. Nie tylko z Polski, ale z Europy i świata. Zewsząd, tam, gdzie mieszka nasza Polonia. Niedawno napisała do mnie pani z Australii, że kupiła e-booka z pierwszym tomem „Opowieści warmińskiej” i jest zachwycona. Pisała, że czytając, przeniosła się w czasy, jakie znała z opowieści swojej nieżyjącej matki, która pochodziła w Warmii. Takich przykładów jest mnóstwo. Bardzo się cieszę, kiedy Czytelnicy odnajdują w moich powieściach historię własnych rodzin, miejsca, w jakich spędzali dzieciństwo czy obyczaje, które także były pielęgnowane w ich domach. Niektórzy dopiero z moich książek, w których nienachalnie staram się popularyzować historię Prus Wschodnich, Warmii i Mazur, Kresów, dowiadują się o faktach, o których wcześniej nie słyszeli. Na przykład o obozie w Hohenbruch. Chcą tu przyjeżdżać i przyjeżdżają, żeby przejść śladami bohaterów. Kiedyś na spotkaniu autorskim w Opolu usłyszałam, że jestem najlepszą ambasadorką Warmii. Potem czytałam tę samą opinię w różnych recenzjach. Uwierz mi, że to cieszy o wiele bardziej niż znaczki bestsellerów przy moich książkach, które też mam.
— Jest ich tak dużo, że trudno wybrać ten największy. Nie ma dnia, bym nie dostawała wiadomości od moich Czytelników. Nie tylko z Polski, ale z Europy i świata. Zewsząd, tam, gdzie mieszka nasza Polonia. Niedawno napisała do mnie pani z Australii, że kupiła e-booka z pierwszym tomem „Opowieści warmińskiej” i jest zachwycona. Pisała, że czytając, przeniosła się w czasy, jakie znała z opowieści swojej nieżyjącej matki, która pochodziła w Warmii. Takich przykładów jest mnóstwo. Bardzo się cieszę, kiedy Czytelnicy odnajdują w moich powieściach historię własnych rodzin, miejsca, w jakich spędzali dzieciństwo czy obyczaje, które także były pielęgnowane w ich domach. Niektórzy dopiero z moich książek, w których nienachalnie staram się popularyzować historię Prus Wschodnich, Warmii i Mazur, Kresów, dowiadują się o faktach, o których wcześniej nie słyszeli. Na przykład o obozie w Hohenbruch. Chcą tu przyjeżdżać i przyjeżdżają, żeby przejść śladami bohaterów. Kiedyś na spotkaniu autorskim w Opolu usłyszałam, że jestem najlepszą ambasadorką Warmii. Potem czytałam tę samą opinię w różnych recenzjach. Uwierz mi, że to cieszy o wiele bardziej niż znaczki bestsellerów przy moich książkach, które też mam.
— Co ciebie wzrusza na co dzień?
— Emocje moich bohaterów, gdy siadam do pisania, a piszę codziennie. Płaczę, śmieję się, irytuję razem z nimi. To bezwzględny warunek mojego pisania. Uwielbiam tę symbiozę. A prywatnie wzrusza mnie wiele rzeczy, gdyż jako zodiakalny rak jestem bardzo wrażliwa. Wzrusza mnie dobry film, książka, czasem drobny gest, radość, jaką mogę sprawić innym albo jaką ktoś mi sprawia. Wzruszają mnie recenzje moich książek. Tak ujmujące i piękne, że cała jestem jednym wielkim wzruszeniem.
— Emocje moich bohaterów, gdy siadam do pisania, a piszę codziennie. Płaczę, śmieję się, irytuję razem z nimi. To bezwzględny warunek mojego pisania. Uwielbiam tę symbiozę. A prywatnie wzrusza mnie wiele rzeczy, gdyż jako zodiakalny rak jestem bardzo wrażliwa. Wzrusza mnie dobry film, książka, czasem drobny gest, radość, jaką mogę sprawić innym albo jaką ktoś mi sprawia. Wzruszają mnie recenzje moich książek. Tak ujmujące i piękne, że cała jestem jednym wielkim wzruszeniem.
— Ciekawi mnie też, bo piszesz dużo. Czy z czasem godzenie pracy zawodowej jest coraz trudniejsze?
— Z jednej strony tak, bo czas, który poświęcam pracy, kradnę pisaniu książek. Żeby pojechać na spotkania autorskie, na które jestem zapraszana na drugi koniec Polski, muszę brać w pracy urlop. Z drugiej jednak strony praca na etacie wymusza na mnie dyscyplinę czasową i lepszą mobilizację. Pod względem gospodarowania czasem osiągnęłam mistrzostwo. Nauczyłam się szanować każdą godzinę.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
— Z jednej strony tak, bo czas, który poświęcam pracy, kradnę pisaniu książek. Żeby pojechać na spotkania autorskie, na które jestem zapraszana na drugi koniec Polski, muszę brać w pracy urlop. Z drugiej jednak strony praca na etacie wymusza na mnie dyscyplinę czasową i lepszą mobilizację. Pod względem gospodarowania czasem osiągnęłam mistrzostwo. Nauczyłam się szanować każdą godzinę.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
Wioletta Sawicka: Kiedyś na spotkaniu autorskim w Opolu usłyszałam, że jestem najlepszą ambasadorką Warmii. Potem czytałam tę samą opinię w różnych recenzjach. Uwierz mi, że to cieszy o wiele bardziej niż znaczki bestsellerów przy moich książkach, które też mam.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez