Małgosia Białoszewska: By coś zmienić, trzeba odrobić życiową lekcję

2024-05-07 19:00:00(ost. akt: 2024-04-30 11:11:09)
Małgosia Białoszewska, znana jako założycielka marki Zmydlona.

Małgosia Białoszewska, znana jako założycielka marki Zmydlona.

Autor zdjęcia: Magdalena Sulwińska

Próbuj, nie bój się, zawsze można coś zmienić - ale działaj tylko w zgodzie ze sobą – radzi Małgosia Białoszewska, znana jako założycielka marki Zmydlona. Jej firma odniosła sukces, ale ona postanowiła ją sprzedać i zacząć wszystko od nowa.
— Marka, którą założyłaś — Zmydlona, odniosła niesamowity sukces. Amazon zamawia od ciebie 29 tysięcy mydeł, twoje produkty sprzedają się na całym świecie. A ty w pewnym momencie rezygnujesz z tego wszystkiego i sprzedajesz firmę. Dlaczego?
— Po prostu poczułam, że nadszedł moment, że chcę to zrobić. Wiedziałam, że muszę zamknąć pewien etap, by moje decyzje były w zgodzie z tym, co czuję i jak chcę żyć.

— Marka Zmydlona była fenomenem, powstała z pasji, zakładałaś ją z budżetem, który wynosił zaledwie 4 tysiące złotych. To wymagało odwagi?
— W dodatku były to pożyczone pieniądze. Nie wiem, czy to było odważne. Kiedy pomyślałam o stworzeniu Zmydlonej, byłam właśnie po urlopie macierzyńskim. Mogłam wrócić do pracy na etacie, ale już wtedy wiedziałam, że nie chcę. Przed urodzeniem dziecka pracowałam niemal bez wytchnienia, bez odpoczynku, intensywnie, bez skupiania się na tym, co czuję, co chciałabym osiągnąć. Przed urodzeniem dziecka działałam w trybie przetrwania, w rytmie: praca – dom – obowiązki. Urlop macierzyński dał mi przestrzeń na przemyślenia, oddech, by w końcu mieć czas na refleksję. Dzięki temu, że miałam przerwę od pracy zawodowej na etacie, mogłam pewne rzeczy przemyśleć. I miałam też w sobie odwagę, by mimo wszystko, podjąć decyzję o prowadzeniu własnej firmy.

— Profil firmy też nie był przypadkiem, bo chciałaś żyć bardziej świadomie.
— Tak, wtedy też przyszedł etap moich własnych poszukiwań. Zaczęłam interesować się naturalnym jedzeniem, życiem bliżej natury. Zaczęłam wczytywać się również w składy kosmetyków. Kiedy je poznałam, nauczyłam się ich, wiedziałam, że chcę wyeliminować sztuczne substancje chemiczne z produktów pielęgnacyjnych. Wykupiłam kurs tworzenia naturalnych kosmetyków. Jeździłam 500 kilometrów, by w weekendy nauczyć się, jak tworzyć je samodzielnie. To wszystko skłoniło mnie do założenia własnej manufaktury.

— Powiedziałaś, że najpiękniejsze rzeczy przychodzą przypadkiem. Podobnie, jak zmiana tego, co robi się w życiu.
— W pracy spędzamy większość naszego dnia. Jak chcemy, by ten czas wyglądał? Czy chcemy żyć w trybie przetrwania tylko dlatego, że dzięki temu mamy za co żyć? Idę do tej pracy, której nie lubię, bo dzięki niej mam pieniądze na opłaty? Ja nie chciałam. Dla mnie przyszedł czas, kiedy mogłam w końcu żyć bliżej natury. To stało się moją ogromną pasją, cieszyłam się każdą minutą. Zmydlona powstała z pasji i zaangażowania.

— Czy dziś, patrząc z perspektywy, zrobiłabyś coś w inny sposób? W twoim przypadku dużą rolę odegrała aktywność w mediach społecznościowych.
— Na pewno pewne rzeczy zrobiłabym inaczej, ale wtedy wiele moich działań było uzależnione od budżetu, którym dysponowałam. Na początku nie miałam pieniędzy na reklamę czy marketing. Okazało się jednak, że moje produkty zauważono, a zamówienia zaczęły przychodzić z całego świata.

— Jednak zdecydowałaś, że sprzedajesz firmę.
— To nie była łatwa decyzja, ale wtedy czułam się już bardzo zmęczona prowadzeniem Zmydlonej. Jednak z pierwszej decyzji o sprzedaży marki wycofałam się. Nastąpiło to po pięciu latach, kiedy pogodziłam się z myślą, że nie chcę się zajmować produkcją kosmetyków, że chcę robić coś innego. Nie czułam żalu, nie chciałam jednak, by Zmydlona zniknęła. Dlatego zdecydowałam się na sprzedaż marki. Ona dziś nadal funkcjonuje. Przejęła ją kobieta z wielką pasją.

— I wtedy powstała idea slow biznesu i zaczęłaś uczyć innych, jak zakładać manufaktury kosmetyków.
— Tak, zaczęłam organizować kursy on-line o tym, jak zakładać manufaktury kosmetyków. W Polsce niewiele osób się tym zajmuje, bo temat jest dość skomplikowany, a prowadzenie tego typu działalności wymaga znajomości wielu przepisów. Cieszę się, że pomogłam wielu osobom w uruchomieniu manufaktur.

— I znów, kiedy wydaje się, że masz kolejny, dobrze prosperujący biznes, podejmujesz kolejne wyzwanie. Chcesz realizować się w nowej dziedzinie – nieruchomościach.
— Prowadząc kursy on-line uświadomiłam sobie, że w tej pracy brakuje mi kontaktu z drugim człowiekiem, a ja zawsze uwielbiałam pracę z ludźmi. Tak, jak wspomniałyśmy wcześniej – najpiękniejsze rzeczy przychodzą niespodziewanie. Wszystko zadziało się spontanicznie. Przyszła do mnie przyjaciółka, która ma za sobą doświadczenie pracy w agencji nieruchomości i zaproponowała, żebyśmy połączyły siły. Lidia zaproponowała, by w naszym gronie znalazła się również Agnieszka, z branżą nieruchomości związana od ośmiu lat. Tak powstało Happy House, agencja nieruchomości. Na początku myślałam, że będzie to dla mnie zajęcie zupełnie dodatkowe. A dziś wiem, że tak się nie stanie. Obok sprzedaży zajmuję się też home stagingiem, czyli przygotowywaniem nieruchomości do sprzedaży. My, ludzie, jesteśmy stworzeni do kreacji. To nas napędza.

— W swoim życiu pokonałaś wiele trudności, zawodowo, kiedy szukałaś swojej ścieżki zawodowej po urlopie macierzyńskim, kiedy nie miałaś pieniędzy, zostałaś sama z dzieckiem, ale podjęłaś wyzwanie i założyłaś firmę praktycznie bez środków finansowych. Skąd czerpałaś siłę?
— Kiedyś praca była dla mnie ucieczką przed trudnościami. Dziś wiem, że problemy pojawiają się po to, bym mogła odrobić kolejną życiową lekcję. Są po to, by coś zmienić, coś pożegnać, coś przestać robić, coś zacząć. Jeśli ciągle spotyka nas to samo, to nie odrobiliśmy naszej lekcji. Nie pytam więc: dlaczego pewne zdarzenia pojawiły się w moim życiu, ale po co? Co mogę z tym zrobić? Skupiam się na działaniu.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5