Ewa Gnoza: Mam to szczęście, że znalazłam swoje miejsce na ziemi
2019-03-02 12:00:00(ost. akt: 2019-03-02 12:33:33)
LUDZIE\\\ Ewa Gnoza jest dyrektorką MDK w Mrągowie. Od ponad 20 lat walczy o losy dzieci i młodzieży. Rzeczy, których się podejmuje, zacierają granice między pracą a pasją. Na słowa: czas wolny – uśmiecha się, bo stale odczuwa jego brak.
— Jakie były twoje początki związane z wyborem ścieżki zawodowej?
— Gdy byłam dzieckiem robiłam swoim zabawkom zastrzyki. Brałam też do ręki kabel z wtyczką i śpiewałam. Przygotowywałam sobie prowizoryczną scenę z wyświetlaczem do bajek, który robił za reflektory. Gdzieś tam szłam w kierunku muzycznym. Pielęgniarstwo odrzuciłam, bo bałabym się zrobić zastrzyk człowiekowi. Od najmłodszych lat miałam dzienniki i wstawiałam moim pluszakom oraz lalkom oceny. Jak widać od zawsze chciałam pracować z dziećmi, być nauczycielem. Podczas pisania pracy magisterskiej i licencjackiej na studiach zajęłam się promowaniem tematyki dotyczącej osób z niepełnosprawnością. Zrozumiałam, że to chcę w życiu robić - być dla nich.
Pierwszą pracę podjęłam w mrągowskim przedszkolu „Promyk”. Była to dla mnie dobra, życiowa szkoła trwająca trzy lata, którą ciepło wspominam. Potem urodziłam dziecko. Gdy zdecydowałam, że powrócę do aktywności zawodowej zostałam zatrudniona w Młodzieżowym Domu Kultury. Pracowałam na stanowisku nauczyciela do zajęć umuzykalniających. Potrafiłam grać na pianinie. Zawsze interesował mnie taniec i muzyka. Spodobało mi się, choć uczestniczyłam w różnorodnych przedsięwzięciach, które były dla mnie wyzwaniem. Bardzo ciepło zostałam przyjęta i ta przygoda z MDK trwa już ponad dwadzieścia lat.
— Czy „Akademia Przedszkolaka” należała do istotnych wyzwań?
— Ta oferta pojawiła się, w odpowiedzi na zapotrzebowanie środowiska. W pierwszej, pilotażowej grupie uczestniczyło siedmiu maluszków. Obecnie dzieci mają zajęcia dwa razy w tygodniu, czasem trzy. Mamy dwie piętnastoosobowe grupy. Tutaj dzieciaczki przede wszystkim mają kontakt z rówieśnikami. Każdy nauczyciel prowadzący coś istotnego wnosi w te zajęcia. Jest pani od teatru, rękodzieła, zajęć plastycznych, umuzykalniających.
— Ta oferta pojawiła się, w odpowiedzi na zapotrzebowanie środowiska. W pierwszej, pilotażowej grupie uczestniczyło siedmiu maluszków. Obecnie dzieci mają zajęcia dwa razy w tygodniu, czasem trzy. Mamy dwie piętnastoosobowe grupy. Tutaj dzieciaczki przede wszystkim mają kontakt z rówieśnikami. Każdy nauczyciel prowadzący coś istotnego wnosi w te zajęcia. Jest pani od teatru, rękodzieła, zajęć plastycznych, umuzykalniających.
Dzieci uczą się pracy w grupie, przeżywają pierwsze rozłąki z rodzicami. Największą dumą napawa mnie fakt, że nasi przedszkolni wychowankowie potem angażują się w inne zajęcia organizowane w MDK i są z nami przez wiele lat. Część z nich jest już prawie dorosłymi osobami, a pierwsze kroki stawiało w akademii. Można powiedzieć, że spędzili tu znaczną część swojego życia. Do naszych imprez zapraszaliśmy ich babcie i dziadków. Staraliśmy się wprowadzać rodzinny klimat, poczucie bezpieczeństwa i to nam się chyba udało. Baliśmy się występów dzieci na dużej scenie. Niepotrzebnie, one świetnie poradziły sobie podczas „Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy”, „Być dla innych” oraz różnych imprez okolicznościowych. Maluszki wchodzą na scenę i są spontaniczne, często wspominam to z łezką w oku. Jedne tańczą, śpiewają, a drugie machają do kogoś z rodziny na widowni.
— Wspomniałaś o akcji „Być dla innych”, mogłabyś opowiedzieć o niej szerzej?
— Pamiętam, że osoby z niepełnosprawnością odwiedzały MDK. Moje wykształcenie uprawniało mnie do prowadzenia zajęć w takiej grupie. Z czasem organizowaliśmy różne spotkania integracyjne, okazjonalne na przykład bal karnawałowy z dziećmi z DPS w Mrągowie i naszymi wychowankami. Ten dom poznałam i pokochałam podczas badań prowadzonych do mojej pracy licencjackiej i magisterskiej. Chciałam dać tym dzieciakom coś więcej. Tak się zaczęło. Pierwsza impreza „Być dla innych” była kameralna. Obecnie zaangażowanych w te przedsięwzięcie oprócz MDK jest znacznie więcej instytucji, osób dobrej woli, rodzimych aktywistów. Na scenie staramy się integrować artystów, oswajać dzieci zdrowe z osobami z niepełnosprawnością. Zawsze wcześniej przygotowujemy wykonawców, rozmawiamy o niepełnosprawności. Podczas występów obie grupy są przemieszane, chwytają się za ręce. Rok temu świętowaliśmy osiemnaście lat tego wydarzenia. Był tort i balony. Od jakiegoś czasu zaczęliśmy, podczas tej imprezy, organizować zbiórkę na wypoczynek letni dzieci i młodzieży z mrągowskiego DPS -u.
— Pamiętam, że osoby z niepełnosprawnością odwiedzały MDK. Moje wykształcenie uprawniało mnie do prowadzenia zajęć w takiej grupie. Z czasem organizowaliśmy różne spotkania integracyjne, okazjonalne na przykład bal karnawałowy z dziećmi z DPS w Mrągowie i naszymi wychowankami. Ten dom poznałam i pokochałam podczas badań prowadzonych do mojej pracy licencjackiej i magisterskiej. Chciałam dać tym dzieciakom coś więcej. Tak się zaczęło. Pierwsza impreza „Być dla innych” była kameralna. Obecnie zaangażowanych w te przedsięwzięcie oprócz MDK jest znacznie więcej instytucji, osób dobrej woli, rodzimych aktywistów. Na scenie staramy się integrować artystów, oswajać dzieci zdrowe z osobami z niepełnosprawnością. Zawsze wcześniej przygotowujemy wykonawców, rozmawiamy o niepełnosprawności. Podczas występów obie grupy są przemieszane, chwytają się za ręce. Rok temu świętowaliśmy osiemnaście lat tego wydarzenia. Był tort i balony. Od jakiegoś czasu zaczęliśmy, podczas tej imprezy, organizować zbiórkę na wypoczynek letni dzieci i młodzieży z mrągowskiego DPS -u.
— Wiem, że w związku z imprezą zapraszacie gości specjalnych, kto podjął z wami współpracę?
— Podczas akcji „Być dla innych” bohaterowie tej imprezy czują się szczególni i wyjątkowi. Oni wiedzą, że to jest ich święto, czekają na nie. Chcemy zapewnić im jak najwięcej atrakcji. Przez te wszystkie lata namówiliśmy do współpracy wielu ludzi dobrej woli, znanych i nie znanych, ale o wielkim sercu. Niektórzy towarzyszą nam stale. Inni odwiedzili nas osobiście lub na różne sposoby dali nam odczuć, że są z nami. Pewnego razu zespół Feel, będąc w Mikołajkach, nagrał pozdrowienia i odtworzyliśmy je na scenie. Wówczas podopieczni z DPS-u, na pamięć znali ich utwory, byli ich fanami. Film z wypowiedzią zespołu był dla nich atrakcją. Anna Dymna dzień przed spektaklem teatralnym w Olsztynie przyjechała do Mrągowa i miała spotkanie podczas próby generalnej. Dzieci były zachwycone, ponieważ śledziły festiwal „Zaczarowanej piosenki”, znały ją, co też wzruszyło artystkę. To było wyjątkowe, wielkie wydarzenie.
— Podczas akcji „Być dla innych” bohaterowie tej imprezy czują się szczególni i wyjątkowi. Oni wiedzą, że to jest ich święto, czekają na nie. Chcemy zapewnić im jak najwięcej atrakcji. Przez te wszystkie lata namówiliśmy do współpracy wielu ludzi dobrej woli, znanych i nie znanych, ale o wielkim sercu. Niektórzy towarzyszą nam stale. Inni odwiedzili nas osobiście lub na różne sposoby dali nam odczuć, że są z nami. Pewnego razu zespół Feel, będąc w Mikołajkach, nagrał pozdrowienia i odtworzyliśmy je na scenie. Wówczas podopieczni z DPS-u, na pamięć znali ich utwory, byli ich fanami. Film z wypowiedzią zespołu był dla nich atrakcją. Anna Dymna dzień przed spektaklem teatralnym w Olsztynie przyjechała do Mrągowa i miała spotkanie podczas próby generalnej. Dzieci były zachwycone, ponieważ śledziły festiwal „Zaczarowanej piosenki”, znały ją, co też wzruszyło artystkę. To było wyjątkowe, wielkie wydarzenie.
Gościliśmy również paraolimpijczyków oraz słynnego tancerza Macieja Mołdocha „SHEVA” i Neli Jagelo z Wilna. „Naszymi specjalnymi gośćmi nie muszą być osoby znane, ale takie, które coś wnoszą. Dają swoje wielkie serducho i coś od siebie. Tę akcję tworzą przede wszystkim mrągowianie.
— Porozmawiajmy o tańcu.
— Taniec zawsze był mi bliski i na różne sposoby wyrażał się on w mojej pracy zawodowej. Na początku pojawiły się jakieś pierwsze inscenizacje muzyczne. Z czasem zrozumiałam, że przekazywanie jakiejś wiedzy dzieciom jest odpowiedzialnością i ja też muszę się rozwijać, zdobywać widzę konkretną. Zaczęłam jeździć na warsztaty, szkolić się. Przy okazji ściągałam do nas różnych tancerzy. W pewnym momencie pojawił się hip – hop, zakochałam się w nim. W MDK mieliśmy przez lata kilka zespołów o rożnej nazwie. Nasi tancerze odnosili sukcesy w konkursach ogólnopolskich. Tych trofeów mamy bardzo dużo. Zgromadziliśmy pokaźną kolekcję pucharów i dyplomów. Są one wynikiem ciężkiej pracy, wielu wyrzeczeń, zaangażowania rodzin. Dla mnie sukcesem jest fakt, że mamy tutaj grono tancerzy dla których taniec jest pasją. Kochają to robić, wkładają w to całe swoje serce, a my możemy im w tym towarzyszyć.
— Taniec zawsze był mi bliski i na różne sposoby wyrażał się on w mojej pracy zawodowej. Na początku pojawiły się jakieś pierwsze inscenizacje muzyczne. Z czasem zrozumiałam, że przekazywanie jakiejś wiedzy dzieciom jest odpowiedzialnością i ja też muszę się rozwijać, zdobywać widzę konkretną. Zaczęłam jeździć na warsztaty, szkolić się. Przy okazji ściągałam do nas różnych tancerzy. W pewnym momencie pojawił się hip – hop, zakochałam się w nim. W MDK mieliśmy przez lata kilka zespołów o rożnej nazwie. Nasi tancerze odnosili sukcesy w konkursach ogólnopolskich. Tych trofeów mamy bardzo dużo. Zgromadziliśmy pokaźną kolekcję pucharów i dyplomów. Są one wynikiem ciężkiej pracy, wielu wyrzeczeń, zaangażowania rodzin. Dla mnie sukcesem jest fakt, że mamy tutaj grono tancerzy dla których taniec jest pasją. Kochają to robić, wkładają w to całe swoje serce, a my możemy im w tym towarzyszyć.
— Twoja miłość do tańca zaowocowała prestiżowym konkursem, możesz o nim opowiedzieć?
— To było moim marzeniem aby stworzyć imprezę z prawdziwym klimatem hip – hopu. W grę wchodziły ogromne pieniądze, bo należało zaprosić do Mrągowa jurorów, którzy przyciągnęliby tancerzy z całej Polski i nie tylko. Większość sfinansowaliśmy z Mrągowskiego Budżetu Obywatelskiego (MBO), ale jeszcze nam trochę brakowało. Udało mi się to przy współpracy z Magdaleną Lewkowicz i Ewą Baczewską. Stworzyłyśmy szalone trio, które pokonało wszystkie przeszkody. Pomogły nam też osoby zaprzyjaźnione oraz sponsorzy. Wyszła nam fajna impreza międzynarodowa pod nazwą ENTRY STREET, a przy okazji zorganizowaliśmy warsztaty taneczne na wysokim poziomie.
— To było moim marzeniem aby stworzyć imprezę z prawdziwym klimatem hip – hopu. W grę wchodziły ogromne pieniądze, bo należało zaprosić do Mrągowa jurorów, którzy przyciągnęliby tancerzy z całej Polski i nie tylko. Większość sfinansowaliśmy z Mrągowskiego Budżetu Obywatelskiego (MBO), ale jeszcze nam trochę brakowało. Udało mi się to przy współpracy z Magdaleną Lewkowicz i Ewą Baczewską. Stworzyłyśmy szalone trio, które pokonało wszystkie przeszkody. Pomogły nam też osoby zaprzyjaźnione oraz sponsorzy. Wyszła nam fajna impreza międzynarodowa pod nazwą ENTRY STREET, a przy okazji zorganizowaliśmy warsztaty taneczne na wysokim poziomie.
— Co jest mottem, motorem Twoich działań?
— Zawsze zadziwia mnie poczucie radości i szczęścia wyrażane przez osoby z niepełnosprawnością pomimo ich ograniczeń. Oni dodają mi siły, są dla mnie inspiracją, aż się chce, aby ich energia i radość przeszły na ciebie – zdrowego człowieka. Często ich obserwuję i uczę się. Osoby z niepełnosprawnością godnie znoszą swoją chorobę, mają swoje marzenia i konsekwentnie je realizują. Niedawno oglądałam pewien reportaż, poruszyły mnie w nim wypowiedzi bohaterów, utożsamiam się z nimi. Niepełnosprawna kobieta stwierdziła, że ludzie są dla niej najważniejsi i za to kocha życie. Jej mąż dodał: na świecie jest pełno diamentów, niektóre są oszlifowane, inne nie, bywa, że posiadają jakąś ryskę. Na koniec podkreślił, że jego żona jest dla niego diamentem.
— Zawsze zadziwia mnie poczucie radości i szczęścia wyrażane przez osoby z niepełnosprawnością pomimo ich ograniczeń. Oni dodają mi siły, są dla mnie inspiracją, aż się chce, aby ich energia i radość przeszły na ciebie – zdrowego człowieka. Często ich obserwuję i uczę się. Osoby z niepełnosprawnością godnie znoszą swoją chorobę, mają swoje marzenia i konsekwentnie je realizują. Niedawno oglądałam pewien reportaż, poruszyły mnie w nim wypowiedzi bohaterów, utożsamiam się z nimi. Niepełnosprawna kobieta stwierdziła, że ludzie są dla niej najważniejsi i za to kocha życie. Jej mąż dodał: na świecie jest pełno diamentów, niektóre są oszlifowane, inne nie, bywa, że posiadają jakąś ryskę. Na koniec podkreślił, że jego żona jest dla niego diamentem.
Mogę powiedzieć, że wszystkie dzieci, z którymi pracowałam są moimi diamentami, zostają w moim sercu. Wielu z nich dorosło, założyło swoje rodziny i odwiedzają mnie ze swoimi dziećmi. Bywa, że nazywają mnie swoją taneczną babcią, a więc posiadam taneczne wnuki. One wszystkie są w moim serduchu. Dzwonią do mnie, odzywają się na portalach społecznościowych, pamiętamy o sobie. Ja też mogę powiedzieć, że ludzie są dla mnie najważniejsi i kocham życie.
— Co sprawia, że Ewa Gnoza jest dla innych?
— Jestem zwykłym człowiekiem, który ma to szczęście, że znalazł swoje miejsce na ziemi. Po prostu robię swoje. Nie ma Ewy Gnozy, są ludzie. Prze de wszystkim należy do nich moja rodzina, która mnie wspiera. Moje córki są wspaniałymi wolontariuszkami. Mąż przekonał się do tego co robimy i zaangażował się w „Być dla innych”. Do tych ludzi należą przyjaciele, lub osoby, które w jakiś sposób chociaż raz odcisnęły się w pamięci i pozostawiły po sobie znaczący ślad. To są ci, którzy wspierają mnie na odległość i moi tancerze. Czasami bywa bardzo trudno. Ktoś podcina ci skrzydła. Wówczas wystarczy, że wejdę na salę taneczną, przebiorę się w luźny strój i spotkam z moimi grupami tanecznymi, włączę tę naszą hip -hopową muzykę i rosną skrzydła. Odlatuję. To samo odczuwam w obecności dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością.
— Jestem zwykłym człowiekiem, który ma to szczęście, że znalazł swoje miejsce na ziemi. Po prostu robię swoje. Nie ma Ewy Gnozy, są ludzie. Prze de wszystkim należy do nich moja rodzina, która mnie wspiera. Moje córki są wspaniałymi wolontariuszkami. Mąż przekonał się do tego co robimy i zaangażował się w „Być dla innych”. Do tych ludzi należą przyjaciele, lub osoby, które w jakiś sposób chociaż raz odcisnęły się w pamięci i pozostawiły po sobie znaczący ślad. To są ci, którzy wspierają mnie na odległość i moi tancerze. Czasami bywa bardzo trudno. Ktoś podcina ci skrzydła. Wówczas wystarczy, że wejdę na salę taneczną, przebiorę się w luźny strój i spotkam z moimi grupami tanecznymi, włączę tę naszą hip -hopową muzykę i rosną skrzydła. Odlatuję. To samo odczuwam w obecności dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością.
— O czym marzysz?
— Moim marzeniem jest mieć to swoje miejsce na ziemi jak najdłużej. Być zdrową w otoczeniu mojej rodziny. Oby moje marzenia, które właśnie realizuję trwały wiecznie. Obyśmy zawsze znaleźli siłę do pokonywania barier i własnych słabości.
— Moim marzeniem jest mieć to swoje miejsce na ziemi jak najdłużej. Być zdrową w otoczeniu mojej rodziny. Oby moje marzenia, które właśnie realizuję trwały wiecznie. Obyśmy zawsze znaleźli siłę do pokonywania barier i własnych słabości.
— Niech się spełnią te marzenia. Dziękuje za rozmowę.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez