Myśmy tu nie przyszli, myśmy tu wrócili

2018-02-10 12:00:00(ost. akt: 2018-02-10 18:49:35)
Motto z tablicy znajdującej się na granitowym pomniku rycerza

Motto z tablicy znajdującej się na granitowym pomniku rycerza

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Legenda głosi, że w XV wieku w okolicach dzisiejszego Mrągowa nieuchwytna niedźwiedzica okrutnie gnębiła naszych przodków. Brunatnego „smoka” zaplanowano upić miodem wymieszanym ze spirytusem, aby spitego zatłuc kijami...
...dlatego burmistrz powołał do tego celu nadzwyczajną straż. Ale „oddział specjalny” wrócił po kilku dniach z wojennej wyprawy chwiejnym krokiem, pokonany smakiem i mocą własnego słodkiego podstępu.

Dopiero po kilku nieudanych próbach włodarz miasta poprosił o pomoc oddział zbrojny, który podczas obławy nad jeziorem Czarnym postrzelił potwora w lewą tylną łapę. Ale to nie koniec historii, bo ranna bestia pognała dalej na północ i wyczerpana upływem krwi padła pod Kętrzynem, gdzie dokonała żywota. Martwej już niedźwiedzicy odcięto zranioną łapę kosą, a dowódca oddziału przyniósł ją do miasta i wręczył uradowanemu burmistrzowi.

Ta barwna opowieść o źródłach herbu Mrągowa rozpala wyobraźnię i chętnie się z nią utożsamiamy. Widzimy jak to nasi protoplaści, jeśli już nie przodkowie w linii prostej, to na pewno Słowianie, dzielnie walczyli ze smokiem (tu – niedźwiedzicą), pożerającym nasze piastowskie geny, schowane skrzętnie przez naturę w tkankach patriotycznej postury, naszych szlachetnych Ojców i Matek, którzy uprawiali zagony, pasali krowy, kozy i konie, łowili ryby, polowali na grubego oraz mniej okazałego zwierza, doglądali swoich barci i podkradali pracowitym dzikim pszczołom słodkie zapasy na zimę, czym, bez wątpienia, rozjuszyli Królową Puszczy, Niedźwiedzicę.

No tak... ale, jak to się ma do hasła w tytule? „Myśmy tu nie przyszli, myśmy tu wrócili” - to motto z tablicy granitowego pomnika polskiego rycerza z okresu Bitwy Pod Grunwaldem, stojącego na baczność z mieczem przy prawej nodze i tarczą w lewej ręce. Ten symbol zwycięstwa, pamiętnej bitwy z 1410 roku, strzeże pokoju naszej ziemi z asfaltowego placu przy domu kultury (obecnie CkiT) w Mrągowie już prawie pół wieku.

W lipcu 1969 r., a dokładnie 22 lipca, ówczesne władze dokonały odsłonięcia, niedokończonego jeszcze pomnika na Placu Zwycięstwa. Sam postument też został ochrzczony tym samym szlachetnym imieniem. Zaraz potem przemianowano go na Pomnik Rocha, placowi przydzielono, sprawiedliwie, to samo imię, a po zmianie ustroju nazwano go Placem Piłsudskiego i tymże imieniem z dumą i godnością szczyci się nieskromnie do dziś, i do dziś postument jest niedokończony, bo jego autor, rzeźbiarz, Jan Nowicki z Olsztyna, pogniewał się za krytykę, że niby brzydki (… no, pomnik), wyjechał i więcej nie wrócił.

Do tej pory wszystko jest, jakby, logiczne. Tylko skąd w Mrągowie Roch?
Jak to skąd... z Francji. Toż to francuski Święty, który w Polsce jest patronem chroniącym od zarazy. Do Mrągowa „przyszedł” z pielgrzymką, która w jakiś czas po ceremonii odsłonięcia pomnika, przechodziła przez Mrągowo w drodze do Świętej Lipki i właśnie wtedy umęczeni pielgrzymi zobaczyli granitowy postument, który swoim jasnym blaskiem przyciągnął ich wzrok. Nie wiedzieć czemu, uznali go za Świętego Rocha i weszli tłumnie na plac, padli na kolana, pochylili swoje umęczone głowy, i długo modlili się popękanymi ustami o deszcz, bo lato było suche tego roku, a kurz i gorąc w drodze okrutnie dokuczał. Ujrzawszy to cudowne olśnienie mrągowski lud przejął od pielgrzymów święte imię, a panujący w tym czasie „Cesarz” (Naczelnik Miasta) zapisał, by „Senat” (Miejska Rada Narodowa) zatwierdził i przystawił okrągłą pieczęć.

Nikt też nie wie skąd była pielgrzymka. Może z Łomży? Bo i kierunek, z którego przyszli pielgrzymi sugeruje wektor dedukcji, no i fakt, że w Łomży jest Centrum Rehabilitacji, którego patronem jest... właśnie Święty Roch. Ciekawe też co zrobił i jakiej mocy użył niedokończony rycerz, obarczony przez pielgrzymów nie swoim przecież zadaniem.

Po modłach pielgrzymka poszła dalej, a pozostawiony w Mrągowie Roch opiekował się placem przez długie lata. Dopiero w nowej Polsce Józef Piłsudski przejął plac we władanie i to on od tej pory opiekuje się strażnikiem pokoju Ziemi Mrągowskiej. Czemu właśnie on? i jaki ma on związek z Mrągowem? „Tego nie wie nikt, to tajemnica Mundialu” - jak śpiewał przed laty, związany z Mrągowem, zakochany w „Syrenkach”, Bohdan Łazuka. Może Józef Piłsudski obciążony misją odpowiedzialności przejął we władanie hurtowo w całej Polsce większość placów, ulic i szkół. A, że był solidnym dowódcą, to nie ma powodu by się czepiać. Poradził sobie przed laty z „Wielkim Niedźwiedziem” i pogonił go daleko na wschód, to teraz i nasz symbol zwycięstwa może mieć w nim solidnego opiekuna.

Powoli dotykamy sedna. W ciągu niespełna 50 lat zwycięski rycerz przyglądał się z perspektywy placu przemianom własnościowym i jakościowym. Podczas jego krótkiej dziejowo służby, Polska stała się wolnym, demokratycznym państwem, a on sam w tym czasie kilka razy zmieniał imiona, zależnie od aktualnie panujących, od religii i od woli ludu. Niezmienne jest tylko jego posępne oblicze i odlane w metalowej tablicy motto.

Na odpowiedź czeka też pytanie: Czy prawdziwy, z krwi i kości polski rycerz, zwycięzca pamiętnej Bitwy Pod Grunwaldem, mógł być członkiem grupy zbrojnych, pogromców legendarnej niedźwiedzicy? Wydaje się, że odpowiedź nie jest trudna bo w latach 1404 – 1407 komtur bałgijski Johann von Sayn lokował miasto na prawie chełmińskim, a wielki mistrz krzyżacki Konrad von Jungingen nadał osadzie prawa miejskie pod nazwą Sensburg (niem. Sense – kosa i niem. Burg – gród, zamek warowny). Sprawa nazwy miasta nie budzi wątpliwości, a ostatnia informacja wyjaśnia sprawę przynależności ziem i stacjonującej tu formacji zbrojnych. Czy aby na pewno to takie proste? A jeśli ów rycerz, to XV-wieczny J-23?

Kto był tu pierwszy, kto drugi i trzeci, a kto jeszcze przed nimi? To ważne pytania i na nie niech odpowie chłodne „szkiełko i oko mędrców” z uniwersytetów. Oni mają wiedzę i odpowiednie narzędzia do jej oceny i weryfikacji, a gorące głowy polityków mogą tę ocenę nieco zmącić.

Mędrcy też mogą odczytać, czy w naszych genach jest jeszcze ślad tych co tu byli przed wszystkimi, przed tymi, których znamy z historycznych przekazów. Przecież nie wszyscy musieli wyginąć. Może ich ostatnia garstka została zasymilowana przez kolejnych przybyszów?

Plemiona, ludy i całe narody żyją w swojej czasoprzestrzeni, a ich członkowie kochają się i zdradzają, grupy i narody ścierają się ze sobą i walczą, giną i odradzają, ustępują pola innym, by odejść i zawładnąć nowe przestrzenie. Taka jest kolej rzeczy. Ale to nie znaczy, by nie pilnować tego co tu i teraz, i tego co będzie potem. Genetycznie też możemy być bardzo różnorodni, ale o tym, kim jesteśmy i tak decyduje głównie kultura, w której się wychowaliśmy i to z kim się utożsamiamy.

Najłatwiej jest zdobywać wiedzę o przeszłości ze źródeł pisanych, ale kiedy tego zabraknie, pozostaje Sherlock Holmes albo doktor Tomasz Nowakiewicz z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego i jego żona, doktor Aleksandra Rzeszotarska – Nowakiewicz z Polskiej Akademii Nauk, którzy z grupą zaprzyjaźnionych naukowców, studentów i pasjonatów od lat przekopują szpadlem, łopatą i szpachelką, a nawet szpatułką mazurskie - bałtyjskie, ostępy.

Doktor T. Nowakiewicz w periodyku „Archeo UW” Nr 2 z 2014 r. Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego w tekście zatytułowanym „Wokół Piecek i Mrągowa: srebro Cesarstwa, złoto barbarzyńców i 1000 lat dziejów plemiennej Galindii” w obrazowy, barwny oraz dowcipny i bardzo przystępny sposób opisuje wyniki badań swoich, swoich polskich i zagranicznych kolegów, w tym szczególnie czołowych wschodniopruskich archeologów z Królewca, z przełomu XIX i XX wieku, do lat 40-tych XX wieku. Swoją pracę zaczyna tak:
Trzeba uczciwie przyznać, że pomimo starań wciąż nie wiemy wszystkiego o badanej przez nas przeszłości... Niemniej jednak na tej mapie niewiedzy rysują się wyspy, a niekiedy wręcz całe archipelagi nowo odkrywanych danych, które pozwalają wypełnić treścią zarysy dawnych wydarzeń. W przypadku archeologii taki archipelag tworzą z pewnością wyniki wieloletnich badań, prowadzonych na Pojezierzu Mrągowskim – obszarze obecnie znanym głównie z krajobrazowo-rekreacyjnych atrakcji, ale w przeszłości mającym status jednego z głównych centrów osadniczych na zieniach zachodnich Bałtów. Region ten pozostawał zresztą w orbicie zainteresowania nie tylko starożytnych mieszkańców dzisiejszych ziem polskich, ale także obszarów położonych znacznie dalej. Świadczą o tym zarejestrowane tu znaleziska, których liczba i jakość wskazuje, że na terenie dzisiejszych gmin Piecki i Mrągowo istniały przez ponad pół tysiąclecia (!) prężne ośrodki plemienne bałtyjskich Galindów, które utrzymywały ożywione relacje nie tylko ze sobą, ale pozostawały także w stałym kontakcie z sąsiadami (często wcale nie najbliższymi) spoza Mazur.

Najlepszym tego dowodem jest seria przedmiotów, które docierały na te tereny z odległych stron, aby następnie po kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu latach trafić do ziemi – najczęściej jako dary grobowe składane podczas pogrzebów przedstawicieli lokalnych elit. Praktyka taka... doprowadziła do niezwykłego nagromadzenia na terenie Pojezierza przedmiotów pochodzących „ze świata”, które dotarły tu w ramach wymiany handlowej, jako łupy wojenne lub dyplomatyczne podarunki”.

Po tej informacji autor przechodzi do przedmiotu narracji:
... Nie ulega wątpliwości, że przykładem najczęściej spotykanych na terenach Barbaricum i jednocześnie najłatwiej identyfikowanych importów z terenu Cesarstwa Rzymskiego są monety..., są to egzemplarze, które zostały wybite w przedziale czasowym od końca I do połowy III w. Wyłączywszy z tej grupy garść najwcześniejszych srebrnych denarów (emisja z czasów cesarzy Trajana i Hadriana z cmentarzysk w Nikutowie, Nawiadach i Wyszemborku) oraz wczesny chronologicznie wyjątek jakim jest as Nerona (z cmentarzyska w Lasowcu), otrzymamy zestaw brązowych numizmatów z węższych ram wyznaczonych przez koniec 1. poł. II w. i 1. poł. III w. (maksymalnie lata: 138 – 251). W tej grupie znajdują się monety Faustyny Starszej i Młodszej (z cmentarzyska w Dłużcu), Antonina Piusa (z cmentarzyska w Wyszemborku), Marka Aureliusza (z cmentarzysk w Dłużcu, Kamieniu, Lasowcu, Mojtynach, Nawiadach i z Mrągowa), Lucylli (z cmentarzyska w Lasowcu), Kommodusa (z cmentarzysk w Dłużcu, Macharach i Mojtynach)...

...i dalej następuje bogata prezentacja i lokalizacja odnalezionych zabytków, ale zatrzymajmy się przez chwilę przy cesarzu Kommodusie, którego dr T. Nowakiewicz opisuje w dalszej części tak:
... Niewiele mniej liczne emisje Kommodusa (przybliżonego, podobnie zresztą jak postać Marka Aureliusza w „Gladiatorze” Ridleya Scotta) zostały wybite niewiele później, ale już w czasach panowania okrutnika uważającego się za nowe wcielenie Herkulesa, który stając się nieobliczalnym szaleńcem, groźnym nawet dla własnego otoczenia, wydał w końcu na siebie wyrok i zginął w okolicznościach żałosnych i niegodnych cesarza (tak umierał władca świata, targany torsjami i duszony przez tępego osiłka)”.

Czy ten opis i świadomość, że może deptaliśmy po tych skarbach w czasie niedzielnej majówki albo podczas wypasania krów na pastwisku, nie przybliża i nie ucieleśnia bardzo odległej przeszłości, którą jak bajkę oglądaliśmy, nieświadomi jej bliskości, na wielkim lub małym ekranie? Takie dowody dawnej kultury ziemi Galindów i jej powiązań ze światem antycznym i innymi cywilizacjami mogą znajdować się tu w odległości kilku metrów.

Zdzisław Piaskowski



Pomnik XV-wiecznego rycerza z okresu Bitwy pod Grunwaldem
Obrazek w tresci


Dr Tomasz Nowakiewicz w barwny sposób opisuje wyniki swoich badań oraz badań swoich polskich i zagranicznych kolegów
Obrazek w tresci


Sesterce Marka Aureliusza i Lucylli oraz as Nerona
Obrazek w tresci

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5