Ela, ty musisz być plastyczką [ROZMOWA]

2017-12-03 19:30:00(ost. akt: 2017-12-06 08:11:59)
Prace Elisabeth Krogull (pierwsza z prawej) zmuszają do rozmów

Prace Elisabeth Krogull (pierwsza z prawej) zmuszają do rozmów

Autor zdjęcia: archiwum artystki

KULTURA\\\ Forma, którą Elisabeth Krogull stosuje podczas tworzenia swoich obrazów nie dla każdego jest zrozumiała. „Dziwne” prace malarki pochodzącej z Mrągowa od soboty można oglądać w galerii CKiT, a my ucięliśmy z artystką miłą rozmowę.
Kiedy zaczęła Pani malować?
— Oj, to się zaczęło już w przedszkolu (śmiech). Poważnie. Moje prace zawsze były wieszane najwyżej. Początkowo byłam tym zrozpaczona, bo chciałam je widzieć, mieć je na wysokości wzroku, ale wtedy usłyszałam, że najlepsze prace idą najwyżej.

Na szczęście to Pani nie załamało...
— Nie. Potem w szkole byłam dekoratorem klasy, robiłam gazetki klasowe, kącik szkolny, wszelkie napisy. W ten sposób wykorzystywano moje uzdolnienia plastyczne, a ja chętnie to robiłam. Miałam 12-13 lat kiedy pracowałam ramię w ramię z panem Gudelisem. To chyba wtedy cała szkoła wytypowała mnie do liceum plastycznego do Lublina.

Wytypowała?
— Moja wychowawczyni nie brała pod uwagę innego zawodu dla mnie. Mówiła „Ela musisz być plastyczką i koniec” (śmiech). Chyba nawet jakieś głosowanie w klasie było, a ja nie byłam do końca zdecydowana.

A kiedy przyszedł ten moment, gdy Pani to sama poczuła?
— Malowanie zawsze sprawiało mi niesamowitą przyjemność. Malując uciekałam do innego świata. Zawsze też uwielbiałam narzędzia. Jak wchodzę do garażu albo jakiegoś składziku z drewnem to mam ochotę tam zostać.
Już po latach w internecie zobaczyłam technikę Gerharda Richtera. On nakładał farby jedna warstwa na drugą. W wielkim pomieszczeniu miał stół, na którym leżał obraz. Nad nim szyny i łańcuchy. Przy pomocy asystenta szpachlami ściągał te farby, to było coś niesamowitego. Potem jeszcze wziął do ręki szlifierkę i w ten sposób komponował swój obraz. To była ciężka fizyczna praca, ale mnie to zafascynowało. Od tamtej pory akwarele są dla mnie za lekkie (śmiech).

Mocno oryginalna technika...
— Można powiedzieć, że to co powstaje u mnie na płótnie jest jedyne w swoim rodzaju. Drugiego takiego obrazu nie jestem w stanie powtórzyć, nie wiem jak bardzo bym się starała. Dużo w tej sztuce przypadku, ale ważne jest też światło.

Teraz pewnie każdy powiedziałby, że „tak to i ja umiem”.
— W niemieckiej telewizji był kiedyś program ze Stefanem Raabem i on tak powiedział. W studiu były obrazy Marka Rothko, które kosztują naprawdę ogromne pieniądze. Historycy obecni na planie wytłumaczyli ile pracy ten malarz wkładał w swoje obrazy, ile warstw farby kładł, etc. Okazuje się, że to nie jest takie proste.

Ale chyba łatwiej namalować jakieś drzewko czy domek?
— Właśnie o to tutaj chodzi. Artyści, którzy zaczynali malować jakieś proste obrazy, portrety, pejzaże z biegiem czasu zaczynają bawić się z farbami, dopiero doceniają abstrakcję.
W przypadku abstrakcji można godzinami tę sztukę analizować, dyskutować na jej temat. To jest coś pięknego dla naszych zmysłów. Taki obraz odbieramy często podświadomie. Nawet jeśli tylko wisi w pomieszczeniu, w którym przebywamy, wpływa na nas.

A zdarza się Pani malować takie prostsze rzeczy?
— Tak, w wieku szkolnym malowałam dużo pejzaży. Szczególnie lubiłam malować architekturę, jakieś zamki, kościoły. Zdarzały się też oczywiście portrety, ale przestało mnie to w pewnym momencie bawić. Wciąż jednak mogę namalować wszystko. Maluję na zamówienie i każdy może mieć obraz taki jaki chce. Pan także. Wystarczy skontaktować się ze mną i omówimy szczegóły.

Wspomniała Pani wcześniej, że malarze do abstrakcji dojrzewają latami, „na starość”. Pani zdaje się doszła do tego wcześniej?
— Zgadza się. Dopiero teraz sobie to uświadomiłam. Szczególnie zainspirował mnie ten Gerhard Richter. To chyba jedyny niemiecki malarz, który jeszcze za życia zarabia olbrzymie pieniądze. Jest autorem witraży w katedry w Kolonii.

Powróćmy jeszcze na chwilę do samego momentu wyjazdu Pani z Polski. Jak do tego doszło?
— Mnie bardzo męczyła sytuacja w Polsce. Jako młoda dziewczyna chciałam do czegoś dojść, a w tamtym okresie cały czas napotykałam trudności na swojej drodze.
Poza liceum plastycznym skończyłam też technikum odzieżowe. Sytuacja w kraju była nieciekawa, półki sklepowe były wtedy puste. Trudno dostać fajne ubrania, dlatego sama je sobie szyłam. Podbierałam mamie prześcieradła (śmiech). W końcu mama przyniosła mi belkę gazy, z której szyłam sobie jakieś spódniczki i sukienki. Robiłam to po swojemu, tak jak chciałam. W kuchni w dwóch oddzielnych garnkach miałam farby, w których farbowałam sobie te uszyte rzeczy. Powstały tak piękne rzeczy, że pani Stępień, dawna dyrektorka domu kultury zorganizowała mi pokaz mody.

A jak zmieniło się Mrągowo podczas Pani nieobecności?
— Mrągowo bardzo się zmieniło. Wyjechałam stąd w 1987 roku, nie znając ani jednego słowa po niemiecku. Bardzo mi się ten język nie podobał i nie chciałam tam zostawać. Przyjechałam do Polski po dwóch miesiącach i cieszyło mnie to, że jestem znowu tutaj, ale widziałam już ogromną różnicę między tymi dwoma światami.

Dlaczego na wystawę Pani obrazów w Mrągowie trzeba było czekać tak długo?
— Nie było takiego pomysłu. Mrągowo było niedostępne w pewnym okresie mojego życia. Nie powiem, że zapomniane, ale poruszałam się swoim torem: Niemcy, praca, dzieci. Teraz kiedy dzieci już są dorosłe zaczyna się wracanie do korzeni. Zawsze kochałam Mrągowo i uważałam, że jest to najpiękniejsze miasto na Mazurach. Lubiłam tu przyjeżdżać, mam tu wciąż rodzinę, siostrę, rodziców.

A nie ciągnie Pani do nas?
— Bardzo bym chciała wrócić, ale też chciałabym mieć to swoje miejsce w Niemczech. To jest bardzo realne. Zaczęłam się nawet budować, ale teraz budowa stanęła i poszukuję inwestora. Chciałabym robić tutaj takie spotkania artystyczne, nad jeziorem. Budynek jest w dużej części oszklony, piękna okolica. To na razie się zatrzymało, ale mam nadzieję, że uda mi się to zrealizować.

Rozmawiał Marek Szymański

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5