Lubię sprawiać innym radość

2024-04-05 12:00:00(ost. akt: 2024-04-05 11:20:41)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Magdaleny Lewkowicz (z domu Hoffleit) nikomu w Mrągowie przedstawiać nie trzeba. Pedagożka, samorządowiec, społeczniczka, fanka Pearl Jam, tańca i podróży. Wciąż stawia przed sobą nowe wyzwania. Jak znajduje na to wszystko czas?
— Malarstwo, koty, praca w szkole, aktywność społeczna, współpraca z muzeum Polin... Jak pani znajduje na to i czas i energię?
— Nie znajduję (śmiech). Rzeczywiście trochę jest tych dziedzin, które kiedyś gdzieś zainspirowały mnie do działania. Jestem takim człowiekiem, że jak się za coś biorę, to od początku do końca. Tak przynajmniej mi się wydaje. Dlatego jestem zaangażowana w tyle rzeczy. Wpłynęły też na to pasje z młodzieńczych lat, których w pewnym momencie nie mogłam rozwijać. Robię to dopiero teraz. Przykładem jest m.in. malowanie. Staram się dzielić dobę na to co jest ważne i ważniejsze.

— Która z tych pasji była pierwsza w Pani życiu?
— Pierwsze było malowanie. To jeszcze czasy liceum. Oprócz historii, wychowania fizycznego i plastyki to z niczego nie byłam dobra. Zdarzało mi się kończyć za koleżanki prace, bo nie każdy potrafił coś narysować. Dlatego ołówek i malowanie rządziły wtedy w moim życiu. Potem przyszedł czas na historię. To też dziedzina, która mnie cały czas wciąga i lubię ją odkrywać.

— Dlaczego w takim razie nie została Pani malarką? Nie zamieniła Pani tej pasji w swój sposób na życie i zarobek?
— To ciężkie pytanie. Może dlatego, że miałam zostać historykiem i edukatorem. Nie mam pojęcia. To malowanie też przyszło z czasem. Nigdy nie miałam środków, żeby się wyposażyć w porządną sztalugę, farby. Dopiero jak już byłam samodzielna finansowo, to mogłam sobie na to pozwolić. Jestem samoukiem. Jestem samoukiem. Jednym się moje prace podobają, inni je krytykują. Ja się jednak cieszę, że mogę stworzyć coś, co jest moje. Jeśli mogę jeszcze w ten sposób komuś pomóc to tym bardziej super. Wiele obrazów, maluję z przeznaczeniem na akcje charytatywne lub prezenty. Lubię sprawiać innym radość.

— Pani malarstwo to nie są "jelenie na rykowisku" czy brzózki nad jeziorem. Jest w nim sporo... mistycyzmu. Skąd ta symbolika?
— Każdy, kto maluje, to albo odtwarza jakieś dzieła znanych malarzy lub robi coś swojego. Często też tworzy swoje prace podpatrując innych. Ja widzę zmianę w moich obrazach od momentu, kiedy zaczęłam malować farbami olejnymi. To nie było dla mnie takie oczywiste i proste. Tematyka wynika z mojego charakteru, uczuć i z tego, co mnie interesuje. A w centrum mojego zainteresowania jest człowiek, zwierzęta, uczucia. Moje obrazy są właśnie na nich skoncentrowane. Może nie zawsze są dosłowne i trzeba je troszeczkę "czytać". Ktoś kiedyś powiedział "Ale wiesz Madziu, ale te oczy na twoim obrazie nie są równe". I była to osoba, która zna się na malowaniu. Odpowiedziałam, że wiem o tym ale człowiek nie jest równy w swoim wyglądzie. Ma różne mankamenty, których często nie widać. I takie są moje obrazy - przedstawiają człowieka nieidealnego.

— Praca w szkole ściśle wiąże się z Pani zainteresowaniem historią, szczególnie Żydów i II wojny światowej. Współpracuje Pani z Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN oraz Stowarzyszeniem Wspólnota Kulturowa Borussia z Olsztyna, przekazując tę wiedzę mrągowskiej młodzieży. Dlaczego to właśnie ta tematyka tak bardzo Panią wciągnęła?
— To trochę nietypowa historia. Uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Każdy z nas robi jakąś rzecz, bo tak po prostu miało być. Udało mi się dostać na seminarium do Izraela. Znalazłam się w gronie szesnastu osób z województwa warmińsko - mazurskiego. Pojechałam na dwa tygodnie do Jerozolimy, do Instytutu Yad Vashem, zajmującego się Soah, czyli historią zagłady. Zawsze starałam się być nauczycielem aktywnym. Bardzo wiele się tam nauczyłam. Zobaczyłam ogrom pracy tego instytutu i ogrom tej ludzkiej tragedii. To były całe wsie, miasteczka, duże i małe, których ludność zginęła. Wiedziałam wcześniej, że w Mrągowie też była gmina żydowska, ale nie ma po niej śladów. I tak się zaczęło – poszukiwanie mieszkańców Sensburga z gminy żydowskiej, aż do postawienia kamienia z tablicą pamięci na cmentarzu żydowskim w 2018r w Mrągowie. Zrozumiałam też, że nie zawsze trzeba korzystać ze "sztywnego" podręcznika i starych metod edukacyjnych, że historii można uczyć w fantastyczny sposób poprzez poszukiwanie, wielokulturowość, regionalizm . Próbowałam do tego wykorzystać różne projekty edukacyjne. Nawiązałam współpracę ze Stowarzyszeniem Wspólnota Kulturowa Borussia z Olsztyna i panią prezes Kornelią Kurowską, która zajmuje się szeroko pojętą edukacją na temat kultury, dialogu i tolerancji . Później powstało Muzeum POLIN, które stawia na otwartą edukację nie tylko szkolną i kulturalną. Zostałam łącznikiem między muzeum a regionem Warmii i Mazur od pierwszego projektu Ambasadorzy Muzeum Polin. To wszystko daje możliwości dotknięcia, obejrzenia, przeczytania, wzięcia udziału w ogólnopolskich i zagranicznych projektach dla młodzieży naszego regionu. Jest to potrzebne w dzisiejszej szkole, żeby wyjść z telefonów i sztywnych, przeładowanych podręczników, które nie dadzą możliwości nauki przez doświadczenie, nawiązywanie kontaktów z innymi i przełamywania barier. Moim marzeniem jest otwarta edukacja - szkoła, do której uczeń przychodzi i uczy się przedmiotów obowiązkowych i od drugiej klasy wybiera sobie trzy przedmioty dodatkowe plus fakultety muzykę, etykę lub plastykę, rozwija swoje pasje. Te dodatkowe zajęcia nieobowiązkowe powinny mieć funkcję poznawczą, eksperymentalną. To zachęciłoby młodych ludzi do tego, żeby odkrywać, a nie chodzić na wagary, do pracy, czy siedzieć w grach komputerowych.

— Była Pani też wicestarostą mrągowskim, radną miejską i powiatową, a w ubiegłym roku "zrobiła" Pani niezły wynik w wyborach parlamentarnych. Teraz kolejne wyzwanie - sejmik województwa. Wciąż ciągnie Panią do polityki, przynajmniej tej lokalnej?
— Myślałam, robiąc sobie dwuletnią przerwę od polityki, że już nie wrócę do tego zajęcia. Jednak jeżeli współpracuje się z ludźmi i im pomaga w bieżących sprawach od 28 roku życia (wtedy po raz pierwszy zostałam radną) czegoś brakuje. Zostałam namówiona do startu w wyborach do Sejmu RP w 2023 r i widząc ogrom oddanych na mnie głosów (3964 głosy), pomyślałam, chyba jeszcze jestem potrzebna, nadal ludzie mi ufają mimo, iż odeszłam na jakiś czas. To było bardzo motywujące, dające mi siłę i przekonanie, że start do Sejmiku Wojewódzkiego 7 kwietnia będzie rozsądną decyzją, by nie zmarnować potencjału wyborców i własnego. Myślę, iż jestem do tego przygotowana, mam wiedzę i doświadczenie w dziedzinach edukacji, kultury, ekonomii, pozyskiwania środków zewnętrznych, stosunków międzynarodowych, spraw społecznych i profilaktyki. Tymi dziedzinami chciałabym zająć się jako radna sejmiku. Liczę na zmiany w moim ukochanym Mrągowie i marzy mi się abyśmy mogli stworzyć zgrany zespół ludzi - samorządowców począwszy od miasta, przez powiat po sejmik. To ułatwi pozyskiwanie środków, wpisywanie do budżetu wojewódzkiego inicjatyw ważnych dla naszej ziemi.

— Wiem, że po godzinach, poza pracą, malowaniem, samorządem można panią spotkać np. na koncertach różnych specyficznych gatunków muzycznych.
— No to pan redaktor dużo o mnie wie (śmiech). Nieraz znajduję tę chwilę, żeby się zrelaksować. Lubię różne gatunki muzyki, ale rocka nie opuszczę. Jestem też wielką fanką, niemal od samego początku grupy Pearl Jam. Jest to moja największa miłość i już chyba tak zostanie. Śmieję się nieraz, że ja się starzeję, a oni razem ze mną lub odwrotnie. Tak, bardzo lubię muzykę i bardzo lubię taniec. Od kilku lat staram się też poznawać świat i podróżować z moim ukochanym biurem podroży Love Travels, którego twórcą jest mój uczeń, mrągowianin Wojtek Leszczyński.

— Mimo napiętego grafiku znajduje jeszcze pani czas na koty...
— Nie, no kotów to nie ma w grafiku. One po prostu są. Zwierzęta zawsze były i są. Niektórych może zszokuje to porównanie, ale koty to jak dzieci. Jak ktoś ma rodzinę, to ma dzieci. To naturalne. Nie ma ich w grafiku. Po prostu są. W mojej rodzinie koty były zawsze. Pomaganie zaczęło się od mojej mamy, która jest kociarą. Ktoś musiał to od niej przejąć. Padło na mnie, bo miałam na to więcej sił. Potem okazało się, że w Mrągowie takich "siłaczek" jest więcej. Zebrałyśmy siły i działamy. Chronimy, leczymy, dajemy domy tymczasowe, dokarmiamy, budujemy budy, robimy adopcje, edukujemy dzieci. Swojego czasu jako Stowarzyszenie Kociarze Mrągowo, a obecnie jako indywidualne Domy Tymczasowe oraz prowadząc stronę adopcyjną KOTSpoted Mrągowo. Jest wielu karmicieli i ludzi dobrej woli, którzy pomagają w zwalczaniu bezdomności zwierząt. To ciężki temat ponieważ nikt nie chce się nim zająć , władze lokalne, centralne spychają go zawsze na dalszy plan. Schroniska, Stowarzyszenia, społeczni karmiciele są niedofinansowani. Brak świadomości społecznej nt ochrony praw braci mniejszych to też duży problem. Ciężko jest jednak dotrzeć do ludzi, którzy nie mają żadnej wiedzy na temat bezdomności zwierząt i ich ochrony. Nie wiedzą nic o działalności organizacji pozarządowych, mylą wszystkie pojęcia, ale myślą, że są ekspertami.

Wojciech Caruk

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5