Lubawskim szlakiem,czyli trasa rowerowa

2011-09-10 15:17:14(ost. akt: 2013-07-16 14:37:48)

Autor zdjęcia: Róża Kamińska

Pogoda wreszcie dopisuje, mięśnie rozgrzane — nadszedł więc czas na nieco trudniejszą spośród moich ulubionych tras. Choć jej długość nie przekracza długości poprzedniego szlaku, znacząco odczuć możemy jednak zmianę formy terenu.
Wyzwaniem stać się dla nas mogą częste wzniesienia, gdzie nie można już "pofolgować" sobie z pedałowaniem. Po raz kolejny przemierzamy ulice Lubawy, kierując się do Lip, by następnie odbić z drogi nr 537 do Złotowa. Przejeżdżamy przez całą wieś, a za zieloną jednopiętrówką nadal trzymamy się szosy i zmierzamy na wprost. Od tego momentu możemy podziwiać piękny krajobraz, ale równocześnie wzniesienia dają się we znaki naszym mięśniom – pierwsza, większa górka czeka na nas od razu za miejscowością, a kolejne stopniowo wyłaniają się przed nami.

Wiatr we włosach



Pocieszająca jest myśl, że za każdym pagórkiem czeka na nas bezwysiłkowy zjazd z wiatrem we włosach, a rozwijana przez nas duża prędkość również niewątpliwie wpisuje się jako atrakcja wycieczki. Docieramy do Wałdyk. W tej okolicy znajduje się sławne jeziorko Czerwona Woda. Według legendy utopić mieli się w nim wracający spod Moskwy Francuzi Napoleona zaskoczeni przez Prusaków. Woda po tym wydarzeniu zabarwiła się rdzawo już na stałe. 
Mijamy wieś oraz szkołę i pokonujemy szosą krótki odcinek. Nasz kolejny przystanek to Grabowo. Wieś poszczycić się może jednym z nielicznych w naszym województwie kościołów empirowych. Świątynię pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny wzniesiono w latach 1806–1814, po czym przeszła ona wiele renowacji i przetrwała pożar. Obecnie, wyremontowana, znów zachwyca nas swoim wyglądem.

Strumyk owiany legendą



Pedałujemy cały czas na wprost, mijając we wsi kościół, na skrzyżowaniu również udajemy się prosto. Kierując w lewo, gdy szosa łączy się z nieco większą, dojeżdżamy do końca miejscowości. Po swojej prawej stronie widzimy niebiesko-żółtą kapliczkę, a szlak wycieczki wiedzie nas przez pofałdowany teren prosto na bardziej ruchliwe skrzyżowanie z drogą nr 15. Jadąc na nim przed siebie, wjeżdżamy w Rożentalu. Z przepływającym przez wioskę strumieniem powiązana jest legenda. Jeden z polskich osadników musiał uciekać spod Kwidzyna przed karą śmierci z rąk Krzyżaków za poturbowanie swojego zakonnego prześladowcy. Dotarł do doliny róż (późniejszego Rożentala) i przeżył tu około dwóch lat, po czym Prusacy zabrali go do swojej osady. Pracował w niej u garncarza i, jak łatwo przewidzieć, zakochał się w jego córce. Po pewnym czasie zjawili się Krzyżacy – wielu ludzi zamordowano, część wzięto w niewolę, a domostwa spalili. Choć osadnikowi udało się przeżyć, jego żona zginęła, co zadecydowało o powrocie mężczyzny do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Ponownie zbudował chatę nad strumykiem, wśród innych zjeżdżających na ten teren ludzi, a gdy ktoś pytał go, jak ma na imię, odpowiadał, że Biedasz. Z czasem również strumyk, nad którym żył nazwano jego imieniem i nazwa ta zachowała się do dnia dzisiejszego. Czy było rzeczywiście tak, jak głosi podanie – trudno dziś powiedzieć.


Szusując z górki


Owa dolina róż poszczycić się może jednym z najbardziej malowniczych kościołów naszej gminy. Zbudowana w 1761 roku pw. św. Wawrzyńca drewniana świątynia utrzymana jest w stylu barokowym. Opuszczając Rożental, kierujemy się drogowskazami i wyjeżdżamy na "asfaltówkę" do Zielkowa. Jest to jeden z przyjemniejszych momentów naszej eskapady, gdyż cały odcinek pokonujemy szusując z górki wśród rolniczych pejzaży. Do wsi nie wjeżdżamy. Tuż przed nią widzimy kierunkowskaz: Iława na wprost, Byszwałd w lewo. Pędząc, mam wrażenie, że nie wyhamuję i trafię do miasta, lecz udaje mi się wykręcić w lewo. Mijając piękne krajobrazy, pedałuję rzadko uczęszczaną trasą do Kazanic. Mieści się tutaj jeden z najcenniejszych zabytków architektury na terenie gminy Lubawa — XIV-wieczny murowany, gotycki, jednonawowy kościół św. Jakuba Starszego, który mijamy przemierzając główną uliczkę wsi.


Optymistycznie



Na skrzyżowaniu odbijamy w lewo i po trzech kilometrach docieramy do Byszwałdu. Kolejny raz odbijamy w lewo i podążamy główną ulicą. Pomimo niewielkich utrudnień związanych z przebudową szosy, spokojnie możemy przejechać przez miejscowość, mijając drogowców. Wyjeżdżamy na trasę nr 15, gdzie próbując nie dać się zmieść tirom, spokojnie pedałujemy w dół, ku miastu. W tym miejscu widzimy przed sobą panoramę całej okolicy. Jeżeli, tak jak ja, próbujecie uciec przed koniecznością korzystania z ronda, odpowiednim wyjściem z sytuacji będzie odbicie w lewo za stacją paliw. Droga, choć wiodąca pod górkę, daje spokój ducha, wynikający z minimalnej ilości innych uczestników ruchu. Ulicą Grunwaldzką dojeżdżamy do centrum miasta, gdzie kończy się trasa naszej wycieczki.
Ku mojej uciesze, z każdym kolejnym szlakiem na drogach naszej gminy spotykam coraz więcej cyklistów. I mniej gzów. To połączenie, przy tak dobrej pogodzie, jaką mamy ostatnio, napawa mnie optymizmem na dalsze wyprawy. Do zobaczenia na trasie!


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5