Kocham swoje miasto — jest wyjątkowe
2018-08-17 11:00:00(ost. akt: 2018-08-17 10:22:11)
Na emeryturze mogłam się całkowicie oddać temu co najbardziej lubię — poznawaniu regionu i przekazywaniu o nim wiedzy innym — mówi Maria Daszkiewicz z Lidzbarka Warmińskiego, którą latem codziennie można spotkać pod lidzbarskim zamkiem.
Na Warmię przyjechała, a właściwie została przywieziona przez rodziców, jako kilkudniowe niemowlę z Nowogródczyzny, czyli z Kresów Wschodnich.
— Tamtych terenów nie pamiętam, więc moim miastem jest Lidzbark Warmiński, gdzie mieszkam od tamtego czasu — zwierza się lidzbarczanka. — Tutaj chodziłam do szkoły podstawowej i liceum. Studia zaś skończyłam w Olsztynie.
Młoda Marysia jeszcze w liceum bardzo zainteresowała się chemią i marzyła jej się toruńska uczelnia, ale stryj Antoni doradził jej olsztyńską Wyższą Szkołę Rolniczą.
— Będziesz miała solidny zawód, a po Toruniu mogłabyś tylko uczyć — tłumaczył.
Po studiach pani Maria zaczęła pracę w Dobrym Mieście w "Jutrzence", gdzie przez kilka lat była kierowniczką działu pomadek, gdzie produkowano mleczne "Krówki", znane nie tylko w kraju, ale i za granicą.
— Spełniło mi się wtedy marzenie z dzieciństwa — pracować w wytwórni cukierków — uśmiecha się pani Maria.
Kolejnym miejscem pracy lidzbarczanki był Sanepid w jej rodzinnym mieście. W tym samym czasie rodziła się w pani Marii fascynacja turystyką.
Zaczęła współpracę z lokalnym oddziałem PTTK. Chciała jak najwięcej zwiedzać, poznawać zakątki Polski.
— W 1977 roku ukończyłam kurs dla przewodników, który pamiętam trwał cała zimę, miał chyba 260 godzin — opowiada. — Bardzo mnie to interesowało. Zdobyłam nie tylko wiedzę o regionie, ale też mieliśmy wyjazdy szkoleniowe. Wtedy po raz pierwszy poznałam Barczewo, Gierłoż, Świętą Lipkę. Uczyłam się od wspaniałych ludzi, doświadczonych przewodników. Zdobyłam uprawnienia przewodnika na dawne województwo olsztyńskie. Jako przewodnik pracowałam w czasie urlopów i w niedziele, bo trzeba dodać, ze wtedy w soboty się pracowało.
W latach siedemdziesiątych było ogromne zapotrzebowanie na przewodników, bo powoli rodził się ruch turystyczny, ale też zakłady pracy organizowały z funduszu socjalnego liczne wycieczki. Także szkoły często wyprawiały uczniów na zwiedzanie kraju. Pracy było dużo.
Lidzbarczanka z czasem rozpoczęła pracę w biurze obsługi ruchu turystycznego PTTK, a kiedy na przełomie lat 80. i 90. zaczęły padać oddziały PTTK, przeszła na wcześniejszą emeryturę, ale nie złożyła broni — założyła swoją działalność.
Jak wspomina pani Maria — teraz dopiero mogła rozwinąć skrzydła.
— Kiedy mnie pytają turyści jak długo jestem przewodnikiem, odpowiadam, ze chyba ze sto lat, ale tak naprawdę to jakieś 40 — mówi lidzbarczanka. — I przyznam, że bardzo to lubię. Nie ma z tego zbyt dużo pieniędzy, na pewno bym się z nich nie utrzymała, na szczęście mam emeryturę. To co mnie najbardziej do tego zawodu przyciąga nie jest związane z pieniędzmi. Głównie chodzi o kontakt ze wspaniałymi ludźmi. Niektórzy pytają mnie, czy nie jestem znudzona codziennym powtarzaniem tego samego. Nie, bo każda grupa zwiedzających jest inna. Inaczej też z nimi rozmawiam, dzieciom na przykład opowiadam legendy. Poza tym zawsze pytam skąd turyści przyjechali. Oni opowiadają mi o swoich stronach i o tym co już zwiedzili. Często dowiaduję się od nich ciekawych rzeczy. Wzbogacam swoją wiedzę. Bardzo to lubię.
Pani Maria opowiada też o tym, że podczas wędrówek zdarzają się ciekawe sytuacje, które nie dają szans nudzie.
— Jestem optymistką, więc nawet najtrudniejsze momenty staram się obrócić w żart. Pamiętam kiedyś wędrowaliśmy z jedną z wycieczek i przed nami pojawiły się pokrzywy. Powiedziałam wtedy: "proszę państwa, a teraz przejdziemy kurację antyreumatyczną". Proszę sobie wyobrazić, że turystów to rozbawiło na tyle, że niektórzy rzeczywiście weszli w te pokrzywy. Takich przygód mam dużo w pamięci.
Czy zdarzały się jakieś nieprzyjemne?
— Dwa razy na te czterdzieści lat — odpowiada lidzbarczanka. — Może trudno w to uwierzyć, ale znacznie więcej jest tych przyjemnych wspomnień. Ludzie są wspaniali.
— Dwa razy na te czterdzieści lat — odpowiada lidzbarczanka. — Może trudno w to uwierzyć, ale znacznie więcej jest tych przyjemnych wspomnień. Ludzie są wspaniali.
Głównym obiektem wycieczek pani Marii jest oczywiście lidzbarski zamek — dawna siedziba biskupów warmińskich, której ostatnim mieszkańcem był Ignacy Krasicki.
Drugim najpopularniejszym miejscem do zwiedzania w mieście jest noszący imię biskupa hotel, z którym pani Maria współpracuje od chwili jego powstania, czyli od roku 2011. Chętnych nie brakuje także na spacery po Lidzbarku Warmińskim. Jest tu co oglądać: stare mury obronne, Wysoka Brama, oranżeria Krasickiego, cerkiew, a właściwie dawny kościół ewangelicki i przepiękne kamienice przy ul. Hożej, to tylko kilka obiektów wartych obejrzenia.
A jakie inne miejsca w regionie przypadły jej do gustu?
— Uwielbiam Żywkowo — wioskę bocianią, Świętą Lipkę, Reszel ze swoją starówką, Stoczek Klasztorny, Krosno. Turyści natomiast lubię też odwiedzać Gierłoż. Dla mnie to smutne miejsce, ale i tam jeżdżę, bo ludzie są go ciekawi.
— Uwielbiam Żywkowo — wioskę bocianią, Świętą Lipkę, Reszel ze swoją starówką, Stoczek Klasztorny, Krosno. Turyści natomiast lubię też odwiedzać Gierłoż. Dla mnie to smutne miejsce, ale i tam jeżdżę, bo ludzie są go ciekawi.
— Jednak najbardziej kocham moje miasto i nigdy nie chciałabym go opuścić — mówi przewodniczka. — Nie wszyscy wiedzą, że leży na styku czterech krain geograficznych, dlatego jest tak pięknie położone. Przepływają przez nasze miasto dwie rzeki — Łyna i Symsarna, Lidzbark Warmiński ma też bogatą historię. Jest wyjątkowe.
Pani Maria też, są na to dowody w postaci wpisów turystów w księdze pamiątkowej i Odznaka Honorowa "Za zasługi dla Turystyki" przyznana jej przez Ministra Sportu i Turystyki w 2014 roku. Jak widać warto być aktywnym na emeryturze.
lub
lub
Czytaj e-wydanie
">kliknij

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez