Czytam – nie dlatego, że lubię ale dlatego, że potrzebuję

2018-01-11 12:00:00(ost. akt: 2018-02-04 16:15:29)
Beata Błażejewicz-Holzhey czyta nie tylko dlatego, że lubi, ale czytania zwyczajnie potrzebuje

Beata Błażejewicz-Holzhey czyta nie tylko dlatego, że lubi, ale czytania zwyczajnie potrzebuje

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Czytam – nie dlatego, że lubię ale raczej dlatego, że potrzebuję. Nie traktuję książki jak ołtarz, ma mi po prostu służyć, nie jest dla mnie żadnym przyjacielem jak uważał Ignacy Krasicki, przyjaciele to dla mnie żyjący ludzie, z którymi można porozmawiać, których mogę dotknąć, pogłaskać, przytulić. Książkę zasadniczo też można, niemniej stoi ona w mojej hierarchii zdecydowanie niżej niż człowiek.
Książka to dla mnie zapis dzieła człowieka bądź wielu ludzi, kiedy dochodzą na przykład ilustracje, albumy z fotografiami To dokument życia ludzkiego, to czasem jakaś autobiografia i dobrze, że takie zapisy istnieją, bo gdy człowiek odejdzie… książka zostanie. Taki paradoks. Choćby z tej przyczyny jest cenna.

W książce mogę wyczytać jakąś ciekawą historię i niekoniecznie lubię takie z happy endem. Jako przykład może posłużyć Tessa d’Urberville. Historia kobiety czystej – powieść, w gatunku tragedii, autorstwa Thomasa Hardy’ego. swego czasu, 80-te lata, w doskonałej ekranizacji filmowej Romana Polańskiego z niezapomnianą rolą Nastassji Kinski. Tu chodziło o końcówkę XIX wieku i etykę seksualną epoki.

Główna bohaterka moralnie nienaganna działała zgodnie ze swoim instynktem, spotykało ją mnóstwo nieszczęść – gwałt ze strony kuzyna, pogrzebanie własnego dziecka bez obecności księdza, wyjawienie mężowi prawdy o urodzeniu nieślubnego dziecka i kara za właśnie szczerość, w końcu morderstwo na człowieku, który złamał jej życie, gwałcicielu.

Czytałam różne książki i oczywiście one towarzyszyły kolejnym etapom mojego życia.

Dzieciństwo to moja ukochana książka Frances Burnett „Tajemniczy ogród”. Siła i moc natury, która uzdrawia. Tę moc i siłę przekazała choremu Colinowi Mary. To właśnie ona wystarała się u ogrodnika o klucz do zapomnianego ogrodu, pielęgnowanego za życia przez matkę Colina, zmarła podczas porodu i ojciec Colina nie chciał tam wracać, w sumie do miejsca, gdzie właśnie tak bardzo byli szczęśliwi. Mary uzdrawia relację ojciec-syn, wydobywa chłopaka z apatii i urojonej choroby.

W czasach szkolnych były lektury, przedstawienia, konkursy recytatorskie, krasomówcze. Chyba najbardziej ukochałam epokę renesansu, w podstawówce pisałam naprawdę dobre wypracowania. Nasza wychowawczyni, pani Zofia Tracewicz czytała moje prace całej klasie. Raz zdarzyło się, że napisałam każden zamiast każdy i wtedy zapytała mnie polonistka: Kto u Ciebie w domu tak mówi? Bez chwili wahania odpowiedziałam – mama. I rzeczywiście moja mama polskiego nauczyć się musiała. Uległa tzw. polonizacji po wojnie, polski nie był jej językiem ojczystym. Jej Muttersprache to niemiecki. W domu trochę rozmawiałyśmy, babcia Frieda zagadałaby pewnie lepiej, ale już dawno nie było jej wśród nas. W domu jako dziecko znajdywałam bajki po niemiecku, wiele książek kucharskich.

Już w czasie ostatnich klas szkoły podstawowej interesowałam się Warmią i Mazurami, odmiennym językiem, gwarą. Język jako nić porozumiewania fascynował mnie od dziecka, jestem też urodzoną ksenofilką, szanuję i interesują mnie obce kultury, zwyczaje. Czytałam więc lektury, tzw. książki nakazane, w szkołę średniej uczęszczałam na fakultet humanistyczny, podczas opowieści pani Ireny Gorczycy o Meiningen, nawet nie pomyślałam, że zobaczę ten wspaniały teatr na własne oczy.

Po tym jak zostałam mężatka, matką i mieszkałam za Odrą, w pięknej Turyngii szukałam śladów Goethego. Bardzo fascynowała mnie postać Anny Amalii, która organizowała spotkania, tzw."uczty duszy”, zapraszała na nie uczonych, poetów, muzyków. Rozczytywałam się w książkach Michaela Ende, niektórzy powinni go znać jako autora Niekończącej się historii. Mnie zachwyciło jego Momo czyli osobliwa historia o złodziejach czasu i dziecku, które zwróciło ludziom skradziony im czas.

W 2014 roku udało mi się, we współpracy ze Szkołą Podstawową nr 4 w Lidzbarku Warmińskim przygotować spektakl w oparciu o tę powieść.

Jeszcze po drodze, już właściwie na studiach zauroczyła mnie profesor od literatury staropolskiej, śp, Jadwiga Sokołowska, przyjeżdżała do nas na wykłady i zajęcia z Warszawy, raz prosto z francuskiej Sorbomy w białych trampkach na nogach, to ona odsłoniła mi drogę do Andrzeja Frycza Modrzewskiego i De republiki emendandy, której dwie księgi – O kościele i O szkole trafiły na listę ksiąg zakazanych. Lublin to bardzo dobry czas w moim życiu, zainteresowanie kulturą żydowską, odwiedzanie synagogi, wypady do Kazimierza nad Wisłą, poszukiwanie grobu Marii Kuncewiczowej. Nałęczów - Żeromski, Prus.

Niezapomniany profesor Stanisław Fita, przed egzaminem z literatury pozytywizmu poszłam do niego i popłakałam się, bo to przecież praca od podstaw itd. a ja jeszcze trochę czasu potrzebuję, żeby wszystko przeczytać, bo jak to do takiego człowieka iść bez doskonałego przygotowania. Na studiach jeszcze badałam poezję Karola Wojtyły, pisałam kilka prac, dotyczących poematów, uwielbiam jego mądry traktat Przed sklepem jubilera. Medytacja o sakramencie małżeństwa przechodząca chwilami w dramat (...).

Kiedy urodził się nasz syn, zainteresowałam się prawidłowością nauki języka obcego, wszyscy wokół w tzw. dobrej wierze gadali-najpierw powinien znać niemiecki, bo przecież przedszkole, szkoła, wszystko w Niemczech. Przyjeżdżałam do kraju na urlop, święta, kupowałam polskie książki, mówiłam po polsku, żeby dziadek mógł się z wnukiem porozumieć, ciocia, wujek itp. Jakie to szczęście, że natrafiłam w czasopiśmie Spiegel na informacje właśnie na intrygujący mnie temat.

Dowiedziałam się o badaczce mózgu - Joy Hirsch, która odkryła, że już w pierwszych miesiącach życia w mózgu tworzą się zwoje nerwów, które potem przez całe życie słowa i zdania przetwarzają. U dzieci dwujęzycznych te dwa dziecięce języki kształtują się i układają w regionie Broki. Broka leży przed lewym uchem i jest siedliskiem mowy, ma kształt trochę większy niż pięciozłotówka, odpowiada za gramatykę i wymowę, z tyłu za Broką leży region Wernike, odpowiedzialny za rozwój słownictwa. Jeśli osoba dorosła uczy się języka obcego w naturalny sposób może mieć problem z gramatyką, bo w mózgu nie zapisało się to w Broce.

Interesują mnie relacje nadawca-odbiorca.

Miałam zaszczyt poznać profesor Edlę Rudolf z Instytutu Językowego w Berlinie, która całym tym instytutem kieruje. To właśnie ona nauczyła mnie rozpoznawać płaszczyzny językowe, faworyzowane przez ludzi podczas danej komunikacji. Bardzo jest mi to pomocne w mojej pracy, kiedy prowadzę naszych gości opowiadając o zamku i jego wielkich mieszkańcach.

Lubię Sanatorium pod Klepsydrą Brunona Schulza… przez to także malarstwo surrealistyczne, ekspresję stanów podświadomych.

Nie polecę żadnej lektury, bo każdy człowiek ma swoją własną drogę i różnie potrzebuje. Życzę, żeby czytelnik miał szansę znalezienia właściwej dla siebie, na dany czas książki, żeby się doedukować, zachwycić, rozmarzyć. Sama chętnie przeczytałabym jeszcze publikację papieża komunikacji międzyludzkiej Paula Watzlawicka. Jak być nieszczęśliwym, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć.

Beata Błażejewicz-Holzhey

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co rhttps://redakcja.wm.pl/#obisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B