Wolę enduro, bo tu ciągle coś się dzieje. cz.1
2015-10-09 09:00:00(ost. akt: 2015-10-09 10:00:48)
Dziś prezentujemy pierwszą część rozmowy przeprowadzonej z Mateuszem Balińskim, który jeździ na rowerze i odnosi ogromne sukcesy w downhillu i enduro. Wielokrotnie sięgał po złoto na wielu ogólnopolskich zawodach i nie tylko. Rozmawia Kamil Onyszk
Jak zaczęła się twoja przygoda ze sportem?
Na rowerze jeżdżę od zawsze. Gdy byłem mały lekarz zalecił mi jazdę na rowerze, żeby wyleczyć płaskostopie. Jednak przede wszystkim jest to zasługą mojego wujka, który zaraził mnie swoją pasją. Koło domu wybudował skocznię i patrzyłem jak skakał na rowerze, a potem skonstruował małą skocznię na której skakałem. Razem z nim chodziłem na motocross, jeździliśmy razem po Polsce. Niestety nie miałem możliwości jeździć na motorze, więc został rower.
Pamiętasz swój pierwszy sprzęt?
Tak. Gdy byłem w czwartej klasie podstawówki dostałem na dzień dziecka pierwszy porządny rower. Tak naprawdę był to ostatni rower, który kupiłem. Cały czas coś wymieniałem, modernizowałem i doszedłem do momentu, że miałem naprawdę profesjonalny sprzęt, a ze starego roweru nie zostało w nim już nic.
Gdzie zacząłeś trenować?
Razem z kolegami zbudowaliśmy trasę w lesie w okolicach Lidzbarka. Braliśmy łopaty, deski i robiliśmy skocznie, kładki. Rodzice ciągle narzekali, że giną narzędzia.
Startujesz w downhillu i enduro. Jaka jest między nimi różnica?
Downhill to zjazd z górki po kamieniach i korzeniach.
Są tu zbudowane z desek skocznie, a niektóre z nich można ominąć (jest to tzw. chicken line), lądowania są usypane, czyli ogólnie mówiąc trasa jest dostosowana.
Są tu zbudowane z desek skocznie, a niektóre z nich można ominąć (jest to tzw. chicken line), lądowania są usypane, czyli ogólnie mówiąc trasa jest dostosowana.
Downhill jest to ekstremalna odmiana kolarstwa górskiego, polegająca na indywidualnym zjeździe rowerem na czas po stromych, naturalnych stokach. Ścieżki zjazdowe są często bardzo wąskie, kamieniste czy poprzecinane wystającymi korzeniami. Nierzadko są też urozmaicone uskokami i przeszkodami o różnej wysokości. Startujący zazwyczaj wypuszczani są na trasę z przerwami 30 sekundowymi (od najwolniejszego do najszybszego), jeden przejazd zazwyczaj zabiera od 2 do 5 minut. Czas przejazdu jest mierzony za pomocą "bramek" przez które przejeżdża zawodnik (podobnie jak w enduro).
W enduro trasy są dłuższe, najczęściej cztery i wszystkie trzeba pokonać. Wyścig zaczyna się już u podnóża góry, bo trzeba samemu pod nią podejść lub podjechać (w prawdziwym downhillu zawsze jest wyciąg, nie ma ich tylko na małych górkach np. w Północnej Polsce). Podjazd zajmuje około godzinę i trzeba w tym czasie dotrzeć do linii startu. Kto pierwszy dotrze na górę ten pierwszy startuje. Ma to znaczenie, bo zdarza się podczas zjazdu dogonić słabszego zawodnika i traci się wtedy czas na wyminięcie. Warto podkreślić, że pod każdą trasę trzeba podejść, a cały wyścig trwa od 4 do 6 godzin, gdzie łączne czasy z wszystkich tras wynoszą jedynie po 15-20 minut.
A czy w naszym mieście są miejsca nadające się do organizacji tego typu zawodów?
Jasne, nadaje się do tego choćby Góra Krzyżowa. Jak na północ Polski miejsce jest naprawdę niezłe. Można by zorganizować zawody niewielkim kosztem. Bandy, okrycie korzeni to nie problem, bo znajdą się ludzie, którzy sami mogą przygotować trasę. Sam chętnie pomógłbym to zrobić. Najchętniej zorganizowałbym tu zawody enduro. Można zacząć wyścig w centrum miasta, skąd zawodnicy ruszyliby na Krzyżową Górę. Trasę wystarczy oznaczyć strzałkami. Z samej góry da się zrobić kilka tras, łagodniejszych i tych bardziej wymagających technicznie. Tu na północy nigdy tego nie było i to może być strzał w dziesiątkę.
Wolisz startować w enduro czy downhillu?
Wolę enduro, bo tu ciągle coś się dzieje. Zjazd trwa dłużej, można popełniać błędy, jest ostra walka. W downhillu nie ma miejsca na błędy. Wygrywa ten, kto ich nie popełni lub popełni najmniej, bo w czołówce liczą się często setne sekundy, więc czasem zwykłe potknięcie sprawia, że z miejsca 10 spada się na 70.
Ciekawie było ostatnio w Sieradowie podczas Mistrzostw Polski enduro.
Na trasie było nieoznakowane rozwidlenie. Stała tam dziewczyna, która pokazywała gdzie jechać, ale przez jej i swoją nieuwagę pojechałem nie w ten zjazd co trzeba. Zorientowałem się, że coś jest nie tak i okazało się, że muszę się wrócić, przez co straciłem szansę na medal. Byłem wściekły, bo to Mistrzostwa Polski i chciałem się wykazać, bo przecież to był mój czas! Z trudem opanowałem emocje i poprosiłem sędziego, żeby dał mi możliwość pokonać trasę jeszcze raz. To naprawdę rzadko się zdarza, ale sędzia główny się zgodził. Miałem tylko zmieścić się w czasie i dojechać do pierwszego OS-u. Musiałem mocno przycisnąć, ale udało mi się dotrzeć dosłownie w ostatniej chwili.
Na trasie było nieoznakowane rozwidlenie. Stała tam dziewczyna, która pokazywała gdzie jechać, ale przez jej i swoją nieuwagę pojechałem nie w ten zjazd co trzeba. Zorientowałem się, że coś jest nie tak i okazało się, że muszę się wrócić, przez co straciłem szansę na medal. Byłem wściekły, bo to Mistrzostwa Polski i chciałem się wykazać, bo przecież to był mój czas! Z trudem opanowałem emocje i poprosiłem sędziego, żeby dał mi możliwość pokonać trasę jeszcze raz. To naprawdę rzadko się zdarza, ale sędzia główny się zgodził. Miałem tylko zmieścić się w czasie i dojechać do pierwszego OS-u. Musiałem mocno przycisnąć, ale udało mi się dotrzeć dosłownie w ostatniej chwili.
Byłem bardzo zmęczony. Podczas zjazdu w połowie trasy przebiłem dętkę, ale zacisnąłem zęby i wtedy dopiero tak naprawdę zacząłem cisnąć. Gdy coś idzie nie tak potrafię to wykorzystać, żeby jeszcze bardziej się skupić. Rośnie motywacja i wtedy daję z siebie wszystko. Nie myślę o tym, że robię coś źle, czy coś nie działa, tylko w 100% skupiam się na trasie. Bez dętki nieźle dawało po łokciach, a po zawodach obręcze kół były do wyrzucenia... Ostatecznie byłem 17 w kat. OPEN, a ósmy w swojej kategorii. Jest to wynik z tej jednej trasy. Były jeszcze 3, na których wykręciłem najlepsze czasy w swojej kategorii, co dało mi pierwsze miejsce w kategorii OPEN Amator. Najlepsze jest to, że ludzie byli pod wrażeniem i to nawet ci, którzy nie wiedzieli, że połowę trasy pokonałem bez dętki. Oczywiście nie miałem zapasowej, i moja dziewczyna pomagała ją łatać.
CDN
Czytaj e-wydanie ">kliknij
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
zenon #1832292 | 31.2.*.* 9 paź 2015 16:07
jestem przekonany ze mogly by byc wyniki nawet w pro gdyby ktokolwiek sie zainteresowal tymi pasjonataMI, ZAMIAST POMPOWAC KASE W INNE DYSCYPLINY W KTORYCH WYNIKOW JAKICHKOLWIEK brak
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
Piecia #1832138 | 94.254.*.* 9 paź 2015 11:06
Szkoda, że są dobre wyniki ale jedynie w kategorii amator :(
odpowiedz na ten komentarz