Od muzyki już się nie uwolnię

2024-04-05 18:30:00(ost. akt: 2024-04-25 13:34:34)

Autor zdjęcia: Wojciech Caruk

Ewa Brzostek z kulturą związana jest już od ponad 30 lat. Miała okazję współpracować i dzielić scenę m.in. z VOO VOO, Grzegorzem Kupczykiem i Czerwonym Tulipanem. Przez wiele lat pracowała jako dziennikarka. Jej pasją jest również pielęgnowanie lokalnej historii.
—Towarzystwo Miłośników Kętrzyna jest inicjatorem obchodów Roku Stanisławy Łozińskiej. Skąd wziął się pomysł, by to właśnie jej poświęcić cykl wydarzeń w Kętrzynie?
— Każdy kto znał ś. p. Stanisławę Łozińską na pewno przyzna, że nie była to zwykła osoba. Z jej aktywności, zaangażowania w sprawy społeczne, a przy tym wrażliwości i empatii mogłaby czerpać niejedna osoba. Dla mnie była ona szczególnie ważna, bo była moją wychowawczynią i uczyła mnie języka polskiego w Liceum Ogólnokształcącym. To były najpiękniejsze lata, bo pani profesor potrafiła w każdym rozpalić miłość do literatury, teatru, poezji. Występowałam w jej sztukach teatralnych, brałam udział w konkursach poetyckich i zdobywałam swoje pierwsze laury. W Towarzystwie Miłośników Kętrzyna, w którym działam od ponad trzech lat nie mieliśmy wątpliwości, że osobie Zasłużonej dla Miasta Kętrzyna należy poświęcić rok. Ś. p. Stanisława Łozińska zostawiła po sobie bogaty dorobek literacki, który postanowiliśmy uratować od zapomnienia. Warto wspomnieć, że to ona tworzyła podwaliny schroniska dla zwierząt i właściwie do końca swoich dni opiekowała się mniejszymi przyjaciółmi. Moje TMK od 40 lat dba o to, aby nazwisk wielkich kętrzynian nie przykrył kurz.

— Co zostało już przeprowadzone?
— W styczniu odbyła się inauguracja roku Stanisławy Łozińskiej, gdzie oprócz filmu o pani profesor aktorzy z Uniwersytetu Trzeciego Wieku zaprezentowali jeden z jej kabaretów: Aliterację na P. Przełom lutego i marca to akcja „Podaj miłość” skierowana do wielbicieli zwierząt, które tak kochała pani Łozińska. Wspólnie z Miastem i Centrum Wolontariatu pod hasłem „Podaj miłość” zorganizowaliśmy zbiórkę pieniężną na Schronisko w Pudwągach oraz zachęcaliśmy do adopcji i wolontariatu. 21 marca w zamkowej bibliotece w Kętrzynie odbyła się promocja książki „Humor Laury” i podsumowanie akcji „Podaj miłość”. W książce zebrałam humorystyczną twórczość Stanisławy Łozińskiej. To była żmudna, benedyktyńska praca, bo wszystkie te utwory zostawione w maszynopisach i rękopisach trzeba było przepisać, zredagować i zrobić korektę. Książka już jest i jestem z tego dzieła bardzo zadowolona.

— Co jeszcze przed nami?
— Kolejne działania to przegląd kabaretów, kolejna książka – tym razem o tematyce bardziej stonowanej – konkursy literackie i lekcje literatury w szkołach. O każdym wydarzeniu będziemy na bieżąco informować.

— Dwa lata wcześniej TMK upamiętniło inną nieżyjącą już kętrzyniankę...
— To kolejny projekt mojego autorstwa. Na wniosek Towarzystwa Miłośników Kętrzyna skwer między ratuszem, a starym ogólniakiem został nazwany imieniem Zofii Licharewej. To kolejna niesamowita osobistość naszego miasta. Kobieta, która w latach powojennych zdecydowała się uratować jak najwięcej dóbr kultury i dziedzictwa kulturowego, by zdążyć przed szabrownikami. Na skwerze jej imienia stoi tablica, gdzie można poczytać o jej dokonaniach. Zofia Licharewa zapisała się na kartach historii jako założycielka muzeum w Kętrzynie. Dzięki środkom finansowym od Miasta, które otrzymujemy startując w konkursach dla organizacji pozarządowych, mogliśmy zrealizować kilka wydarzeń związanych z jej osobą.

— W ubiegłym roku wydałaś książkę o historii Kętrzyna. Nie jest to jednak zbiór dat i faktów tylko reportaże o dawnych mieszkańcach. Skąd taka forma?
— Historie, które zgromadziłam w książce wcześniej ukazały się w mediach, w których pracowałam. Jest to zwieńczenie mojej osiemnastoletniej pracy dziennikarskiej w Kętrzynie. Pomyślałam sobie, że te wszystkie artykuły czy materiały filmowe warto zebrać w jedną publikację, by pamięć o tych, co byli przed nami była ciągle żywa. Przy okazji chciałam pokazać jak wyglądało miasto przed 1945 rokiem, a jak wygląda teraz. Dzięki współpracy z Muzeum im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Kętrzynie oraz Bildarchive miałam dostęp do zdjęć archiwalnych, które zestawiłam ze zdjęciami współczesnego miasta. Trochę przy tym popłakałam, bo nie mogę zgodzić się na to, że tak wiele pięknych kamienic zostało bezmyślnie zniszczonych.

— Dziennikarstwo, historia... ale od „małego” ciągnęło Cię chyba do kultury?
— Od najmłodszych lat byłam związana z domem kultury, który mieścił się w loży. To tu zaczęła się moja muzyczna przygoda. Tworzyłam pierwsze zespoły rockowe. Śpiewałam w takich formacjach jak Hendyadys czy Puls. Do utworów pisałam słowa. Z kolegami z kapel graliśmy koncerty. To były niesamowite czasy. Było skromnie, ale w latach 90-tych każdy chciał tworzyć. Loża była drugim domem dla ludzi kultury.

— Porozmawiajmy trochę o muzyce. Dosyć ciekawą drogę przeszłaś od połowy lat 90-tych do teraz....
— Po zdaniu matury wyjechałam do Warszawy na studia. Tym samym musiałam się rozstać z zespołem w Kętrzynie. W stolicy poznałam wielu muzyków. Szczególnie zaciekawiła mnie scena reggae. Miałam okazję występować ze Stage of Unity u boku nieżyjącego już Krzysztofa Kubiaka. Razem z zespołem Nowa Kultura nagrałam swoją pierwszą płytę studyjną. Miałam też okazję współpracować z Jurkiem Owsiakiem. Wystąpiłam w kilku odcinkach Kręcioły i wzięłam udział w nagraniach piosenki dla WOŚP z zespołem Voo Voo pt. „Wyluzuj czapkę”.

Obrazek w tresci

— W Twoim muzycznym CV pojawiają się ciekawe nazwy i nazwiska, z którymi miałaś okazję współpracować lub dzielić scenę...
— Po powrocie do Kętrzyna w 2005 roku zaczęłam grać i śpiewać solo. Był to okres wielu koncertów po całej Polsce. Zagrałam między innymi na Festiwalu Rocko-Go pod Poznaniem, na SlotArt Festiwalu w Lubiążu, Woodstocku w Kostrzynie, Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy w Orzyszu, Reszlu, Ciechanowie, Nowym Stawie. W tym okresie nagrałam solową płytę pt. „Legendy, baśnie i takie tam bajanie” nawiązującą do opowieści z regionu z pogranicza legend. W marcu 2009 na zaproszenie telewizji TVN miałam okazję wziąć udział w nagraniach popularnego programu „Mam Talent”. W tym czasie wystąpiłam obok wielu cenionych artystów i zespołów między innymi Piotra Wróbla z zespołu Akurat, Grzegorza Kupczyka z CETI, Andrzeja Sikorowskiego (Grupa Pod Budą), Czerwonego Tulipana czy Vivien Brylewskiej.

— Był taki moment, że połączyłaś muzykę z historią. Mam tu na myśli projekt ballad i legend. Czy ten pomysł ma jeszcze szansę kontynuacji?
— Cały czas myślę o tym projekcie, bo co prawda nagrałam kilka piosenek i ukazały się na płycie, ale jest on niedokończony. Chciałam w tym roku wskrzesić ten pomysł, ale pochłonęła mnie praca nad książkami, w których zebrałam spuściznę literacką Stanisławy Łozińskiej. Odkładam to na kolejny rok. Chciałabym jednak, aby było to połączenie muzyki z widowiskiem teatralnym. Kilka legend można świetnie przedstawić za pomocą inscenizacji historycznej. Do projektu na pewno wrócę, bo szkoda, żeby go nie pokazać szerszej publiczności.

— Mimo prozy życia nie zrezygnowałaś z muzyki. Mało tego – wciągnęłaś w nią syna. Sam chciał?
— Nie miał wyjścia. Jest muzycznie uzdolniony, co od razu dostrzegła pani Agata Dowhań z dawnego zespołu Alibabki. Mój syn od pięciu lat śpiewa w jej zespole Sukces prowadzonym wspólnie z Mariuszem Garnowskim, który udziela się również w bandzie Babsztyl. Mniej więcej od roku do zespołu dołączyła ekipa starszych wokalistek. Tym oto sposobem znowu jestem na scenie i śpiewam razem z moim 12- letnim Jaśkiem. Wspólnie z Sukcesem gramy wiele koncertów. 16 marca rozpoczęliśmy kolejną trasę z nowym repertuarem. Ja i mój syn usługujemy również w uwielbieniu w Zborze Zielonoświątkowym, do którego uczęszczamy z całą rodziną. Od muzyki zatem już się nie uwolnię. Kocham ją.

— Masz rodzinę i całe mnóstwo aktywności. Jak znajdujesz na to czas?
— Też się nad tym zastanawiam. Na szczęście w muzykowanie wciągnęłam rodzinę, więc jesteśmy razem. Mój mąż towarzyszy nam często podczas koncertów. Wszyscy też lubimy historię, więc często jeździmy na wycieczki. Właściwie mój mąż jest pomysłodawcą tematu mojej kolejnej autorskiej książki, ale nie uprzedzajmy faktów. Ja zawsze mówię, że mam czas, bo każdy z nas ma go tyle samo - dokładnie 24 godziny. Pytanie tylko jak go wykorzystujemy? Ja mam czas na wszystko.

Wojciech Caruk

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5