PRZEWODNIK PO BIEGANIU\\\ Agnieszka Przybyła: Postęp to złożony proces. Coraz bardziej go rozumiem

2022-10-17 08:50:22(ost. akt: 2022-10-17 10:07:37)
Agnieszka Przybyła w objęciach męża Adriana na mecie Iławskiego Półmaratonu 2021

Agnieszka Przybyła w objęciach męża Adriana na mecie Iławskiego Półmaratonu 2021

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

Droga Agnieszki Przybyły z maleńkiej osady Dębiny, w której nawigacja wskazuje trzy numery, do mocnej pozycji w amatorskim bieganiu w Polsce zaczęła się w kilkuosobowej klasie, w której nauczycielka katechezy uczyła w-fu...
Gimnazjum to był już zalążek innego świata. Test Coopera zaliczony na szóstkę z 3000 m nieczęsto się zdarzał w szkole. Ale najlepiej będzie, jak Agnieszka sama o sobie opowie:

— Myślę, że wytrzymałość mam po tacie. Potrafił biegać. W gospodarstwie to przydatna cecha, jak trzeba było gonić rozpierzchnięte stado — wspomina z uśmiechem.


I mówi dalej: — Liceum w Pułtusku wykorzystało moje biegowe uzdolnienia włączając mnie do reprezentacji szkolnej sztafety. Poziom całości jednak nie wystarczył na spektakularne sukcesy. Ale w-f był niezły. Siłownia, siatkówka, dobra sprawność na lekcji. Od zawsze miałam w sobie czucie poprawnej fizyczności. Ruch, to całe moje dzieciństwo. Wszędzie pieszo, rowerem, biegiem. Naturalny rozwój w wiejskim otoczeniu. Drzewa, łąki i… matematyka. Uwielbiam jej zawiłości. Nigdy nie sprawiała mi problemów. To dziedzina, która jasno określa kierunek, pokazuje rozwiązania. Jest podobna do sportu. Aby ją pokochać, trzeba się zaangażować.

Później, mimo coraz większych wymagań, już nie odpuścisz. Uczniowie boją się jej jak zmęczenia na w-fie. Matematyka to dyscyplina liczb. Jest jak start w zawodach: zawsze można przekombinować z wynikiem na końcu działania, jak nie trzymasz się reguł. Praca w szkole, rodzina, trening, starty tworzą jasny obraz wokół mnie. Mam wszystko poukładane. To równanie musi się zgadzać. Pomyłka w nim burzy mój dzień.

Tak na poważnie zaczęłam biegać na studiach w Toruniu. Wyjechałam z koleżanką na Erasmusa do holenderskiej Hagi na piątym roku. Cztery wybiegania 5-10 km, dużo siły i sprawności ogólnej. Zaczynało do mnie docierać, że to dobry sposób na codzienne zawirowania. Powrót do kraju, obrona pracy magisterskiej i powolne uniezależnienie się od pomocy rodziców. Popołudnia w ubezpieczeniach i wieczorny trening nakładający się na kilometry robione w restauracji, w której dorabiałam sobie jako kelnerka. Wielu z młodych tak ma. To dobra szkoła życia. Pozwala stanąć na nogach.

Moim marzeniem było złamanie 50 minut na 10 km. Wtedy wydawało mi się, że jest to nierealne. Teraz, kiedy biegam poniżej 38 min wiem, że postęp o którym na początku nie odważymy się myśleć, jest możliwy.


Adiego [Adrian Przybyła, mąż Agnieszki — przyp. red] poznałam przez Internet. Klikaliśmy, klikaliśmy... Rozpisał mi plan na upragnione pokonanie 50 minut za trzy tygodnie. Udało się. Klikaliśmy dalej, aż zaszłam w ciążę.

Wcześniej na półmaratonie Bronka Malinowskiego w Grudziądzu Adi poznał mnie z trenerem Pawłem Hofmanem. To spotkanie zmieniło wiele. Rozmowa, wspólny trening w Gdańsku i decyzja — razem szukamy wyniku. Trener pracujący z kobietami, rozumiejący estrogenowe wahania, to wartość współpracy sama w sobie. W kobiecym sporcie wynikiem rządzą hormony. Nic tego nie zmieni.

No i się zaczęło. Plan, wykonanie, sprawozdanie. Wzajemne czucie i poszukiwanie kompromisu biegania z pracą. Teraz, kiedy na świecie jest już Julek, każdy dzień to minutnik zadań, aby zmieścić wszystko w grafiku. W roku szkolnym godziny 19-21 to mój czas na trening. Adi robi go wtedy, jak ja zajmuję się Julkiem. W weekendy już normalnie, do południa. Czasami razem jak dziadkowie pomogą rzucić okiem na wnuka. Dzięki nim starty są możliwe bez stresu. To ogromna pomoc z ich strony. Wyjazdy na zawody w sezonie to kilkanaście wspólnych wypraw. Bez nich nawet nie myślę, czy to byłoby możliwe.

Trening dla mnie to przyjemność. Biegam z Adim wybiegania. On na tętnie 108, a ja 130 uderzeń na minutę w szybkości 5.30/km. Moje mniejsze serce musi gonić jego pojemność wyrzutową.
Nie odpuszczam planu. Jak mam zlecone zadanie to muszę je wykonać — nie ma zmiłuj. Tak już mam, nie tylko w bieganiu. Nie lubię ogonów zaległości i poczucia, że przeskoczyłam to, co konieczne.

Przestałam się bać obciążeń. Wiem, że to jedyny sposób, aby iść do przodu. Każde zaplanowane akcenty, wcześniej trochę płoszące w obawie zmęczenia, teraz przychodzą mi naturalnie w wysiłku. BC na progu tlenu, WT na stadionie, to nie jest już spotkanie z bólem, to trening po którym dokładam w domu do pakietu sprawność aktywną, regenerację i nowinki pochodzące z wielu źródeł. Postęp to złożony proces. Coraz bardziej go rozumiem.

Uwielbiam czas obozów. Dwa treningi dziennie, biegowe wycieczki. Rodzina, znajomi. Przyjemne z pożytecznym. Wiem, że muszę jeszcze podkręcić wiele. Rozmawialiśmy o tym z trenerem. Szybsze rozbiegania. Dłuższe drugie zakresy i wiele innych obciążeń niezbędnych w progresji, po prostu czeka na mnie. Moje marzenie 15.59 na 5 km jest odważne. Czas pokaże, na ile realne. Oczekuję odpowiedzi na to bez obaw. Wiem, że wygra ten, kto mimo bólu nie zwolni.

Hipoksja, obozy wysokogórskie — czy będzie mnie na to stać? Mam w sobie spokój w oczekiwaniu pracy. Nie odczuwam "zgonu" zmęczenia nawet po końcówkach poniżej 3 min/km w biegach ulicznych. 3.30-3.40/km - po prostu utrzymuję tempo. 4.05 na połówce iławskiego półmaratonu dało mi tytuł mistrzyni Polski amatorek na tym dystansie. Uwierzyłam w siebie. Uwierzyłam, że wszystko jest możliwe.

Dziecko zmieniło nas. Bezproblemowy czas ciąży nie wskazywał na nic niepokojącego. Obciążenie genetyczne u nas młodych, zdrowych ludzi — niemożliwe. A jednak... Zespół Downa na szczęście nie jest głęboki. Jednak jest. To początkowy szok dla każdego rodzica. Powolna przemiana w świadomości i akceptacja sytuacji dociera z czasem. Miłość do dziecka potrafi wiele. W szpitalu czekałam cały tydzień na wynik potwierdzający diagnozę. Czy się bałam? Teraz nie wiem. Ukierunkowana pomoc systemu, brak specjalistycznego psychologicznego wsparcia brutalnie przypomina — umiesz liczyć, licz na siebie. Wiedzą o tym ci, co mierzą się z podobnymi problemami.

Opieka państwa nad rodzicami z dziećmi z dysfunkcją polega na statystycznym obrazie. Za wszystko trzeba płacić. Heroizm rodziców z większymi od nas problemami to morze potrzeb. Czasami większych niż w wyczynowym sporcie.

Świat przyjmuję takim jakim jest, także w tym co daje. Trudno jest mnie złamać. Nie mam w sobie zazdrości, złości. Nauczyłam się tego, aby być szczęśliwą w życiu. Problem to rzecz do załatwienia, emocje nie pomogą aby go ogarnąć.
Pozdrawiam, do zobaczenia na trasie.
Agnieszka Przybyła

Julek, Adrian i Agnieszka Przybyłowie, tu po Iławskim Półmaratonie 2022, na którym małżeństwo z Iławy zdobyło tytuły mistrza i mistrzyni Polski amatorów, fot. Mateusz Partyga

Trening 17-23 października. Roztrenowanie to obowiązek biegaczy. Zadbajmy tylko o podtrzymanie sprawności. Zawodowcy nawet na miesiąc odpuszczają obciążenia. Im więcej trenujesz, tym bardziej ci się należy długa regeneracja:
poniedziałek: rozbieganie z 5x100 m. Po tym akcent sprawności, 6 km
wtorek: wolne
środa: wolne
czwartek: rower 30 minut + duża sprawność
piątek: wolne
sobota: inna forma aktywności (basen, długi spacer, trucht, gra sportowa)
niedziela: wolne

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5