PRZEWODNIK PO BIEGANIU || Czy Szkolny Związek Sportowy nadąża za zmianami?

2022-03-26 12:22:18(ost. akt: 2022-03-28 07:57:45)
Susz, rok (prawdopodobnie) 2014. Paweł Hofman, twórca Przewodnika po bieganiu, w towarzystwie swoich zawodników z lekkoatletycznej reprezentacji Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego w Iławie

Susz, rok (prawdopodobnie) 2014. Paweł Hofman, twórca Przewodnika po bieganiu, w towarzystwie swoich zawodników z lekkoatletycznej reprezentacji Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego w Iławie

Autor zdjęcia: archiwum Pawła Hofmana

Przez wiele lat brałem z uczniami udział w realizacji sportowego kalendarza SZS. Były mistrzowskie wojewódzkie tytuły, zdarzały się również miejsca na podium mistrzostw Polski Szkolnego Związku Sportowego. Były też niespełnione nadzieje i sportowe wpadki.
Pamiętam dawne, tłumne uczestnictwo od pierwszych szczebli awansu. Mistrzostwa województwa w lekkoatletycznej konfrontacji zaskakiwały frekwencją. Trochę się to wszystko zakręciło, może nawet więcej niż trochę. Obserwowałem coraz bardziej zmniejszającą się rangę tych zawodów.

Czy rywalizacja w strukturach Szkolnego Związku Sportowego nie przystaje do współczesnej szkoły? Czy statut SZS, który określa jego działanie w zakresie "wyrównywania szans i warunków uczestnictwa dzieci i młodzieży w różnych formach aktywności fizycznej, w szczególności tych, które nie mają możliwości rywalizacji sportowej", jeszcze działa?

Po likwidacji SKS-ów i wprowadzeniu dodatkowych godzin w-fu szkoły tłocząc zajęcia utykają je w planie, a nauczyciele zastanawiają się, jak bezkonfliktowo poradzić sobie z rozdziałem szatni i kawałkiem sali na ich realizację. Popołudnia i wieczory szkolne świecą pustostanem. Dawne ambicje uczniowskiego sportu opuściły szkolne boiska.

Szkoła przestała być miejscem sportowego rozwoju. Samorządy tworzą strategie rozwoju sportu zabiegając o zewnętrzne środki na modernizację i rozbudowę obiektów.

Czy za tymi zmianami nadąża czynnościowo SZS realizując kalendarz sportowy, czy układa w porozumieniu ze środowiskiem oświatowym swoją przyszłość? Czy korzystając z podległości systemowej otula się naturą przyzwyczajenia?


W trudnym czasie pandemii sport licencjonowany potrafił sobie poradzić ze szkoleniem. SZS nawet nie wpasował się w zdalne pomysły, jak wzmocnić sprawność dzieci i młodzieży. Kluby i stowarzyszenia wchłaniają garstki spragnionych postępu w wybranej dyscyplinie i w pozalekcyjnym szkoleniu rozwijają zainteresowania ucznia, doskonaląc jego umiejętności, które wykorzystuje SZS, aby podczas matematyki, języka polskiego, biologii, czasami zaskakując informacją o zawodach przewracać szkolny plan. Reszta leży odłogiem. Pytań jest wiele, emocji przy okazji też. Coraz mniej szkół godzi się na ten sportowy mezalians.

Na przestrzeni ostatnich lat SZS pełną garścią zawłaszcza na potrzeby rywalizacji w rozgrywkach szkolnych zawodników szkolonych poza szkołą. To właśnie oni z uwagi na postępujący upadek sprawności młodego pokolenia walczą o prymat. Szkoła niewiele ma wspólnego z ich poziomem sportowym poza tym, że zawodnik jest jej uczniem. Ten sukces poza nielicznymi wyjątkami nie wynika z jej pracy.

Dopuszczenie do szkolnej rywalizacji uczniów trenujących w klubach i stowarzyszeniach sportowych posiadających licencje decyduje o tabeli zwycięstw do mistrzostw Polski SZS włącznie. Tych samych zawodników można spotkać w mistrzowskich rozgrywkach na poziomie ogólnopolskim związków sportowych w dni wolne od nauki. Uczeń chce się pokazać z umiejętnościami sportowymi wśród kolegów i koleżanek szkolnych. Ta naturalna potrzeba powoduje, że obraz sprawności uczniów wynikający z zadań wychowania fizycznego wydaje się wtedy mniej zauważalny.

Zawodnicy-uczniowie, czasami pod presją oceny z przedmiotu uczestniczą w pogoni szkoły za sukcesami. Konflikty interesów wokół ucznia, klubu, zawodnika, rodzica nie służą nikomu. Często się zdarza, że ten sam uczeń startuje w różnych dyscyplinach. Wracając do szkoły musi nadganiać edukacyjne nieobecności. Kalendarz SZS nakłada się na klubowe zmagania, a siatka godzin do realizacji wynikająca z ustawy oświatowej trzeszczy w szwach. Przecież nauczyciele w tym czasie mają lekcję, co z klasami? Ale, to tylko szkolny michałek edukacyjnych potrzeb.

SZS czeka na każdym poziomie edukacji. Maturalne rozszerzenie przedmiotów blokuje sportowe chęci młodzieży. Zaczyna się bunt uczestnictwa. Trenerzy klubowi muszą być naprawdę niezłymi akrobatami, aby nie dopuścić do przemęczenia zawodnika. Kompletne pomieszanie oczekiwań. Udział w zawodach nie może być wyborem, ani pretekstem do szkolnej nieobecności.
W szkole podstawowej rodzice zauważają frekwencyjny problem, w dalszej edukacji stają się przeciwnikami szkolnego sportu.

Rodzice, podobnie jak w krajach Europy Zachodniej, od początku powinni być uczestnikami sportowych wydarzeń, wspólnie świętować sukcesy i wspierać w porażkach swoje dzieci. Może jednak po lekcjach, w weekendy w korelacji z Wojewódzkimi Związkami Sportowymi powinno się przeprowadzać szkolną rywalizację, stwarzając nauczycielom i uczniom warunki do uczestnictwa w niej. System rozgrywek SZS temu nie sprzyja. To działanie staje w sprzeczności w wychowaniu do kultury fizycznej. To trwanie w starej metodzie wychowania przez sport, a nie do niego.


Tłumaczenie, że po lekcjach, w weekendy nikt nie pójdzie na zawody świadczy o słabości szkolnego sportu. Wiele lat temu sobota była dniem przeznaczonym na nie.


Sukcesy przynoszone szkole przez tych, którzy trenują poza nią odwracają uwagę od problemu sprawności ucznia i nagradzają nie zawsze ich twórców. SZS na podsumowaniu różnych szczebli podaje papierowe dane współzawodnictwa sportowego dzieci i młodzieży. Kółko się kręci. Tylko dlaczego nasze dzieci tyją najszybciej w Europie, a frekwencja na w-fie, to mały dramat? Zmiany, aby były zauważalne, muszą zaboleć. Tylko, kto odważy się ten ból wywołać? Ustawowe rozporządzenia dotyczące sportu wyczynowego zazębiające się z systemem szkolnej sportowej edukacji samorządom są najczęściej obce.

Szkoła, która ma w swoim CV corocznie tytuły mistrzowskie w rywalizacji SZS będzie zawsze w sporcie lepiej oceniana niż ta, która pomimo ogromu pracy nad podniesieniem sprawności swoich wychowanków i poszukiwania różnych sposobów na zatrzymanie upadku fizyczności młodego pokolenia nie wychyla się w rywalizacji międzyszkolnej.

Trening 28 marca — 3 kwietnia. Wchodzimy na stadion.
poniedziałek: rozbieganie z 50 m podbieg łagodny i zbieg 100m p. 2 min, 6-10 km
wtorek: trening z gumami oporowymi
środa: wolne lub rower, basen
czwartek: rozgrzewka 30 min +WT (stadion) – 3-6 x 300 m (w tempie rekordu na 1000 m) p. 300 m w truchcie, marszu. Po 10 min trucht
piątek: wolne
sobota: rozbieganie 30 min + 2-5 x 3 min p. 3 min. (w tempie planowanego rekordu na 5 km) - 10 -14 km
niedziela: marszobieg do 1 h

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5