NA SWOIM || U Kariny nie plączą się niteczki

2021-11-14 12:00:00(ost. akt: 2021-11-14 14:10:35)
Zakład usługowy Kariny istnieje od 24 lat

Zakład usługowy Kariny istnieje od 24 lat

Autor zdjęcia: Edyta Kocyła-Pawłowska

Karina Kwiatkowska z Iławy od 24 lat prowadzi niewielki zakład krawiecki. Dziś już głównie poprawia gotowe ubrania. Dawniej zdarzyło się jej nawet uszyć... ubranko dla psa.
Babcia Kariny robiła przeróbki dla siebie i rodziny. Szyła na starej singerce. Mała Karina przyglądała się temu uważnie i sama zakochała w krawiectwie. Maszynę po babci ma do tej pory, ale może jej wyeksponować, bo cały zakład mieści się na 12 metrach kwadratowych. Lubi stare przedmioty, takie z duszą. Dlatego zbiera też żelazka. Niektóre z nich faktycznie mają "duszę", czyli wyjmowany wkład.
Działalność rozpoczęła 11 sierpnia 1997 r., rejestrując jednoosobową firmę Usługi Krawieckie Damsko-Męskie. Droga do nie była długa. Ukończyła szkołę zawodową w iławskiej budowlance,. Potem było technikum odzieżowe i w szkolnych warsztatach. Dobrze wspomina grono pedagogiczne, a szczególnie — Marię Rolkę, Urszulę Szulczewską, Danutę Gnieciak i Danutę Klonowską.
Po maturze rozpoczęła pracę u Bohdana i Alicji Hatałów w firmie "Hatex". To była wówczas znana iławska firma. I tak pani Karina nauczyła się precyzji, potem zdecydowała się pójściu "na swoje".


Ręce pełne roboty


Dziś już pani Karina nie szyje – robi same przeróbki. Wszywa zamki, podkłada spodnie, sukienki, skraca rękawy, ozdabia, dopasowuje odzież do sylwetki, poszerzając ubrania lub zwężając je.
— Od jakiegoś czasu zdrowie nie pozwala mi na szycie od początku do końca – opowiada. Przerzuciła się więc na poprawki. I nadal ręce ma pełne roboty. Nawet dla siebie za bardzo nie ma czasu nic uszyć. Inaczej było 24 lata temu, gdy otwierała działalność. – Miałam wspaniałe maszyny, co było wówczas ewenementem – mówi. – Przywiozłam je z Niemiec, bo tam byłam na praktyce u cioci i jej pracodawczyni w punkcie usługowym – dodaje. To tam nauczyła się dbałości o szczegóły i dokładności. Do polski wróciła z kupionym za marki overlockiem. Dopiero z czasem kupiła sobie maszyny przemysłowe.
Szyła płaszcze, garnitury, damskie garsonki, sukienki, spódnice, spodnie, spodenki, bluzki. Już wtedy przerabiała również gotowe ubrania. Najbardziej zaskakujące zlecenie? Ubranek dla... psów. Zdarzają się też zlecenia przeszycia staników, choć nie jest gorseciarką. Szyła też wiaty do namiotów.



Swoje ubrania odbiera właśnie pani Anna

Recepta na przetrwanie w branży? Dokładność wynikająca i z charakteru, i z doświadczenia. I uczciwość, a to klienci czują. – Zdarzają się reklamacje – przyznaje. – Jasne, że klienci wtedy już nie płacą.

Miejsce pracy ma pod nosem


Bardzo ważne jest dla niej wsparcie najbliższych: rodziców i brata Sebastiana.
– Nie założyłam własnej rodziny – zdradza nam pani Karina. – Mieszkam z mamą, bo tata zmarł w październiku 2020 r. Może dlatego mam czas i możliwość schodzenia do pracowni o każdej porze dnia i nocy – uśmiecha się nasza rozmówczyni. To w piwnicy-pracowni spędza najwięcej czasu. – A mama u góry odbiera telefon stacjonarny w moich sprawach służbowych, mam więc swoją sekretarkę – śmieje się. Piwnicę doświetla spore okno. Ma się wrażenie, że wszystko ma tu swoje miejsce. – Taka właśnie jestem. W mieszkaniu też mam wszystko tak uporządkowane. Wystarczy mi chwila zastanowienia i nie szukam, po prostu sięgam po potrzebną rzecz – opowiada. – To uporządkowanie na pewno bardzo pomaga w pracy, rozsypane igły czy szpileczki mogłyby być niebezpieczne – śmieje się. Szpulki z nićmi kolorystycznie pozawieszane na ścianie, pojemniki z koronkami, nićmi do overlocka i ze wszystkimi potrzebnymi drobiazgami – wszystko osobno.

Wszystko ma swoje miejsce


– Sąsiedzi nie skarżą się nawet, jeśli szyję w nocy – cieszy się krawcowa. Jako członkini wspólnoty ma tu niski czynsz, między innymi dzięki temu przetrwała lockdown. – Klienci, często starsi, w pewnym okresie nie wychodzili z domów, więc i mnie się dostało po kieszeni – szczerze opowiada o trudnych czasach, zwłaszcza o półroczu od października 2020 do lutego 2021 r.
Dawniej w szkole podstawowej bardzo zwracano uwagę, by każdy młody człowiek umiał sobie przyszyć guzik. A jeszcze dawniej – zacerować skarpety. A dziś? Dziś bardzo często to pani Karina i przedstawiciele jej branży przyszywają guziki. – Skarpet nie ceruję – śmieje się. – Babcia cerowała.


Klientka wygląda oryginalnie


Dziś szalenie modne jest kupowanie ciuchów w second handach. Często są niedopasowane i tu wkracza Karina Kwiatkowska. – Za parę złotych można kupić prawdziwy skarb. Trochę mojej pracy i klientka wygląda oryginalnie – to spora oszczędność. Pani Karina zdradza nam, że czasem klienci, zwłaszcza ci na emeryturach, negocjują ceny, choć one są i tak w miarę niskie. Stara się takie prośby brać pod uwagę.

Logo zaprojektował brat Kariny
Logo zaprojektował brat Kariny, Sebastian


– Idę z nowoczesnością – mówi. – Brak założył mi stronę na facebooku, zaprojektował logo na papierowe torby. Mam nawet terminal płatniczy!
To działa, klientów jest nadal sporo. Czasem nawet więcej mężczyzn niż kobiet. — Przysyłają ich żony – śmieje się pani Karina.
– Mój zawód jest dla mnie pasją, "konikiem". Gdy klienci są zadowoleni, sprawia mi to dużą satysfakcję – mówi Karina Kwiatkowska. Od 24 lat na swoim.

Karina Kwiatkowska: dziś już zdrowie pozwala głównie na przeróbki
Karina Kwiatkowska: dziś już zdrowie pozwala głównie na przeróbki
[/table]


Edyta Kocyła-Pawłowska






2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B