Felieton Andrzeja Buka: Różne oblicza Świąt Bożego Narodzenia
2018-12-29 12:00:00(ost. akt: 2018-12-28 12:14:32)
Z perspektywy dziecka rzeczywistość wygląda trochę inaczej niż u osoby dorosłej - pisze Andrzej Buk.
W dzieciństwie kojarzyłem to święto z wolnym od szkoły, zrelaksowaną i serdeczną rodziną, kolorowym światem wszelkiego rodzaju świecidełek, które mimo swojej mizerii w porównaniu dzisiejszymi możliwościami technicznym pobudzały wyobraźnię i działały baśniowo.
W czarno-białej telewizji puszczano wyjątkowo atrakcyjne filmy zazwyczaj amerykańskie i programy rozrywkowe rodzimej produkcji. Wszystko miało posmak elegancji i niewymuszonego wdzięku. Na spotkaniach rodzinnych dzieliliśmy się na różne grupy, tych co grali w szachy, w chińczyka albo karty. W moim odczuciu ważniejsza była wtedy mniej lub bardziej wykwintna konwersacja niż samo współzawodnictwo. Każdy próbował rzucić jakimś żartem, żeby wzbudzić uśmiech na twarzy współbiesiadników. Na pewno idealizujemy wydarzenia z przeszłości, zwłaszcza z dzieciństwa, ale coś musiało być w tej atmosferze, skoro pamiętam ją lepiej i jest dla mnie ważniejsza niż otrzymywane prezenty, a przecież jako jedynak i najmłodszy w szerszej rodzinie byłem jak na owe czasy dosyć szczodrze nimi obsypywany. Okres od Świętego Mikołaja do Bożego Narodzenia zlał się w mojej świadomości w jeden beztroski czas wesołości. Wraz z dorastaniem święta stawały się coraz bardziej stresujące ze względu na przygotowania, za które stałem się współodpowiedzialny. Wszyscy dorośli znamy ten stan napięcia, koordynację logistyczno-kwatermistrzowską. Dla człowieka mało zorganizowanego, gubiącego się wśród regałów, robiącego wszystko na ostatnią chwilę był to okres udręki i gdybym miał wybór, to pewnie wolałbym rok bez jakichkolwiek świąt, mimo że prezenty załatwiała moja zdecydowanie lepsza połowa, tak jest zresztą do dzisiaj. Okres świąteczny jednak pozostał nadal czasem serdeczności, powszechnej wesołości. Moje miejsce zastąpiły dzieci, ja stałem się rodzicem, zaś rodzice dziadkami. Ten stan trwał długie lata, dopóki ci ostatni nie zaczęli odchodzić. Kolejne święta stawały się okazją do wspominania tych, którzy nas opuścili, a puste nakrycie na stole nabierało coraz głębszego niemal mistycznego znaczenia. Na pustym miejscu widzę tych, którzy odeszli, ale którym zawdzięczam to, że pamiętam lepiej radość, ciepło i poczucie bezpieczeństwa niż prezenty.
W czarno-białej telewizji puszczano wyjątkowo atrakcyjne filmy zazwyczaj amerykańskie i programy rozrywkowe rodzimej produkcji. Wszystko miało posmak elegancji i niewymuszonego wdzięku. Na spotkaniach rodzinnych dzieliliśmy się na różne grupy, tych co grali w szachy, w chińczyka albo karty. W moim odczuciu ważniejsza była wtedy mniej lub bardziej wykwintna konwersacja niż samo współzawodnictwo. Każdy próbował rzucić jakimś żartem, żeby wzbudzić uśmiech na twarzy współbiesiadników. Na pewno idealizujemy wydarzenia z przeszłości, zwłaszcza z dzieciństwa, ale coś musiało być w tej atmosferze, skoro pamiętam ją lepiej i jest dla mnie ważniejsza niż otrzymywane prezenty, a przecież jako jedynak i najmłodszy w szerszej rodzinie byłem jak na owe czasy dosyć szczodrze nimi obsypywany. Okres od Świętego Mikołaja do Bożego Narodzenia zlał się w mojej świadomości w jeden beztroski czas wesołości. Wraz z dorastaniem święta stawały się coraz bardziej stresujące ze względu na przygotowania, za które stałem się współodpowiedzialny. Wszyscy dorośli znamy ten stan napięcia, koordynację logistyczno-kwatermistrzowską. Dla człowieka mało zorganizowanego, gubiącego się wśród regałów, robiącego wszystko na ostatnią chwilę był to okres udręki i gdybym miał wybór, to pewnie wolałbym rok bez jakichkolwiek świąt, mimo że prezenty załatwiała moja zdecydowanie lepsza połowa, tak jest zresztą do dzisiaj. Okres świąteczny jednak pozostał nadal czasem serdeczności, powszechnej wesołości. Moje miejsce zastąpiły dzieci, ja stałem się rodzicem, zaś rodzice dziadkami. Ten stan trwał długie lata, dopóki ci ostatni nie zaczęli odchodzić. Kolejne święta stawały się okazją do wspominania tych, którzy nas opuścili, a puste nakrycie na stole nabierało coraz głębszego niemal mistycznego znaczenia. Na pustym miejscu widzę tych, którzy odeszli, ale którym zawdzięczam to, że pamiętam lepiej radość, ciepło i poczucie bezpieczeństwa niż prezenty.
Wszystkim czytelnikom, dorosłym, a zwłaszcza dzieciom życzę, aby pozostała z nimi na całe życie ta niepowtarzalna atmosfera, której nie będą w stanie przebić najwspanialsze dary materialne. W nadchodzące Święta podtrzymujmy ten stan radosnego bycia razem, abyśmy wychowywali kolejne szczęśliwe pokolenia.
Andrzej Buk
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez