Giżycko miastem turystycznym to mit

2022-04-08 10:59:35(ost. akt: 2022-04-08 10:54:11)
Paweł Andruszkiewicz

Paweł Andruszkiewicz

Autor zdjęcia: arch. prywatne

Paweł Andruszkiewicz - przedsiębiorca, prezes lokalnego stowarzyszenia Aktywne Giżycko, instruktor strzelectwa sportowego, współzałożyciel klubu morsów w Giżycku i radny miejski. Włączył się w działalność lokalnego samorządu, by zrealizować swoją wizję.
Pana wizja rozwoju miasta realizuje się? Czy rzeczywistość ją zweryfikowała?
- A czy w Giżycku realizuje się jakakolwiek wizja? Czy giżycczanie mają obraz, dokąd zmierzamy jako miasto i jak chcemy, żeby wyglądało Giżycko za 10, 20 czy 30 lat? Odnoszę wrażenie, że żadnej wizji nie ma, a zarządzanie sprowadza się do bieżącego administrowania. Dla mnie miasto to ludzie. Gdy od października do kwietnia późnym popołudniem spaceruję po ulicy Warszawskiej, nie widzę tam ludzi, nie widzę więc miasta. Moim marzeniem jest stworzenie Giżycka jako miasta pełnego życia, silnego gospodarczo i zdrowego, w którym mieszkańcy chcą pozostawać w jego przestrzeni publicznej na dłużej niż tylko droga z domu do pracy i z pracy do domu. Centrum miasta powinno zachęcać do spacerów czyli zdrowego trybu życia, bo dzięki temu mamy możliwość interakcji z drugim mieszkańcem, uśmiechania się do siebie, rozmowy, przebywania ze sobą. A jeżeli będzie nam się tu szczęśliwie żyło, to może zatrzymamy cześć młodych ludzi w Giżycku? Do tego trzeba gruntownych zmian w infrastrukturze oraz myśleniu włodarzy i spojrzenia na Giżycko nie w ujęciu kadencji lecz pokolenia, dlatego nadszedł czas, aby zdefiniować Giżycko na nowo.

Co to znaczy, że już czas zdefiniować Giżycko na nowo?
- Albert Einstein mawiał, że obłęd to powtarzanie w kółko tych samych czynności oczekując innych rezultatów. Przekładając to na giżycki język, musimy raz na zawsze skończyć z myśleniem, że Giżycko to miasto turystyczne. To mit, który tak bardzo zakorzenił się w naszych głowach, że powtarzamy go od dziesiątek lat, a co gorsze pod tym kątem budujemy miasto. W strategii miasta i studium uwarunkowań Giżycka, wprowadziliśmy zapisy, że Giżycko to miasto turystyczne, a turystyka jest kołem zamachowym giżyckiej gospodarki mimo, że liczby mówią zupełnie co innego. Tylko 4% giżyckich firm żyje z turystyki, Czas odejść od myślenia o dwumiesięcznych turystach i zacząć budować Giżycko z myślą o dwunastomiesięcznych mieszkańcach. Przykładem tego błędnego myślenia jest np. jednorazowe wydanie 280 000 zł na organizację koncertu plenerowego w wakacje na plaży miejskiej, na którym według szacunków organizatora bawiło się ok. 500 osób. Ja uważam, że to zmarnowane pieniądze. Musimy inaczej podchodzić do kultury w mieście. Powinniśmy tę kwotę podzielić na dziesięć i zorganizować dziesięć wydarzeń od września do kwietnia z budżetem 28 000zł każde, których beneficjentami byliby w większości giżycczanie.

Miasto zbyt wolno się rozwija czy jest w kryzysie?
- Jeżeli definiować rozwój Giżycka na podstawie demografii to jesteśmy w ciężkim kryzysie. Według statystyk od 2014 roku w naszym mieście ubyło ponad 3400 osób. Około 1200 jest wynikiem ujemnego przyrostu naturalnego, pozostali wyjechali z Giżycka lub zamieszkali poza jego granicami. Efektem jest mniejsza liczba mieszkańców, a co za tym idzie podatników. Jeżeli mówimy o kryzysie, to warto przejść się centralnymi ulicami miasta. Na odcinku zaledwie kilkuset metrów możemy policzyć kilkanaście wolnych lokali usługowych. Nasze centrum wymiera. To efekt polityki wyprzedawania deweloperom miejskich gruntów w centrum. Chwalimy się jako Miasto, że ceny działek osiągnęły rekordowe ceny, tylko co z tego? Budowane tam mieszkania nie są na kieszeń giżycczan osiągając ceny 10 000 zł-12 000 zł za m2. W efekcie ich nabywcami staje się tzw. „warszawka” a służą one na wynajem w okresie wakacyjnym. W pozostałej części roku stoją często puste. Powinniśmy budować tam mieszkania czynszowe. Mam na myśli budownictwo, w którym miasto bierze na siebie ciężar kredytu hipotecznego i wynajmuje mieszkanie. Nabywca płaci regularny czynsz porównywalny ze stawką raty kredytu, a gdy go spłaci, mieszkanie przechodzi na jego własność. To jedyny sposób, żeby zatrzymać młodych ludzi w Giżycku i negatywny proces suburbanizacji – wymierania centrum Giżycka.

Jest Pan członkiem wszystkich komisji i pobiera mniejszą dietę. Dlaczego?
- W lutym zrezygnowałem z funkcji wiceprzewodniczącego komisji spraw wniosków i petycji na znak protestu po tym, jak koalicja wywodząca się z komitetu burmistrza, najpierw wybrała swoich członków na stanowiska funkcyjne, a później przegłosowała uchwałę wprowadzającą rażące dysproporcje diet między radnymi funkcyjnymi a szeregowymi. Co istotne, radni funkcyjni wcale nie mają większych obowiązków, dlatego zrezygnowałem z funkcji, bo nie zgadzam się na politykę „kupowania lojalności” za pieniądze podatników. Moja dieta spadła do najniższego poziomu. Zgłosiłem się do społecznej pracy we wszystkich komisjach i… radni z ugrupowania burmistrza odrzucili moją kandydaturę. To chyba pierwszy taki przypadek w historii giżyckiego samorządu. Widocznie czegoś się obawiają.

Jest Pan najmłodszym radnym? Młodość to atut czy przeszkoda w giżyckiej radzie miejskiej?
- To prawda, zostałem radnym w wieku 30lat. Dziękuję mieszkańcom, którzy na mnie zagłosowali, ale nie wiem czy sugerowali się młodym wiekiem. Na początku kadencji w 2018 roku uważałem to za atut, a nawet podkreślałem na sesjach. Dziś, po trzech latach uważam, że to nie wiek definiuje dobrego radnego, ale niezależność. Dobry radny to ten, którego stać na mówienie tego czego chce, nieuwikłany w sieć wzajemnych zależności. Prowadzę własną firmę i mam ten przywilej.

Powiedział Pan: Giżycko noszę w swoim sercu. Większość młodych ludzi wyjeżdża z miasta.
- Gdy w 2007 roku skończyłem naukę w II LO w Giżycku i poszedłem na studia wiedziałem, że tu wrócę, choć jak się okazało byłem w zdecydowanej mniejszości. Na 31. uczniów mojej klasy maturalnej, decyzję o kontynuacji życia w Giżycku podjęło zaledwie 6 osób. To był dla mnie główny powód, dla którego powstało nasze stowarzyszenie Aktywne Giżycko. Czuję przynależność do naszego miasta, wiele mu zawdzięczam. Moja babcia przepracowała 38 lat w naszej mleczarni, to właśnie takie osoby jak moja babcia budowały to miasto, chcę to kontynuować.

Jesteśmy tuż przed otwarciem sezonu żeglarskiego. Jaki to będzie sezon?
- Turystyka to taka wisienka na torcie naszego miasta. Co byśmy nie robili, gdzie się nie reklamowali, ile pieniędzy nie wydali na promocję Giżycka w Polsce pod kątem turystyki, ten turysta-żeglarz i tak nas odwiedzi. Takie mamy położenie. Nie rozumiem dlaczego mieszkaniec giżycka ma płacić za reklamę Giżycka, jeżeli nie dotyczy ona zachęty do osiedlenia się w Giżycku na stałe. W kontekście sezonu żeglarskiego najbardziej interesują mnie godziny otwierania mostu obrotowego tak, żeby były jak najbardziej wygodne dla mieszkańców Giżycka.

Najpilniejsze sprawy w mieście to...
- Połączenie miasta i gminy w jeden silny, mocny organizm. Pozyskanie terenów inwestycyjnych na rozwijanie zakładów pracy. Most. Budowa miejskich mieszkań czynszowych, dzięki którym do centrum znów wróci życie, handel, usługi. Porzucić myślenie, że jesteśmy miastem turystycznym i zacząć budować Giżycko z myślą o 12-miesięcznych mieszkańcach, a nie 2-miesięcznych turystach.

Największe sukcesy i porażki radnego...
- Staram się nie podchodzić do pracy w samorządzie i pozytywnie załatwionych spraw w kategorii sukcesu, bo gdy udaje mi się doprowadzić do remontu ulicy, stworzenia przejścia dla pieszych albo uporządkowania terenu, na którym zalegały śmieci osiedlowe, to uważam to za swój obowiązek. W samorządzie powinno się mniej przecinać wstęg a więcej pracować. To czym mogę się pochwalić, to to, że zająłem się każdą sprawą zgłoszoną mi przez mieszkańców – to mój sukces. A co do porażek? Tak, mam ich kilka na swoim koncie. Nie udało mi się skutecznie przekonać radnych do odrzucenia szkodliwych pomysłów burmistrza, takich jak dzierżawa gruntu nad jeziorem Popówka za dziwnie niskie pieniądze, albo stacjonowanie wesołego miasteczka przez 12 miesięcy w roku. Nasza plaża nawet po sezonie nie może zamieniać się w przechowalnię sprzętu, ma służyć nam – giżycczanom. Porażką jest również sprawa schroniska. Przez rok, wspólnie ze stroną społeczną informowaliśmy władze miejskie, że może dochodzić do nieprawidłowości w miejskim schronisku. Nasze apele były ignorowane, aż doszło do interwencji prokuratury. Może nie doszłoby do cierpienia zwierząt, gdyby burmistrz słuchał nas od początku.
Renata Szczepanik

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5