Najważniejszy jest feeling i wzajemne zrozumienie się za pomocą dźwięku
2019-12-09 20:00:00(ost. akt: 2019-12-09 20:03:58)
Małgorzata Skrzyniarz jest kobietą pełną pasji. Muzyka, taniec i podróże inspirują ją do tworzenia własnych tekstów. Obecnie regularnie występuje wraz ze swoim zespołem i powoli myśli o nagraniu płyty.
„Muzyka to nic innego, jak uczucia, które można usłyszeć” - to ona potrafi uspokoić nasz umysł i pobudzić do działania. Pochodząca z Iłowa Małgorzata Skrzyniarz z przyjemnością dzieli się swoją muzyczną pasją z innymi, tworząc własne muzyczne projekty i uświetniając swoim śpiewem ślubne uroczystości.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze śpiewem? Kto odkrył Twój talent?
— Zaczęło się już w wieku 6 lat - na szkolnym apelu. Już na zdjęciu widać, że nie chciałam się dzielić mikrofonem (śmiech). Mając 8 lat zapisałam się do zespołu w GOK-u w Iłowie. Ciężko powiedzieć, kto odkrył we mnie talent. Wydaje mi się, że to wyszło naturalnie w latach szkolnych.
— Kiedy po raz pierwszy wystąpiłaś publicznie? Jak wspominasz ten moment?
— Pierwszy występ, który zapamiętałam, to wykonanie utworu „Ta sama chwila” Bajmu. Miał on miejsce po wstąpieniu do zespołu Domu Kultury. Nie pamiętam, co wtedy czułam. Myślę, że się nie stresowałam, lecz przyjęłam to jako zadanie do wykonania.
— Zaczęło się już w wieku 6 lat - na szkolnym apelu. Już na zdjęciu widać, że nie chciałam się dzielić mikrofonem (śmiech). Mając 8 lat zapisałam się do zespołu w GOK-u w Iłowie. Ciężko powiedzieć, kto odkrył we mnie talent. Wydaje mi się, że to wyszło naturalnie w latach szkolnych.
— Kiedy po raz pierwszy wystąpiłaś publicznie? Jak wspominasz ten moment?
— Pierwszy występ, który zapamiętałam, to wykonanie utworu „Ta sama chwila” Bajmu. Miał on miejsce po wstąpieniu do zespołu Domu Kultury. Nie pamiętam, co wtedy czułam. Myślę, że się nie stresowałam, lecz przyjęłam to jako zadanie do wykonania.
— Nagrałaś singiel „Najlepszy moment” i sama napisałaś do niego słowa. Co zainspirowało Cię do stworzenia tekstu?
— „Najlepszy moment" był niezwykłym spontanicznym projektem. Na Wigilię Live Art Studio (grupy wokalistów, do której należałam 2 lata) zadeklarowałam, że zamiast nagrywać świąteczny cover, napiszę coś swojego, tzw. winter song. Teksty piszę zawsze bardzo proste, melodie też. Niektórzy twierdzą, że są to typowo radiowe hity. Nie sądziłam, że potrafię pisać teksty, po prostu to robię. Zazwyczaj dzieje się to szybko, działam pod wpływem chwili. Piosenka tak spodobała się moim znajomym muzykom, że bez wahania chcieli wziąć w tym udział. Angelika Irauth nagrała wersję piano, potem Tomek Wacikowski zaskoczył mnie odgrywając gitarę, a na koniec największe zaskoczenie - nagranie teledysku w parku w Mławie w Wigilię przez Wojtka Krawczyka. To niesamowite, że oni nigdy się nie poznali, a stworzyli coś tak pięknego.
— „Najlepszy moment" był niezwykłym spontanicznym projektem. Na Wigilię Live Art Studio (grupy wokalistów, do której należałam 2 lata) zadeklarowałam, że zamiast nagrywać świąteczny cover, napiszę coś swojego, tzw. winter song. Teksty piszę zawsze bardzo proste, melodie też. Niektórzy twierdzą, że są to typowo radiowe hity. Nie sądziłam, że potrafię pisać teksty, po prostu to robię. Zazwyczaj dzieje się to szybko, działam pod wpływem chwili. Piosenka tak spodobała się moim znajomym muzykom, że bez wahania chcieli wziąć w tym udział. Angelika Irauth nagrała wersję piano, potem Tomek Wacikowski zaskoczył mnie odgrywając gitarę, a na koniec największe zaskoczenie - nagranie teledysku w parku w Mławie w Wigilię przez Wojtka Krawczyka. To niesamowite, że oni nigdy się nie poznali, a stworzyli coś tak pięknego.
— Jak trafiłaś do zespołu, z którym aktualnie występujesz i jak długo już razem muzykujecie?
Przeprowadzając się do Warszawy myślałam, że nadszedł kres moich muzycznych przygód i trzeba zająć się studiami oraz pracą. Po kilku miesiącach zaczęło mi brakować śpiewu. Szukałam muzyków na grupach na Facebooku. To było jakieś 6 lat temu. Odpowiedziałam na ogłoszenie chłopaków i pojechałam na pierwszą próbę. Grali szanty - zupełnie nie mój klimat, ale ich zdolności muzyczne, luz i radość z życia były fascynujące. Szybko zrezygnowałam z legionowskich prób, ale po czasie poprosiłam chłopaków o to, żeby zagrali ze mną od czasu do czasu. Zaczęliśmy grać w warszawskiej Harendzie, ale ciężko było motywować do grania innych, kiedy do tego trzeba było "dokładać", a na jakiekolwiek zarobki nie było co liczyć. Mimo ciężkich czasów gramy do teraz. Wszyscy rozwijamy się już jako profesjonalny zespół. Mam już tylu znajomych muzyków, którzy chętnie ze mną występują, że poszerzyłam skład zespołu i stworzyłam kilka projektów muzycznych.
— Gdzie najczęściej występujecie?
— Nasze miejsce - tak mogę to nazwać - to MOMU przy Placu Teatralnym. Mamy sentyment do tej restauracji. Miejsca się zmieniają. Ostatnio zaczęliśmy występować w Drukarni, Pałacu Alexandrinum.
— Grasz na jakimś instrumencie?
— Nie jest to gitara, ani pianino, ale gram na instrumentach perkusyjnych, shaker, cabasa, toca. Uwielbiam te wszystkie "przeszkadzajki", robią klimat i już nie wyobrażam sobie koncertów bez nich.
Przeprowadzając się do Warszawy myślałam, że nadszedł kres moich muzycznych przygód i trzeba zająć się studiami oraz pracą. Po kilku miesiącach zaczęło mi brakować śpiewu. Szukałam muzyków na grupach na Facebooku. To było jakieś 6 lat temu. Odpowiedziałam na ogłoszenie chłopaków i pojechałam na pierwszą próbę. Grali szanty - zupełnie nie mój klimat, ale ich zdolności muzyczne, luz i radość z życia były fascynujące. Szybko zrezygnowałam z legionowskich prób, ale po czasie poprosiłam chłopaków o to, żeby zagrali ze mną od czasu do czasu. Zaczęliśmy grać w warszawskiej Harendzie, ale ciężko było motywować do grania innych, kiedy do tego trzeba było "dokładać", a na jakiekolwiek zarobki nie było co liczyć. Mimo ciężkich czasów gramy do teraz. Wszyscy rozwijamy się już jako profesjonalny zespół. Mam już tylu znajomych muzyków, którzy chętnie ze mną występują, że poszerzyłam skład zespołu i stworzyłam kilka projektów muzycznych.
— Gdzie najczęściej występujecie?
— Nasze miejsce - tak mogę to nazwać - to MOMU przy Placu Teatralnym. Mamy sentyment do tej restauracji. Miejsca się zmieniają. Ostatnio zaczęliśmy występować w Drukarni, Pałacu Alexandrinum.
— Grasz na jakimś instrumencie?
— Nie jest to gitara, ani pianino, ale gram na instrumentach perkusyjnych, shaker, cabasa, toca. Uwielbiam te wszystkie "przeszkadzajki", robią klimat i już nie wyobrażam sobie koncertów bez nich.
— Jesteś samoukiem, czy uczęszczałaś do szkoły muzycznej?
— Nigdy nie byłam w szkole muzycznej. Czasem jestem zła na siebie, że nie wiem jak coś przekazać muzykom w ich języku (śmiech). Ale najważniejszy jest feeling, wzajemne zrozumienie się za pomocą dźwięku. To magiczne, dlatego to robię!
— Nigdy nie byłam w szkole muzycznej. Czasem jestem zła na siebie, że nie wiem jak coś przekazać muzykom w ich języku (śmiech). Ale najważniejszy jest feeling, wzajemne zrozumienie się za pomocą dźwięku. To magiczne, dlatego to robię!
— Zapewniasz oprawę muzyczną na ślubach. Co czujesz mogąc uświetnić swoim śpiewem tak wyjątkowe uroczystości?
— To niesamowite uczucie. Czasem widzę ich łzy i za każdym razem robi to na mnie wrażenie, że swoim głosem wywołuję u nich takie emocje. Nie ma nic piękniejszego dla artysty.
— W czasach szkolnych często występowałaś na scenie iłowskiego GOK- u. Podczas ostatniej „Fery 2019” miałaś okazję to powtórzyć. Co czułaś śpiewając ponownie w rodzinnej miejscowości?
— Tak, postanowiłam po 10 latach odwiedzić GOK. To było piękne! Siedziałam z tyłu czekając na wyniki, widziałam te małe dziewczynki i mówiłam do Piotrka (gitarzysty) - „Piotrek, patrz na nie, ja taka byłam, ja tak czekałam, ja tak przeżywałam”. Nigdy wcześniej nie zdobyłam nagrody Grand Prix. Cieszę się ze słów usłyszanych po wykonaniu swojej autorskiej piosenki. To dużo znaczy, naprawdę.
— Śpiewałaś w słynnym programie telewizyjnym „Jaka to melodia?”. Jak wspominasz to doświadczenie, miałaś tremę?
— To było ciekawe doświadczenie, zobaczyć taki program „od kuchni". Coś zupełnie innego niż robiłam do tej pory. Wszystko działo się szybko. Trema towarzyszy mi zawsze, a tu wchodzą do głowy jeszcze takie myśli jak „Zobaczy to moja rodzina i znajomi, jak coś nie wyjdzie, to będzie wstyd". Wyszło!
— To niesamowite uczucie. Czasem widzę ich łzy i za każdym razem robi to na mnie wrażenie, że swoim głosem wywołuję u nich takie emocje. Nie ma nic piękniejszego dla artysty.
— W czasach szkolnych często występowałaś na scenie iłowskiego GOK- u. Podczas ostatniej „Fery 2019” miałaś okazję to powtórzyć. Co czułaś śpiewając ponownie w rodzinnej miejscowości?
— Tak, postanowiłam po 10 latach odwiedzić GOK. To było piękne! Siedziałam z tyłu czekając na wyniki, widziałam te małe dziewczynki i mówiłam do Piotrka (gitarzysty) - „Piotrek, patrz na nie, ja taka byłam, ja tak czekałam, ja tak przeżywałam”. Nigdy wcześniej nie zdobyłam nagrody Grand Prix. Cieszę się ze słów usłyszanych po wykonaniu swojej autorskiej piosenki. To dużo znaczy, naprawdę.
— Śpiewałaś w słynnym programie telewizyjnym „Jaka to melodia?”. Jak wspominasz to doświadczenie, miałaś tremę?
— To było ciekawe doświadczenie, zobaczyć taki program „od kuchni". Coś zupełnie innego niż robiłam do tej pory. Wszystko działo się szybko. Trema towarzyszy mi zawsze, a tu wchodzą do głowy jeszcze takie myśli jak „Zobaczy to moja rodzina i znajomi, jak coś nie wyjdzie, to będzie wstyd". Wyszło!
— Oprócz śpiewu, Twoją pasją jest również taniec, a konkretnie Kizomba. Czym charakteryzuje się ten styl tańca?
— Kizombę poznałam 4 lata temu. Właściwie bliższa memu sercu jest semba - to z niej narodziła się kizomba. Kizomba i semba wywodzą się z Angolii. Nazwa semby pochodzi od słowa Masemba oznaczającego „dotyk brzuchów", co odzwierciedla się w tańcu, w bardzo bliskim kontakcie. Od kizomby różni ją jednak szybsze tempo i inna technika tańczenia. Semba ma wiele twarzy: może być żywiołowa i energetyczna, ale także spokojna i urzekająca płynnością. Ma w sobie niezwykle dużo zabawy, żartu, instrumentów w muzyce, energii, gry aktorskiej, wdzięku i gracji.
— Co najbardziej fascynuje Cię w Kizombie?
— To, że mogę tak pięknie i prosto wyrazić siebie. To, że zarażam energią nie tylko partnera, ale wszystkich wokół. Jest to dla mnie nie tylko ruch przez zabawę połączoną z techniką, ale także psychoterapia po ciężkim dniu. Zaczęłam łączyć te dwie pasje i od jakiegoś czasu śpiewam po portugalsku muzykę kizombową. Właśnie przygotowuję się z zespołem na koncert , który odbędzie się w styczniu na Angolan Kraków Festival. To będzie pierwszy tego typu koncert w Polsce. Nikt wcześniej nie występował na festiwalach tanecznych z pięknym składem instrumentalnym.
— Kizombę poznałam 4 lata temu. Właściwie bliższa memu sercu jest semba - to z niej narodziła się kizomba. Kizomba i semba wywodzą się z Angolii. Nazwa semby pochodzi od słowa Masemba oznaczającego „dotyk brzuchów", co odzwierciedla się w tańcu, w bardzo bliskim kontakcie. Od kizomby różni ją jednak szybsze tempo i inna technika tańczenia. Semba ma wiele twarzy: może być żywiołowa i energetyczna, ale także spokojna i urzekająca płynnością. Ma w sobie niezwykle dużo zabawy, żartu, instrumentów w muzyce, energii, gry aktorskiej, wdzięku i gracji.
— Co najbardziej fascynuje Cię w Kizombie?
— To, że mogę tak pięknie i prosto wyrazić siebie. To, że zarażam energią nie tylko partnera, ale wszystkich wokół. Jest to dla mnie nie tylko ruch przez zabawę połączoną z techniką, ale także psychoterapia po ciężkim dniu. Zaczęłam łączyć te dwie pasje i od jakiegoś czasu śpiewam po portugalsku muzykę kizombową. Właśnie przygotowuję się z zespołem na koncert , który odbędzie się w styczniu na Angolan Kraków Festival. To będzie pierwszy tego typu koncert w Polsce. Nikt wcześniej nie występował na festiwalach tanecznych z pięknym składem instrumentalnym.
— Lubisz także podróżować. Ostatnio poleciałaś nawet do Australii. Dlaczego akurat to miejsce?
— Podróże to kolejna pasja, którą odkryłam w sobie kilka lat temu. Australia była pewnego rodzaju wyzwaniem. Postanowiłam, że nagram teledysk do swojej piosenki właśnie na końcu świata. I tak się stało! Piosenka będzie gotowa już przed Świętami. Traktuję to jako przygodę życia i jestem z niej dumna. Może będę kontynuowała nagrania podczas podróży, to ciekawe połączenie.
— Podróże to kolejna pasja, którą odkryłam w sobie kilka lat temu. Australia była pewnego rodzaju wyzwaniem. Postanowiłam, że nagram teledysk do swojej piosenki właśnie na końcu świata. I tak się stało! Piosenka będzie gotowa już przed Świętami. Traktuję to jako przygodę życia i jestem z niej dumna. Może będę kontynuowała nagrania podczas podróży, to ciekawe połączenie.
— Co podczas tej podróży najbardziej Cię zdziwiło, a co zachwyciło?
—Najpiękniejsza była dla mnie chwila, kiedy podczas nagrań do teledysku pod Opera House w Sydney ludzie słuchali mojej piosenki i otrzymałam od nich brawa. To zupełnie coś innego, kiedy dostaje oklaski za swoją twórczość. Kiedy coś, co stworzyłam w swoim kąciku w Warszawie na Grzybowskiej, przy porannej kawie jest docenione na drugim końcu świata. Nie da się tego opisać. Co mnie zaskoczyło? Maria Island - wyspa wombatów na Tasmanii. Te włochate słodziaki chodzą po tej magicznej wyspie, jak u nas kotki na osiedlu.
—Najpiękniejsza była dla mnie chwila, kiedy podczas nagrań do teledysku pod Opera House w Sydney ludzie słuchali mojej piosenki i otrzymałam od nich brawa. To zupełnie coś innego, kiedy dostaje oklaski za swoją twórczość. Kiedy coś, co stworzyłam w swoim kąciku w Warszawie na Grzybowskiej, przy porannej kawie jest docenione na drugim końcu świata. Nie da się tego opisać. Co mnie zaskoczyło? Maria Island - wyspa wombatów na Tasmanii. Te włochate słodziaki chodzą po tej magicznej wyspie, jak u nas kotki na osiedlu.
— Marzenia i plany na przyszłość?
—Chcę się teraz skupić na tworzeniu swojej muzyki, powoli myślę o płycie. Oczywiście nie rezygnuję z zespołu coverowego, ponieważ lubimy dawać tą muzyką radość innym i włożyliśmy w ten projekt dużo energii. Ostatnio do zespołu doszli niesamowicie zdolni muzycy, Łukasz Dudziński (wiolonczela), Anna Jasińska (flet poprzeczny). Patryk Rostecki (gitara) i Kuba Małek (cajón) grają ze mną od 5 lat. Świetna współpraca układa mi się z Wojtkiem Wiązek (piano) i Krystianem Czaja (gitara). Kocham ich wszystkich i jestem wdzięczna, że spotkałam ich na swojej drodze. Pracujemy razem nad różnymi projektami, w których dobra zabawa to podstawa. Na każdej próbie nie brakuje dobrej energii, żartów, śmiechu i jedzenia (śmiech). Niech każdy realizuje swoje PASJE!! Nie ma nic piękniejszego niż robienie tego, co się kocha i taki jest mój cel na dalsze lata.
—Chcę się teraz skupić na tworzeniu swojej muzyki, powoli myślę o płycie. Oczywiście nie rezygnuję z zespołu coverowego, ponieważ lubimy dawać tą muzyką radość innym i włożyliśmy w ten projekt dużo energii. Ostatnio do zespołu doszli niesamowicie zdolni muzycy, Łukasz Dudziński (wiolonczela), Anna Jasińska (flet poprzeczny). Patryk Rostecki (gitara) i Kuba Małek (cajón) grają ze mną od 5 lat. Świetna współpraca układa mi się z Wojtkiem Wiązek (piano) i Krystianem Czaja (gitara). Kocham ich wszystkich i jestem wdzięczna, że spotkałam ich na swojej drodze. Pracujemy razem nad różnymi projektami, w których dobra zabawa to podstawa. Na każdej próbie nie brakuje dobrej energii, żartów, śmiechu i jedzenia (śmiech). Niech każdy realizuje swoje PASJE!! Nie ma nic piękniejszego niż robienie tego, co się kocha i taki jest mój cel na dalsze lata.
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
SW #2832862 | 195.182.*.* 10 gru 2019 16:20
Gratuluję
odpowiedz na ten komentarz