Człowiekiem się jest a logopedą się bywa
2024-03-03 16:00:00(ost. akt: 2024-03-02 12:40:10)
Sylwia Kwiatkowska-Kołakowska jest neurologopedą od 17 lat. Pracuje zarówno z dziećmi, jak i dorosłymi. Jak mówi, kocha swoją prace, więc nie przepracowuję ani jednego dnia. To kobieta pełna pasji, która uwielbia spacery po górach, nordic walking i pomaganie zwierzętom. Rozmawiamy tuż przed Europejskim Dniem Logopedy, który przypada 6 marca. Tegoroczne hasło to „Współpraca logopedów z innymi specjalistami”.
— Czym jest logopedia?
— Samo słowo pochodzi z języka greckiego i oznacza „wychowanie w słowie”, „zabawy w słowie”. Logopedia zajmuje się terapią wad i zaburzeń wymowy, a także nauką mowy w przypadku jej braku lub utraty. Praca logopedy polega na wychowaniu językowym, usprawnianiu rozwoju języka, profilaktyce i likwidowaniu zaburzeń komunikacji. Jest dziedziną, która czerpie m.in. z psychologii, medycyny, językoznawstwa oraz pedagogiki. Współpracujemy z fizjoterapeutami, psychologami, lekarzami różnych specjalności, szczególnie z neurologami, laryngologami, foniatrami czy ortodontami. W tej chwili jest już znaną dziedziną, która prężnie się rozwija. Dostęp do logopedów jest duży.
— Logopedia kojarzy się głównie z dziećmi. Czy słusznie?
— To jest troszkę błędne myślenie. Owszem głównymi naszymi odbiorcami są dzieci, stąd w naszych gabinetach jest zawsze kolorowo, by stworzyć tę przyjazną dzieciom atmosferę. Natomiast ja jestem neurologopedą od 17 lat i nie pracuję tylko w kręgu dzieci. Pracowałam na oddziale neurologicznym i udarowym działdowskiego szpitala, a w tej chwili pracuję też na oddziale rehabilitacyjnym w szpitalu w Mławie i tam moimi pacjentami są osoby dorosłe. Coraz częściej też pacjenci dorośli trafiają do naszych gabinetów. To pacjenci po różnego rodzaju incydentach neurologicznych, głównie po udarach, wypadkach komunikacyjnych. Dużo pacjentów było po covidzie. Mieli najczęściej problemy z oddychaniem. Dobrze byłoby odczarować tę dziedzinę, że to nie jest tylko praca z dziećmi.
— Rośnie świadomość dorosłych, że mogą przyjść do logopedy?
— Tak, dorośli powoli otwierają się na logopedów. Nie tylko ci pacjenci po chorobach, ale też np. dorośli z nieprawidłową artykulacją głoski „r” czy jąkaniem. Wcześniej może nie było dostępności lub zostało to przeoczone i teraz chcą się tym zająć, ale często bardzo się wstydzą. Niektórzy mówią, że nie wiedzieli, że jeszcze jako dorośli mogą coś w swojej mowie naprawić czy polepszyć.
— A jak wygląda terapia dzieci i dorosłych? Czym się różni?
— Pacjent dorosły jest zadaniowy. Świadomie uczestniczy w terapii. W terapii z dziećmi wykorzystuję różne zabawy. Dziecko uczy się bawiąc. To jest bardzo duża różnica. W naszej pracy trzeba być też troszkę psychologiem. Umieć słuchać. Obecnie trafia do nas dużo dzieci, młodzieży czy dorosłych z problemem niepłynności mowy. Nie pamiętam takiej intensywności odkąd pracuję w zawodzie. Każdego pacjenta trzeba najpierw wysłuchać. Dorosłym bardzo często wali się świat w ciągu jednego dnia, jednej chwili, gdy doznają udaru lub są uczestnikami wypadku, więc trzeba przede wszystkim potrafić dotrzeć do takiego pacjenta. Pacjent dorosły potrzebuje naszej empatii, a dziecko towarzysza do zabawy.
— A czy i dla dzieci i dla dorosłych systematyczność to jest klucz do „zwycięstwa”?
— Obowiązkowo. To jedna z reguł, która pomaga tę terapię szybko i sprawnie zakończyć. Są też takie złożone wady wymowy czy zaburzenia, które bez względu na czas i systematyczność będą wymagały ciągłego wsparcia ze strony specjalisty. Często rodzic pyta jak długo będzie trwać terapia logopedyczna jego dziecka. Nie wiem tego od początku. Jest wiele czynników. Systematyczność, zaangażowanie, współpraca, brak medycznych przeszkód. Dorośli są bardziej zdeterminowani w dążeniu do osiągnięcia sukcesu terapeutycznego.
— Dorośli mają świadomość, że przyszli w konkretnym celu?
— Dokładnie tak. Dziecko jest przyprowadzane przez rodzica. Często samo nie ma świadomości problemu. Naszym zadaniem jest tak prowadzić zajęcia, by to dziecko chciało do nas przychodzić, by miało przyjemność z zajęć, a równocześnie pięknie nauczyło się mówić. Kluczem do sukcesu jest współpraca z rodzicami. Należy w domu utrwalać z dzieckiem materiał z zajęć. To bardzo ważne.
— A czego jeszcze potrzeba oprócz systematyczności i pracy u Pani i w domu, by terapia była skuteczna?
— Ważna jest współpraca z innymi specjalistami. Zdarza się, że gdy trafia do mnie rodzic z dzieckiem niemówiącym, ja od progu niemalże widzę, że moja pomoc potrzebna będzie później. Brak rozwoju mowy, rozumienia jest objawem, który powinien skłonić rodzica do wizyty z dzieckiem u audiologa czy neurologa dziecięcego. Stąd też tegoroczne hasło Europejskiego Dnia Logopedy, który jest 6 marca: „Współpraca logopedów z innymi specjalistami”. Skuteczna terapia opiera się bowiem na doskonałej diagnozie i holistycznym podejściu. Bardzo często kieruję do lekarzy specjalistów, czy fizjoterapeutów. W związku z czym to nie jest tak, że gdy trafia do mnie rodzic z dzieckiem, to ja od razu pomogę. Diagnostyka to jest pierwsza rzecz, którą rodzic musi zaakceptować kiedy do mnie przychodzi. Na szczęście świadomość rodziców i dostęp do informacji np. internetowych jest coraz większy i rodzice reagują szybciej i skutecznie współpracują
— Może się zdarzyć, że właśnie zaburzenia z innych dziedzin medycyny są jakby przeszkodą w rozpoczęciu terapii logopedycznej?
— Tak. Zdarza się tak. Brak aktualnych badań słuchu dziecka, czy konsultacji laryngologicznych może stanowić przeszkodę w efektywnym prowadzeniu terapii. Nasza współpraca ze specjalistami działa w dwie strony. Kiedyś współpraca np. z ortodontami nie była tak ścisła jak teraz. Na szczęście widać zmianę. I to jest świetny kierunek. Ortodonci kierują najpierw do nas nim założą pacjentowi aparat ortodontyczny. Mają świadomość, że potrzebna jest terapia miofunkcjonalna (celem ćwiczeń jest aktywowanie mięśni twarzy tak, by możliwe stało się odzyskanie właściwej koordynacji aparatu mięśniowo-twarzowego - przyp. red.), że jeśli pacjent ma złą pozycję spoczynkową języka, infantylne połykanie to sam aparat nie ma większego sensu, ponieważ 2-3 lata po zdjęciu wada zgryzu wróci. Dlatego współpraca logopedów z innymi specjalistami jest obowiązkowa.
— Czyli hasło z tego roku „współpraca logopedów z innymi specjalistami” jest trafne?
— Bardzo. Kierowanie do specjalistów to nie wymysł logopedów. Kiedy ja pytam rodzica, czy dziecko chorowało na np. zapalenie ucha? Chorowało. A czy po leczeniu miało robione badanie słuchu? Oczywiście nie. Najczęściej jeśli nie ma nawracającego zapalenia ucha dziecko ma raz w życiu badany słuch, czyli zaraz po urodzeniu. I potem już nigdy. Zauważam ogromny wzrost liczby dzieci w klasach pierwszych, które maja trudności z nauką czytania. Należy pamiętać, że jeżeli słuch fizyczny rozwija się nieprawidłowo, to i słuch fonematyczny nie ma możliwości prawidłowego kształtowania się.
— A czy zdarzają się takie sytuacje, że po prostu się poddajecie?
— Nie ma takiej sytuacji, w której nie jestem w stanie pomóc, ale potrzebuję poszerzenia diagnostyki i współpracy z rodzicami oraz zaangażowania ze strony pacjenta. Dlatego wysyłam do specjalistów, którzy np. potrafią określić czy dziecko prawidłowo słyszy lub wysyłamy na zabieg frenotomii i dopiero później prowadzę terapię logopedyczną. Choć zdarzają się sytuacje, że przychodzą rodzice z bardzo chorymi dziećmi i oczekują od nas, że zrobimy jakieś cuda. Nie wszystkie dzieci np. autystyczne komunikują się werbalnie. Także wiele dzieci ma różne choroby genetyczne, które uniemożliwiają sprawne posługiwanie się mową. My wiemy, że w pewnym momencie nie damy rady nauczyć dziecka mówić. Tłumaczymy rodzicom, że dziecko nie ma takich zasobów żeby nauczyło się werbalnie wyrażać, że może trzeba wykorzystać komunikację alternatywną. Różne są reakcje rodziców. Moim zdaniem jednak trzeba być zawsze szczerym i uczciwym. Nie udawać, że zdziała się cuda. Jednak nie dajemy poczucia bezsensowności. Nigdy nie ma takiej sytuacji, że ta próba komunikacji z dzieckiem jest bezsensem. Tak naprawdę znając funkcjonowanie ludzkiego mózgu i to jak bardzo potrafi zaskakiwać, zawsze można coś zrobić dla tego dziecka, czy też dla osoby dorosłej. Pracujemy na tym, co jest dostępne.
— Właśnie, a dorośli poddają się sami? Czy zdarza się, że mówicie, że wyczerpaliście już wszystkie sposoby?
— Nie ma takiej sytuacji, żeby powiedzieć, że coś się wyczerpało. To byłoby zabranie nadziei. Uświadamiamy jednak rodzinie jakie mamy możliwości i jakie są rokowania. Jeśli mam pacjentów z afazją (utrata zdolności do rozumienia lub /i tworzenia wypowiedzi na skutek uszkodzenia mózgu – przyp. red.) i są rozległe uszkodzenia w mózgu, bazuję na tym, co u tego pacjenta jest dostępne, ale nie spisuję go na straty. Najgorsze, co może się stać to poczucie beznadziejności. Trzeba walczyć. Znaleźć dobre strony. Wzmacniać i próbować, różnymi metodami, odnaleźć się im w tej nowej dla nich i najbliższych rzeczywistości.
— Logopedia to ciągły rozwój?
— Tak, ta dziedzina ciągle idzie do przodu. To nieustanne uczenie się. Systematycznie uczestniczę w różnych szkoleniach, kursach, warsztatach czy konferencjach naukowych. Nie ukrywam jednak, że mój zawód obciąża emocjonalnie i psychicznie. Pracując w szpitalu widzę wiele ludzkich tragedii. Nie da się ot tak wyrzucić tego z głowy. Albo przychodzą rodzice z chorymi dziećmi i potrzebują ode mnie usłyszeć, że będzie wszystko w porządku, a ja nie mogę dać takiej obietnicy, ponieważ widzę, że problem jest bardzo złożony. To też zostaje we mnie. Nie jest tak, że zamknę drzwi i idę do domu nie myśląc o tym, kogo spotkałam. Bardzo często jestem w stałym kontakcie z rodzicami dzieci, które jako pierwsza konsultowałam.
— Są sposoby na odreagowanie?
— Są. Inaczej człowiek by musiał zmienić pracę, albo wykończyłby się emocjonalnie. Mówię zupełnie szczerze. Zapewne zależy to też od podejścia do pracy. Jednak, jako osoba wysoko wrażliwa, podchodzę do ludzi z pełną empatią, dlatego bywa ciężko. Od siedemnastu lat uczę się dystansu. Widziałam wiele ludzkich tragedii. Jak widać bycie logopedą nie polega tylko na uczeniu dzieci prawidłowej artykulacji. To sama przyjemność. Jednak praca logopedy, neurologopedy to coś więcej. By mieć siłę na pomaganie innym, jak każdy, muszę odreagować stres. Jak to robię? Chodzę. Uwielbiam wędrówki po górach, w które wyjeżdżam w każdej wolnej chwili, a gdy nie mogę uciec na południe, to biorę kijki i ruszam na leśne spacery. „Lasoterapia” i nordic walking to idealna metoda na relaks.
— Widzę, że satysfakcja z pracy jest ogromna.
— Ogromna. Tu trzeba lubić ludzi po prostu, a ja lubię ludzi. Jestem gadułą, więc wybrałam sobie zawód pasujący do mnie idealnie. Mam ogromną satysfakcję z tego, co robię.
— A łzy też się zdarzają?
— Bardzo często. Czasami są to łzy radości, gdy dziecko osiąga sukces terapeutyczny. Pojawiają się pierwsze długo wyczekiwane słowa. Czasami łzy wzruszenia, gdy przychodzi czas, by się pożegnać z pacjentem. Zżywamy się ze sobą. Ja zawsze powtarzam: logopedą się bywa, a człowiekiem się jest. I to w zasadzie ta reguła obowiązuje. Bywamy zawodowo kimś, a człowiekiem mamy być zawsze. Kiedyś zakończę pracę, a ludzie będą pamiętali jak się przy mnie czuli i idę tym torem.
— A tak wracając do tegorocznego hasła. Będzie jakaś akcja działdowska?
— W większości miast w Polsce organizowane są różne akcje z okazji Europejskiego Dnia Logopedy. Również w Działdowie będą dwa wydarzenia. 4 marca od godziny 14.30 w Szkole Podstawowej nr 3 przy ulicy Lenartowicza 1 odbędzie się dzień bezpłatnych diagnoz logopedycznych. Niestety, liczba miejsc jest ograniczona, dlatego zapraszam do zapisów pod numerem telefony: 507103549. Postaram się, by wszyscy uzyskali pomoc. Natomiast 6 marca zapraszam rodziców na spotkanie pt. ,,Jak rozwijać mowę dziecka?” - godzina 17 Centrum Kształcenia Ustawicznego DAR przy ulicy Polnej 11a w Działdowie. Postaram się udzielić istotnych wskazówek, co do rozwoju mowy dzieci, a także odpowiedzieć na nurtujące państwa pytania związane z mową dzieci.
— Samo słowo pochodzi z języka greckiego i oznacza „wychowanie w słowie”, „zabawy w słowie”. Logopedia zajmuje się terapią wad i zaburzeń wymowy, a także nauką mowy w przypadku jej braku lub utraty. Praca logopedy polega na wychowaniu językowym, usprawnianiu rozwoju języka, profilaktyce i likwidowaniu zaburzeń komunikacji. Jest dziedziną, która czerpie m.in. z psychologii, medycyny, językoznawstwa oraz pedagogiki. Współpracujemy z fizjoterapeutami, psychologami, lekarzami różnych specjalności, szczególnie z neurologami, laryngologami, foniatrami czy ortodontami. W tej chwili jest już znaną dziedziną, która prężnie się rozwija. Dostęp do logopedów jest duży.
— Logopedia kojarzy się głównie z dziećmi. Czy słusznie?
— To jest troszkę błędne myślenie. Owszem głównymi naszymi odbiorcami są dzieci, stąd w naszych gabinetach jest zawsze kolorowo, by stworzyć tę przyjazną dzieciom atmosferę. Natomiast ja jestem neurologopedą od 17 lat i nie pracuję tylko w kręgu dzieci. Pracowałam na oddziale neurologicznym i udarowym działdowskiego szpitala, a w tej chwili pracuję też na oddziale rehabilitacyjnym w szpitalu w Mławie i tam moimi pacjentami są osoby dorosłe. Coraz częściej też pacjenci dorośli trafiają do naszych gabinetów. To pacjenci po różnego rodzaju incydentach neurologicznych, głównie po udarach, wypadkach komunikacyjnych. Dużo pacjentów było po covidzie. Mieli najczęściej problemy z oddychaniem. Dobrze byłoby odczarować tę dziedzinę, że to nie jest tylko praca z dziećmi.
— Rośnie świadomość dorosłych, że mogą przyjść do logopedy?
— Tak, dorośli powoli otwierają się na logopedów. Nie tylko ci pacjenci po chorobach, ale też np. dorośli z nieprawidłową artykulacją głoski „r” czy jąkaniem. Wcześniej może nie było dostępności lub zostało to przeoczone i teraz chcą się tym zająć, ale często bardzo się wstydzą. Niektórzy mówią, że nie wiedzieli, że jeszcze jako dorośli mogą coś w swojej mowie naprawić czy polepszyć.
— A jak wygląda terapia dzieci i dorosłych? Czym się różni?
— Pacjent dorosły jest zadaniowy. Świadomie uczestniczy w terapii. W terapii z dziećmi wykorzystuję różne zabawy. Dziecko uczy się bawiąc. To jest bardzo duża różnica. W naszej pracy trzeba być też troszkę psychologiem. Umieć słuchać. Obecnie trafia do nas dużo dzieci, młodzieży czy dorosłych z problemem niepłynności mowy. Nie pamiętam takiej intensywności odkąd pracuję w zawodzie. Każdego pacjenta trzeba najpierw wysłuchać. Dorosłym bardzo często wali się świat w ciągu jednego dnia, jednej chwili, gdy doznają udaru lub są uczestnikami wypadku, więc trzeba przede wszystkim potrafić dotrzeć do takiego pacjenta. Pacjent dorosły potrzebuje naszej empatii, a dziecko towarzysza do zabawy.
— A czy i dla dzieci i dla dorosłych systematyczność to jest klucz do „zwycięstwa”?
— Obowiązkowo. To jedna z reguł, która pomaga tę terapię szybko i sprawnie zakończyć. Są też takie złożone wady wymowy czy zaburzenia, które bez względu na czas i systematyczność będą wymagały ciągłego wsparcia ze strony specjalisty. Często rodzic pyta jak długo będzie trwać terapia logopedyczna jego dziecka. Nie wiem tego od początku. Jest wiele czynników. Systematyczność, zaangażowanie, współpraca, brak medycznych przeszkód. Dorośli są bardziej zdeterminowani w dążeniu do osiągnięcia sukcesu terapeutycznego.
— Dorośli mają świadomość, że przyszli w konkretnym celu?
— Dokładnie tak. Dziecko jest przyprowadzane przez rodzica. Często samo nie ma świadomości problemu. Naszym zadaniem jest tak prowadzić zajęcia, by to dziecko chciało do nas przychodzić, by miało przyjemność z zajęć, a równocześnie pięknie nauczyło się mówić. Kluczem do sukcesu jest współpraca z rodzicami. Należy w domu utrwalać z dzieckiem materiał z zajęć. To bardzo ważne.
— A czego jeszcze potrzeba oprócz systematyczności i pracy u Pani i w domu, by terapia była skuteczna?
— Ważna jest współpraca z innymi specjalistami. Zdarza się, że gdy trafia do mnie rodzic z dzieckiem niemówiącym, ja od progu niemalże widzę, że moja pomoc potrzebna będzie później. Brak rozwoju mowy, rozumienia jest objawem, który powinien skłonić rodzica do wizyty z dzieckiem u audiologa czy neurologa dziecięcego. Stąd też tegoroczne hasło Europejskiego Dnia Logopedy, który jest 6 marca: „Współpraca logopedów z innymi specjalistami”. Skuteczna terapia opiera się bowiem na doskonałej diagnozie i holistycznym podejściu. Bardzo często kieruję do lekarzy specjalistów, czy fizjoterapeutów. W związku z czym to nie jest tak, że gdy trafia do mnie rodzic z dzieckiem, to ja od razu pomogę. Diagnostyka to jest pierwsza rzecz, którą rodzic musi zaakceptować kiedy do mnie przychodzi. Na szczęście świadomość rodziców i dostęp do informacji np. internetowych jest coraz większy i rodzice reagują szybciej i skutecznie współpracują
— Może się zdarzyć, że właśnie zaburzenia z innych dziedzin medycyny są jakby przeszkodą w rozpoczęciu terapii logopedycznej?
— Tak. Zdarza się tak. Brak aktualnych badań słuchu dziecka, czy konsultacji laryngologicznych może stanowić przeszkodę w efektywnym prowadzeniu terapii. Nasza współpraca ze specjalistami działa w dwie strony. Kiedyś współpraca np. z ortodontami nie była tak ścisła jak teraz. Na szczęście widać zmianę. I to jest świetny kierunek. Ortodonci kierują najpierw do nas nim założą pacjentowi aparat ortodontyczny. Mają świadomość, że potrzebna jest terapia miofunkcjonalna (celem ćwiczeń jest aktywowanie mięśni twarzy tak, by możliwe stało się odzyskanie właściwej koordynacji aparatu mięśniowo-twarzowego - przyp. red.), że jeśli pacjent ma złą pozycję spoczynkową języka, infantylne połykanie to sam aparat nie ma większego sensu, ponieważ 2-3 lata po zdjęciu wada zgryzu wróci. Dlatego współpraca logopedów z innymi specjalistami jest obowiązkowa.
— Czyli hasło z tego roku „współpraca logopedów z innymi specjalistami” jest trafne?
— Bardzo. Kierowanie do specjalistów to nie wymysł logopedów. Kiedy ja pytam rodzica, czy dziecko chorowało na np. zapalenie ucha? Chorowało. A czy po leczeniu miało robione badanie słuchu? Oczywiście nie. Najczęściej jeśli nie ma nawracającego zapalenia ucha dziecko ma raz w życiu badany słuch, czyli zaraz po urodzeniu. I potem już nigdy. Zauważam ogromny wzrost liczby dzieci w klasach pierwszych, które maja trudności z nauką czytania. Należy pamiętać, że jeżeli słuch fizyczny rozwija się nieprawidłowo, to i słuch fonematyczny nie ma możliwości prawidłowego kształtowania się.
— A czy zdarzają się takie sytuacje, że po prostu się poddajecie?
— Nie ma takiej sytuacji, w której nie jestem w stanie pomóc, ale potrzebuję poszerzenia diagnostyki i współpracy z rodzicami oraz zaangażowania ze strony pacjenta. Dlatego wysyłam do specjalistów, którzy np. potrafią określić czy dziecko prawidłowo słyszy lub wysyłamy na zabieg frenotomii i dopiero później prowadzę terapię logopedyczną. Choć zdarzają się sytuacje, że przychodzą rodzice z bardzo chorymi dziećmi i oczekują od nas, że zrobimy jakieś cuda. Nie wszystkie dzieci np. autystyczne komunikują się werbalnie. Także wiele dzieci ma różne choroby genetyczne, które uniemożliwiają sprawne posługiwanie się mową. My wiemy, że w pewnym momencie nie damy rady nauczyć dziecka mówić. Tłumaczymy rodzicom, że dziecko nie ma takich zasobów żeby nauczyło się werbalnie wyrażać, że może trzeba wykorzystać komunikację alternatywną. Różne są reakcje rodziców. Moim zdaniem jednak trzeba być zawsze szczerym i uczciwym. Nie udawać, że zdziała się cuda. Jednak nie dajemy poczucia bezsensowności. Nigdy nie ma takiej sytuacji, że ta próba komunikacji z dzieckiem jest bezsensem. Tak naprawdę znając funkcjonowanie ludzkiego mózgu i to jak bardzo potrafi zaskakiwać, zawsze można coś zrobić dla tego dziecka, czy też dla osoby dorosłej. Pracujemy na tym, co jest dostępne.
— Właśnie, a dorośli poddają się sami? Czy zdarza się, że mówicie, że wyczerpaliście już wszystkie sposoby?
— Nie ma takiej sytuacji, żeby powiedzieć, że coś się wyczerpało. To byłoby zabranie nadziei. Uświadamiamy jednak rodzinie jakie mamy możliwości i jakie są rokowania. Jeśli mam pacjentów z afazją (utrata zdolności do rozumienia lub /i tworzenia wypowiedzi na skutek uszkodzenia mózgu – przyp. red.) i są rozległe uszkodzenia w mózgu, bazuję na tym, co u tego pacjenta jest dostępne, ale nie spisuję go na straty. Najgorsze, co może się stać to poczucie beznadziejności. Trzeba walczyć. Znaleźć dobre strony. Wzmacniać i próbować, różnymi metodami, odnaleźć się im w tej nowej dla nich i najbliższych rzeczywistości.
— Logopedia to ciągły rozwój?
— Tak, ta dziedzina ciągle idzie do przodu. To nieustanne uczenie się. Systematycznie uczestniczę w różnych szkoleniach, kursach, warsztatach czy konferencjach naukowych. Nie ukrywam jednak, że mój zawód obciąża emocjonalnie i psychicznie. Pracując w szpitalu widzę wiele ludzkich tragedii. Nie da się ot tak wyrzucić tego z głowy. Albo przychodzą rodzice z chorymi dziećmi i potrzebują ode mnie usłyszeć, że będzie wszystko w porządku, a ja nie mogę dać takiej obietnicy, ponieważ widzę, że problem jest bardzo złożony. To też zostaje we mnie. Nie jest tak, że zamknę drzwi i idę do domu nie myśląc o tym, kogo spotkałam. Bardzo często jestem w stałym kontakcie z rodzicami dzieci, które jako pierwsza konsultowałam.
— Są sposoby na odreagowanie?
— Są. Inaczej człowiek by musiał zmienić pracę, albo wykończyłby się emocjonalnie. Mówię zupełnie szczerze. Zapewne zależy to też od podejścia do pracy. Jednak, jako osoba wysoko wrażliwa, podchodzę do ludzi z pełną empatią, dlatego bywa ciężko. Od siedemnastu lat uczę się dystansu. Widziałam wiele ludzkich tragedii. Jak widać bycie logopedą nie polega tylko na uczeniu dzieci prawidłowej artykulacji. To sama przyjemność. Jednak praca logopedy, neurologopedy to coś więcej. By mieć siłę na pomaganie innym, jak każdy, muszę odreagować stres. Jak to robię? Chodzę. Uwielbiam wędrówki po górach, w które wyjeżdżam w każdej wolnej chwili, a gdy nie mogę uciec na południe, to biorę kijki i ruszam na leśne spacery. „Lasoterapia” i nordic walking to idealna metoda na relaks.
— Widzę, że satysfakcja z pracy jest ogromna.
— Ogromna. Tu trzeba lubić ludzi po prostu, a ja lubię ludzi. Jestem gadułą, więc wybrałam sobie zawód pasujący do mnie idealnie. Mam ogromną satysfakcję z tego, co robię.
— A łzy też się zdarzają?
— Bardzo często. Czasami są to łzy radości, gdy dziecko osiąga sukces terapeutyczny. Pojawiają się pierwsze długo wyczekiwane słowa. Czasami łzy wzruszenia, gdy przychodzi czas, by się pożegnać z pacjentem. Zżywamy się ze sobą. Ja zawsze powtarzam: logopedą się bywa, a człowiekiem się jest. I to w zasadzie ta reguła obowiązuje. Bywamy zawodowo kimś, a człowiekiem mamy być zawsze. Kiedyś zakończę pracę, a ludzie będą pamiętali jak się przy mnie czuli i idę tym torem.
— A tak wracając do tegorocznego hasła. Będzie jakaś akcja działdowska?
— W większości miast w Polsce organizowane są różne akcje z okazji Europejskiego Dnia Logopedy. Również w Działdowie będą dwa wydarzenia. 4 marca od godziny 14.30 w Szkole Podstawowej nr 3 przy ulicy Lenartowicza 1 odbędzie się dzień bezpłatnych diagnoz logopedycznych. Niestety, liczba miejsc jest ograniczona, dlatego zapraszam do zapisów pod numerem telefony: 507103549. Postaram się, by wszyscy uzyskali pomoc. Natomiast 6 marca zapraszam rodziców na spotkanie pt. ,,Jak rozwijać mowę dziecka?” - godzina 17 Centrum Kształcenia Ustawicznego DAR przy ulicy Polnej 11a w Działdowie. Postaram się udzielić istotnych wskazówek, co do rozwoju mowy dzieci, a także odpowiedzieć na nurtujące państwa pytania związane z mową dzieci.
Gosia Grabowska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez