Święto Ziemi i Nieba
2019-10-31 17:50:21(ost. akt: 2019-10-31 17:45:30)
Pamiętam, z dziecięcych lat, gdy na pytanie księdza, które padło w trakcie Mszy św., kto z nas pragnie trafić do nieba, w górę uniósł się las rąk. Było ich jednak niewiele przy kolejnym pytaniu: „kto z was chce być świętym”.
A przecież bez świętości nikt do nieba nie trafi. To prosta zależność. Przypomina nam o niej Kościół. Przypomina zwłaszcza 1 listopada - w Uroczystość Wszystkich Świętych. Jest to czas czci wszystkich chrześcijan, którzy osiągnęli stan zbawienia i przebywają w niebie. Treściowo dzień ten łączy się następującym po nim Dniem Zadusznym.
Każdy z nas (no może każdy) odwiedza w tym czasie cmentarz, by pomodlić się i zadumać nad grobami swoich najbliższych, a często także nad mogiłami tych, o których już prawie nikt nie pamięta. Symbolem pamięci jest tutaj – w obu przypadkach – palący się znicz.
Kiedyś zwyczaje zaduszkowe (tak je tu określmy) były o wiele bogatsze. Na Warmii, Świętej Warmii, spożywano w te dni potrawy o ciemnych kolorach. W jadłospisie znajdowały się na przykład: czernina, kaszanka, kasza gryczana i pieczywo gryczane. Jadłem – przede wszystkim bułeczkami wypieczonymi z gryczanej mąki - dzielono się także z żebrakami gromadzącymi się w ten czas szczególnie tłumnie przed kościołami. Wierzono, że żebrzący modląc się upraszają łaski dla zmarłych.
Nie tylko oni otrzymywali chleb od wiernych. Odwiedzający cmentarze pamiętali też, by obdarować pieczywem tych znajdujących się już „po drugiej stronie”.
Dzień Zaduszny był bowiem czasem, gdy można się było spotkać z duszami zmarłych przodków. Nie było to częste, gdyż sytuacja taka mogła (ale nie musiała) zdarzyć się zaledwie przez trzy dni w roku. Były to: wigilia Bożego Narodzenia, noc przed niedzielą wielkanocną i właśnie Dzień Zaduszny.
Dzień Zaduszny był bowiem czasem, gdy można się było spotkać z duszami zmarłych przodków. Nie było to częste, gdyż sytuacja taka mogła (ale nie musiała) zdarzyć się zaledwie przez trzy dni w roku. Były to: wigilia Bożego Narodzenia, noc przed niedzielą wielkanocną i właśnie Dzień Zaduszny.
- Wierzono, że dusze zmarłych przychodzą do domu, by się ogrzać. Posypywano ławy stojące obok pieca piaskiem, by rankiem odczytać z pozostawionych śladów czy rzeczywiście dusze przyszły w odwiedziny – opowiada Elżbieta Kaczmarek z Muzeum Warmii i Mazur.
Warmiacy, przygotowując się do święta Wszystkich Świętych, bardzo starannie porządkowali i stroili groby bliskich. Mogiły przystrajano świerkowymi gałązkami i owocami leśnymi a krzyże koralikami nanizanymi na cienki drucik.
Warmiacy, przygotowując się do święta Wszystkich Świętych, bardzo starannie porządkowali i stroili groby bliskich. Mogiły przystrajano świerkowymi gałązkami i owocami leśnymi a krzyże koralikami nanizanymi na cienki drucik.
W tych dniach istniały też przesądy i zakazy związane z wędrówką dusz zmarłych. Gospodynie nie mogły rozwieszać prania, bo według wierzeń dusze mogły się w nie zaplątać. Nie wolno było także wylewać wody za próg, by nie oblać wędrującej duszy.
Zaduszki były (i są nadal) czasem, gdy szczególnie często myśli się o tym co nieuniknione. Istniały wróżebne znaki zapowiadające, według wierzeń warmińskich, zbliżającą się śmierć. Były to głośne pohukiwania sowy w obejściu, odgłosy rycia kreta pod domem albo myszy, spadające ze ścian domu obrazy i lustra. Osoba, która czuła zbliżającą się śmierć, porządkowała swoje sprawy doczesne: przystępowała do spowiedzi, komunii, przyjmowała ostatnie namaszczenie, sporządzała testament, udzielała błogosławieństwa bliskim, a także udzielała instrukcji związanych ze swoim pochówkiem.
Jak informuje Elżbieta Kaczmarek, ciało zmarłej osoby układano na podłodze wyściełanej słomą i przykrywano prześcieradłem. Rodzina przystępowała do zbijania trumny. Tradycyjnie na Warmii trumna była koloru niebieskiego oznaczającego czekające na zmarłego niebo. Była wyściełana wiórami powstającymi na skutek heblowania desek, zmarłemu przygotowywano także poduszkę wypchana wiórami i szyto mu koszulę. Rodzina, krewni i mieszkańcy wsi zbierali się na nocne czuwanie przy zmarłym. Zatrzymywano zegary i zasłaniano lustra.
Jeśli zmarły był gospodarzem, istniał zwyczaj powiadamianie zwierząt, a przede wszystkim pszczół w ulach o tym, że odszedł gospodarz. Wynoszeniu trumny z domu towarzyszył zwyczaj opuszczaniu jej na progu i trzykrotnym weń uderzeniu.
Jeśli zmarły był gospodarzem, istniał zwyczaj powiadamianie zwierząt, a przede wszystkim pszczół w ulach o tym, że odszedł gospodarz. Wynoszeniu trumny z domu towarzyszył zwyczaj opuszczaniu jej na progu i trzykrotnym weń uderzeniu.
opr. wch
Z żałobnej karty
Każda śmierć jest dramatem dla najbliższych. Często zdarza się jednak, że odejście człowieka budzi zadumę i refleksję w szerszym gronie. Przypominamy tutaj tylko dwie osoby, które opuściły nas w ostatnim czasie.
Pierwszą z nich jest Antoni Dalak, prezes okręgu Polskiego Związku Działkowców w Elblągu, długoletni prezes ROD „Katarzynki” w Braniewie. Ś.P. Antoni Dalak był człowiekiem, którego całe życie związane było ze społeczną działalnością w ruchu ogrodnictwa działkowego, znanym, lubionym i cenionym w środowisku.
Bardzo niedawno, bo 20 października, pożegnał nas też Wiesław Marchewa, jeden z najbardziej znanych braniewskich lekarzy weterynarii – przyjaciel naszych braci mniejszych i ich właścicieli.
odszedł od nas na zawsze, w wieku 63 lat
Ś.P. Wiesław Marchewa był człowiekiem wrażliwym na potrzeby wszystkich zwierząt. Można było przyjść do niego lub zadzwonić z prośbą o poradę o każdej porze dnia.
odszedł od nas na zawsze, w wieku 63 lat
Ś.P. Wiesław Marchewa był człowiekiem wrażliwym na potrzeby wszystkich zwierząt. Można było przyjść do niego lub zadzwonić z prośbą o poradę o każdej porze dnia.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez