1 Z dyskoteki na cmentarz - Gazeta Olsztyńska

Z dyskoteki na cmentarz

2008-08-01 00:00:00

Bogusia zginęła 1 października 1995 roku nad ranem. Nagie ciało 17-latki znalazł spacerowicz na cmentarzu przy kościele św. Józefa w Olsztynie. Winnym jej śmierci został uznany niejaki Arkadiusz B. Dostał 15 lat, ale sąd uznał, że był z nim jeszcze ktoś inny. Kto? - raczej się już tego nie dowiemy.

Pomijając pytanie, czy siedemnastoletnia dziewczyna, uczennica ledwie pierwszej klasy liceum, powinna sama włóczyć się po nocy, tych dwoje nigdy nie powinno się spotkać. Bogumiła G. początkowo miała iść dyskotekę ze swoim chłopakiem. On miał szlaban w domu. Zakaz wyjścia miała też koleżanka Bogusi, rodzice nie puścili jej do miasta, bo zawaliła jakąś szkolną praktykę. W rezultacie dziewczyna poszła sama do klubu "Androbania" działającego w akademiku przy ulicy Żołnierskiej.
Sądziła, że spotka tam kogoś znajomego. Na to samo liczył Arkadiusz B. Też był sam, jego towarzystwo pojechało bowiem na wiejską dyskotekę do Pelnika pod Morąg.

Co ty ludzi nie poznajesz!
Arek, dwa lata starszy od Bogusi, znał ją trochę, bo mieszkali w sąsiednich blokach. Podobno namawiał ja kiedyś "na wspólne chodzenie", ale to nic pewnego. Przed "Androbanią", z braku kogoś lepszego, nieszczęśliwie wpadli na siebie. Bardziej niż o zabawę chodziło im o picie. Podobno poszli do sklepu nocnego, działającego wówczas na przeciwko ratusza i kupili butelkę wódki. Wypili ją na ławce obok przystanków autobusowych przy Piłsudskiego. Potem, taksówką z postoju obok sądów, pojechali do klubu "Avanti". Chcieli się bawić, ale nie wpuszczono ich na salę, bo byli zbyt pijani. Dochodziła północ. Odprawieni z kwitkiem nie za bardzo wiedzieli co dalej robić.
- Co ty, ludzi nie poznajesz - rozglądając się za kumplami Arkadiusz B. zaczepił chłopaka, który wydał mu się znajomy. Powiedział w śledztwie, że kiedyś chodzili do jednej szkoły, a na chłopaka wołano "Skwarek". Na tej podstawie policja ustaliła, że drugim sprawcą zabójstwa mógł być niejaki Radosław W. Rzeczywiście chodził z Arkiem do jednej szkoły, ale najbardziej ważącą poszlaką był fakt, że na twarzy miał gęsty trądzik. To dlatego mieli wołać na niego "Skwarek", czy "Skwara". W dodatku mieszkał na Kołobrzeskiej, naprzeciwko działającego tam kiedyś klubu "Avanti".

Coraz czarniejsze wersje
To co się działo potem znamy wyłącznie z relacji Arkadiusza B. Chłopak, na wieść o zabójstwie Bogusi najpierw wyraził zdziwienie. Ale na jego ubraniu była krew. Matce powiedział, że się z kimś pobił. Swoją dziewczynę, która tymczasem bezpiecznie wróciła z dyskoteki w Pelniku, prosił z kolei o skuteczny sposób na wywabienie krwawych plam. Nie usunął ich jednak do końca. To że splamił się krwią Bogusi, było bardzo ważnym dowodem.
Arkadiusz B. podał jednak kilka wersji zdarzenia. Na początku mówił, że pod "Avanti" przyłączył się do nich kolega, rozpoznany właśnie jako "Skwarek". Nie mogli wejść do lokalu więc postanowili odprowadzić dziewczynę na Zatorze, Bogusia obiecała siostrze, że wróci do domu przed druga. Według tego co mówił Arkadiusz B. po drodze, kupili jeszcze wódki. Podobno jego towarzysz wykazywał zainteresowanie dziewczyną. Pierwsza wersja był taka, że kiedy znaleźli się w pobliżu cmentarza obok kościoła św. Józefa a Arkadiusz B. odszedł na stronę za potrzebą, "Skwarek" pokłócił się o coś z dziewczyną i w złości uderzył ją w głowę kamieniem. Potem, przy pomocy Arka, przeciągnął ciało dziewczyny na cmentarz. Dla utrudnienia identyfikacji rozebrali ją i zostawili między grobami.
Arkadiusz B. kilka razy zmieniał potem swoje zeznania. W najczarniejszej wersji wziął całą winę na siebie, a jako powód ataku na dziewczynę podał fakt, że się z niego naigrywała. Podobno dobierał się do niej, ale nie spisał się, bo był zbyt pijany.

Jeden winny, drugi niewinny
Sprawą zabójstwa Bogusi Sąd Okręgowy w Olsztynie zajmował się dwa razy. Pierwszy wyrok, zapadł 6 grudnia 1996. Skazując Arkadiusza B. na 25 lat więzienia, sąd przyjął, że chłopak działał sam.
Wskazany przez niego Radosław W. został uniewinniony. Od początku mówił, że w krytycznym momencie był przez moment przed "Avanti", ale zaraz wrócił do domu i tam przespał noc. A Bogumiły G. nawet nie znał. Może nie wydostałby się jednak z tarapatów, gdyby w jego obronę mocno nie zaangażowała się rodzina, a także pewien policjant. Już po oddaniu do sądu katu oskarżenia, rozpoczął on prywatne śledztwo, zmierzające do wykazania, że Radosław W. ma alibi, że nie jest "Skwarkiem". Policjant znalazł nawet chłopaka, który potwierdził, że przed "Avanti" to niego Arkadiusz B. zaczepił słowami: "Co ty, ludzi nie poznajesz!"
Uniewinniony za pierwszym razem Radosław W., który w tym czasie zmienił nazwisko, żeby tylko przestano go kojarzyć z zabójstwem, jeszcze raz musiał jednak zasiąść na ławie oskarżonych. Sąd Apelacyjny w Białymstoku uchylił bowiem wyrok olsztyńskiego sądu i sprawę trzeba było powtórzyć.
I tym razem ( wyrok 3 sierpnia 1999) został uniewinniony. A Arkadiusz B. znów dostał 25 lat. Tym razem sąd uznał jednak, że sprawców było dwóch. Tylu widziała kobieta, która fatalnej nocy usłyszała krzyki i z okna wieżowca na przeciwko kościoła spojrzała w kierunku cmentarza.

Jak było naprawdę nie wiadomo. Nie udało się odnaleźć ani rzeczy zabitej dziewczyny (poza przerzuconym przez cmentarny krzyż paskiem), ani kamienia, którym została uderzona. Podobno Arkadiusz B. wyrzucił je do Łyny. Ale jak się okazało nie we wszystkim można było mu wierzyć.
On sam zyskał nawet na zamotaniu sprawy. Sąd apelacyjny zmniejszył mu karę do 15 lat więzienia. A potem udało się w to włączyć nawet wyroki, które chłopak nagrabił sobie za wcześniejsze kradzieże i włamania. Kłopoty z Temidą Arkadiusz B. miał już jako nieletni.
Stanisław Brzozowski

Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.