Wieszak opowiedział o historii rodziny

2007-07-13 00:00:00

Nieraz zdarza się, że znaleziony przypadkowo niepozorny przedmiot odkrywa przed nami biografię jakiegoś człowieka. Wieszak znaleziony w starej szafie mojej babci opowiedział o Paulu Solty, właścicielu firmy odzieżowej, który żył w przedwojennym Kętrzynie.

Przeczytałam Pani artykuł pt. "Historia wieszaka" — napisała w liście do mnie Urszula Rainer z Niemiec.
— Jestem córką Paula Solty, którego nazwisko widnieje na znalezionym przez Panią wieszaku. Mam 84 lata, mieszkam w Itzehoe i chciałabym opowiedzieć Pani niezwykłe losy rodziny Solty.

Znaleziony
w babcinej szafie
A wszystko zaczęło się od przeprowadzki do starego domu po moich dziadkach położonego dziesięć kilometrów od Kętrzyna we wsi Saduny. Chciałam rozpocząć nowe życie z dala od warszawskiego zgiełku, w ciszy i wśród natury. Cieszyłam się na myśl, że mam własne siedlisko. Musiałam jednak przede wszystkim uporać się z rzeczami, które przez kilkadziesiąt lat zalegały w szafach i półkach.
Zaczęłam od pokoju, w którym stały dwie szafy pamiętające zapewne rok 1945. Mozolne ściągałam z wieszaków i pakowałam do worków ubrania, które pozostały po moich dziadkach. Przy zdejmowaniu kolejnego fatałaszka w moich rękach został wieszak, ale jakże inny od pozostałych. Przeczytałam napis „Rastenburg”, namalowany na białym, nieco już obdrapanym tle grubą, czarną czcionką.
— Przecież ten przedmiot musi mieć przynajmniej 60 lat — pmyślałam. Miasto Rastenburg dziś nosi nazwę Kętrzyn, a zmiana ta dokonała się 7 maja 1946 roku. Przeczytałam napisy umieszczone na obu stronach wieszaka. Przy słowie „Rastenburg” widniało jeszcze imię i nazwisko „Paul Solty”, a w środku mniejszą czcionką napis „Fernsprecher 407”. Na drugiej stronie oba ramiona wieszaka ozdabiało logo Bleyle, zaś w samym centrum namalowano zdanie: „die Kleidung, in der man sich wohlfuhlt”, czyli w swobodnym tłumaczeniu „odzież, w której czujesz się zdrowo”. Zachęcająca reklama. Ogarnęła mnie chęć poznania tajemnicy wieszaka. Kim był Paul Solty? Czym się zajmował? Kiedy pojawił się w Rastenburgu? Gdzie mieszkał i pracował?

Poszłam
tropem wieszaka
Przetrząsnęłam internet, biblioteki, archiwa muzealne. Trafiłam na wycinki reklam z logo Bleyle. Przedstawiały one elegancką damę w płaszczu z szumnym sloganem „produkt najwyższej jakości”. Okazało się, że początki, istniejącej do dziś firmy Bleyle, sięgają roku 1889. Największą jednak frajdę sprawiło mi odszukanie informacji o człowieku, którego imię i nazwisko zostało uwiecznione na wieszaku. W książce adresowej dawnego Rastenburga z 1921 roku osoba Paul Solty nie występuje. Za to takie nazwisko ku niezwykłej radości odnalazłam w książce z 1924 roku. Jest tam zapis: Paul Solty, Kaufmann, Konigsbergstrasse 10, czyli Paul Solty, kupiec, ul. Królewiecka 10. Niestety, w muzealnej bibliotece nie zachowały się wykazy adresowe z 1922 i 1923 roku, dlatego nie mogłam ustalić, kiedy dokładnie Paul pojawił się w Rastenburgu. Pewne jest, że w 1924 roku już tam mieszkał i zajmował się kupiectwem.

Jacoby sprzedał
kamienicę Solty
Wymieniony adres — ulica Królewiecka 10 — to obecnie ul. Sikorskiego 11 w Kętrzynie, gdzie dziś mieszczą się między innymi sklep ABC, salon telefonów komórkowych i kantor. Co ciekawsze, budynek ten nieprzerwanie, aż do początku lat 90-tych był własnością Żydów z wyjątkiem lat 1940-1950. Warto tu wspomnieć o ostatnim żydowskim właścicielu Carlu Jacobym, który od 1911 roku w kamienicy przy Królewieckiej 10 prowadził sklep tekstylny. Fakty wiążą ze sobą obu mężczyzn. Paul Solty i Carl Jacoby na pewno się znali. Dlaczego? W 1939 roku rodzina Jackobych, ze względu na represyjną politykę prowadzoną przeciw Żydom, była zmuszona opuścić miasto. Po jakimś czasie osiedliła się w USA. Rok później za sumę 150 tysięcy marek działkę z kamienicą kupił Paul Solty i prowadził tam sklep odzieżowy oraz tekstylny.
Wiemy, że kamienica przy dzisiejszej ul. Sikorskiego 11 w latach 1911-39 należała do Carla Jacobego, zaś Paul Solty pojawił się tam w 1924 roku. Branża, jaką zajmowali się obaj też jest taka sama. Czy zatem Paul Solty był pracownikiem bogatego Żyda? Czy może dzierżawił od niego lokal w kamienicy? Odpowiedź na te i inne pytania poznałam z listu, który napisała córka Paula Solty.

List z Niemiec
od córki Paula
Oto, co napisała do mnie po lekturze tekstu „Historia wieszaka”, który się ukazał w przedruku w Niemczech.
— Mój ojciec Paul Solty urodził się 9 lipca 1891 roku w Mikołajkach. Po szkole podstawowej, w Piszu uczył się zawodu kupca tekstylnego. Nauki pobierał u Żyda, bowiem w tamtych czasach sklepy tekstylne były w rękach żydowskich. Następnie został zatrudniony w Strzałowie. W czasie I wojny światowej był żołnierzem, walczył między innymi w Rydze. Po wojnie nie miał pracy i mieszkał u swojej matki w Mikołajkach. Potem przeniósł się do Mrągowa, gdzie zainteresował się sklepem Carla Jacoby. Jego kierowniczką była panna Selma Holstein. Była to piękna kobieta, o której względy zabiegał mój ojciec. 29 kwietnia 1920 roku w Mrągowie odbył się ich ślub. Ojciec został zatrudniony przez pana Jacoby. Rodzice moi byli sumiennymi pracownikami, dlatego też pan Jacoby zaproponował im prowadzenie sklepu w Kętrzynie. On sam mieszkał w Berlinie. Rodzice opuścili Mrągowo z żalem, ponieważ bardzo lubili to miasto otoczone jeziorami. Sklep w Kętrzynie również przypadł im do gustu. Jego nazwa brzmiała: „Wybór hurtowy towarów”. Zamieszkali nad sklepem — streściła biografię swoich rodziców Urszula Rainer.
Z treści listu wynika, że pan Jacoby wybudował willę przy ulicy Wilhelmstrasse 5 (Powstańców Warszawy 5), która stoi do dziś. Dom był połączony ze sklepem małym przejściem. Pomiędzy domem i sklepem był także ogródek, mały kurnik i magazyn.

Nie kupuj
u Żydów
— Ja, Urszula Solty, urodziłam się 8 lutego 1923 roku, a mój brat Dieter Solty 13 maja 1925 roku — napisała w liście dziś już 84-letnia kobieta.
Carl Jakoby po pewnym czasie przekazał rodzinie Solty sklep w użytkowanie. 1 kwietnia 1933 roku sklep był bojkotowany przez specjalne oddziały NSDAP. Przed wszystkimi żydowskimi sklepami w Kętrzynie, między innymi Bagińskiego, Jarosławskiego stały grupy SA. Mężczyźni trzymali tablice, na których widniał napis „Nie kupuj u Żydów”.
— Kiedy to się wydarzyło miałam dziesięć lat i wstydziłam się bardzo. Bałam się także, że teraz nikt już u nas nic nie kupi i będziemy musieli umrzeć z głodu. Następnego dnia, gdy już tych mężczyzn nie było, wszystko toczyło się tak jak dawniej. Moi rodzice martwili się jednak tą sytuacją, dlatego zaczęli szukać innego sklepu. Gdy znaleźli go w Ostródzie, cieszyliśmy się z bratem, że będziemy mieszkać w pobliżu pięknego Jeziora Drwęckiego. Jednak transakcja nie doszła do skutku — snuje historię swojej rodziny pani Urszula.

Siedział w biurze
i płakał
W 1934 roku ojciec Urszuli wykupił od pana Jacoby sklep wraz z całym towarem. Na szyldzie sklepu pojawił się napis „Paul Solty”. Później pan Jacoby sprzedał Soltym wszystko łącznie z ziemią, ponieważ chciał wyjechać do USA.
— Do 1934 roku pan Jacoby przyjechał raz do Kętrzyna, mieszkał w hotelu Thuleweit, w naszym domu spożywał posiłki, nam dzieciom przywiózł czekoladę. Odwiedził nas po to, aby uregulować wszystkie sprawy i przede wszystkim pożegnać się. Pamiętam, jak siedział na piętrze w biurze i płakał. Pocałował nas na pożegnanie. Potem poszłam do domu, myłam się i szorowałam zęby, ponieważ brzydziłam się, że pocałowałam Żyda — wspomina kobieta. Tymczasem Paul Solty rozbudowywał sklep. Sprzedawał dywany, zasłony, torby i wprowadzał nowe artykuły. Magazyn z tyłu sklepu został powiększony, dobudowano pasaż i rozbudowano witryny sklepowe.
— To wszystko dzisiaj nie istnieje — pisze pani Urszula. — W 1939 roku, kiedy zaczęła się wojna, zarekwirowano nam samochód, ojca wcielono do Wehrmachtu. Wkrótce został przeniesiony do rezerwy, ponieważ nasz sklep był istotny dla gospodarki. W styczniu 1945 roku, ojciec został wcielony do Volkssturmu. Wszyscy mężczyźni w wieku od 16 do 60 lat, którzy jeszcze pozostali w Kętrzynie mieli się zgłosić w podwórzu mleczarni. Nie było komu dowodzić Volkssturmem, funkcjonariusze partyjni zaczęli uciekać. My także pakowaliśmy się. Na sankach zabraliśmy cały swój dobytek. Rodzice chcieli uciekać do Korsz, aby stamtąd wyruszyć pociągiem na Zachód, ale tam już była Armia Czerwona. W Kętrzynie rosyjscy żołnierze aresztowali nas w domu, natomiast moją mamę złapali, gdy ciągnęła na sankach meble na dworzec kętrzyński. Trafiła do więzienia w Insterburgu, a stamtąd w bydlęcym wagonie wysłano ją do Rosji. W czasie tego transportu zmarła. Mój ojciec został w 1949 roku zwolniony z powodu choroby. Przewieziono go do szpitala w Travemünde. Ważył tylko 35 kg. Potem odwiedził nas w Itzehoe. W październiku 1945 wyszłam za mąż za Józefa Reinera z Lotzen. Mieszkaliśmy z dwojgiem dzieci w piwnicy. Mój ojciec strasznie czuł się źle bez pracy. Wyjechał do Niemiec zachodnich, gdzie łatwiej było znaleźć zatrudnienie, tam pracował jako przedstawiciel handlowy. Poznał wdowę po żołnierzu, z którą się ożenił. Żył do sierpnia 1970 roku. Umarł w Sasenberg w Westwalii — tak w liście opisała losy rodziny Soltych pani Urszula Reiner.

Odwiedziny
dawnych włości
— W 1973 roku po raz pierwszy po wojnie wraz mężem przyjechaliśmy do Kętrzyna. Zatrzymaliśmy się w Giżycku w Centralnym Ośrodku Sportowym nad jeziorem Kisajno. Pojechaliśmy raz do Kętrzyna w towarzystwie Niemki, która wyszła za mąż za polskiego nauczyciela. Udaliśmy się do domu moich rodziców. Żona nauczyciela była naszą tłumaczką. Mieszkały tam wówczas cztery rodziny. Mieszkańcy naszego domu byli nieufni i nie wierzyli, że to był kiedyś mój dom rodzinny. Mówili, że należał do rodziny Jacoby, która przeniosła się do USA. Mówili, że oni płacą im czynsz. Zdziwiłam się bardzo, powiedziałam, że ten dom mój ojciec wykupił od pana Jacoby w 1937 roku. Później byliśmy jeszcze kilka razy na Mazurach. Wiem od naszych dzieci, które były w 2003 roku na wakacjach w tych stronach, że dom został przebudowany. Dzisiaj wygląda bardzo szykownie. Lokal sklepowy od 1973 roku jest mniejszy, pasaż zniknął. W kamienicy jest kilka sklepów, natomiast odzież jest tylko na pierwszym piętrze — kończy Urszula Reiner.
Co się stało z samym wieszakiem? Jak znalazł się w starej szafie domu w Sadunach? Najprawdopodobniej płaszczyk ze sklepu Paula Solty kupiła pani Brakopp, mieszkająca tam ze swoją rodziną długo przed przyjazdem moich dziadków. Moi dziadkowie Emilia i Kazimierz Kisielewscy przywędrowali na Mazury ze wsi Głuszniewo nad Niemnem w sierpniu 1945 roku. Po sprzedawcy i właścicielce płaszcza został tylko wieszak, niemy świadek przeszłości. Tylko jego historia na tych ziemiach się nie zakończyła, bo ciągle służy mojej rodzinie.

Ewa Kisielewska/www.gazetaolsztynska.pl
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.