Jak umarł Konstanty Ildefons Gałczyński? - Jest plotka, która wyszła od Alfonsa Karnego, autora pośmiertnej maski poety, że odcięto go od sznura - mówi Wojciech Kass, dyrektor muzeum poety w Praniu. - To rzeczywiście plotka, Gałczyńskiego zabił zawał serca - twierdzi prof. Zbigniew Chojnowski, historyk literatury do UWM.
Karny, autor masek pośmiertnych Staffa, Tuwima i Broniewskiego, opowiadał Czesławowi Miłoszowi, że widział podczas robienia maski na szyi poety czerwoną pręgę. To sugerowałoby, że odcięto Gałczyńskiego od sznura. Tę plotkę Miłosz powtórzył w "Roku myśliwego".
Czy to możliwe, by Gałczyński zmarł w takich niejasnych okolicznościach? - Niewątpliwie był chory od alkoholu - odpowiada prof. Zbigniew Chojnowski z UWM, autor książki "Wewnątrz i na zewnątrz krajobrazu. O literaturze na/o Warmii i Mazurach", w której pisze między innymi o mazurskiej legendzie Gałczyńskiego. - Poeta przeszedł dwa zawały, pierwszy przeżył w Szczecinie, gdzie mieszkał w 1947 roku, drugi w czasach, gdy bywał w Praniu. Trzeci go zabił. Gałczyński cholernie dużo też palił. Na zdjęciu zrobionym tuż po wojnie, gdy wyszedł z jenieckiego obozu w Altengrabow, widać schorowanego i zmęczonego człowieka. A przecież miał wtedy niewiele ponad 40 lat! Jeżeli popełnił samobójstwo, to było to samobójstwo na raty. Wiemy, że poeta leczył się psychiatrycznie, bo cierpiał na cyklofrenię, czyli psychozę maniakalno-depresyjną. I w ogóle był chorowity. Jako dorosły człowiek zapadł na szkarlatynę. A jednocześnie bardzo dużo pracował (...) - streszcza życie poety prof. Chojnowski.
Maskę pośmiertną Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (1905-1953) można oglądać w muzeum poety w Praniu.
Ewa Mazgal