Polacy są pracowici, ale za dużo narzekają

2007-12-23 00:00:00

Od pięciu lat doktor Bara Ndiaye wykłada na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Pochodzi z Senegalu, ale do Olsztyna trafił przez Rosję. - Do tego pięknego miasta ściągnęła mnie miłość - mówi po polsku.

Ndiaye wyjechał z Senegalu w 1989 roku. Jego celem był Związek Radziecki. - Senegal i kraje byłego ZSRR nigdy nie miały ze sobą nic wspólnego. Mój kraj od zawsze był związany z Francją. Choćby historycznie - tłumaczy doktor Ndiaye.

Dlaczego więc nie przeniósł się tam, gdzie większość rodaków, tylko zdecydował się na naukę na wschodzie Europy?

- Do Związku Radzieckiego ściągnęła mnie przede wszystkim ciekawość - wyjaśnia. - Chciałem przekonać się na własne oczy, co to znaczy socjalizm i komunizm. Rok 1989 to była już, co prawda, końcówka komunistycznego reżimu w Rosji, ale mimo wszystko mogłem poczuć, jak wyglądało życie w Związku Radzieckim - mówi pracujący na UWM Senegalczyk.

Po kilku latach spędzonych na nauce w Rosji, Ndiaye wrócił do Senegalu. W ojczyźnie był jednak krótko, bo musiał jechać do Moskwy, żeby uzyskać tytuł doktora. To właśnie podczas drugiego pobytu w Rosji poznał swoją obecną żonę Polkę Iwonę Anną.

- Można powiedzieć, że to miłość ściągnęła mnie do tego pięknego miasta - mówi o powodach, dla których znalazł się w Olsztynie. - Dzięki żonie po studiach doktoranckich dostałem tu zaproszenie i przyjechałem do Olsztyna na staż. Po stażu postanowiłem zostać, złożyłem na uczelnię papiery i poprzez konkurs zostałem zatrudniony na uniwersytecie - opowiada.

Ma bardzo dobrą nauczycielkę polskiego

Od 2002 roku doktor Ndiaye jest adiunktem w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych UWM w Olsztynie. Prowadzi zajęcia na stosunkach międzynarodowych i dziennikarstwie. - Nie wiem, czy studenci mnie lubią. To pytanie do nich - uważa. - Ja jednak bardzo lubię pracę ze studentami. Na moich zajęciach są jasne zasady. Uważam, że do studentów trzeba podchodzić uczciwie. Zawsze na pierwszych zajęciach mówię o warunkach zaliczenia i potem się tego trzymam - twierdzi wykładowca z Afryki.

Od pewnego czasu Ndiaye prowadzi zajęcia w języku polskim. Wcześniej wykładał po angielsku.

- Do dziś mam problemy z językiem, ale bardzo się staram - zapewnia Bara Ndiaye. - Podczas zajęć czuję się coraz swobodniej, bo z każdym rokiem mój polski się poprawia. Czasami jednak myślę po francusku, potem tłumaczę - w myślach - na rosyjski i dopiero mówię po o tym, co chcę powiedzieć - po polsku. Z roku na rok jest jednak coraz lepiej - podkreśla Ndiaye. Dodaje również ze śmiechem, że bardzo szybko nauczył się polskiego nie tylko dlatego, że mieszkał wcześniej w Rosji, ale również dlatego, że ma po prostu bardzo dobrą nauczycielkę - w domu rozmawia z żoną po polsku.

- Oprócz problemów językowych są jeszcze te związane z różnicami kulturowymi i postrzeganiem świata - mówi Senegalczyk. - W Polsce nie miałem, co prawda, dużych trudności z aklimatyzacją, bo wcześniej żyłem dosyć długo poza swoim krajem. Na dodatek Rosja, w której mieszkałem, jest przecież podobna do Polski - tłumaczy. - W Rosji najistotniejsza różnica również dotyczyła kultury i postrzegania świata. Pewnych sytuacji i zachowań do dziś nie jestem w stanie zaakceptować. Na przykład dzieci w Polsce i Rosji - moim zdaniem - reagują czasem w niewłaściwy sposób i zachowują się źle w stosunku do rodziców i osób dorosłych. W Senegalu bardzo szanujemy starsze osoby, w Polsce nie ma do nich takiego szacunku - porównuje Bara Ndiaye. - Dla mnie naturalna jest też codzienna uprzejmość, o której Polacy, niestety, niekiedy zapominają. Dla Polaków mówienie "dzień dobry", "dziękuję", "do widzenia" nie jest tak ważne, jak w Senegalu. W moim kraju szacunek do ludzi to podstawa. Zawsze najpierw mówi się "dzień dobry", czyli pokój Tobie, i dopiero potem można rozmawiać. U was podchodzi się do człowieka i od razu pyta się go o pilne sprawy. W Senegalu zawsze na początku rozmowy, pytamy jak nasz rozmówca się czuje, co słychać u rodziny, dzieci i tak dalej. W Polsce mi tego brakuje - wyjaśnia wykładowca.

{film:237}

U mnie też będzie choinka

Pozytywnie Ndiaye wypowiada się za to o pracowitości Polaków.

- Jest wiele bardzo ciekawych i dobrych rzeczy w polskiej kulturze i mentalności - podkreśla. - Wydaje mi się, że Polacy są ludźmi potrafiącymi bardzo dobrze pracować. Są po prostu bardzo pracowici. Nie rozumiem natomiast, dlaczego tak wielu ludzi w Polsce narzeka. W mojej kulturze narzekanie nie jest dobrze odbierane. Cały czas dziękuje się za wszystko Allachowi, a nie narzeka - zauważa Bara Ndiaye.

Twierdzi również, że Polacy są otwarci i tolerancyjni. - Różne nieprzyjemności zdarzają się wszędzie. Nie tylko w Polsce, czy w Rosji, ale też i w Senegalu. Nietolerancja jest wszędzie - mówi niechętnie. - Zdarzały się różne nieciekawe sytuacje. Kiedyś, kilka lat temu moja żona dostawała nawet groźby, ale nie chciałbym o tym mówić. To margines. Generalnie Polacy są tolerancyjni i otwarci - ucina Ndiaye.

Często dr Ndiaye jest pytany o to, czy nie dokucza mu polska zima. - Mieszkałem w Rosji, a tam zima jest jeszcze surowsza niż w Polsce - wspomina. - Na początku było trudno, ale się zahartowałem. Kiedy jest zimno, ciepło się ubieram, ale kiedy jest naprawdę bardzo zimno, to staram się po prostu jak najmniej wychodzić - opowiada z grymasem na twarzy. Krzywi się jeszcze bardziej, gdy pytam go o przeziębienia. - O tak, niestety czasem się zdarzają.

Na razie wykładowca nie ma polskiego obywatelstwa. Wkrótce chce się o nie ubiegać:- Powoli zbieram wszystkie potrzebne papiery - mówi.

Jeżeli doszłoby jednak do piłkarskiego meczu reprezentacji Polski i Senegalu, to Ndiaye kibicowałby... - ... oczywiście Senegalowi, czyli naszym Lwom Terrangi! - ożywia się. - Lew to nasz symbol narodowy, a terranga oznacza gościnność. Senegal to więc kraj gościnny - tłumaczy przydomek drużyny narodowej wykładowca UWM.

Mimo że Ndiaye nie ma jeszcze polskiego obywatelstwa i jest muzułmaninem, to święta będzie obchodzić jak większość... Polaków.

- Aspekt religijny świąt mnie nie dotyczy. Obchodzę je jednak jak prawie każdy Polak, bo liczy się dla mnie ten wymiar społeczny świąt. Podobnie jest w całym Senegalu, który w większości jest muzułmański - zaskakuje Bara Ndiaye. - W moim kraju są oczywiście chrześcijanie, dla których religijność świąt jest istotna. Pozostali również jednak obchodzą święta. Dają sobie prezenty, jest Mikołaj i tak dalej. Tyle że nie chodzi się w święta do kościoła. U mnie w domu będzie więc choinka, a pod nią prezenty.

Piotr Gajewski

Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.