O Naterkach mówię golfowy raj

2009-05-22 00:00:00

Jest znany z miłości do sielawy i … golfa. W Naterkach wybudował letniskowy dom. Tam Tadeusz Drozda, znany satyryk, wypoczywa z całą rodziną.

W Polsce najbardziej lubi Warmię i Mazury. Kiedy kupował działkę w Naterkach, obecne pole golfowe było amatorskie i nikt o nim nie wiedział. A Tadeusz Drozda wybrał wspomniane miejsce z premedytacją. Nie jest tajemnicą, że jest fanem gry w golfa.

— Bardzo dawno jakiś pan kupił kawałek pastwiska, zamienił je na pole golfowe, które miało czternaście dołków — wspomina Tadeusz Drozda.
— A profesjonalne ma ich osiemnaście. Wtedy rozglądałem się za miejscowością, gdzie można dojechać w dwie, trzy godziny z Warszawy i znaleźć się w genialnym miejscu, w dodatku obok pola golfowego. Jedynym takim miejscem były Naterki. Mój przyjaciel, mecenas Jurek Dobrzański, zadzwonił mówiąc: Jakaś kobieta sprzedaje działki koło Jeziora Naterskiego. Nie miałem więc wyjścia. Kupiłem.

Brat satyryka, Stanisław mieszka w Olsztynie, jest profesorem matematyki na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Sam Tadeusz Drozda przez kilka lat był zameldowany w naszym mieście.
— Zostałem mieszkańcem Olsztyna, gdy moja matka została dyrektorem ekonomicznym OZOS-u — opowiada Tadeusz Drozda.
— Przez kilka lat byłem zameldowany w Olsztynie na ulicy Dąbrowszczaków 1, chociaż w tym samym czasie studiowałem we Wrocławiu. Byłem więc częstym gościem w Olsztynie i do dziś wspominam tamte czasy i moją kamienicę z sentymentem. Dziś w tym samym miejscu mieszka mój bratanek.

Znanego satyryka martwi jednak to, że stolica Warmii, a szczególnie pole golfowe są tak słabo promowane na świecie.
— Wszystkim opowiadam, jak piękny jest Olsztyn, a szczególnie starówka — dodaje Tadeusz Drozda.
— Pole golfowe jest rewelacyjne. Parę lat temu właściciel pola, Andrzej Miękus, sprowadził zawodowców z Anglii i oni zrobili je od początku do końca. Takiego nie ma teraz ani Poznań, ani Warszawa. Martwi mnie to, że włodarze, którzy promują miasto nie pokazują całemu światu, że jest takie pole. Gdyby w Europie dowiedzieli się, że jest takie pole nad jeziorami, w lasach, przysporzyłoby miastu tylu turystów, że głowa boli. Czas skończyć z tym prymitywizmem urzędników, którzy nie mają pojęcia o tym, co posiadają. Warmia i Mazury to wspaniały region, ale prawie nikt w świecie o nim nie wie. A ja mówię o Naterkach golfowy raj. Można wejść na pole o 10 rano, nie ma ludzi, można grać cały dzień i nikt cię nie wygoni.

Dziesięć lat temu, kiedy satyryk stał się właścicielem działki nad jeziorem, najpierw stanęła tam przyczepa. Stała aż cztery lata.
— Dla nas, golfistów, to wystarczało — wspomina Tadeusz Drozda.
— Wszystko zostałoby pewnie po staremu, gdyby nie to, że moja córka urodziła najpierw jedną córkę, potem drugą. Powiedziała: Tato, nie możemy wozić dzieci do przyczepy. I tata się spiął i zbudował dom, w którym można mieszkać. Chociaż dom był gotowy dopiero dwa lata temu.

Dom jest ani warmiński, ani mazurski. Ma całkiem zwyczajną architekturę, która wtapia się w krajobraz okolicznych pól. — Nie wiem, jakie są warmińskie, czy wiejskie akcenty — tłumaczy Drozda.
— Podejrzewam, że nie wie tego 99 procent ludzi z Gdańska, Warszawy i innych miast, którzy zamieszkali na Warmii. Oczywiście, chodzimy do karczmy Warmińskiej w Gietrzwałdzie. Ja na przykład uwielbiam restaurację w Gryźlinach. Takich pierogów i gołąbków nie spotkałem nigdy wcześniej. Uwielbiam kuchnię domową, a nie mam zbyt dużo czasu, by gotować. A oni robią to tak samo dobrze jak ja.

W Naterkach rano zwykle gra z przyjaciółmi w golfa, a popołudniami siedzą na werandzie i wpatrują się w jezioro. — Oczywiście, że się kąpię w jeziorach — stwierdza z przekonaniem.
— Nie ma większej przyjemności, jak po rundzie golfa wskoczyć prosto do jeziora. Mam wprawdzie łódkę, ale ryb w jeziorze nie łowię. Z wędką wypuszczam się nad Morze Bałtyckie. Tam czasem można trafić na okaz ważący siedem kilogramów, a nie płotkę.

Teraz mówi, że jeden dom ma w Warszawie i drugi w Naterkach. Siedziba jest tak wielka, że starcza miejsca dla wszystkich: trzech córek, dwóch wnuczek i przyjaciół. Obok wciąż stoi domek holenderski.
— W Naterkach nie pojawiam się jedynie wtedy, kiedy moje córki przyjeżdżają ze znajomymi. Wtedy odpuszczam i jadę na zawody golfowe w inne miejsce. Ale kiedy przychodzi wiosna aż do jesieni staram się przybywać tutaj jak najdłużej.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.