Na ryby po śmierć

2009-05-22 00:00:00

Janusz L., znany lekarz z Ciechanowa, od lat przyjeżdżał pod Nidzicę na ryby.Pewnego dnia nie wrócił z ryb. Przypominamy dziś historię zabójstwa z 2005 roku.

Mieszkańcy wsi Januszkowo pod Nidzicą bardzo dobrze znali wędkującego doktora i jego grafitowe audi A4 z łódką na dachu. Feralnego dnia, w niedzielę, 2 października 2005 roku, w ostatnim dniu urlopu, doktor chciał się kompletnie wyłączyć, odpocząć. Odłożył komórkę, dłużej niż zwykle pływał łódką po jeziorze. Kamil M. i Andrzej A. — jeden miał wtedy 19 lat, drugi ledwie 17 — czekali na niego na brzegu. Przyszli z siekierą pod połą kurtki.

Obuchem w głowę
Zajęli miejsca na brzegu w pobliżu auta doktora i bezmyślnie gapili się na wędkarza w łódce. Gdyby chodziło im tylko o samochód, mieli mnóstwo czasu, żeby go ukraść. Czekali jednak na doktora. Kiedy ten w końcu przybił do brzegu, Kamil M. zagadał go pytając, jak tam ryby. Zaoferował też pomoc w przymocowaniu łódki do dachu auta. Lekarz nie mówił, ani tak, ani nie, a Kamil M. już trzymał siekierę w dłoni. Od tyłu uderzył lekarza w głowę, najpierw obuchem, potem ostrzem.

Żeby zatrzeć ślady sprawcy, zatopili łódkę, a ciało 51-letniego lekarza odciągnęli kilkadziesiąt metrów dalej, w krzaki. Sami odjechali jego audi. Z kłopotami, bo żaden z nich nigdy jeszcze takiego auta nie prowadził.
— Potrzebny mi był samochód — upierał się potem w sądzie Kamil M. Tylko do tego się ostatecznie przyznał. Zabójstwem obciążał młodszego kolegę. Siedząc w areszcie słał do niego grypsy. Groził pobiciem, jeśli nie weźmie winy na siebie.

Balanga przez tydzień
O tragedii powiadomiła policję żona lekarza. Nie wrócił o umówionej porze, nie odbierał komórki, więc podniosła alarm. Najpierw wśród znajomych. Z jednym z nich, w niedzielę wieczorem, przyjechała nawet nad jezioro — wszyscy wiedzieli, gdzie zwykle łowi Janusz L. — ale było już zbyt ciemno. Zwłoki doktora odkryto w poniedziałek rano.

W tym samym czasie Kamil M. — odpaliwszy wcześniej koledze 160 złotych z pieniędzy znalezionych przy lekarzu — podjechał audi pod szkołę, do której chodziła jego dziewczyna. Zabrał ją podczas przerwy i razem pojechali do Olsztyna. Przez jakiegoś przyszywanego wujka załatwił sobie metę przy ulicy Grunwaldzkiej i bawił się na całego.

Prokuratura w Nidzicy już wiedziała, co się stało. Zatrzymany we wtorek rano młodszy ze sprawców od razu przyznał się do wszystkiego. Podczas wizji lokalnej dokładnie pokazał, co się wydarzyło nad jeziorem. Za Kamilem M. rozesłano listy gończe, a on balował w najlepsze z panienką. Wychodził tylko, żeby kupić piwo i coś do jedzenia. Niestety, pieniądze prędko się skończyły. Po tygodniu policja wygarnęła czułą parkę z gniazdka. Kamil M. nie powiedział wtedy ani słowa, pluł na dziennikarzy. Po dwóch miesiącach przyznał się, ale tylko do kradzieży samochodu — tego trzymał się do końca.

Dożywocie za sławę
Nikt mu nie uwierzył. Chłopak nawet w sądzie budził grozę. Na przykład, wezwana jako świadek, jego dziewczyna, zemdlała na widok Kamila na ławie oskarżonych. Wiele prawdy o mordercy sąd dowiedział się także z grypsów przechwyconych przez służbę więzienną. W jednym z nich Kamil M. pisał koledze, że jak kiedyś wypuszczą go z więzienia, triumfalnie wjedzie do rodzinnej wioski, a "wszystkie psy ze strachu kryć się będą po budach".

Chwalił się też, że był we wszystkich gazetach, nawet w „szkiełku” (czyli telewizorze — red.), ale teraz za sławę musi "oddać parę latek" — Zgroza, niewyobrażalna zbrodnia, żadnych okoliczności łagodzących. Sąd nawet nie myśli, że jest szansa na jakąkolwiek resocjalizację Kamila M. Dlatego trzeba go wykluczyć ze społeczeństwa, usunąć tak, żeby nikomu już nie mógł zrobić krzywdy — takie słowa padały podczas procesu, który w 2006 roku toczył się przed Sądem Okręgowym w Olsztynie.

Kamil M. został skazany na dożywocie. Wyrok sąd opatrzył zastrzeżeniem, że o warunkowe zwolnienie chłopak, który wówczas nie miał jeszcze ukończonych 20 lat, może się starać dopiero po odsiedzeniu 40 lat. To najsurowszy wyrok, jaki zapadł w Olsztynie, od czasu kiedy w Polsce zniesiona została kara śmierci.

Nawet najgorsi mafiosi nie zostali potraktowani tak ostro jak nastolatek z Januszkowa Młodszy kolega Kamila M., Andrzej A., został skazany na 12 lat więzienia. Wujek, który wynalazł Kamilowi M. skrytkę w Olsztynie, dostał 8 miesięcy.
Stanisław Brzozowski

Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.