"Długo na nią patrzył jak szła przez salę, żal ścisnął mu serce, bo nie ujrzał w jej oczach niczego, co chciał zobaczyć. Wsiadła do samochodu, zamknęła drzwi". Siedemnastoletnia Sandra Brędowska z Morąga, autorka tego niedokończonego opowiadania - zupełnie jak jej bohaterka - wsiadła do samochodu i zatrzasnęła drzwi. Ale zamknęła je na zawsze.
Na łóżku leży jak zawsze miś
Sandra była zafascynowana książką "Kruchość porcelany" Moniki Sawickiej, pisarki z Łodzi. Poprosiła swoją mamę, dziennikarkę Radia Mazury o zaproszenie autorki do Morąga. -Prowadziłam wtedy konkurs w radiu, w którym można było wygrać książki Moniki. Została mi jedna książka i przywiozłam ją do domu. Pamiętam, że wróciłam dość późno i wręczyłam książkę Sandrze, a ona przeczytała ją przez noc. Rano powiedziała, abym sama przeczytała, bo powieść jest rewelacyjna. To Sandra sprawiła, że zaprosiłam Monikę do radia i do Morąga - opowiada Anna Brędowska, mama Sandry. A Monika przed swoim pierwszym przyjazdem do Morąga przesłała Sandrze kolejną książkę z osobistą dedykacją, którą właśnie wydała. Ale Sandra nie zdążyła jej już przeczytać, bo książka nadeszła po jej śmierci. Do dziś w jej pokoju na łóżku leży książka, której karty na zawsze pozostaną zamknięte.
- Po jej odejściu nic się nie zmieniło. Łóżko zaścielone, a na nim ulubiony miś i książka "Mimo wszystko", której nie zdążyła przeczytać. Ale ona czeka na nią, bo bez względu na wszystko, by normalnie żyć, muszę wierzyć, że ona wróci. Czasem marzę, że pewnego dnia obudzę się z tego koszmarnego snu i ktoś powie mi, że to był sen - mówi mama Sandry.
Mazury kojarzą mi się z Sandrą
Monika Sawicka, pisarka z Łodzi, nie zdążyła poznała Sandry. Od stycznia Mazury kojarzą się jej z siedemnastolatką, bo dzięki niej zmieniło się w jakimś sensie jej życie. - Nie znałam Sandry, ale wiem, że była niezwykła. Skąd? Bo widziałam sto pięćdziesiąt młodych osób, wszyscy chyba znali Sandrę, a połowa z nich płakała. Dziś oni przeciwstawiają się pustce, która pozostała po niej - mówi Monika Sawicka. - Pamiętam, że weszłam do kawiarenki internetowej i sprawdziłam pocztę, a kiedy wróciłam do stolika, mąż zapytał, czy ktoś umarł. Byłam blada i przybyło mi z dziesięć lat. Mama Sandry, która chciała mnie zaprosić na wieczór autorski w Morągu, napisała, że jej córka zginęła w wypadku samochodowym. Od tamtego dnia jesteśmy związane ze sobą. Pojechałam na Mazury w trasę promocyjną i poznałam wspaniałych ludzi - mówi Monika. Wspólnie z Anną założyły Fundację "Vade Mecum -chodź ze mną" imienia Sandry Brędowskiej. Ta fundacja jest dla tych wszystkich, którzy chcą rozwijać talent, aby ich twórczość nie pozostała na zawsze w szufladzie. W tej chwili trwa konkurs na najlepsze opowiadanie i wiersz. Konkurs potrwa do dnia rocznicy śmierci Sandry. Nagrodą będzie publikacja najlepszych tekstów w kolejnej książce Moniki Sawickiej. - Fundacja jest kontynuacją tego, co robiła Sandra i czyni ją przez to nieśmiertelną. Gdyby nie Monika to... Ona wyciągnęła do mnie rękę i zrobiła wszystko, abym choć przez chwilę poczuła się dobrze - mówi Anna.
W piątek, 16 listopada, Sawicka spotka się z młodzieżą w Morągu, gdzie będzie opowiadać o swojej najnowszej książce, w której zamieściła także próbki twórczości kilku debiutantek. Są to jej czytelniczki - w tym Sandra - którym podarowała te strony, aby podzieliły się z innymi cząstką siebie.
Miała coś w sobie
Na blogu poświęconym wspomnieniu o Sandrze, założonym przez jej mamę spośród wielu wpisów widnieje i ten: "Nie znałem Sandry, widziałem ją kilka razy to tu to tam. Nie wiem - ona w sobie coś miała, to coś powodowało, że była inna niż wszystkie dziewczyny, mimo że ja jej nie znałem. Jej śmierć w pewien sposób dotknęła i mnie. W szkole było wywieszone najpierw zdjęcie Sandry i to ona sprawiła, że jestem w Fundacji i robię, co robię. Kiedyś sprzątałem szafkę i wysunęła mi się z niej licealna gazetka, a na jej pierwszej stronie było zdjęcie Sandry. Nie wiem, co to za znak, ale myślę, że jest zadowolona, że jestem w Fundacji i jak już wcześniej wspomniałem- robię co robię. "Autor tego wpisu jest wolontariuszem Fundacji. Z kolei Wiola Smolarek, przyjaciółka Sandry pisze: "Zawsze można było na nią liczyć. Była pełna życia, wszędzie było jej pełno i zawsze z uśmiechem na twarzy potrafiła zmieniać świat na lepsze. Sandra uwielbiała pisać, pisała dużo i pięknie... wiersze o miłości to wiersze z jej życia. Zawsze była otwarta, opiekuńcza i szczera i bardzo wrażliwa na piękno jak i ból. Szalona, lubiła tańczyć, śpiewać i wygłupiać się razem z nami. Ci, którzy ją znali, znają i pamiętają, wiedzą że nie znajdą tak cudownej, pomocnej i kochanej osoby jaką była Sandra. Ona naprawdę zmieniała świat."
Sandra była inicjatorką wielu imprez a w 2003 roku została wyróżniona w konkursie nastolatków powiatu ostródzkiego "Ośmiu Wspaniałych" i w innych m.in. za prace społeczne i konkursy literackie. Dwa miesiące przed tragedią trafiła do szpitala z wysoką gorączka. Po wyjściu napisała w swym pamiętniku: "Wyszłam ze szpitala, żyję, to już coś... tęsknię, ale nie wiem za czym, nie umiem powiedzieć, czego chcę... jestem taką kruchą porcelaną, tyle że ona jest tylko na pokaz. Nie powiem, że kocham, lubię, nienawidzę, bo ja nie czuję nic, pustka. Nie, to nawet nie jest pustka, muszę się poukładać, muszę znowu mieć cel, muszę się zastanowić, kim tak naprawdę chcę być i co robić. Jedno czego jestem pewna to to, że muszę zakopać swoją przeszłość. Serce człowieka nawet, gdy szczęśliwe, nie jest całe... Kocham życie..."
Co powiem młodzieży podczas spotkania?
Pisarka Monika Sawicka
Książka, którą zaczęła pisać Sandra jest wolna od wyrachowania, dorosłości. Jest prawdziwa i naturalna, taka jaka była Sandra, zwyczajna - niezwyczajna siedemnastolatka. Ubolewam nad tym, że młodzież w większości dziś nie czyta. Błagam czytajcie, bo w książkach jest mądrość, przeszłość, przyszłość i teraźniejszość. Wszystkie wymiary, emocje, prawda i fikcja, życie i śmierć, dobro i zło. Otwierasz książkę i zaczynasz podróż w nieznane.
Aneta Dzich