Kto drogę skraca, ten do domu nie wraca

2007-08-29 00:00:00

Patrolowanie miasta zaczynamy we wtorek kilka minut po godzinie szesnastej. Na ulicach panuje duży ruch. Ulica Wilczyńskiego, gdzie jedziemy, wygląda jak aleja Piłsudskiego w godzinach szczytu.

Podjeżdżamy do innego patrolu, który rozmawia właśnie z mężczyzną. Przeszedł przez ulicę na wysokości Biedronki. Zatrzymujemy się tuż obok. Ze stacji radiowej słychać głos dyżurnego: Wypadek na Towarowej przy OZGrafie.

Docieramy na miejsce. Za rondem na ul. Towarowej widać Opla Vectrę, który kilka metrów za przejściem dla pieszych skosił betonową latarnię. Na ulicy kawałki betonu, szkła, części zderzaka. Boczne drzwi od strony kierowcy są uchylone. Z auta wystaje laska. Obok karetka, w której jest starsze małżeństwo. Kobieta ma stłuczoną klatkę piersiową, mężczyzna jest w szoku. - Jechałem przed nimi - relacjonuje kierowca. - Widziałem we wstecznym lusterku, że nagle, chyba bez hamowania, Vectra zjeżdża z ulicy na pas zieleni i uderza w latarnię.
Kierowca jest w dobrym stanie, więc policjanci badają go od razu alkomatem. Wynik zero. Tym większe zaskoczenie. - Pan tłumaczy, że po prostu rzuciło go na przejściu dla pieszych - mówi Wojciech Deliga. - Odpowie jak za kolizję. A latarnia? Najpierw zabezpieczą ją elektrycy, a z ubezpieczenia kierowcy zostaną pokryte straty.

W chwili gdy kończymy interwencję, dostajemy kolejne zgłoszenie: kolizja na ul. Marii Zientary-Malewskiej. Na miejscu kilka osób żywo gestykuluje. Jest z nimi starszy posterunkowy Sebastian Kowalczyk, który próbuje zrozumieć argumentację kierowców. - Państwo zahamowali gwałtownie - upiera się młoda kobieta, właścicielka Citroena C2. - Zajechaliście mi drogę, musiałam zjechać na bok i z tyłu ktoś mnie uderzył.
- Miałem prawo zmienić pas - przekonuje kierowca. - I nie ja panią uderzyłem, ale ktoś za panią.
- Ale to pan spowodował, że musiałam gwałtownie hamować. Gdyby nie to, to nie doszłoby do stłuczki - wyjaśnia poszkodowana.
Rozmowie przysłuchują się funkcjonariusze. Mało nie pójdzie na noże, bo zaangażowani w sprawę kierowcy i pasażerowie zaczynają sobie wypominać, kto był bardziej nieuprzejmy. Wojciech Deliga próbuje ogarnąć sytuację. W dodatku na miejscu nie ma trzeciego kierowcy, który otarł Citroena.
- Bo kobieta uciekła - wyjaśnia poszkodowana. - Tak jakby nie poczuła, że mnie uderzyła. Ale są kamery monitoringu, więc będzie można ją znaleźć. To był chabrowego koloru samochód, a prowadziła go blondynka.

Ostatecznie udaje się odtworzyć przebieg kolizji. Od ronda Bema jechały trzy samochody. W środkowym jechała poszkodowana. Nagle jadący przed nią samochód zmienił pas ruchu. To zmusiło kobietę z Citroena do gwałtownego hamowania. Jadący za nią samochód uderzył w Citroena.

Podczas dyskusji z kierowców z policjantami obok próbuje przejechać po chodniku para na rowerach. Zatrzymuje ich Wojciech Deliga.
- Nie znamy przepisów? - dopytuje policjant. - Ile macie lat? Nie wiecie, że nie można jeździć na rowerach po chodniku?
Studenci spuszczają głowy. Pytają, czy można ich tylko pouczyć.
- Nieznajomość prawa kosztuje - kwituje aspirant sztabowy.
- Niech ich pan puści i tylko pouczy - włączają się do rozmowy kierowcy.
Tak się staje, ale Wojciech Deliga jest nieustępliwy. - Jakaś kara musi być - ocenia. - Proszę zsiąść z rowerów i je ze sobą prowadzić.

Kilkanaście minut później jesteśmy na parkingu przy dworcu PKP. Tu najczęściej piesi przechodzą, gdzie chcą. Ale mandat dostaje kierowca okejki, który zawraca na podwójnej ciągłej i w dodatku nie ma przy sobie dowodu rejestracyjnego.
- Proponuję 150 zł za podwójną ciągłą i za brak dokumentów - mówi Wojciech Deliga.
Kierowca: - A nie można równo? Tak sto złotych?
Deliga: - Równo to pan przejechał przez linie.
Kierowca: - Chciałem sobie skrócić drogę.
Deliga: - A zna pan to przysłowie? Kto sobie drogę skraca, ten do domu nie wraca?

Kierowca przyjmuje mandat, ale nie może odjechać, dopóki ktoś nie dowiezie mu dowodu rejestracyjnego. Z późniejszych meldunków dowiadujemy się, że czekał długo.

Karol Fryta
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.