Jak zdawać prawko, żeby nie oblać?

2008-10-23 00:00:00

Zwykle za oblany egzamin na prawo jazdy obwiniamy egzaminatorów. Prawda zależy jednak od punktu widzenia. A może raczej... od punktu siedzenia. W samochodzie.

— Prawo jazdy to poważna sprawa — podkreśla Henryk Radomski, egzaminator nadzorujący z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Olsztynie. Pracę zaczął w 1973 roku. — To nie jest to samo, co ukończenie kursu w zakresie siania pietruszki. Jeśli ktoś nie będzie umiał siać pietruszki, to wielkiej krzywdy nie zrobi. A tutaj przy kiepskich umiejętnościach, jeśli nie przestrzega się przepisów, a udało mu się prześlizgnąć przez egzamin, można wyrządzić wielką krzywdę nie tylko sobie, ale i innym.
W olsztyńskim ośrodku odsetek zdających nie przekracza 36 procent. Egzaminatorzy winą za taki wynik obarczają zły system szkolenia kierowców.
— Jeżeli za pierwszym razem zdaje 36 procent, to oznacza, że poziom szkolenia nie jest najlepszy — uważa Radomski. — Ale zadałbym też inne pytanie: dlaczego na egzaminie teoretycznym, na którym przecież pytania są znane wcześniej, zdawalność jest na poziomie 75 czy 76 procent? O czym to świadczy? Moim zdaniem o lekceważeniu kursów na prawo jazdy.
WORD w pigułce
W Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Olsztynie pracuje 27 egzaminatorów. Od stycznia do września tego roku przeprowadzono 58 tysięcy 530 egzaminów na prawo jazdy różnych kategorii. Do ośrodka wpłynęło 30 skarg. W czterech przypadkach WORD uznał, że to egzaminatorzy się mylili.

Efekt. Rekordzista do egzaminu na prawo jazdy kategorii B podchodził trzynaście razy.
Winą za to jednak najczęściej obarczają egzaminatora. Zdarza się, że egzaminatorzy są wyzywani przez osoby zdające egzamin. Ale są też i miłe sytuacje, kiedy na przykład uszczęśliwiona osoba skacze z radości. Jednak znacznie częściej w ośrodku przy ul. Towarowej można oglądać zbolałe miny i usłyszeć płacz.
— Częściej płaczą kobiety. Zwłaszcza te bardziej ambitne — mówi Henryk Radomski. — A co wtedy może zrobić egzaminator? Pocieszam, że egzamin to nie zamążpójście, że będzie miała szansę wykazania się umiejętnościami na następnym egzaminie.

Gasnący silnik i czerwone światła.
— Błędy zawsze się zdarzają — ocenia Henryk Radomski. — Bywa, że ludzie wjeżdżają pod prąd w ulicę jednokierunkową. A egzaminator musi się wykazać wyrozumiałością i obiektywną oceną sytuacji.
Zdarza się na przykład, że zdający nie ustępują pieszym na pasach czy wjeżdżają na skrzyżowanie na czerwonym świetle, albo wyprzedzają na podwójnej ciągłej linii. Podczas parkowania „przypadkiem” rysują sąsiedni samochód. Egzamin w ruchu drogowym trwa około 40 minut. Trzeba uważać, żeby zbyt szybko nie znaleźć się na siedzeniu pasażera. A talenty, według egzaminatora, trafiają się rzadko.
— Pamiętam, że u mnie egzamin zdawała Beata Bublewicz — opowiada Radomski. — Byłem zaskoczony jej umiejętnościami. Nie wiem jak jeździ obecnie, ale wtedy zdała celująco.
Mimo kamer zainstalowanych w samochodach zdarza się, że egzaminowani usiłują wręczyc kopertę z łapówką.
— Były takie przypadki — dodaje. — Wtedy egzaminator sporządza notatkę i sprawa trafia do organów ścigania. Sam byłem na takiej sprawie w tym roku.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz


WYZNANIA REKORDZISTYRekordzistą, który podchodził do egzaminu 13 razy, jest Łukasz.
— Nie wiem, dlaczego tyle razy zdawałem — przyznaje chłopak. — Wydawało mi się, że potrafiłem jeździć. Siadałem za kółkiem od małego, jeździłem z ojcem i zawsze mi wychodziło. A na egzaminach miałem pecha. No tak, pecha! Skoro trzynaście razy zdawałem! Ale trzynastka okazała się też szczęśliwa, bo w końcu egzaminator mnie przepuścił. Jednak pech ciągnął się za mną dalej. Wypiłem piwko, siadłem za kółko i... złapali mnie. Odebrali mi prawko na rok. Wiem, że tak nie wolno, ale coś mnie podkusiło. Raz jedyny prowadziłem po piwku i od razu wpadłem. Ale teraz trzymam się i prawo drogowe znam na wylot. Nie dam się już pechowi!NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY— Gdy zdawałam na prawo jazdy, miałam siedemnaście lat — wspomina Beata Bublewicz. — Pamiętam, że byłam bardzo zestresowana. Chciałam zdać, bo chciałam jak najszybciej zacząć samodzielnie jeździć. Na szczęście diabeł okazał się nie taki straszny i udało mi się zdać egzamin. Może dlatego, że jeździłam od dwunastego roku życia? Mama miała malucha i na nim uczyłam się parkować i manewrować. Uczył mnie też tata. Zdałam egzamin na rok przed jego śmiercią. Pamiętam, że dużo jeździliśmy razem. Uczulał mnie na bezpieczną i spokojną jazdę. Mówił, że kierowca musi przewidywać sytuacje drogowe. Mówił też: nigdy nie masz pierwszeństwa! Tych zasad trzymam się do dziś.
ar
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.