Podobno to w Rybnie Krauze spotykał się z Kaczmarkiem. I tu zaczęła się afera z Lepperem. Ludzie tak gadają. Dziś w Rybnie w powiecie działdowskim nie ma już ani polityków ani biznesmenów. Zniknął także doktor R., którego Centrum Medycyny Biologicznej było miejscem spotkań VIP-ów.
Rybno to niewielka wieś gminna w powiecie działdowskim. To właśnie tu kilka lat temu Władysław R., absolwent Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, doktor nauk medycznych i psychologicznych zbudował swoje Centrum Medycyny Biologicznej. Centrum, jak i samego R., wymienia się w kontekście tajemniczych spotkań miliardera Ryszarda Krauzego z Januszem Kaczmarkiem, byłym szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, do których ponoć dochodziło w jednym z gabinetów. Po owym spotkaniu Andrzej Lepper, ówczesny wicepremier i minister rolnictwa, został ostrzeżony przed akcją Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Na drodze z Rybna do Lubawy, po prawej stronie, niemal już na końcu wsi, mijamy Centrum. Wystrzelona w niebo zamkowa wieża, obok kamienica i kilka innych budynki. Z jednej strony wygląda to okazale: wieża majaczy wśród reszty budynków. Z drugiej jednak strony - to kiczowate połączenie kilku stylów - na ścianie budynku wiszą skrzyżowane ze sobą miecze i tarcza z herbem. Całość ogrodzona wysokim płotem. Budynki stoją puste. R. po aferze z Kaczmarkiem wyjechał za granicę, zamknął wszystko na cztery spusty, a pracowników pozwalniał. Dlaczego wyjechał? Trudno powiedzieć, może faktycznie jest powiązany z aferą. Ludzie w Rybnie niewiele wiedzą na ten temat.
- Różnie się słyszało. Ja tam wątpię, żeby on coś w politykę się bawił. Choć trochę tych różnych samochodów tutaj czasami widziałem, a to na warszawskich numerach, a to na innych - powiedział starszy pan, który przechodził koło Centrum Medycyny Biologicznej.
Centrum jeszcze kilka miesięcy temu tętniło życiem. Przyjeżdżali tu ludzie biznesu, aktorzy, znani dziennikarze, a niekiedy nawet politycy. Ludzie przyjeżdżali do Władysława R, który rzucił pracę w miejscowym ośrodku zdrowia i zajął się medycyną niekonwencjonalną. Badał fale mózgowe, a na podstawie tych badań potrafił zdiagnozować chorobę. Dla R. ludzki organizm był organizacją narządów i układów, które musiały być prawidłowo dostrojone. R. jakoś szczególnie się nie reklamował, to jego pacjenci polecali swoim znajomym jego metody i Centrum. I tak z ust do ust, z miesiąca na miesiąc potęga Centrum rosła. R. otworzył też CMB w Warszawie i także w Gdyni.
- Pamiętam go. To ładnych kilka lat temu. Już wtedy zaczynał z tym swoim dziwnym leczeniem. Jakoś w to wszystko nie wierzyłam i na własnej skórze przekonałam się, że to niewiele dało. Jak miałam kiedyś straszny kaszel, doktor powiedział, że mam na klatkę piersiową położyć twaróg. Ja twaróg kładłam, a kaszel ciągle był. E tam, panie, lekarz to musi zapisać lekarstwa, a nie tam jakieś inne wymysły - wspomina starsza pani, którą spotkaliśmy w centrum Rybna.
Na parking Centrum podjeżdża samochód na olsztyńskich numerach. Wychodzi z niego dwóch mężczyzn, próbują wejść do Centrum. Wszędzie pozamykane, jedynie w stróżówce ktoś siedzi. Po chwili rozmowy ze starszym panem mężczyźni odjeżdżają. Podchodzimy, by zapytać się o R.
- Nie miałem z nim kontaktu. Moim zadaniem było stróżowanie i to robiłem. Pracodawcą na pewno był dobrym, bo jakby tak nie było, to i ja bym tu nie siedział - śmieje się stróż.
Naprzeciwko Centrum jest mała stacja paliw. Jej pracownik ochoczo z nami rozmawia. Wspomina R. jako dobrego i sympatycznego człowieka.
- To równy gość jest. Dorobił się ogromnych pieniędzy, a mimo to nie wywyższał się, jak to robią niektórzy. Często u mnie tankował. Zawsze życzliwy, porozmawiał, spytał, co słychać ciekawego. Naprawdę równy gość. I z tego co widziałem, to musiał być dobrym lekarzem. Osobiście nigdy u niego nie byłem, ale kiedy oglądałem te kolejki, które tutaj nocami się ustawiały, to od razu człowiek sobie myślał, że coś musi być na rzeczy. Pamiętam, że kiedyś przyjechała tu jakaś pani z Wrocławia. Była na wózku inwalidzkim, a po kilku wizytach na własnych nogach przyszła do mnie kupić jakiś tam sok. Byłem w szoku - wspomina pracownik stacji.
Jak się okazuje, dzięki R. życiem tętnił też lokalny interes. Oprócz sklepów, które zarabiały dzięki jego pacjentom, wiele osób wynajmowało pokoje w domach przyjezdnym.
- Tu wszędzie stało po kilkadziesiąt samochodów. Trafiały się i limuzyny - dodaje pracownik stacji.
Podobno żona Janusza Kaczmarka pochodzi z Rybna, a jej rodzice mieszkają blisko Centrum. Żona Kaczmarka pracowała nawet u niego w Gdyni.
Gdzie teraz przebywa Władysław R.? Trudno powiedzieć. Niektórzy że być może jest w Moskwie u swojej żony, inne mówią, że może być Hiszpanii u córki swej żony. Mieszkańcy Rybna powoli przyzwyczaili się do tego, że Centrum stoi puste.
Łukasz Pączkowski
Na drodze z Rybna do Lubawy, po prawej stronie, niemal już na końcu wsi, mijamy Centrum. Wystrzelona w niebo zamkowa wieża, obok kamienica i kilka innych budynki. Z jednej strony wygląda to okazale: wieża majaczy wśród reszty budynków. Z drugiej jednak strony - to kiczowate połączenie kilku stylów - na ścianie budynku wiszą skrzyżowane ze sobą miecze i tarcza z herbem. Całość ogrodzona wysokim płotem. Budynki stoją puste. R. po aferze z Kaczmarkiem wyjechał za granicę, zamknął wszystko na cztery spusty, a pracowników pozwalniał. Dlaczego wyjechał? Trudno powiedzieć, może faktycznie jest powiązany z aferą. Ludzie w Rybnie niewiele wiedzą na ten temat.
- Różnie się słyszało. Ja tam wątpię, żeby on coś w politykę się bawił. Choć trochę tych różnych samochodów tutaj czasami widziałem, a to na warszawskich numerach, a to na innych - powiedział starszy pan, który przechodził koło Centrum Medycyny Biologicznej.
Centrum jeszcze kilka miesięcy temu tętniło życiem. Przyjeżdżali tu ludzie biznesu, aktorzy, znani dziennikarze, a niekiedy nawet politycy. Ludzie przyjeżdżali do Władysława R, który rzucił pracę w miejscowym ośrodku zdrowia i zajął się medycyną niekonwencjonalną. Badał fale mózgowe, a na podstawie tych badań potrafił zdiagnozować chorobę. Dla R. ludzki organizm był organizacją narządów i układów, które musiały być prawidłowo dostrojone. R. jakoś szczególnie się nie reklamował, to jego pacjenci polecali swoim znajomym jego metody i Centrum. I tak z ust do ust, z miesiąca na miesiąc potęga Centrum rosła. R. otworzył też CMB w Warszawie i także w Gdyni.
- Pamiętam go. To ładnych kilka lat temu. Już wtedy zaczynał z tym swoim dziwnym leczeniem. Jakoś w to wszystko nie wierzyłam i na własnej skórze przekonałam się, że to niewiele dało. Jak miałam kiedyś straszny kaszel, doktor powiedział, że mam na klatkę piersiową położyć twaróg. Ja twaróg kładłam, a kaszel ciągle był. E tam, panie, lekarz to musi zapisać lekarstwa, a nie tam jakieś inne wymysły - wspomina starsza pani, którą spotkaliśmy w centrum Rybna.
Na parking Centrum podjeżdża samochód na olsztyńskich numerach. Wychodzi z niego dwóch mężczyzn, próbują wejść do Centrum. Wszędzie pozamykane, jedynie w stróżówce ktoś siedzi. Po chwili rozmowy ze starszym panem mężczyźni odjeżdżają. Podchodzimy, by zapytać się o R.
- Nie miałem z nim kontaktu. Moim zadaniem było stróżowanie i to robiłem. Pracodawcą na pewno był dobrym, bo jakby tak nie było, to i ja bym tu nie siedział - śmieje się stróż.
Naprzeciwko Centrum jest mała stacja paliw. Jej pracownik ochoczo z nami rozmawia. Wspomina R. jako dobrego i sympatycznego człowieka.
- To równy gość jest. Dorobił się ogromnych pieniędzy, a mimo to nie wywyższał się, jak to robią niektórzy. Często u mnie tankował. Zawsze życzliwy, porozmawiał, spytał, co słychać ciekawego. Naprawdę równy gość. I z tego co widziałem, to musiał być dobrym lekarzem. Osobiście nigdy u niego nie byłem, ale kiedy oglądałem te kolejki, które tutaj nocami się ustawiały, to od razu człowiek sobie myślał, że coś musi być na rzeczy. Pamiętam, że kiedyś przyjechała tu jakaś pani z Wrocławia. Była na wózku inwalidzkim, a po kilku wizytach na własnych nogach przyszła do mnie kupić jakiś tam sok. Byłem w szoku - wspomina pracownik stacji.
Jak się okazuje, dzięki R. życiem tętnił też lokalny interes. Oprócz sklepów, które zarabiały dzięki jego pacjentom, wiele osób wynajmowało pokoje w domach przyjezdnym.
- Tu wszędzie stało po kilkadziesiąt samochodów. Trafiały się i limuzyny - dodaje pracownik stacji.
Podobno żona Janusza Kaczmarka pochodzi z Rybna, a jej rodzice mieszkają blisko Centrum. Żona Kaczmarka pracowała nawet u niego w Gdyni.
Gdzie teraz przebywa Władysław R.? Trudno powiedzieć. Niektórzy że być może jest w Moskwie u swojej żony, inne mówią, że może być Hiszpanii u córki swej żony. Mieszkańcy Rybna powoli przyzwyczaili się do tego, że Centrum stoi puste.
Łukasz Pączkowski