Ile kosztują święta w Olsztynie?

2023-12-10 19:00:00(ost. akt: 2023-12-18 10:52:34)
U Eweliny Dobrzyńskiej kupują najczęściej seniorzy

U Eweliny Dobrzyńskiej kupują najczęściej seniorzy

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Zaczął się grudzień, zaglądamy więc do portfela i zadajemy sobie pytanie: ile wydamy na święta? Czy czeka nas skromne Boże Narodzenie, a może chcemy świętować na całego? I ile musimy pracować, żeby ten czas był wyjątkowy?
Tego, czy będziemy mieli śnieżne święta, jeszcze nie wiemy. Ale mrozi nas sama myśl o bożonarodzeniowych wydatkach. Wysoka inflacja, wzrost płacy minimalnej oraz kosztów energii czy paliw wpływają na ceny w sklepach. Wystrzeliły nie tylko ceny owoców i pieczywa. W górę poszło też mięso, warzywa i nabiał. Tanio już było, ale dobra informacja jest taka, że ceny rosną wolniej. Nic do świąt nie powinno nas już zaskoczyć. Może tyle, że wydamy sporo.

Ile? Barometr Providentu przewiduje, że 1716 zł na osobę. To aż o 457 zł więcej niż rok wcześniej. Natomiast Związek Banków Polskich patrzy na naszą kieszeń bardziej przychylnie i wylicza, że średnio na osobę wydamy 1427 zł. Z tego statystycznie prawie 600 zł na jedzenie, 500 zł na prezenty, a resztę na świąteczne podróże. Ale tylko 3 proc. z nas zamierza wybrać się na świąteczny urlop. Ponad połowa Polaków — 58 proc. — zamierza spędzić święta w gronie domowników. Co piąty z nas wybiera się w te święta do rodziny, a co dziesiąty zaprosi gości do siebie. Każdy jednak wyda na święta — mniej, więcej, ale zawsze.

Z karpiem jeszcze poczekam


Powoli zaczynamy już przygotowania do świąt. Zaczynamy od prezentów, żeby później nie stać w kolejkach albo nie denerwować się, że kurier nie zdąży z dostawą na czas. Myślimy też o tym, co pojawi się na stole. I chociaż to jeszcze nie czas na te największe świąteczne zakupy, to już powoli „robimy przymiarki”.

— Czas szybko ucieka i zanim się obejrzę, pojawi się pierwsza gwiazdka. Dlatego już myślę o tym, co postawię na stole. Na wigilii będę miała dzieci z wnukami, więc musi być nie tylko uroczyście, ale i smacznie. Z karpiem jeszcze poczekam. Może pojawią się promocje. Zaczynam jednak kiszenie kapusty, bo tylko własnej używam do robienia potraw. Gdy się ukisi, będę robiła pierogi. Ugotuję też z grzybami — mówi Marianna Łagoda, którą spotykamy na olsztyńskim ryneczku. — Myślę, że jak będę kupowała „małymi kroczkami”, aż tak się nie zdenerwuję. Chociaż przyznaję, że każda wizyta w sklepie to nerwy, bo rachunki są coraz wyższe. Gdybym zrobiła zakupy za jednym razem, parę chwil przed świętami, pewnie długo musiałabym dochodzić do siebie. A tak teraz kapusta, potem olej, masło, jajka… A jeszcze potem susz na kompot i mąka na pierogi. Ryby na końcu. Żeby nie mrozić.

— Rzeczywiście ludzie już kupują kapustę, żeby ukisić swoją. Ale przychodzą też do mnie po orzechy, żeby wrzucić po kilka do prezentów. Poważne zakupy ruszą jednak tydzień po mikołajkach — zauważa Ewelina Dobrzyńska, która mieszka pod Dywitami, a na rynku ma swój warzywniak. — Ludzie marudzą, że jest drogo. Że wszędzie wydają więcej, choć kupują mniej. Ja akurat trzymam te same ceny od dawna, ale ludzie mają mniej w portfelach, bo inne rzeczy idą w górę. Ludzie oszczędzają. Zwłaszcza ci starsi, którzy najczęściej są moimi klientami i mają niewielkie emerytury. Ale nie zapominają o zdrowiu, a jedzenie warzyw pomaga je utrzymać. Dlatego nie narzekam — starsi biorą po 2-3 kilo warzyw. Młodzi wolą kupować w marketach i jeśli już kupują, to decydują się na pojedyncze sztuki pomidorów, marchewki i pietruszki.

— Zakupy na rynku zależą od pogody. Jeśli będzie sprzyjała, klientów będzie więcej. Mróz na pewno nie pomaga. Ale grudzień to taki czas, kiedy wydaje się więcej pieniędzy. Im bliżej świąt, tym większe zakupy — przyznaje Artur Swat z Silic w gminie Purda, który sprzedaje miody na rynku w Olsztynie. — Na święta piecze się pierniki, do których często dodaje się miód. Najlepszy do tego wypieku jest gryczany, który w smaku jest specyficzny, charakteryzuje się goryczą. Jest też bardzo zdrowy, idealny dla osób z chorym sercem. Ceny naturalnego miodu, od dobrego pszczelarza, stoją w miejscu. Są takie, jakie były w zeszłym roku. Słoik 1,2 l kosztuje 40-50 zł, w zależności od gatunku. Jeśli ktoś chce wydać mniej, powinien uważać. Warto sprawdzić, czy miód ma etykietę, a na niej jest adres i kontakt do pszczelarza. A jeszcze lepiej, jeśli pszczelarza się zna, pojedzie się do pasieki i zobaczy się ule. Bywa, że w sklepach trafiamy na tańsze miody, ale czy będą one wartościowe? Dużo miodu napływa do nas przez granicę ukraińską. To są jednak miody niewiadomego pochodzenia — chińskie, tureckie… Chcąc zaoszczędzić, możemy się naciąć. A wtedy piernik na święta nie będzie już taki smaczny.

7 dni pracy na święta


Zarabiając średnią krajową, czyli 5474 zł na rękę, musimy przepracować prawie 7 dni, żeby zorganizować święta. To o dzień dłużej niż rok wcześniej. Polacy otrzymujący minimalne wynagrodzenie potrzebują dwa razy tyle czasu — wynika z analizy Personnel Service. Najszybciej na świąteczne zakupy zarobią górnicy, którzy na rękę zarabiają średnio 9813,23 zł. To oznacza, że ich dzienna stawka to aż 446 zł netto. Zatem na świąteczne wydatki będą pracowali zaledwie 4 dni. Spokojni mogą być też programiści. Ich zarobki to ponad 8,8 tys. zł na rękę. I to tylko w przypadku osób mających umowy o pracę, bo wśród tych będących na własnej działalności gospodarczej zarobki są jeszcze wyższe. W najtrudniejszej sytuacji są pracownicy sektora hoteli i restauracji. Ich średnie zarobki to ok. 3999 zł netto. To oznacza, że kelner lub pracownik hotelu musi przepracować niemal dwa tygodnie, żeby zarobić na świąteczne wydatki.

— Wciąż widoczna na sklepowych półkach drożyzna odbija się na naszych portfelach, co w okresie świątecznym jest bardzo widoczne — twierdzi Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy z Personnel Service. — W 2021 roku pracownik otrzymujący wynagrodzenie minimalne musiał przepracować 10 dni, aby zarobić na wydatki świąteczne. W 2022 roku było to 12 dni, a teraz już 14 dni. Oczywiście musimy uwzględnić to, że w 2021 roku ze względu na panującą na rynku niepewność oraz pandemię zacisnęliśmy pasa i planowaliśmy wydatki wynoszące średnio 950 zł. Niemniej od dwóch lat rosnące kwoty na paragonach to nie efekt rozrzutności, a inflacji, która powoduje, że dokładnie ten sam koszyk zakupów z poprzedniego roku jest po prostu wyraźnie droższy.

Jakość, nie ilość
Czy przez to, że jest dzisiaj drożej, czekają nas gorsze święta?


— Gdy byłem dzieckiem, czekałem na święta z niecierpliwością. I na prezenty. Myślę, że dzieci się nie zmieniły i cały czas z wypiekami na twarzy czekają na Świętego Mikołaja. Na prezentach dla najmłodszych na pewno nie będziemy oszczędzać. Muszą się przecież cieszyć w ten niezwykły czas. Zmieniło się jednak podejście dorosłych do świąt. I do tego, co pojawi się na stole. Dla nich Boże Narodzenie będzie pragmatyczne i okrojone do tego, co niezbędne — zauważa dr Waldemar Kozłowski, ekonomista z UWM. — Jest drogo, więc nie na wszystko będziemy mogli sobie pozwolić. Ale jesteśmy też świadomi. Dbamy o ekologię życia. Nie chcemy kupować czegoś za dużo, żeby potem tego nie zmarnować i nie wyrzucić do kosza. Nie chcemy też wydawać na coś, co nie jest warte wysokiej ceny. Dlatego ci, którzy mają czas, decydują się na własne wyroby. Zaczyna się liczyć jakość, a nie ilość. To będzie motto tego Bożego Narodzenia. Natomiast osoby, które są zabiegane i nie mają czasu, żeby przyrządzać święta, kupią gotowe produkty. Ale one również zdecydują się na dobre jakościowo produkty, nawet jeśli będzie trzeba za nie zapłacić więcej. I, szanując pieniądze, kupią tylko tyle, ile zjedzą.

I dodaje: — Kiedyś robiliśmy wcześniej zakupy na święta. Gdy kupiło się pomarańcze, czekały nawet miesiąc do świąt. Dzisiaj mamy do wszystkiego dostęp praktycznie od ręki. Idziemy do sklepu i przebieramy w produktach. Nie musimy martwić się, że czegoś nam zabraknie na święta. Pod tym względem jest łatwiej przygotować się do świąt.

ADA ROMANOWSKA