Antyizraelski zwrot polityczny w Państwie Środka. Dlaczego Chiny pozycjonują się przeciwko Izraelowi?

2023-12-04 12:44:04(ost. akt: 2023-12-04 12:46:56)

Autor zdjęcia: pixabay

14 Niedawno pisano na portalu wPolityce, że Izrael zaczyna przegrywać wojnę informacyjną w niektórych krajach Zachodu, gdzie wpływowe środowiska lewicowe i kręgi akademickie coraz częściej przyjmują palestyńską a nie żydowską interpretację wydarzeń w Ziemi Świętej.
Izrael jest jednak w jeszcze głębszej dyplomatycznej defensywie w państwach Globalnego Południa, z których duża część pozostaje muzułmańska lub utrzymuje dobre relacje ze światem islamu. W tych rejonach naszego globu często żywa jest też niechęć do Stanów Zjednoczonych (czyli głównego protektora Izraela). W ostatnich tygodniach do krajów, gdzie w przestrzeni publicznej dominować zaczęła narracja antyizraelska i propalestyńska, niespodziewanie dołączyła Chińska Republika Ludowa.

Antyizraelski zwrot w Państwie Środka
Może wydawać się to zaskakujące, ponieważ Pekin zawsze utrzymywał dobre stosunki z Izraelem. Żydzi nigdy nie brali udziału w kolonizacji Chin, zaś Chińczycy nigdy nie prześladowali Żydów, a w czasie II wojny światowej nawet pomagali im w ucieczce przed Niemcami. Nigdy też w Państwie Środka nie było żywych nastrojów antysemickich, jak miało to miejsce w Europie czy na Bliskim Wschodzie.

W ostatnich tygodniach gwałtownie się to jednak zmieniło. W chińskich mediach, zwłaszcza społecznościowych, dominuje tylko jeden punkt widzenia: antyizraelski, a w komentarzach internautów roi się od antysemickich komentarzy. Jedna z najbardziej wpływowych influencerek Sun Li napisała na swoim koncie: „Hamas jest nadal zbyt łagodny. Izrael jest żydowską wersją nazizmu i militaryzmu.” W internecie rozpoczęła się też kampania wzywająca do zamknięcia muzeum żydowskich uchodźców w Szanghaju. Próba zabójstwa pracownika ambasady izraelskiej, dźgniętego nożem przed supermarketem w Pekinie, pokazuje, iż nastrój niechęci wobec Żydów wykroczył już poza cyberprzestrzeń.

Nie ulega wątpliwości, że w kraju totalitarnym, jakim są Chiny, tego rodzaju operacja medialna nie byłaby możliwa bez wiedzy i zgody władz komunistycznych. Każda informacja jest tam kontrolowana, a niepożądane wiadomości są natychmiast usuwane. We wspomnianej kampanii uczestniczy zresztą państwowa telewizja chińska, która potrafi np. dowodzić, jakoby żydowska mniejszość w USA, stanowiąca 3 proc. tamtejszej populacji, kontrolowała aż 70 proc. amerykańskiego bogactwa. Także były minister spraw zagranicznych Chin (w latach 2013-2022), zaś obecnie dyrektor Biura Centralnej Komisji Spraw Zagranicznych ChRL, Wang Yi, otwarcie krytykuje Izrael, stając po stronie Palestyńczyków.

Chińscy komuniści wspierają Hamas
Skąd wziął się ów polityczny zwrot władz w Pekinie? Warto dodać, że ma on nie tylko charakter propagandowy, lecz także wymiar praktyczny. Według izraelskich analityków Hamas korzysta obficie z chińskich technologii, dostarczanych mu głównie przez Iran. Palestyńska organizacja do komunikacji używa wyłącznie chińskiego sprzętu, którego nie są w stanie podsłuchiwać Amerykanie, zaś międzynarodowych transakcji finansowych dokonuje za pośrednictwem chińskich banków. Eksperci ds. wojskowości uważają, że przeprowadzenie tak skomplikowanej operacji terrorystycznej, jak ta z 7 października, która przygotowywana była przez dwa lata i nie została przez ten czas wykryta przez Mosad, nie byłoby możliwe bez chińskich technologii. To dzięki nim udało się zachować atak w tajemnicy, a w kluczowym momencie wyłączyć izraelski system łączności.

Według chińskich dysydentów głównym łącznikiem między Pekinem a Gazą pozostaje jeden z przywódców wojskowego skrzydła Hamasu – Mohammed Deif. W 1996 roku Organizacja Wyzwolenia Palestyny wysłała go do Chin, gdzie skończył studia inżynieryjne w akademii wojskowej w Shijiazhuang. Tam też poznał chińską muzułmankę z grupy etnicznej Dongxiang, z którą następnie się ożenił. To właśnie ona ma stanowić główny kanał komunikacji między Hamasem a władzami w Pekinie.

Jaki cel mają jednak Chiny, stając po stronie Hamasu przeciwko państwu żydowskiemu? Wielu komentatorów podkreślało, że atak terrorystyczny 7 października miał za zadanie zniszczenie rodzącego się porozumienia między Izraelem a Arabią Saudyjską, któremu patronowała amerykańska dyplomacja. Zamiar powiódł się. Akcja Palestyńczyków i sprowokowana reakcja Żydów znów zaogniły stosunki między Izraelem a światem arabskim. W tym kontekście zwycięsko wyszły Chiny, które – wbrew Waszyngtonowi – wynegocjowały zbliżenie między dwoma dotychczasowymi rywalami: Iranem a Arabią Saudyjską. Dziś sojusz między Teheranem a Rijadem cementować ma wspólny syjonistyczny wróg.

Ku nowemu porządkowi świata
Wydaje się jednak, że Pekinowi chodzi o coś więcej, a mianowicie o strategiczne przegrupowanie przed szykującą się geopolityczną rozgrywką, w której coraz wyraźniej krystalizują się dwie strony globalnego konfliktu. Jedną z nich jest sojusz Rosji, Iranu, Korei Północnej, Syrii oraz właśnie Chin. Po drugiej stronie sytuują się Stany Zjednoczone oraz te kraje Zachodu, które zechcą przystąpić do transatlantyckiej koalicji (nie jest bowiem wcale przesądzone, że wszystkie państwa w Europie wesprą w tym sporze Amerykanów).

Wiele zależy dziś od wyniku wojny na Ukrainie. Ewentualne zwycięstwo Moskwy i porażka Kijowa, czyli utrata przez niego wschodnich terytoriów, odebrane zostaną w Pekinie jako klęska całego Zachodu, obnażająca niezdolność Stanów Zjednoczonych do skutecznego wsparcia swego sojusznika. To z pewnością ośmieli Chińczyków do ataku na Tajwan. Kolejne ogniska zapalne, takie jak konflikt izraelsko-palestyński, absorbować będą siły Ameryki, odwracając jej uwagę od innych pól konfrontacji.

W powstającym na naszych oczach sojuszu antyzachodnim to Chiny grają o najwyższą stawkę. To właśnie one, a nie Rosja czy Iran, walczą dziś o globalną dominację ze Stanami Zjednoczonymi. Jak mówił Mao Ze Dong: „Aby osiągnąć wielki porządek na świecie, potrzebny jest wielki chaos”. I taki chaos właśnie następuje, stwarzając Pekinowi nowe możliwości podważania dotychczasowego ładu. Otwarte pozycjonowanie się Chin w wybuchających sporach może świadczyć o tym, iż rozgrywka z Ameryką wchodzi w decydującą fazę.

Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl