Umierał na oczach tłumu ludzi

2023-11-11 12:35:07(ost. akt: 2023-11-10 17:10:16)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Do tragicznej sytuacji doszło wieczorem w poniedziałek (6 listopada) na dworcu głównym w Olsztynie. Nikt nie reagował na mężczyznę leżącego na ławce. Ratował go tylko więzień. A czy służby zrobiły, co powinny?
Wieczór, na dworcu tłok. Ktoś wraca z wycieczki, ktoś z pracy… Na peronie czwartym czekają podróżni, którzy jadą do Gdyni. Później przychodzą ci, którzy pojadą w stronę Białegostoku. Spoglądają na zegarki, „siedzą” w telefonach, pilnują bagażu. Patrzą na siebie… Bo co innego można robić, czekając na pociąg? Nikt nie zwraca uwagi na człowieka leżącego na ławce, który nie rusza się od dłuższego czasu…

Tylko więzień

— Na dworcu głównym w Olsztynie, na peronie 4 doszło do niecodziennej sytuacji. Na peronie leżał nieprzytomny mężczyzna i nikt nie reagował — opowiada pani Danuta. I dodaje: — Po kilku minutach dobiegł do niego mężczyzna w zielonym ubraniu i kamizelce z napisem Wars. Ubranie wskazywało na to, że jest więźniem pracującym poza terenem więzienia, co też później potwierdził sam mężczyzna. Tylko on zareagował. Podjął się resuscytacji krążeniowo-oddechowej i uciskał klatkę piersiową mężczyzny oraz robił wdechy ratunkowe. Widać było, że wie, co robi. Sprawnie reanimował człowieka i kierował zachowaniem otoczenia. Wezwał pogotowie, które przyjechało bardzo szybko. Więzień nie chciał powiedzieć, z jakiego więzienia jest i jak się nazywa. Potwierdził tylko, że pracuje jako więzień zatrudniony poza zakładem.

— Tylko więzień zareagował — podkreśla kobieta. — W jakim społeczeństwie żyjemy? Temu człowiekowi należą się podziękowania i gratulacje za prawdziwie obywatelską postawę. Nie wahał się ani chwili, od razu bardzo sprawnie ratował człowieka. Nie brzydziło go to, że był cały w wymiocinach i brudny. Nie wiem jednak, czy ratowany przeżył. 

Nie ma monitoringu

Mężczyzna niestety zmarł. Jak się dowiedzieliśmy, nie żył już w czasie reanimacji. Więzień jednak nie dopuszczał do siebie takiej myśli.

— Niestety, pomimo przeprowadzonej akcji reanimacyjnej 39-latek zmarł — podkreśla mł. asp. Andrzej Jurkun, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. — Na miejscu pracowała grupa dochodzeniowo-śledcza oraz technik kryminalistyki. W czynnościach brał udział również prokurator. Wstępnie w zdarzeniu wykluczono udział osób trzecich. Trwa wyjaśnienie wszelkich okoliczności i przyczyn śmierci mężczyzny.

— Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i porządek podjęły natychmiast działania po otrzymaniu informacji o zdarzeniu od maszynisty pociągu regionalnego, który wjeżdżając na tor przy sąsiednim peronie nr 3 na stację Olsztyn Główny, zauważył leżącego mężczyznę i prowadzoną przez osoby postronne reanimację. Pogotowie ratunkowe zostało wezwane wcześniej przez osoby udzielające pomocy — mówi Martyn Janduła, rzecznik PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. — Stacja Olsztyn jest w przebudowie i obecnie nie ma na niej monitoringu, więc na przykład pracownicy pobliskiej nastawni nie mogli widzieć zaistniałego zdarzenia. Również w momencie zdarzenia (nie wiemy dokładnie, o której osoba się przewróciła) przy peronie nr 4 nie było żadnego pociągu.

Ciało na widoku

Gdy 39-latek umierał, nikt tego nie widział. Później, gdy już przyjechały służby, nie sposób było nie zauważyć ciała. — Kiedy wszedłem na peron, ruch odbywał się normalnie. Ludzie wysiadający czy oczekujący na pociąg chodzili, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jednak wzrok wszystkich przyciągał czarny worek. Widok ludzkich zwłok nie należy do niczego przyjemnego. To nie jest codzienna sytuacja. A gdy ciało leży w tak ruchliwym i publicznym miejscu, tym bardziej. To niedopuszczalne! — opowiada nam świadek. — Czy nikt z policji nie zadbał o zakryciu zwłok parawanem? Nikt nie pomyślał, żeby odciąć ten odcinek peronu od widoku publicznego? Tu przecież przebywały rodziny z dziećmi, było naprawdę mnóstwo osób. W miejscu tragedii stało tylko dwóch kryminalnych i sokistów…

— Miejsca publiczne powinny mieć procedury na wypadek takich sytuacji. Ale to też kwestia odpowiedzialności i zrozumienia sytuacji… — zauważa Marek Sokołowski, socjolog z UWM.

Im więcej nas, tym gorzej

Jak się dowiedzieliśmy, mężczyzna, zanim został zauważony, przez dłuższy czas leżał nieruchomo. Dlaczego nikt, poza więźniem, nie zauważył wcześniej umierającego człowieka?

— Znieczulica społeczna to bardzo stary problem. Uodporniliśmy się na nieszczęście innych. Ludzie na przykład żebrzą na ulicy. Stojąc z wyciągniętą ręką, proszą o pieniądze na leczenie, a my nawet nie wiemy, czy rzeczywiście chodzi tu o ratowanie zdrowia. Nie mamy zaufania. Podobnie jest z osobami, które stoją z puszkami, prosząc o wsparcie chorych dzieci. Przechodzimy obok nich obojętnie. Boimy się też zwracać uwagę osobom, które głośno rozmawiają przez telefon w pociągu albo zdejmują buty i kładą stopy na siedzenie. Nawet jeśli nas to razi i nie jest zgodne z dekalogiem pasażera, który obowiązuje w pociągu, nie reagujemy. Nie interweniujemy, bo nie chcemy oberwać. Dlatego, gdy ktoś leży, nie wiemy dlaczego. Czy jest pijany, a może pod wpływem narkotyków? Zastanawiamy się, czy podchodząc do takiego człowieka, nie zrobimy sobie krzywdy. I odwracamy wzrok od takich przypadków —wyjaśnia prof. Marek Sokołowski. — Tylko w sytuacji, gdy ktoś wzywa pomocy, nie ma nikogo wokół, a jest tylko jedna konkretna osoba, może liczyć na pomoc. Gdy jest tłum, każdy patrzy na innego, licząc, że to on zareaguje. Myślimy: „to nie moja sprawa”. Im więcej nas, tym gorzej. I lepiej nie będzie. Dbamy jedynie o swój dobrostan. Dlatego tak łatwo umiera się w tłumie.

— Przypadek na dworcu nie jest jedyny. Ludzie z reguły nie reagują. Gdy widzimy kogoś leżącego, myślimy, że to pijak. Omijani są ludzie leżący nawet w progu sklepu. Później okazuje się, że przyczyna jest inna. Że potrzebna tu była pomoc, a nie odwracanie wzroku — przyznaje Krzysztof Jurołajć, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego. — Tolerujemy pijanych ludzi. Spotykamy ich niemal wszędzie. Na stu leżących większość to nietrzeźwi. Niestety wśród nich są osoby, które wymagają wezwania pogotowia. Dlatego nie bądźmy obojętni. Jeśli ktoś nienaturalnie leży, tym bardziej trzeba reagować. Zawsze jednak, gdy zauważamy kogoś leżącego, podejdźmy do niego i zapytajmy, czy potrzebuje pomocy. Jeśli tak jest, odpowie nam. Jeśli nie ma z nim kontaktu, trzeba zadzwonić na 112.

ADA ROMANOWSKA