Kto poskromił zabójcę dzieci?

2024-02-01 10:05:00(ost. akt: 2024-02-23 18:50:11)
Błonnica, dyfteryt, dławiec, krup. Pod tymi nazwami kryje się groźna choroba, która zaprowadziła mnie pociągiem a potem rowerem pod Iławę, a stamtąd do miejsca, gdzie zgromadzono narzędzia tortur.

Swoją wyprawę zacząłem na iławskim dworcu, skąd dojechałem z Olsztyna. Pamiętam, że w czasie remontu, na początku lat 80tych ubiegłego wieku odsłonięto w hali dworcowej herby, które ku zaskoczeniu miejscowych
notabli były niemieckie. Więc ich nie odkryto.
Iławski dworzec był jednym z pierwszych, jakiemu przywrócono poprzedni blask już za demokracji, w latach 2010-2012.


Najbardziej zniszczone miasto

Iława była w całej swojej historii miastem niemieckim, ale mieszkali tam także ludzie posługujący się językiem polskim. W 1834 roku było ich 310 czyli 16% wszystkich mieszczan, w 1861 odpowiednio 290 i 11% a w 1910 516 czyli 5,1%. Co ciekawe w plebiscycie 1920 roku w Iławie za Polska opowiedziało się właśnie 5% głosujących.

Miasto w 1945 roku doświadczyła tej samej apokalipsy, jak większość wschodniopruskich miast. — Dopiero na przełomie stycznia i lutego, bądź w połowie tego miesiąca, Rosjanie zaczęli systematycznie niszczyć miasto, podpalając kolejne budynki, a nawet całe kwartały ulic. Spłonęło śródmieście, ocalały natomiast domy na peryferiach...Zarząd Miejski w Iławie...szacował zniszczenia...miasta na około 85%...— pisze Tadeusz Filipkowski w jednym z rozdziałów książki "Iława".

Dlatego nie możemy zobaczyć domu, w którym mieściła się w okresie plebiscytowym siedziba Polskiej Rady Ludowej. Musi nam wystarczyć tabliczka.


Szalet na cmentarzu

Dzisiaj mało kto już pamięta, że idąc skwerem w samym centrum miasta, ulicą Niepodległości, stąpa go grobach. Tym bardziej nie mają takiej świadomości turyści śpieszący obejrzeć największą zabytkową atrakcję Iławy czyli bogów na ulicy.

— Po wojnie zdewastowano większość niemieckich cmentarzy. — Dewastacja cmentarzy protestanckich odbywała się przy poparciu kościoła katolickiego, który po ponad czterystuletniej przerwie brał we władanie te tereny. Tak doszło do wymazania z powierzchni miasta zabytkowego cmentarza pochodzącego co najmniej z XVIII wieku...oraz założenia w tym miejscu skweru spacerowego i zlokalizowanie na tym miejscu szaletu miejskiego — pisze Rafał Nadolny w jednym z rozdziałów książki "Iława 1305-1995". Inny z kolei cmentarz zniknął, a pomniki z niego po obróbce wykorzystano już jako polskie.

W tym miejscu w 1972 roku postawiono 4 kamienne rzeźby przeniesione do Iławy z pałacu w nieodległym Kamieńcu Suskim. Pałac nazywano wschodniopruskim Wersalem. Było w nim tyle pokoi, ile dni w roku.

Ale zanim zajmiemy się bogami wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. Dzisiejsze województwo warmińsko-mazurskie nie składa się tylko z Warmii i Mazur. Bo nasz region obejmuje też Powiśle zwane czasem także Pomorzem Mazowieckim albo z niemiecka Prusami Górnymi. I to tam właśnie leży nasza Iława, podobnie jak zresztą Elbląg czy dajmy na to Pasłęk. Z Mazurami czy Warmią nic wspólnego nie ma też na przykład Nowe Miasto Lubawskie czy Bartoszyce. Ba, w naszym województwie mamy nawet niewielki kawałek Mazowsza a nawet Kurpi.


To jednak rzymskich bogów z Iławy niespecjalnie zapewne by zainteresowało. Są zapewne bardziej zatroskani tym, kto się nimi zajmie i czy dalej będą stać w centrum Iławy. Wcześniej, przez jakieś dwieście lat, stali sobie w pałacu w pobliskim Kamieńcu Suskim zbudowanym w 1720 roku. Licząca sobie sobie 55 metrów szerokości i 41 metrów długości budowla to było prawdziwe cudo i nie bez kozery nazywano go Pruskim Wersalem. Pałac w pełni na tę nazwę zasługiwał.Gościł w nim przez klika tygodni sam cesarz Francuzów Napoleon Bonaparte w towarzystwie Marii Walewskiej.

W styczniu 1945 roku pałac ograbili sowieccy żołnierze. Dzieła zniszczenia dokończyli polscy szabrownicy. Którzy bardziej przyłożyli się do ograbienia pałacu tego już się nigdy nie dowiemy.

Towarzysze nie róbcie krzywdy von Finckensteinom

Pałac w Kamieńcu należał do rodziny von Finckensteinów. W 2017 roku 11-letni chłopiec w niedalekich Gubławkach (też należały do nich) znalazł zakopane w ziemi blaszane bańki a w nich dokumenty i różne przedmioty, w tym biżuterię, należące do hrabiego Hansa Joachima von Finckenstein i jego żony. Zostały tam ukryte najprawdopodobniej już po przejściu frontu.

Świadczyć może o tym to, że ukryto tam także dokument wystawiony hrabiemu przez sowieckiego oficera, który napisał: "Towarzysze dowódcy i żołnierze. Proszę nie wyrządzać krzywdy mieszkańcom tego domu. Przyjęli nas bardzo dobrze"...

Znalezione w Gubławkach przedmioty osobiste zwrócono córkom hrabiego.

W każdym razie z wojennej i powojennej pożogi wyszły cało wspomniane XVIII-wieczne rzeźby Jowisza, Junony oraz Meduzy i Herkulesa, którzy bogami oczywiście nie byli. I stały tak sobie przez kolejne kilkadziesiąt lat, aż okazało się, że trzeba poddać je renowacji, bo są w fatalnym stanie. I wtedy okazało się też, że nie bardzo wiadomo kto jest ich właścicielem: miasto Iława czy też prywatny właściciel ruin w Kamieńcu. Bo kiedy przenoszono rzeźby z Kamieńca do Iławy nie przejmowano się specjalnie kwestiami własnościowymi. W każdym razie obecny właściciel ruin rozpoczął starania o ich powrót do Kamieńca, który chciałby odbudować...


Niedaleko od tego miejsca stoi kościół pw. Przemienienia Pańskiego zbudowano w latach 1317-1325, który potem był wielokrotnie przebudowywany. Ze starej świątyni, poza murami, zostało niewiele. Dawne wyposażenie zostało rozkradzione po przejęciu świątyni przez protestantów. Wnętrze odnowiono dopiero w połowie XVIII wieku, kiedy to zamówiono nowy ołtarz. W podziemiach znajdują się dwie krypty grafów von Finckenstein, do których Iława należała do 1784 roku. W przedsionku znajdują się płyty nagrobne z XV i XVIII wieku. Na wieży znajduje się gotycki dzwon spiżowy z przełomu XIV i XV wieku z łacińskim napisem: o rex gloria criste veni cum + pace (O Królu chwały Chryste przybywaj z pokojem).

W Iławie warto zobaczyć też cerkiew greckokatolicką, która powstała w dawnym budynku gazowni miejskiej z 1899 roku.


Zaciekawionych dziejami Iławy zapraszam tutaj: https://ilawasprzedlat.pl/

Największa taka wyspa w Europie


W Iławie zabytków zatem praktycznie nie ma, ale Iława ma coś cenniejszego To oczywiście Jeziorak. To najdłuższe jezioro w Polsce (największe to Śniardwy). Jest na nim 16 wysp, w tym Wielka Żuława, największa wyspa śródlądowa w Polsce. I jedna z największych w Europie. Jej powierzchnia wynosi 82,4 ha. Co prawda nie jest największą “jeziorną” wyspa w Europie, ale jest największa tego typu wyspą w Europie, która leży w granicach jednego miasta.

Dawno temu na wyspie stał pruski gród. Potem gródek krzyżacki. Po wojnie działało Gospodarstwo Rybackie. Teraz jest tam kilka ośrodków wypoczynkowych. Wyspa nie ma stałego połączenia z lądem. Miała takowe w średniowieczu. W 2012 roku na dnie Jezioraka archeolodzy z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu odnaleźli resztki drewnianego most z XIII wieku.

Drugi drewniany most powstał 700 lat później, bo na początku lat siedemdziesiątych XX wieku. Wtedy na Wielkiej Żuławie Jan Rybkowski (reżyser kultowego serialu “Kariera Nikodema Dyzmy” z Romanem Wilhelmim w roli głównej z 1980 roku) kręcił film “Gniazdo” opowiadający o pierwszych latach państwa polskiego. Na potrzeby filmu wybudowano na wyspie drewniany gród oraz most prowadzący na wyspę. Niestety gród i most zostały kilka lat później rozebrane.

W tym samym czasie (1973) kajakiem na Wielką Żuławę przypłynął Karol Wojtyła, bł. Jan Paweł II. Spotkał znajomego księdza, z którym się zagadał. Kiedy wrócił na brzeg, nie odnalazł kajaka. Ktoś go sobie "wziął".

Dzisiaj w sezonie za sprawa ośrodków wypoczynkowych wyspa tętni życiem. Dostać się tam można kajakiem właśnie albo promem. Ja nie miałem na to czasu, więc wrzucam tutaj zdjęcie z UG w Iławie.

Wyspa Wielka Żuława na jeziorze Jeziorak widziana z lotu ptaka

Z Iławy ruszam w kierunku Ławic.


Ławice: Słyszeliście państwo o dyfterycie? Nie? I bardzo dobrze.

Zapomnieliśmy już o nim. A zawdzięczamy to Emilowi von Behringowi. Urodzonemu pod Iławą uczonemu, który wynalazł szczepionkę przeciwko błonicy. Pierwszemu laureatowi Nagrody Nobla z medycyny.

Dyfteryt czyli po polsku błonicę zwano “zabójcą dzieci”. Do czasu wynalezienia szczepionki w Europie umierało na nią kilkaset tysięcy dzieci, bo to one były z reguły ofiarą bakterii. W II połowie XIX wieku tylko w Niemczech umierało kilkadziesiąt tysięcy dzieci rocznie. Po prostu się dusiły.

To Emilowi von Behringowi i jego szczepionce zawdzięczamy, że dzisiaj ta choroba w Europie, ale i na całym świecie właściwie nie występuje. Powtórzę: nie występuje dzięki szczepionce. Polska była zresztą jednym z pierwszych krajów na świecie który wprowadził obowiązkowe szczepienia. Stało się to w 1936 roku. Wojna to przerwała.

W latach 50tych w Polsce na błonicę umierało około 3 tys. dzieci rocznie. Sytuację zmieniło wprowadzenie powszechnych szczepień w 1954 roku. Obecnie w Polsce dyfteryt nie występuje. To po części zasługa urodzonego w podiławskich Ławicach Emila Behringa.


A stało się to 15 marca 1854. Jego ojciec był miejscowym nauczycielem. Matka zajmowała się dziećmi. I pracowała ciężej niż mąż, bo było ich 13. Emil był piątym dzieckiem. Skończył gimnazjum w Olsztynku. Rodzinie się nie przelewało. Dlatego po maturze miał studiować teologię.

Na całe szczęście nie został pastorem, ale dzięki pomocy pastora z pobliskich Rudzienic otrzymał stypendium, dzięki któremu mógł zacząć studia medyczne. A w efekcie odkryć surowicę przeciwko błonicy, a wspólnie z Japończykiem Shibasaburō Kitasato surowicę przeciwtężcową.

Emil von Behring w 1901 roku został pierwszym laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny. Nagrodę otrzymał za pracę nad terapią surowicą, a w szczególności jej stosowanie w leczeniu błonicy, “która otworzyła nową drogę w dziedzinie nauk medycznych, dając do rąk lekarza zwycięską broń przeciwko chorobie i śmierci”.


W 1904 roku założył firmę produkującą szczepionki. Z żoną i 6. synami mieszkał do swojej śmierci w Marburgu, miasteczku położonym 100 kilometrów od Frankfurtu nad Menem. Zmarł w 1917 roku na zapalenie płuc. W Ławicach zachowały się odnowione groby jego rodziców Berty i Augusta. Jego imię nosi miejscowa szkoła.

Rożental: chłosta za polski

We wsi zachował się jeden z nielicznych zachowanych w naszym regionie drewnianych kościołów, który pochodzi z 1761 roku. W środku są jednak starsze zabytki, w tym gotyckie rzeźby Matka Boża i cztery święte z końca XV wieku. Ołtarze pochodzą z XVIII wieku.
Na początku XX wieku w dawnych Prusach Zachodnich doszło strajków szkolnych w 468 szkołach na 1314 istniejących. Chodziło o obronę języka rugowanego z szkolnictwa przez Niemców. Poszło o rozporządzenie nakazujące nauczania po niemiecku także religii.


Kiedy ukazało się rozporządzenie, że nawet religii należy nauczać w języku niemieckim, w szkołach wybuchły strajki. W Rożentalu strajk wybuchł w listopadzie 1906 roku i trwał 3 tygodnie. W buncie brało udział 150 uczniów.
— Nauczyciele Malinowski i Wilmański karali uczniów chłostą za używanie języka polskiego — pisze Wiesław Niesiobędzki w "Powiat iławski. Dzieje miasta i wsi. powiatu iławskiego".

Pietrzwałd: von Kniprode nie tylko z filmu

Wieś założył krzyżacki mistrz Winrich von Kniprode, który nadał ziemię niejakim Glabocie, Günterowi i Piotrowi. Może więc wieś założyli do spółki Prus, Polaki i Niemiec? Mi Winrich von Kniprode, zawsze kojarzy się z leciwym filmem "Powrót doktora von Kniprode", w którym opowiada o powojennych losach szefa warszawskiego Gestapo, który w rzeczywistości nazywał się Ludwig Hahn. Film kręcono w połowie lat 60, wtedy Hahn spokojnie żył sobie w Hamburgu i nie krył się specjalnie ze swoją przeszłością. Aresztowano go jednak w końcu i skazano na dożywocie. To jednak z Pietrzwałdem nie ma nic wspólnego.

Na początku XVIII wieku wybudowano nowy drewniany kościół, który jest pod wezwaniem Świętego Piotra w Okowach. Dlaczego w okowach?


Otóż wnuk Heroda, też zresztą Herod kazał Piotra wtrącić do lochu i stracić. W noc poprzedzająca egzekucję przyszły święty spał wśród dwu żołnierzy, do których był przykuty ciężkimi okowami. Z opresji wybawił go anioł. — Anioł potrząsł z lekka Apostoła i ocuciwszy go, rzekł: „Wstań śpiesznie, opasz się, włóż obuwie na nogi, przyodziej wierzchnią szatę i pójdź za mną.“ Widzenie to snem się Piotrowi wydało. Kajdany mu z rąk i nóg opadły, święty jeniec przedostał się z przewodnikiem przez straż pierwszą i drugą i przybył z nim do bramy miejskiej. Ta otworzyła się sama, a skoro obaj z niej wyszli i uczynili kilkaset kroków, zbawca zniknął — czytamy w Biblii.

Drewniany zaś kościół pod tym wezwaniem powstał w XVIII wieku. Z tego okresu zachował się między innymi ołtarz główny pochodzący 1 ćwierci tego wieku.

Ornowo: polny kościół
We wsi stoi zbudowany z użyciem kamieni polnych XV wieczny kościół. Zachowane wnętrze pochodzi już z późniejszego okresu, ołtarz główny datowany jest na 1696 rok. Wieżę wieńczy nieczynny zegar.


Brzydowo: niezwykły ksiądz

Jan Rećko (1921-2016) w czasie wojny walczył w Batalionach Chłopskich. Po wojnie poszedł do seminarium. Święcenia kapłańskie przyjął w 1953 roku z rąk prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego.
Z czasem trafił do parafii w podostródzkim Durągu. Tam razem z parafianami odremontował kościół. Sam nie raz zakasywał rękawy sutanny i pracował z parafianami. Pewnego razu spadł z rusztowania i połamał sobie nogi.

— Ks.Prałat, w swoim długim życiu, które ofiarował Mu Bóg w swojej dobroci, był nie tylko gorliwym duszpasterzem, ale i dobrym człowiekiem — wspomina go jeden z parafian.

— Zapamiętam Go, jako człowieka lubiącego żartować, zdolnego muzycznie ( grał na akordeonie i organkach) i bardzo bezpośredniego. Gdy coś Mu się nie podobało w czyimś zachowaniu, to mówił o tym wprost. Tak samo było w przypadku, gdy coś przypadło Mu do gustu. — dodaje inny.

— Na Wielkanoc, gdy ksiądz przyjechał święcić pokarmy, to otrzymał od wiernych kosz z wędlinami i świątecznym ciastem. Wtedy powiedział do nas: „Ja muszę jechać dalej do innych wiosek, a Wy kosz zanieście do domu”. Ja z koleżanką zaniosłyśmy kosz, a ksiądz po powrocie poprosił abyśmy wszystko wyłożyły na stół i podzieliły na ile się da.
Podzieliłyśmy, pozawijałyśmy w papier, a ks. Jan zapakował do torby i motorem porozwoził rodzinom potrzebującym. Mówił: „ my i Oni radośnie spędzimy święta Zmartwychwstania.” Powtarzało się to każdego roku. Najmniejszą odrobiną się dzielił chociaż miał sam mało — podkreśla jedna z jego byłych parafianek.

W końcu lat 60 ksiądz Rećko przebudował w Brzydowie stodołę na kaplicę, która z czasem stała się siedzibą parafii. Po przejściu na emeryturę zamieszkał w Ostródzie i tam został pochowany.

Z Brzydowa jest już tylko rzut beretem do Ostródy

Ostróda według Napoleona

— Marna wieś — tak pisał o Ostródzie w liście do żony Cesarz Francuzów czyli Napoleon Bonaparte. Zapewne chodziło mu bardziej o zamek niźli same miasto. Bo nie miał na nim gdzie romansować z panią Walewską. Choć niekoniecznie może miał na myśli samo miasto, a bardziej zamek gdzie za ciasno było na romanse z panią Walewską.

— W imię Boże, Amen: Życie ludzkie jest jak wiatr, gdy śmierć jest dziedziczona z pokolenia na pokolenie, dlatego zapomina się rzeczy, które się dzieją, gdy ich się pismem nie utrwali. Z tego powodu my Hartwig von Sonnenburn...podajemy wszystkim wierzącym w Chrystusa, którzy ten list będą widzieli, albo czytany słyszeli, że mądry mąż brat Luter...założył...miasto...zwane Osterode — stoi w akcie nadania praw miejskich Ostródzie z 1335 roku.

Jak Polacy tłukli Ruskich

Wysiadając na dworcu w Ostródzie od razu ocieramy się o niewiarygodną historię, opisaną niedawno w książce "Ostróda '46. Jak Polacy Sowietów gromili" autorstwa Andrzeja Brzezieckiego.


Zacznijmy od tego, że w czasach powojennych Ostróda była wielkim gruzowiskiem. Rosjanie niszczyli ją w styczniu i lutym 1945 roku. Ze starego miasta ocalał jeden budynek. Ze spisu sporządzonego wtedy przez starostwo powiatowe wynika, że z ponad 1300 budynków ocalało 580, z czego do zasiedlenia nadawało się ledwie 180.

Rosjanie oszczędzili jednak dworzec, bo był im potrzebny. To w jego okolicy zimą 1946 roku doszło do polsko-rosyjskiej potyczki, w której śmierć poniosło 5 czerwonoarmistów i 2 Polaków. Zaczęło się od wódki, którą chcieli kupić Rosjanie, a pieniądze na to chcieli uzyskać ze sprzedaży jakiegoś ciucha Polakowi Marianowi Dumnemu. Ten odmówił, Rosjanie poturbowali go, zabrali pieniądze i butelkę wódki.

Dumny pracował na kolei, więc po pomoc udał się do funkcjonariuszy Służby Ochrony Kolei. Razem z jakimś patrolem wojskowym poszli pod sklep, a tam Rosjanie zaczęli do nich strzelać. Zabili dwie osoby a dwie uprowadzili. Zostali oni odbici przez grupę sokistów, żołnierzy, milicjantów i funkcjonariuszy UB.


Co się działo potem? — Dwóch żołnierzy sowieckich zginęło w szamotaninie na ulicach Ostródy, gdy zostali pojmani. Trzech pojmano, po czym odprowadzono na posterunek SOK. Napięcie eskalowało, rosnący tłum domagał się pomszczenia zabitych Polaków. Jeńcy byli bici i wyzywani.

Według niektórych zeznań, najbardziej zagorzale bił ich funkcjonariusz UB Kazimierz Kołodziejski. W końcu zostali wyprowadzeni i rozstrzelani. Kto tego dokonał – sokiści, żołnierze, czy też ubecy – nie ustalono — mówił w wywiadzie dla TVP Andrzej Brzezicki, autor wspomnianej książki "Ostróda '46. Jak Polacy Sowietów gromili".


Co ciekawe, władza ludowa, obeszła się z tymi ostatnimi nadzwyczaj łagodnie. Żołnierze LWP wyparowali z akt. Sądzono tylko sokistów i 1 funkcjonariusza UB. Na dziesięć lat więzienia skazano młodego sokistę, który miał pecha pochwalić się znajomym, a potem zeznać, że własnoręcznie dobił konającego „Ruska”. Pozostali dostali wyroki symboliczne. Wkrótce, dzięki amnestii, odzyskali wolność.

Śledczy poszukiwali jednak jednego żołnierza, który według śledczych najpewniej zabił jednego z krasnoarmiejców, a który nawiał z posterunku UB w Ostródzie. Poszukiwano go do końca PRL. Dopiero w grudniu 1990 roku prokurator wojskowy umorzył sprawę.

Ostróda czyli Giżycko

Jeszcze w 1862 roku w Ostródzie na 7505 mieszkańców po polsku mówiło ich 4305, po niemiecku 3200, w powiecie ostródzkim odpowiednio 38 tys do 14 tys. To, że Polszczyzna miała się tutaj tak dobrze, to także zasługa Gustawa Hermana Marcin Gizewiusza (1810-1848) urodził się w Piszu, ale większość swojego dorosłego życia spędził w Ostródzie, gdzie był przez 13 lat pastorem. Pochodził z zgermanizowanej rodziny Giżyckich, która w tym czasie używała zlatynizowanej formy swojego nazwiska.

Polskiego nauczył się w gimnazjum w Ełku. Tam opiekował się nim krewniak i pastor, który walczył o nauczanie dzieci w języku polski, a który nazywał się Fryderyk Tymoteusza Krieger. To pod jego wpływem młody Gizewiusz przesiąkł szacunkiem do języka polskiego. Stąd nic dziwnego, że studiował teologię ewangelicką w Królewcu czynił to w Seminarium Polskim. Jednak według innych "polską duszę" Gizewiusza rozbudziła w nim dopiero jego żona, Anna Rebeka Fürst, córka królewieckiego bankiera, z pochodzenia zniemczona Żydówka.

— Mając lat czternaście, czytała już pilnie opisy i dzieje dawne i współczesne Polski, i tak się w skutek tego rozkochała w narodzie polskim, że przedsięwzięła nie pójść za nikogo innego, tylko za Polaka, i to o ile możności za wojskowego — napisał przed wielu laty Kazimierz Szulc w artykule „Życie Gizewiusza”.

Co łączyło Gizewiusza z Łuczanami, które na jego cześć nazwano w 1946 roku Giżyckiem? Właściwie nic, za wyjątkiem tego, że mieszkała tam jego siostra, u której tenże pomieszkiwał w 1834 roku przez klika miesięcy przed wyjazdem do Ostródy. Dlaczego zatem nie nazwano Giżyckiem Ostródy właśnie? Tego nie wiem.

Gizewiusz stał się obrońcą języka polskiego. Domagał się utrzymania go w szkołach i kościołach, w miejscach gdzie mieszkali polskojęzyczni wtedy Mazurzy. A takich było wtedy w powiecie ostródzkim prawie 70% ogółu mieszkańców. W 1842 roku osobiście przekazał królowi Prus Fryderykowi Wilhelmowi IV memoriał dotyczący swobód językowych dla ludności mazurskiej.

Po śmierci spoczął w cmentarzu "Polska Górka". Mimo tego, że był obrońcą polskiego, napis na nagrobku miał niemiecki.


— Grób Gizewiusza czterokrotnie zmieniał swój wygląd. Na dwóch pierwszych nagrobkach inskrypcje były niemieckie, na trzecim około 1903 roku umieszczono polską. Cały grób uległ zniszczeniu w czasie ostatniej wojny, a został odnowiony w 1948 roku z zupełnie innym napisem polskim. W 1979 roku zlikwidowano grób, a jedynie jego fragment z 1948 roku wkomponowano w pomnik Gizewiusza.

Natomiast starym elementem grobu (z wyjątkiem pierwszego) była rozwarta Biblia, którą jednak w 1948 roku przekształciła się w świecką księgę. Również na dzisiejszym pomniku zabrakło-rzecz godna ubolewania-symbolu chrześcijańskiego — pisze Janusz Jasiński w tekście poświęconym losom groby Gizewiusza zamieszczonym w zbiorze "Między Prusami a Polską".

Sam cmentarz to dzisiaj nekropolia jednego już tylko grobu, Gizewiusza właśnie. Jest cały zarośnięty, nie zachowały się na nim czytelne nagrobki.Wyjątkiem są dwa groby z lat 50tych ubiegłego wieku: Jadwigi i Adolfa Tetzlaff.

Adolf Tetzlaff był pionierem ostródzkiej żeglugi turystycznej, który w 1912 roku założył firmę zajmującą się przewozami turystycznymi. Przed II wojną miał 4 statki pływające po jeziorze Drwęckim i kanale Elbląskim i sam pływał na jednym z nich.

Tetzlaff próbował po wojnie reaktywować swoje przedsiębiorstwo, ale ostatecznie przejęło je państwo. Zmarł 1 lipca 1952 roku, podczas rejsu należącym kiedyś do niego statkiem „Zbigniew” do Iławy.

Ostatni pochówek na tym cmentarzu miał miejsce w 1970 roku. Pochowano tam wtedy Mazura z Ełku Oskara Maczkowskiego, który w 1919 roku zajmował się w Ostródzie upowszechnianiem polskiej idei. Do Ostródy powrócił w 1945 roku. To z jego inicjatywy w 1948 r. na cmentarzu „Polska Górka” w odsłonięto płytę nagrobną poświęconą Gizewiuszowi. Jego grób nie zachował się, chyba że nie udało mi się go w gęstwinie zlokalizować.

Trochę inaczej jest na innym starym cmentarzu w centrum miasta. Teren jest tam wyczyszczony. Na mnie największe wrażenie zrobiły nie tylko stare ewangelickie krzyże, ale skromny grób dziecka z 1946 roku, o który ktoś nadal dba i widocz


Ostróda przez miesiąc była stolicą Europy

A stało się tak za sprawą cesarza Francuzów czyli Napoleona, który w 1807 roku spędził na ostródzkim zamku ponad półtorej miesiąca. Cesarz zatrzymał się tam po krwawej francusko – rosyjskiej bitwie pod Pruską Iławką. Zajmował się oczywiście wojowaniem, choć sporo czasu poświęcał też na doprowadzenie do skonsumowania swojego związku z hrabiną Marią Walewską. Rozsyłał więc rozkazy po całej Europie a w przerwach pisał do swojej żony Józefiny i pani Walewskiej.

W liście wysłanym 17 marca z kwatery głównej w Ostródzie czytamy: — Otrzymałem dwa urocze listy Pani, uczucia, jakie wyrażają odpowiadają uczuciom, które ja żywię do Pani. Nie było dnia, w którym nie pragnąłbym tego wyrazić. Chciałbym Panią zobaczyć; od Ciebie to zależy — pisał do tej ostatniej. Jednak spotkanie tête-à-tête na zamku w Ostródzie nie było. Zamek był niewygodny i zimny. Dlatego Napoleon przeniósł się do pałacu w Kamieńcu Suskim, zwanym Wersalem północy. I tam spotkał się z panią Walewską. Oboje spędzili tam "miesiąc miodowy".

Plakat filmu „Conquest” (Podbój).

Cesarz Napoleon Bonaparte - obraz z 2012 roku. Maria Walewska - portret pędzla François Gérarda

Przebywając na ostródzkim zamku cesarz zainteresował się też rosnącymi koło wsi Tabórz, przy drodze Ostróda-Dobre Miasto, wysokimi i prostymi sosnami, które od XVI wieku wykorzystywano do budowy statków. Na jego rozkaz do Francji wywieziono sporo sosen oraz nasiona. Teraz znajduje się tam rezerwatu “Sosny Taborskiej”, który liczy sobie 95 hektarów. Rosną tam ponad 200-letnie sosny, wysokie nawet na 40 metrów. Kiedyś wykorzystywano je między innymi przy budowie okrętów, ale też do budowy mola w Sopocie, które ma około pół kilometra długości i jest najdłuższym molo nad Bałtykiem.


Jak zwykle Rosjanie z zapałkami

Pochodzący zaś z XIV wieku ostródzki zamek zaś spalili w 1945 roku Rosjanie. Odbudowywano go przez dwadzieścia lat, od 1977 do 1996 roku. Teraz mieści się tam między innymi muzeum. Jedna z sal poświęcona jest właśnie Napoleonowi, w innej można zobaczyć kopie rycerskich zbroi.

Mnie jednak najbardziej pociągnęło do piwnicy, gdzie mieści się wystawa oznaczona jako +13 a zatytułowana "Młot na czarownice" (to tytuł księgi wydanej w 1487 roku tratującej o szatańskich praktykach i sposobach ich przeciwdziałania). Spośród zgromadzonych tam replik masek najbardziej najbardziej chyba upiorna jest ta z długim metalowym nosem na końcu którego zawieszano smażone mięso. Skazany odczuwał głód, a soki żołądkowe niszczyły mu żołądek od czego skazaniec umierał.


Czy "Młot na czarownice" znali ostródzcy sędziowie, tego nie wiemy, ale na pewno zajmowali się czarownicami. Pierwszy znany nam proces o czary miał miejsce w Ostródzie w 1676 roku.

Nie wiemy jakie były losy oskarżonej o paktowanie z szatanem Agnety Pauli. Pierwszą znaną ofiara stosu był jednak mężczyzna, pastuch wołów Jan. Na początku oskarżono go "tylko" o utrzymywanie kontaktów cielesnych z pasierbicą. Wtedy ten oskarżył swoją żonę o czary podejrzewając zapewne, że to ona powiadomiła sąd o pasierbicy.

Aresztowano więc i ją, ale nic jej nie udowodniono i puszczono wolno. Pastucha Jana za kontakty z pasierbicą skazano na wygnanie, ale na wszelki wypadek poddano go jeszcze torturom. I wtedy przyznał się do kontaktów z szatanem i tego, że dał się ochrzcić złemu duchowi, co doprowadziło go w 1679 roku na stos.

Pomnik Jedności Europejskiej na Placu Tysiąclecia

Przed II wojną światową była to tzw. Fontanna Trzech Cesarzy. Uroczyste odsłonięcie fontanny nastąpiło 19 sierpnia 1907 roku. Została ona poświęcona trzem cesarzom pruskim: Wilhelmowi I (1797-1888), Fryderykowi III (1831-1888) i Wilhelmowi III (1859-1941). Wszyscy panowali w 1888 roku, dając temu okresowi nazwę “Roku Trzech Cesarzy”.

Pierwotnie fontanna miała kształt granitowego obelisku ozdobionego kamiennymi, stylizowanymi rybami oraz brązowymi plakietkami z portretami trzech cesarzy Prus. Na początku 1945 roku usunięto jednak z fontanny wizerunki cesarzy, a w latach 60-tych XX wieku również charakterystyczną iglicę. W jej miejsce ustawiono betonową rzeźbę trzech wirujących w tańcu syren.
Od dnia 1 maja 2004 roku, w związku z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, ustawiono obelisk w pierwotnym kształcie i nadano nazwę “Pomnik Jedności Europejskiej”.

Co warto zobaczyć w Ostródzie?


Poza wspomnianym już zamkiem i mieszczącym się tam muzeum koniecznie warto pospacerować brzegiem jeziora Drwęckiego i zajrzeć na molo. A potem podejść do kościoła ewangelickiego. Mówią, że rozciąga się stamtąd przecudny widok na Ostródę i okolice. Najpierw jednak trzeba pokonać ponad 100 schodków. Niestety i wspinaczki i widoki mnie ominęły, bo akurat był ślub i nie chciałem przeszkadzać.
Z kolei w kościele Niepokalanego Poczęcia stojącym na wzgórzu w centrum miasta znajduję się pieta, gotycka drewniana figura z końca XIV wieku, która trafiła do Ostródy z Gietrzwałdu.


Złośliwy powiadają jednak, ze największą atrakcja Ostródy są tory, które przepoławiają miasto na dwie części, a w samym jego centrum co chwila opuszcza się szlaban. Co chwila, bo przez miasto przejeżdżają codziennie 34 pasażerskie pociągi.


Igor Hrywna

Trasa; Iława-Ławice-Gromoty-Zielkowo-Pietrzwałd-Brzydowo-Ornowo-Brzydowo-Ostróda

Inne trasy: SĄ TUTAJ