Rowerowa Obwodnica Olsztyna: Wspominamy Farel, Warmię i Majonezy.

2023-11-02 11:35:00(ost. akt: 2023-11-02 14:10:12)
Epitafium burmistrza Kętrzyna Fryderyka Spillera, który padł w 1625 roku ofiarą dżumy. Przedstawiało jadącą na koniu śmierć na tle Kętrzyna. Przedstawiało, bo zaginęło po 1945 roku.

Epitafium burmistrza Kętrzyna Fryderyka Spillera, który padł w 1625 roku ofiarą dżumy. Przedstawiało jadącą na koniu śmierć na tle Kętrzyna. Przedstawiało, bo zaginęło po 1945 roku.

Dlaczego w dawnych czasach stosowano tortury? Ano z...troski o dobro oskarżonych. Zgodnie bowiem z tym prawem, oskarżonemu trzeba było w ciągu dwóch dni udowodnić winę, albo...zwolnić. A najważniejszym dowodem, gdy brakowało świadków było przyznanie się do winy. Zapraszam na wycieczkę z Kętrzyna do Giżycka.
KĘTRZYN

Swoją obecną nazwę Kętrzyn zawdzięcza Wojciechowi Kętrzyńskiemu (1838-1918), jednemu z najwybitniejszych polskich historyków. Na tle szybko postępującej w XIX wieku germanizacji Warmiaków i Mazurów Kętrzyński wybrał odwrotną drogę i z Adalberta von Winklera stał się Wojciechem Kętrzyńskim (jego ojciec był Polakiem z Kaszub, matka Niemką spod Iławy). Z Kętrzynem wiązało go tyle, że uczył się w miejscowym gimnazjum. Urodził się w pobliskich Łuczanach (Lecu) czyli w obecnym Giżycku a większość dorosłego życia spędził we Lwowie. Teraz to jednak w Kętrzynie ma swoją ławeczkę w środku miasta.


Więc w sumie to Giżycko powinno nazywać się Kętrzynem, a Giżyckiem powinna być Ostróda, bo tam spędził większość swojego życia pastor Gustaw Gizewiusz ( z rodu Giżyckich). Mamy jednak co mamy.
W każdym razie niemiecka nazwa miasta Rastenburg pochodzi od nazwy pruskiego grodu Rast. Mazurzy miasto nazywali Rastembork. I tak nazywało się ono krótko po wojnie, do maja 1946 roku.

Kętrzyn był początkowo miastem z silnymi polskimi wpływami, w mieście istniał polski kościół, który z braku wiernych zamknięto w 1880 roku. — Rastembork jest dziś miastem niemal czysto niemieckim, tylko w tak zwanej Wiosce i na przedmieściu mieszka jeszcze kilka familii polskich. Gdym tu uczęszczał do gimnazjum, odbywało się jeszcze osobne nabożeństwo polskie dla Mazurów — pisał Wojciech Kętrzyński w 1876 roku.

I rzeczywiście Mazurzy w powiecie kętrzyńskim szybko się germanizowali. W 1825 roku mieszkało w nim 1744 osoby mówiące po polsku, w 1858 już tylko około 200. W samym Kętrzynie w 1827 roku było to 1019 osób, w 1856 już tylko 50. W 1905 roku w Kętrzynie mieszkało więcej osób mówiących po litewsku, niż po polsku (mazursku). Tych pierwszych było 130, drugich 41.

Rosjanie w Kętrzynie

Kętrzyn zajęli Rosjanie 26 stycznia 1945 roku właściwie bez walki. Zamordowali wielu cywili, w tym proboszcza parafii rzymskokatolickiej i dwie siostry katarzynki. Stało się to 27 stycznia. Zginęły wtedy s. Sekundina (Barbara Rautenberg) i s. Adelgarda (Agata Boenigk). Ich zwłoki znaleziono na ulicy.
W sumie męczeńską śmierć poniosło wtedy 16 sióstr z Warmii. Teraz toczy się ich proces beatyfikacyjny.

Rosyjscy żołnierze spalili ok. 40% Rastemborka, w tym zamek. Część ciała pomordowanych cywilów wrzucono potem do masowego grobu na terenie części obecnego cmentarza komunalnego w Kętrzynie.


— W mroźny poranek 27 stycznia 1945 r. na wpół opustoszałe po spóźnionej ewakuacji miasto stało się wojenną zdobyczą Stalina. Już wkrótce po zajęciu miasta puszczone samopas sowieckie żołdactwo zaczęło dopuszczać się grabieży i bezmyślnego niszczenia miasta, gwałtów i mordowania ludności cywilnej. Dla pozostałej w mieście ludności utworzono coś w rodzaju getta w domach na ul. Bankmanna (ob. ul. B. Limanowskiego). W marcu wielu mieszkańców wywieziono do Rosji. Liczba ofiar wśród ludności cywilnej obliczana jest na około 3100 osób — czytamy na stronie kętrzyńskiego muzeum.

Ile mieszkańców Kętrzyna wtedy zabili rosyjscy żołnierze? Szacunki wahają się od 200 do aż 1000 osób. — Dopiero niedawno odkryto też historię z 1945r. pensjonariuszy domu opieki w Kętrzynie, którzy po dotarciu do Świętej Lipki, zmarli z głodu i zostali pochowani w bezimiennej zbiorowej mogile na tamtejszym cmentarzu. I znów ekumeniczne poświęcenie pomnika pokazało jak śmierć zrównuje wszystkich bez względu na narodowość, pochodzenie czy wyznanie — napisał Paweł Hause,
biskup diecezji mazurskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP w przedmowie do wspomnianej książki Tadeusza Korowaja.

Trochę tego starego Kętrzyna na szczęście oclało.

Wszystkie siostry zostały zgwałcone

— Nastąpiły wtedy potworne dni. Wszystkie siostry zostały zgwałcone...Rannych leżących na łóżkach zastrzelono — wspominał styczeń 1945 roku w miejscowym szpitalu jeden z niemieckich lekarzy. Inny
31 stycznia 1945 roku uznał, że wobec rosyjskiego barbarzyństwa nie może już być dalej lekarzem i popełnił samobójstwo. Pogrzebany został wraz z personelem medycznym w zbiorowej mogile niedaleko budynku szpitala.
— Jeszcze w latach 50. stał w tym miejscu brzozowy krzyż. Potem o mogile zapomniano. Dopiero 4 czerwca 2008r. odsłonięto tablice pamiątkowe przymocowane do granitowych kamieni, pomiędzy którymi stanął krzyż. Na jednej tablicy widnieje polski napis: „… których imiona starto i wdeptano w ziemię… Tu spoczywają w Bogu dr Ludwig Diehl i pielęgniarki zamordowane przez reżim sowiecki w chwili niesienia pomocy pacjentom“. Na drugiej tekst niemiecki:…— pisze Tadeusz Korowaj w wydanej w 2021 roku książce "Zabytkowe cmentarze. Przeszłość na mogiłach zapisana". Jest on pomysłodawcą tego upamiętnienia i autorem wielu cennych pozycji dotyczących historii Kętrzyna i powiatu kętrzyńskiego

Farel, Warmia i Majonezy

Kętrzyn w czasach PRL był chyba najbardziej uprzemysłowionym miastem w regionie. Podobnie było zresztą i za "Niemca".

W pierwszej kolejności był to "Farel" ze słynnymi "farelkami", którymi powszechnie ratowaliśmy się na przełomie lat 70/80, kiedy brakowało w kaloryferach ciepłej wody. Chyba że akurat i prądu nie było. Wtedy zostawały koce i alternatywnie "elementy bajkowe" wskazane przez Jana Himilsbacha. Firma ostała się do dzisiaj i teraz produkuje oświetlenie uliczne jak Philips.


Ale to nie koniec, a ledwie początek. Bo była jeszcze "Warmia" ceniony nie tylko w PRLu producent odzieży. Firma nie miała jednak takiego farta, jak "Farel". Przetrwała co prawda Balcerowicza, ale już nie rządy prywatnego właściciela.

Warmia w latach 70tyc, była jednym z największych w Polsce producentów odzieży. Powstawałe jej tam milion sztuk rocznie. Firma, świetnie prosperowała tez za demokracji, w latach 90, pracę miało tam 1200 osób. Firma była na liście 100 największych polskich eksporterów. Pamiętam, jak kiedyś, właśnie w jakiejś połowie lat 90tych zawiało mnie urzędowo do Kętrzyna i do 'Warmii" też. Tam odkryto przed nami taki przyzakładowy sklepik, gdzie można było tanio kupić np. płaszcze, które szyto tam dla znanych zachodnich firm. Dokładanie takie same, tylko bez markowych metek. Warmia była ceniona przede wszystkim za wysokiej jakości damskie i męskie płaszcze i kurtki.
W 2013 roku Warmię z 700 pracownikami kupił od Skarbu Państwa prywatny przedsiębiorca i zakończył produkcję w grudniu 2019 roku zwalniając ostatnich 140 pracowników. Teraz wznowiono tam produkcję z nowym zarządem i nazwą.

Był jeszcze, od przedwojnia, spory browar, ale nie odnalazł się w epoce Balcerowicza i splajtował już w 1991 roku. Budynek z czasem rozebrano.

Kętrzyn był też znany z cukru. Cukrownię sprywatyzowano. Trafiła ostatecznie w ręce Duńczyków, właścicieli cukrowni w Glinojecku, a ci ją zlikwidowali (teraz Orlen zbuduje tam za 850 milionów największą w Polsce tłocznię rzepaku). Podobny los spotkał Państwowe Zakłady Zbożowe, które też sprywatyzowano, a które upadły jeszcze w 1994 roku. Lepszy los spotkał Meblarską Spółdzielnię Pracy Styl znaną teraz jako MTI Furinova.

Na deser warto jeszcze wspomnieć o kętrzyńskich "Majonezach", które powstały na bazie poniemieckiej palarnię kawy. Majonez kętrzyński pojawił się dopiero w 1962 roku. I jest z nami do dzisiaj, już jako kultowa mazursko-warmińska marka.


Co warto zobaczyć w Kętrzynie?


Można zacząć od ładnie odnowionego dworca kolejowego, który od 2013 roku należy do miasta. Osobliwością budynku jest odsłonięty i zachowany w czasie remontu przedwojenny napis z niemiecka nazwa miasta oraz odległościami do Königsberga (Królewca) oraz Prostken Prostek). W 2014 kwestia napisu wywołała spore emocje. Dzisiaj budzi co najwyżej ciekawość turystów.
Przed wojną imponująca była liczba połączeń kolejowych Kętrzyna. Wąskotorowych do Barcian, Srokowa, Mrągowa i Rynu i normalnych do Reszla, Węgorzewa, Olsztyna i Ełku.


Idąc w stronę miasta już po kilkudziesięciu metrach trafimy do "Konsulatu św. Mikołaja". jeżeli jesteście z dziećmi, to koniecznie musicie tam wstąpić. — Konsulat Świętego Mikołaja...Powstał w miejscu, gdzie od wielu lat Firma Doroszko produkuje znane na całym Świecie bombki. W Konsulacie wydmuchasz ze szkła własną bombkę i nauczysz się, jak ją pięknie ozdobić. Zobaczysz tysiące ręcznie wykonanych ozdób choinkowych i wielkanocnych. Zapraszamy przez cały rok — zachęca Konsulat na swojej stronie konsulatmikolaja.pl.


Potem mijacie po prawej greckokatolicką cerkiew ( w Kętrzynie mieszka wielu Ukraińców, od 1979 roku odbywa się tam regionalny ukraiński jarmark muzyczny "Z malowanej skrzyni") i już jesteście przed zamkiem i mieszczącym się tam muzeum.

Muzeum w Rastemborku założono w lutym 1946 roku. W Rastemborku, bo jak państwo pamiętacie z początku tekstu Kętrzynem to miasto stało się dopiero w maju tego roku. Muzeum mieści się w XIV wiecznym zamku spalonym w 1945 przez Rosjan i odbudowanym w latach w latach 1962-1967.

Można tam obejrzeć między innymi wystawę poświęconą dziejom Kętrzyna i oraz "Sztuka dawna", gdzie można zobaczyć między innymi kolekcję gotyckiej rzeźby z niezwykłej urody figurą św. Jakuba Starszego, patrona pielgrzymów oraz epitafia i chorągwie pogrzebowe z jedyną zachowaną w Europie chorągwią dziecka – trzyletniego Botho zu Eulenburg z 1664 roku, która do muzeum trafiła z kościoła w podbartoszyckich Galinach.


Będąc teraz w muzeum trafiłem na czasową wystawę „Mortem bonam vitae esse initium – Epitafia z terenu Prus z XVI-XVIII wieku”, które powstały z "potrzeby zachowania pamięci o zmarłych i z przeświadczenia, że dobra śmierć jest początkiem nowego życia". Polecam, to co na niej można zobaczyć, pozwala złapać trochę oddechu i dystansu w dzisiejszym świecie, gdzie stałe są tylko zmiany. Wystawę można oglądać w Kętrzynie do kwietnia 2024 roku.


Podnosimy się do góry i po lewej stronie mijamy budynek starej synagogi z 1853 roku środkowy budynek na powyższym foto). Żydzi zbudowali sobie w 1916 nową, a stary budynek sprzedali baptystom. W okresie rządów hitlerowców kętrzyńscy Żydzi zaczęli uciekać z Kętrzyna. Jedni wyjeżdżali za granicę, inni do dużych miast Rzeszy. 28 XII 1939 r. Kętrzyn opuścili ostatni Żydzi. Wojnę przeżyli nieliczni.

Uciekaj od uciech tego świata

— Główną osobliwością miasta jest kościół św. Jerzego...jedyny na Mazurach trzynawowy ceglany gotyk z epoki krzyżackiej. Jest to wspaniały, wprost klasyczny typ średniowiecznego kościoła obronnego, a ze swymi dwiema ciężkimi czworobocznymi wieżami bez hełmów robi z dala wrażenie raczej zamku niż kościoła — pisał Mieczysław Orłowicz w swoim "Ilustrowanym przewodniku po Mazurach Pruskich i Warmji."

Kościół św. Jerzego w Kętrzynie to najlepiej zachowana świątynia obronna na Mazurach. Powstał w 1359 roku w miejscu strażnicy krzyżackiej, ale potem przez lata był rozbudowywany i przebudowywany.
W środku na szczególną uwagę zasługują XVI-wieczna ambona, organy z 1721 r. (zbudował je Josue Mosengel, twórca organów w Świętej Lipce), płyta nagrobna Krzysztofa Schenka von Tautenburg z 1597 roku, cela pokutna znajdujący się pod wieżą wysoką a przede wszystkim sklepienie z 1515 roku.
To w tym roku ostatecznie zakończono budowę świątyni, o czym zaświadcza a właściwie zaświadczał poniższy napis, który podaję w tłumaczeniu z niemieckiego za książką Tadeusza Korowaja " Kościół św. Jerzego w Ketrzynie".


— Mistrz murarski zwany Maciejem wykonał to sklepienie własnymi rękami...W 1515 roku zakończył prace. Obroń je Boże przed szkodą, aby trzymały mocno aż do Dnia Ostatecznego — można było przeczytać na tablicy we wnętrzu kościoła. Można było, bo w 1945 roku tablicę zdjęto. Podobnie stało się z podobizną Marcina Lutra, którą zamalowano po 1945 roku i odsłonięto ponownie w latach 90. ubiegłego wieku.
Warto też przystanąć na chwilę przed trzema płytami nagrobnymi. Najstarsza jest wspomniana już płyta Schenka von Tautenburg, ale na mnie przez czaszkę i piszczele większe wrażenie robi płyta Johanna Horcha, wiceburmistrza Rastemborka w latach 1725-1731.

— Myślałem, że mam jeszcze dużo czasu. Jednak nadejdzie wieczność. Klepsydra i kości są niezłomną wskazówką, że zbliżamy się powoli do końca. Dlatego uciekaj od uciech tego świata, pomyśl o szarej wieczności, złóż duszę w ręce Boga, powiedz: Boże proszę cię...daj mi dobra śmierć — prosi na niej Johann Horch.

Kościół św. Jerzego ma tytuł bazyliki mniejszej oraz pełni także funkcję kolegiaty. Kościół jest otwarty dla zwiedzających (wstęp jest płatny).

Tuż obok stoi tzw. polski kościół wybudowano około 1480 roku, potem wielokrotnie go przebudowywano i dobudowywano. Do 1880 r. odbywały się tu ewangelickie nabożeństwa w języku polskim, stąd nazwa. Należy do ewangelików. Część wyposażenia kościoła św. Jana pochodzi z byłego kościoła ewangelickiego w Bezławkach, słynnego z legendy o św. Graalu. We wnętrzu świątyni możemy podziwiać między innymi pochodzący z 1717 roku ołtarz pochodzący z 1717 i ambonę z 1730 roku.

Jeżeli już jesteśmy przy świątyniach, to grzechem byłoby nie wspomnieć o cerkwi prawosławnej. Decyzją Sejmu RP rok 2023 jest Rokiem Jerzego Nowosielskiego (1923-2011), słynnego malarza i pisarza ikon (bo ikony się pisze, a nie maluje). Jego freski zdobią też cerkiew prawosławną w Kętrzynie. Jerzy Nowosielski był tam na wakacjach i wykonał polichromię dla świątyni. Malunki pokrywają niemal całą świątynię łącznie z sufitem. Teraz freski są odnawiane.

Jerzy Nowosielski był malarzem, rysownikiem, scenografem, filozofem i teologiem prawosławnym. Jest uznawany za jednego z najwybitniejszych współczesnych ikonopisarzy. W swojej twórczości często łączył malarstwo bizantyjskie z awangardowym. Na Warmii i Mazurach jego prace można znaleźć w cerkwi greckokatolickiej w Górowie Iławeckim oraz kaplicy ojców bazylianów w Węgorzewie.
Cerkiew możliwa jest do zwiedzenia w dni powszednie od 10:00 do 12:00 oraz 16:00 do 18:00, po wcześniejszym umówieniu pod numerem 885 385 044.


Z Kętrzyna do Namibii

W Kętrzynie zachowały się resztki cmentarz z czasów I wojny światowej. Spoczywa tam 256. żołnierzy armii niemieckiej, 75. armii rosyjskiej, 2 francuskiej, 2. austro-węgierskiej i 1 żołnierz armii rumuńskiej. Stanowiącą jego centralna część rotundę rozebrano w 1949 roku, a płyty nagrobne w większości zniszczono lub usunięto. Dość niespodziewanie resztki ponad 30 tablic odnaleziono w 2021 roku. Miały posłużyć do utwardzenia drogi na prywatnej posesji. Zostały jednak ocalone.


Na cmentarzu stoi też ocalały z powojennych lat głaz poświęcony żołnierzom z powiatu kętrzyńskiego, którzy w latach 1904-1905 polegli w południowo-wschodniej Afryce, czyli Namibii, która była wtedy niemiecką kolonią. Wojsko cesarz wysłał tam aby stłumić bunt powstańców powstańców z ludów Herero i Nama. Po tym, jak to się stało, Niemcy do 1907 roku zamordowali i doprowadzili do śmierci z powodu pragnienia i głodu około 65 tysięcy Hererów (80% populacji) i ponad 10 tysięcy Nama (50% populacji). Tych, którzy przeżyli wywieziono na Nową Gwineę.

Latanie w powietrzu

W książce "Kętrzyn. Dzieje miasta" znalazłem ciekawe wytłumaczenie, dlaczego w dawnych czasach stosowano tortury. Ano z...troski o dobro oskarżonych. Zgodnie bowiem z tym prawem, oskarżonemu trzeba było w ciągu dwóch dni udowodnić winę, albo...zwolnić. A najważniejszym dowodem, gdy brakowało świadków było przyznanie się do winy.

— Zatem...gdy brakowało...świadków, a osoby nie złapano na gorącym uczynku, szybko przystępowano do tortur, aby dotrzymać terminu — pisze dr Jerzy Kiełbik w rozdziale tej książki poświęconym Kętrzynowi w latach 1525-1806.

Generalnie w dawnych czasach niechętnie skazywano ludzi na więzienie. Chętniej na grzywny a w przypadku cięższych przestępstw, na przykład za czary chętnie karano gardłem. W tym ostatnim przypadku przed stosem często kat dyskretnie pozbawiał nieszczęśnicę życia. Tak było
z ostatnim wyrokiem śmierci za czary wydanym w Kętrzynie w 1699, kiedy to na stos skazano Barbarę Bucholtz ze wskazaniem, aby najpierw ściąć ją mieczem.

A co świadczyło o czarach?

— 1) pakt z diabłem, 2) utrzymywanie kontaktów cielesnych z diabłem, 3)umiejetność latania w powietzru, 4) sabat, 5) czary szkodliwe — wylicza Jacek Wijaczka w swojej książce "Procesy o czary w Prusach Książęcych (brandenburskich) w XVI-XVIII wieku.

Kętrzyn leży w niejeziornej części Mazur, ale ma swoje malutkie jeziorko miejskie. A tuz obok przykucnęła sobie jednak z najdłuższych stajni w Europie. Zbudowany w końcu XIX wieku budynek liczy sobie bowiem aż 200 metrów długości i ma 59 boksów oraz 73 stanowiska dla koni. Przed wojną hodowano tam ogiery szlachetnych ras. Niemcy ewakuowali konie przed nadejściem Rosjan. W 1947 roku powstało tam państwowe Polskie Stado Ogierów. Obecnie działa tam prywatna spółka hodująca głównie ogiery rasy polski koń zimnokrwisty.

Z Kętrzyna ruszam asfaltem a potem leśnymi duktami do Godzikowa


GODZIKOWO

Kiedy zobaczyłem to miejsce to od razu po głowie zaczęli mi wirować jacyś germańscy wojowie. Bo rozrzucone na wzgórzu groby von Redeckerów aż krzyczą swoim germańskim pogaństwem, choć są chrześcijańskie. Od głównej drogi prowadzi do niego zasadzona w 1905 roku piękna, dębowa aleja .
Godzikowo (Gisbertshof) to niewielka wioska położona 12 kilometrów na południe od Kętrzyna. Powstała w 1838 roku jako folwark przy majątku leżącym w pobliskich Nakomiadach. Majątek w 1789 roku kupił Friedrich Redecker. W 1809 roku, już jako von Redecker, spoczął na wzgórzu w Godzikowie. Potem przez lata chowano tam wokół wzgórza kolejnych Redekerów.


Ci którzy żyli, mogli siedząc w parku przy pałacu w Nakomiadach spoglądać na wzgórze, kryjące prochy ich przodków.

W 1930 roku Redeckerowie musieli sprzedać majątek, ale pozostali w nim jako zarządcy. Ostatnim z nich był Eberhard von Redecker (1907 - 2005). Jego pragnieniem było, by po śmierci wrócić do swojej „małej Ojczyzny”. Tak się stało. Prochy Eberharda von Redecker i jego żony, Marie-Elisabeth von Redecker spoczywają na rodowym cmentarzu.

U podnóża wzniesienia stoją trzy żeliwne krzyże z grobów przyjaciół rodziny, które przeniesiono do Godzikowa na prośbę Eberharda von Redecker z innego zniszczonego cmentarza.

OWCZARNIA

To miejsce mijałem wiele razy jadąc autem z Mrągowa czy to do Giżycka czy do Kętrzyna. I zawsze mnie kusiło żeby tam zajechać i nigdy jakoś czasu nie było. Wiadomo, jak jedziesz autem, to zawsze gdzieś ci śpieszno. Co innego rowerem. Więc w końcu zajechałem i miałem chwile czasu, żeby zobaczyć mieszczące się tam Muzeum Mazurskie, po którym oprowadził mnie jego twórca Aleksander Puszko. I powiem od razu, że jestem zachwycony i tym, jak opowiadał o tym, co zgromadził w muzeum i i samymi eksponatami oczywiście też. A już samo miejsce jest niesamowite, bo leży pośrodku lasu zagubione pomiędzy drogami Mrągowo-Giżycko i Mrągowo-Kętrzyn.

Muzeum Mazurskie w Owczarni powstało ponad 20 lat temu w budynku powstałym w połowie XIX wieku, w którym mieszkali pracownicy majątku. Pałac, w którym rezydowali jego właściciele spalili w 1945 roku Rosjanie.


Czym jest Muzeum w Owczarni? Można powiedzieć, że to dom pełen sprzętów domowych, mebli, tkanin i obrazów. To Biblia i pułapka na muchy. To czarna kuchnia, w której gotowano na otwartym ogniu i pokój gościnny z portretami pruskich władców i meblami z początków XX wieku.
Dla mnie jednak to wspomnienie o Mazurach, ludziach, którzy kiedyś wykorzystując je tchnęli w nie życie. A dla większości to pierwsze spotkanie z domową kulturą Mazurów, której bardzo cieawie opowiada pan Aleksander.

To oferuje Owczarnia dla ducha, ale jest tam też coś dla ciała. O ile jednak samo Muzeum polecam, bo widziałem, to kuchni nie kosztowałem, choć córka właściciela kusiła mnie kuchem czyli drożdżówką. Nie miałem już czasu, bo przede mną było jeszcze sporo do oglądania na drodze do Giżycka a pod Muzeum zajechał już autokar pełen turystów ciekawych i Mazur i owczarskiej kuchni. Podaje zatem zachętę za strona Muzeum, gdzie jakże słusznie napisano, że: "Kuchnia mazurska to kuchnia gdzie krzyżują się drogi wschodu i zachodu, gdzie polskość przeplata się z niemieckością, ozdobiona kuchnią litewska i ruską. Żeby dobrze zrozumieć region trzeba poznać jego ludzi i kuchnię."

— Od wielu lat przy muzeum funkcjonuje dla wygody naszych gości kawiarnia, gdzie w sezonie letnim każdy znajdzie coś dla siebie, są obiady, kawa i lody, napoje i piwo...Dużą popularnością cieszą się pierogi z serem i jagodami, żeberka z kapustą, zrazy i gołąbki. W nagłych sytuacjach niezastąpiony jest tradycyjny schabowy z ziemniakami — wyczytałem na stronie http://muzeummazurskie.pl.
Jako niejedzący mięsa polecić państwu schabowego nie mogę, ale Owczarnię jako całość polecam bez zmrużenia oka.

NAKOMIADY

Jak się zatem rzekło właściciele majątku mogli siedząc w parku przy pałacu w Nakomiadach spoglądać na wzgórze, kryjące prochy ich przodków. Wieś powstała w końcu XIV wieku, a przywilej lokacyjny jej mieszkańcom odnowił wielki mistrz krzyżacki Ulrich von Jungingen, znany nam z tego, że pod Grunwaldem kazał przysłać Jagielle dwa miecze, a potem w tejże bitwie padł.

Ponad 200 lat później majątek przejął Johan Hoverbeck, urzędujący w Warszawie prusko dyplomata, który dopomógł Prusom w uniezależnieniu się od Rzeczypospolitej. najbardziej znanym jego wyczynem było zorganizowanie porwania w Warszawie płk. Krystiana Kalkseina, jednego z przywódców opozycji antyelektorskiej w Prusach Książęcych i rzecznika ich zespolenia z Polską. Jego filmowe wcielenie możecie państwo zobaczyć w serialu "Czarne chmury“.

To właśnie przedstawiciele tego rodu wystawili istniejący do dzisiaj barokowy pałac. Potem Nakomiady należały do wspomnianych już Redeckerów.

Z nieznanych powodów Rosjanie, wbrew swojemu obyczajowi, nie spalili pałacu w styczniu 1945 roku. Dlatego urządzono tam szkołę, a za czasów Edwarda Gierka zadomowił się tam PGR.
Teraz pałac jest w prywatnych rękach i dobrze mu się wiedzie. Jest tam w tej chwili hotel, choć na jego stronie stanowczo się temu zaprzecza...

— Pałac Nakomiady nie jest hotelem. To Dom Klasycznego Piękna, w którym uszanowano doskonałość wyważonych, klasycznych i prostych form. To dom otwarty dla wszystkich, którzy lubią spokój, piękno formy i treści, przestrzeń, harmonię i ład. Miejsce, które pozwala żyć trzystuletniej podłodze, ale nie odrzuca wygodnych łóżek albo Internetu. Łączy domowe ciepło miękkich poduszek z salonową wielkością łazienek. To Dom, w którym ceni się to, co dobre: towarzystwo, wino, jedzenie i przyjazną atmosferę — czytamy na nakomiady.pl

Przy pałacu działa Manufaktura, w której wyrabiane są cudnej urody kaflowe piece, kominki, kafle i ceramika podarunkowa.



O Nakomiadach stało się głośno jednak nie za sprawa tego serialu, nakręconego w latach 70tych XX wieku, ale całkiem niedawno, za sprawą głazu z 1899 roku poświęconego kanclerzowi Otto von Bismarckowi. Po wojnie głaz przewrócono a napis poświęcony "żelaznemu kanclerzowi" nie był widoczny. W 2005 roku głaz postawiono ponownie we właściwej pozycji a napis odsłonięto, co wywołała bardzo burzliwą dyskusję. Ostatecznie głaz odnowiono, ale postawiono go z powrotem na napisie.

OSEWO

Ta wieś jest co prawda na mapie, ale tak naprawdę jej nie ma. Po drodze minąłem, jakieś dwa domu, ale wieś to w tej chwili tylko zagubiony cmentarz cmentarz leżący niecałe 3 kilometry od drogi Kętrzyn-Węgorzewo. Kiedyś stał tam dwór i majątek, którym od XVIII wieku zarządzała rodzina von Queis. Po wojnie mieszkało tam nadal kilka mazurskich rodzin. Wieś opustoszała w latach 80.

Najstarszy zachowany grób rodziny von Queis pochodzi z 1804 roku, najnowszy z 2017 roku. Wtedy to bowiem pochowano tam prochy Liselotte (1904 - 1981) oraz Erhard von Queis (1895-1985) ostatnich przedwojennych właścicieli majątku. Spoczywają tam także ostani mazuryz z Osewa, pochowani tam w latach 50tych ubiegłego wieku.


STERŁAWKI


To w sumie trzy wsie, ale dla wygody potraktuję je jako jedną całość. W Sterławkach Dużych zachował się kościół z 1832 roku, z kolei w Małych można zamieszkać w wiatraku z połowy XIX wieku, odbudowanym w latach 80 XX wieku a niedawno ponownie przebudowanym. Teraz to ponad 200 metrowy dom do wynajęcia. Krzyż Św. Brunona w Giżycku jest położony już tylko "rzut beretem". zajeżdżam jeszcze tylko na plażę we Wronach.


GIZYCKO

Można powiedzieć, że swoją obecną nazwę Giżycko zawdzięcza po części Niemcowi wywodzącemu się z francuskich hugenotów, po części Żydówce, córce królewieckiego bankiera, która z miłości porzuciła wiarę ojców i ochrzciła się.


Lec, Łuczany, Giżycko

Tym razem swoją rowerową eskapadę zaczynam od Giżycka, ale na razie wracam do kwestii nazwy tego miasta.

Nadano mu je w 1946 roku na cześć Gustawa Hermana Marcina Gizewiusza (1810-1848), który urodził się w Piszu, uczył się w gimnazjum w Ełku, studiował w Królewcu a przez ostatnich 13 lat swojego życia był pastorem w Ostródzie. Pochodził z mocno zgermanizowanej rodziny Giżyckich, jednak (po)został Polakiem. Bronił praw Mazurów i języka polskiego.
Jego żoną była Żydówka Rebeka Fürst, która, miała mieć duży wpływ na dokonany przez niego wybór narodowościowy. I to ona, miała przekonać go polskości. Może to legenda, ale ładna.

Tak czy inaczej związki Gizewisza z Lecem były dość marne. Pojawił się w mieście nad Niegocinem, bo mieszkał tam jego szwagier Wilhelm Vigouroux, podówczas burmistrz miasta. Przebywał tam kilka miesięcy po swoim ślubie i stamtąd wyruszył do Ostródy, gdzie mieszkał przez 13 lat. Więc na zdrowy rozum po wojnie to Ostródę należało nazwać Giżyckiem, albo jego rodzinny Pisz czy nawet Ełk. Giżycko. Jeżeli już to Lec można było nazwać Kętrzynem, bo urodził się w nim Wojciech Kętrzyński i przebywał w mieście w latach 1838-1846 i 1853-1855. A później odwiedzał w nim matkę i siostrę.


Jednak nie od razu Lec/Łuczany (niem. Lotzen), jak to miasto, nazywali Mazurzy, a także wspomniany Kętrzyński stał się Giżyckiem. Tuz pow wojnie był krótko Lecem, a potem Łuczanami. Na początku 1946 roku miastu nadano nową nazwę czyli Giżycko, co wywołało protesty i mieszkańców i ówczesnych władz samorządowych. Sprawa trafiła do samego Bolesława Bieruta, ówczesnego rosyjskiego namiestnika w Polsce. na nic to się zdało.

— Komisja Ustalania Nazw Miejscowości...postanowiła utrzymać nazwę Giżycko ze względu na następujące okoliczności: Lec jest nazwą niemiecką, Łuczany zaś są nowotworem z polskim nazewnictwem geograficznym nic wspólnego nie mającym. Jest to bowiem przeróbka niemieckiej nazwy Lötzen — czytamy w protokole z narady poświęconej Giżycku.


I tak już zostało, ale z małym wyjątkiem. Przez lata jeziora Niegocin i Kisajno łączył oficjalnie Kanał Giżycki. W 2016 roku giżyccy radni zwrócili się do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji
o zmianę nazwy na Kanał Łuczański. — Powodem podjęcia procedury zmiany nazwy KANAŁU GIŻYCKIEGO na KANAŁ ŁUCZAŃSKI jest chęć uporządkowania istniejącego nazewnictwa, doprowadzenie do zgodności nazwy powszechnie używanej przez jej mieszkańców i turystów z nazewnictwem stosowanym w dokumentach — uchwalili radni, których wcześniej w konsultacjach społecznych poparło 70% głosujących mieszkańców miasta. 1 stycznia 2018 Kanał Giżycki oficjalnie zmienił nazwę na Kanał Łuczański.


Podpalania, rabunki, morderstwa

Giżycko przez lata było małym, zapyziałym miasteczkiem. Większy był nawet Ryn. Nie omijały go klasyczne dla dawnych czasów plagi: wojny, morowe powietrze, głód i ogień. W tym pierwszym przypadku najbardziej w mazurskiej pamięci zapisał się najazd Tatarów w czasie Potopu, kiedy to zimą 1656 roku miasto padło łupem wojsk litewskich prowadzonych przez Hilarego Połubińskiego. Lec spalono, ocalał tylko zamek, kościół i ratusz.

— Tatarzy i Polacy napadli, jak rozszalałe, żądne krwi drapieżniki na nasze bezbronne Mazury. Największą przyjemność sprawiało im bicie, podpalanie, rabunki, morderstwa. Gdzie tylko postawili swą stopę, pojawiały się kałuże krwi i popieliska. Nocami niebo czerwieniło się straszliwie. Co nie przepadło w płomieniach, pożerał tatarski miecz — pisał w 1912 roku Ernest Trincker, autor "Kroniki gminy leckiej" (polskie wydanie, Wspólnota Mazurska, Giżycko 1997).

Następstwem innej wojny była epidemia dżumy (1709-1711), którą przywlekli ze sobą Szwedzi w czasie kolejnej wojny. Choroba w Prusach Książęcych pochłonęła łącznie ok. 200 tys. ofiar. W księdze chrztów parafii giżyckiej z 1711 roku zamieszczono łaciński wiersz, w którym autor błagał Wszechmogącego " aby napełnił ziemię tę nowym ludem, bo złowieszcza zaraza spustoszyła ją niezmiernie"

Głód też był poważnym problemem. Tak było na przednówku 1845 roku, kiedy to do Giżycka przybył król Fryderyk Wilhelm IV. Czekało na niego kilka tysięcy nędzarzy, którzy prosili u króla chleba.
Król ponoć był wstrząśnięty. — Dzieci, dzieci moje nie upadajcie na duchu...Znajdę rade i pomoc, ile mi tylko sił stanie — miał powiedzieć. — Fryderyk Wilhelm IV był ostatnim Hohenzolernem, który władał językiem polskim — napisali Andrzej Wakar i Tadeusz Willan w swojej monografii "Giżycko. Dzieje miasta i powiatu". Swoją drogą, ta książka mocno się przysłużyła przy moim pisaniu o Giżycku.

Daleko od szosy

— W pierwszej połowie wieku XIX Lec...był małym miasteczkiem leżącym na północnym...brzegu jeziora Lewiętyna. Głównym korpusem miasteczka był rynek obszerny...Z miasta był ładny widok na wielkie zwierciadła wody, na którym wówczas suwały się tylko czółna rybackie i czasem tratwy. Wydmy piaszczyste, po których nieraz łaziłem, znikły zupełnie, na ich miejscu stoi forteca im. generała von Boyen...W dzień targowy bywał wielki ruch na rynku, gdy ze wsi okolicznych Mazurzy zjeżdżali ze swoimi towarami, a że mało kto z nich wówczas umiał po niemiecku, przeto każdy Niemiec zmuszony był znać przynajmniej kilka frazesów polskich — wspominał w 1876 roku Wojciech Kętrzyński.


Giżycko, aż do połowy XIX wieku leżało daleko od szosy. Dopiero w latach 1851-1855 zbudowano drogę do Kętrzyna, a potem Węgorzewa i Pisza. W tym samym czasie wykopano kanały łączące wielkie jeziora. Potem przyszedł czas na kolej. Pierwszy pociąg wjechał na stację Giżycko w 1868 roku.

— Odległy świat został dla mieszkańców Mazur otwarty. Wkrótce wojna francusko-pruska...wprowadziła tysiące mieszkańców tego regionu w szeregi wojska...Na własne oczy mogli oni wtedy obejrzeć jak wygląda ten odległy świat. Doszli do przekonania, że wygląda dostatniej niż ich strony rodzinne...Od tego czasu co roku na stacji w Giżycku setki ludzi wykupywały bilety na daleką podróż: do kopalni Westfalii, Nadrenii, Saksonii — piszą autorzy wspomnianej monografii.

Z II wojny Giżycko wyszło mocno okaleczone, zniszczeniu uległo około 35% budynków. Rosjanie zabrali też sobie tory z Giżycka do Pisza, Olecka i Węgorzewa. W 1952 uruchomiono linię do Kruklanek, ale ją potem zamknięto.

Co warto zobaczyć w Giżycku? Poza wodą oczywiście

1. Na początek samo Giżycko, może nie z lotu ptaka, ale z z wysokiej na 25 metrów dawnej wieży wodociągowej, która stoi 162 metry nad poziomem morza. Mieści się tam też niewielkie muzeum'



2. Twierdzę Boyen, która powstała w latach 1843 – 1855 jako obiekt blokujący strategiczny przesmyk pomiędzy jeziorami Niegocin i Kisajno.


Twierdza ma kształt nieregularnej, sześcioramiennej gwiazdy rozpościerającej się na 100 hektarach i chronionej przez 5-metrowy mur długi na ponad 2 kilometry. Zwiedzać ją można 3 trasami, co zajmuje od 1 do 2 godzin.

W środku warto zobaczyć między innymi "Galerię w koszarowcu" , a w niej salę żołnierską, regionalna i Solidarności oraz "Laboratorium prochowe" czyli pomieszczenie z XIX i XX wieczną bronią oraz repliką armaty oblężniczej z 1871 roku. Trzeba też zajrzeć do odnowionej stajni. ja tym razem zajrzałem jednak w inne miejsce, mianowicie do latryny.


Do środka twierdzy wiodą 4 bramy. Przy Bramie Kętrzyńskiej znajdowała się niegdyś stacja gołębi pocztowych. Kiedy w czasie Wielkiej Wojny zaczęto używać gazów bojowych, leckim gołębim zakładano czasami małe maseczki gazowe, aby meldunki i rozkazy z pewnością dotarły tam, gdzie było im to przeznaczone.

Z kolei w czasie II wojny w twierdzy chroniono przed zatruciem już nie gołębie, ale samego wodza III Rzeszy. badano tam bowiem żywność, która potem wędrowała do Wilczego Szańca.

3. Krzyż świętego Brunona z wieżą widokową obok. Postawiono go w 1910 w domniemanym miejscu śmierci tego świętego, który wybrał się chrystianizować Prusów z namaszczeniem Bolesława Chrobrego. Oryginalna niemiecka tablica znajduje się teraz z kościele ewangelickim w Giżycku.


4. Sklepienie cerkwi greckokatolickiej
W 1947 roku na teren ówczesnego powiatu giżyckiego przesiedlono kilka tysięcy Ukraińców. Wyładowywano ich na stacji kolejowej, która przylega do Niegocina. Mój teść opowiadał mi, że kiedy ich tam przywieziono i pociąg się zatrzymał, to podniósł się w wagonach kobiecy płacz. — Myśleliśmy, że przywieźli nas potopić w morzu — wspominała jego mama.


Sklepienie nie jest malowane, ale nałożone czymś w rodzaju dawnej "kalkomanii". Zapewne to zdjęcie musi państwu wystarczyć, bo cerkiew pewnie jest w zwykłe dni zamknięta, a szkoda.


5. Kamień ofiarny Prusów, który stoi w środku miasta, a niegdyś leżał na Łąkach Staświńskich, pomiędzy Wydminami i Szczepkowem, nad brzegiem osuszonego jeziora Staświńskiego (Stas Swints to w staropruskim ten święty). W 1987 roku komuniści zabrały go stamtąd i postawili jako pomnik poświęcony "Bojownikom o polskość Ziemi Mazurskiej"

6. Most obrotowy na Kanale Łuczańskim
Waży 100 ton. Obraca go jeden człowiek. Ma ponad 20 metrów długości i 8 szerokości. W odróżnieniu od innych tego typu konstrukcji nie podnosi się do góry, ale odsuwa w bok.
Zbudowano go w 1899 roku. Połączył Giżycko z Twierdzą Boyen. W odróżnieniu od innych tego typu konstrukcji nie podnosi się do góry, ale jest odsuwany na bok. Niestety niedawno został uszkodzony w trakcie prac remontowych na kanale i na razie nie jest otwierany (sierpień 2023).


7. Pasjonatom polecam też spacer po dawnym cmentarz, a dokładniej jego resztkach. Spoczywają tam teraz zgodnie Niemcy, Polacy i Ukraińcy. Z ocalałych po ewangelikach płyt utworzono takie lapidarium:


A kto oglądać nie chce, zostaje mu woda i największa na Mazurach karuzela. Latem oczywiście.

Igor Hrywna

Trasa: Kętrzyn-Godzikowo-Nakomiady-Owczarnia-Osewo-Sterławki-Giżycko. Szuter i asfalt