Kto zawinił i czy warto się martwić tym, że ukraińska ofensywa jest powolna?

2023-10-15 18:10:43(ost. akt: 2023-10-15 18:22:38)
Ukraiński żołnierz w obwodzie donieckim

Ukraiński żołnierz w obwodzie donieckim

Autor zdjęcia: PAP/EPA/KATERYNA KLOCHKO

Eksperci think tanku strategicznego CSIS dokonali oceny ukraińskiej ofensywy szukając odpowiedzi na pytanie, co spowodowało, że idzie ona gorzej niż wszyscy, jeszcze wiosną się spodziewali. Bo to, że nie mamy do czynienia ze spektakularnym sukcesem jest dość oczywiste, zwłaszcza biorąc pod uwagę obliczenia które zaprezentowali.
Otóż, jak napisali, strona ukraińska od początku ofensywy, czyli od pierwszych dni czerwca do końca sierpnia, zdobywała dziennie średnio 90 metrów terenu do tej pory zajmowanego przez wroga. Mowa oczywiście o uderzeniu na Zaporożu, bo inne kierunki ukraińskiego natarcia, a rozpatrują oni jeszcze trzy dodatkowe (Chersońszczyzna, Donbas i działania partyzanckie) miały, ich zdaniem, charakter pomocniczy. Obecna faza wojny ma, jak zauważają, charakter statyczny, zważywszy na warunki terenowe obronę łatwiej zorganizować a atakować jest trudniej. Seth G. Jones, Riley McCabe i Alexander Palmer, którzy napisali tę analizę porównali postępy sił ukraińskich z innymi operacjami zaczepnymi w czasie minionych wojen. I tak, Rosjanie atakujący w czasie I wojny światowej (w 1914 roku) w Galicji zdobywali dziennie 1580 metrów terenu, dwa lata później atakująca w Gorzia armia austro – węgierska na froncie włoskim była w stanie przesuwać linię frontu każdego dnia o 500 m. W czasie II wojny światowej w styczniowych (1943 rok) walkach pod Leningradem wojska ZSRR również nacierając na umocnione i przygotowane przez Niemców linie obrony zdobywali 1000 metrów dziennie, armia Izraela kontratakująca w czasie wojny Jom Kipur na południu przemieszczała się w tempie 5 km dziennie, ale tam Egipcjanie nie zbudowali znaczących umocnień. Nawet w ubiegłym roku, nacierając na Chersoń, gdzie Rosjanie również zbudowali i umocnili swe linie oporu siły zbrojne Ukrainy były w stanie każdego dnia przesuwać front o niemal 600 metrów. Historycznie w podobnym tempie posuwało się jedynie kontruderzenie sił francusko – brytyjskich nad Sommą w 1916 roku. A zatem mówienie, że obecna faza wojny przypomina pozycyjne starcia na wyniszczenie z czasów I wojny światowej w świetle tych danych jest uprawnione. Nie oznacza to jednak, że uprawnionym jest mówienie, iż tak już będzie w kolejnych tygodniach, ukraińska ofensywa utknęła i nie ma co liczyć na jakieś znaczące zdobycze terytorialne. Oczywiście tak może się stać, ale nie musi. Przypominają oni w tym kontekście choćby Operację Kobra, po lądowaniu Aliantów w Normandii, kiedy siły koalicji przez 17 dni tocząc ciężkie walki, okupione śmiercią 40 tys. własnych żołnierzy, były w stanie przesuwać się dziennie jedynie o 650 metrów. Potem nastąpił przełom, niemieckie linie obrony nie wytrzymały naporu i w trzy dni udało się przesunąć linię frontu o 11 km.

Co zawiodło?


Ale amerykańskich analityków mniej interesuje historia wojskowości, a bardziej odpowiedź na pytanie, co zawiodło, dlaczego ofensywa ukraińska przyniosła, przynajmniej do tej pory, rozczarowanie. Rozważają cztery linie argumentacji. Po pierwsze niektórzy z krytyków ukraińskiej strategii są przekonani, że powodem wolniejszego tempa natarcia jest nadmierne rozproszenie sił, co jest skutkiem błędu strategicznego popełnionego przez ukraińskie dowództwo. W świetle tej argumentacji wybrano, zwłaszcza w pierwszej fazie kontruderzenia, zbyt wiele kierunków natarcia, co w efekcie utrudniło, a nawet uniemożliwiło zdobycie niezbędnej przewagi jeśli chodzi o relację sił i w rezultacie impet uderzeniowy był zbyt słaby aby przełamać rosyjskie linie obrony. Zwolennicy tej linii rozumowania są zdania, że gdyby ukraińskie dowództwo uderzyło zmasowanymi siłami na najważniejszym, ze strategicznego punktu widzenia kierunku, czyli na Zaporożu, to zapewne efekt natarcia byłby lepszy. Te argumenty, jak piszą amerykańscy eksperci „są nieprzekonujące co najmniej z dwóch powodów”. Po pierwsze Rosjanie również wiedzieli, że strategicznie największe znaczenie ma kierunek zaporoski i odpowiednio się do jego obrony przygotowali, budując najsilniejsze i najlepiej zorganizowane linie wzmacniające ich defensywę. Po drugie, jak zauważają „dobrze zaprojektowane kampanie sił zmechanizowanych prawie zawsze rozwijają się na wielu osiach, a nie tylko na jednej.” Natarcie wzdłuż jednej osi pozwala broniącym się skoncentrować siły na tym kierunku, co w połączeniu z wykorzystaniem warunków topograficznych (równiny z dobrą widocznością) i systemu umocnień pozwoliłoby Moskalom relatywnie łatwo zatrzymać ukraińskie uderzenie. Straty po stronie ukraińskiej, zarówno w sprzęcie jak i w ludziach zapewne drastycznie by wzrosły, czego oznaki mieliśmy już w pierwszych dniach kontruderzenia, kiedy stracili oni 20 proc. sprzętu otrzymanego od sojuszników. Generalnie w czasie ukraińskiego natarcia mamy do czynienia z niekorzystną tendencją, zmiany relacji strat między siłami rosyjskimi a ukraińskimi. O ile w drugiej połowie 2022 roku na każdą zniszczoną ukraińską platformę bojową (czołg, transporter czy transporter piechoty) przypadało 3,9 rosyjskiej (pod Kijowem wskaźnik ten wynosił 1 do 6,9), o tyle w czasie całej tegorocznej ofensywy ta proporcja zmieniał się na niekorzyść Ukrainy i obecnie wynosi 1 do 2. Ale, jak zauważają amerykańscy eksperci, po zmianie taktyki uderzeniowej, kiedy strona ukraińska odeszła od próby skoncentrowania swych sił i zaczęła walczyć w mniejszych grupach, jej straty w sprzęcie udało się zredukować o połowę. To oznacza, że ci krytycy ukraińskiej strategii (np. takie głosy pojawiły się w Bundeswehrze) którzy proponują większą koncentrację sił aby przełamać rosyjskie linie oporu raczej nie mają racji. Przełomu zapewne nie udałoby się dokonać, ale za to straty po stronie ukraińskiej zaczęłyby lawinowo rosnąc, co zważywszy na różnice potencjałów, mogłoby być zjawiskiem bardzo niekorzystnym dla Kijowa.

Drugim „wyjaśnieniem ograniczonego postępu Ukrainy może być fakt, że siły rosyjskie skutecznie budowały i wykorzystywały fortyfikacje obronne. Istnieją pewne dowody potwierdzające tę tezę.” Ta argumentacja opiera się na dwóch przesłankach. Po pierwsze obrona ma zawsze przewagę nad atakiem, jest jak się uważa „mocniejszą stroną wojny” zwłaszcza jeśli warunki terenowe ułatwiają budowę linii umocnień. A tak jest na Zaporożu, gdzie Rosjanie intensywnie fortyfikowali i minowali podejścia do swoich pozycji. Kanalizowali również ruch, zarówno budując pola minowe jak i niszcząc drogi, którymi ukraińskie siły pancerne mogły się przemieszczać. W takich warunkach bez odpowiednio rozbudowanych sił inżynieryjnych i bez przewagi w powietrzy, a tego Ukraińcy nie mieli, nie sposób prowadzić szybko operacji zaczepnych.

Trzecia grupa argumentów mających wyjaśnić dotychczasowy, rozczarowujący przebieg ukraińskiej ofensywy związana jest ze skalą dostaw z Zachodu. Trudno mówić, aby były one wystarczające, aby zbudować w sposób trwały przewagę na linii frontu, brak dostaw samolotów i śmigłowców wręcz uniemożliwił uzyskanie, nawet w wymiarze lokalnym, przewagi w powietrzu czy zapewnienia wsparcia atakującym siłom. To, że niedobory sprzętowe i amunicyjne są jednym z powodów powolniejszych postępów sił ukraińskich, raczej nie ulega wątpliwości.

Wreszcie czwarta grupa krytyków zwraca uwagę na problemy ukraińskiego dowództwa z tzw. force employment, czyli umiejętnością prowadzenia wielodomenowych operacji nie w ujęciu sekwencyjnym, ale w tym samym czasie.

Efektywne wykorzystanie sił wymaga ścisłej koordynacji działań piechoty, sił pancernych, artylerii i sił powietrznych na kilku poziomach organizacyjnych, a także wysokiego poziomu autonomii, inicjatywy i sprawności taktycznej na niższych szczeblach

— piszą eksperci CSIS.

Stare nawyki dają o sobie znać


Z tym nie idzie, w tej fazie wojny, Ukraińcom najlepiej, dają się we znaki stare, jeszcze z czasów sowieckich nawyki. Jednak, jak zauważają amerykańscy eksperci, w obliczu wszystkich ograniczeń z jakimi musiało się liczyć ukraińskie dowództwo, a także mając świadomość jak umocnione pozycje będą atakować, stanęło ono przed wyborem – albo szybkie postępy za cenę dramatycznie narastających strat, albo minimalizacja strat własnych za cenę wolniejszych zmian na froncie. W ich opinii, biorąc pod uwagę warunki, dokonano słusznego wyboru. A to by oznaczało, że powolniejsze niż wszyscy oczekiwali tempo ukraińskiej ofensywy nie jest wynikiem nieumiejętności prowadzenia złożonych operacji zaczepnych, błędów strategicznych czy słabego wyszkolenia, ale wynika z uwzględnienia realiów. Odpowiadając na najważniejsze pytanie a mianowicie czy można było inaczej zaprojektować i przeprowadzić ofensywę, tak aby była ona skuteczniejsza eksperci CSIS piszą, że

Kluczowe pytanie, czy początkowe ataki Ukrainy zakończyłyby się sukcesem, gdyby zostały przeprowadzone z większą umiejętnością, pozostaje bez odpowiedzi, pomimo uwag poczynionych przez niektórych wojskowych, polityków i analityków bezpieczeństwa. Skuteczna koordynacja między rodzajami broni mogłaby pozwolić Ukrainie przedrzeć się przez rosyjskie linie. Jest jednak również prawdopodobne, że brak przewagi powietrznej Ukrainy na polu bitwy nasyconym czujnikami ograniczyłby korzyści z takiej koordynacji.

A zatem nie sposób odpowiedzieć na pytanie czy niewielkie do tej pory tempo ukraińskiej ofensywy oznacza, iż Rosjanie skutecznie i w przyszłości będą w stanie powstrzymywać ataki. Ma to z politycznego punktu widzenia fundamentalne znaczenie, bo dziś nie sposób jest stwierdzić czy i kiedy, wojna może zostać rozstrzygnięta na froncie. Oznacza to nie tylko perspektywę przedłużającego się konfliktu, ale również konieczność zmiany charakteru dostaw sprzętowych z Zachodu. W roku przyszłym trzeba będzie zarówno dostarczać Kijowowi te systemy które budują dolność do obrony (miny, systemy obrony powietrznej, rakiety przeciwpancerne etc.) bo Rosjanie mogą chcieć kontratakować, jak również trzeba będzie budować ukraińskie zdolności ofensywne (F16, rakiety dalekiego zasięgu). Analiza dotychczasowych trendów skłania ekspertów do sformułowania oceny, że w przyszłym roku, wystarczy jak Amerykanie dostarczą Ukrainie broń o wartości 14,5 mld dolarów. To nie będzie oznaczało skokowego wzrostu, a zatem dotychczasowa linia administracji Bidena w kwestii skalowania pomocy po to aby uniknąć scenariuszy eskalacyjnych będzie mogła być kontynuowana. Swe wystąpienie konkludują oni, a w moim odczuciu jest to kwintesencja amerykańskiej strategii wobec wojny na Ukrainie, że „Pomoc ta charakteryzuje się bardzo korzystnym stosunkiem nakładów do efektów”. Biorąc z jednej strony pod uwagę koszty wspierania Kijowa, a z drugiej poziom rosyjskich strat zarówno w sprzęcie jak i w ludziach i to, że Stany Zjednoczone unikają bezpośredniego zaangażowania swych sił, to łatwo o wniosek, że przeciągająca się wojna jest z punktu widzenia amerykańskiej rozwiązaniem nienajgorszym.
Autor Marek Budzisz

Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl