„Czyny nie słowa…”

2023-10-13 08:38:45(ost. akt: 2023-10-13 12:10:17)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Zna ją cała Polska. Niepozorna kobieta, ale bezkompromisowa polityk. Niezwykle skuteczna, charyzmatyczna, zawsze merytoryczna. Dla wielu skrzywdzonych ludzi Lidia Staroń, niezależna senator z Olsztyna, jest ostatnią deską ratunku.
— Wielu przychyliłoby pani nieba, ale są i tacy, którzy nie są pani tak życzliwi.
— To prawda, ale taka jest właśnie cena podejmowania spraw trudnych, w których często przewijają się różne interesy, czasem ciemne. I gdy te interesy są zagrożone, to ci którzy mieli z nich korzyści, profity zrobią wszystko, żeby zdyskredytować kogoś, kto chce te interesy uciąć. Komornicy przez lata czuli się bezkarni. I kiedy ktoś powiedział: dosyć, to trudno, żeby nagle pokochali tę osobę. Tak samo lichwiarze czy niektórzy prezesi spółdzielni mieszkaniowych.

— Bardzo ciężko Pani pracuje i kiedy podejmuje się jakiejś interwencji nie odpuszcza dopóki nie doprowadzi sprawy do finału. Jednak takie zaangażowanie i brak czasu dla siebie doprowadziły do tego, że w pewnym momencie pani zdrowie i życie było poważnie zagrożone. Kilka lat temu przeszła pani ciężki udar. Jak się pani dziś czuje?
— W pełni sił i zdrowia. Ale taki już mam charakter, że nie mogę patrzeć obojętnie na krzywdę ludzką, na niesprawiedliwość. Politykę postrzegam jako służbę. Po to jestem na Wiejskiej. Nie po to, żeby tam być, ale pracować. Widząc ten ogrom niesprawiedliwości, często bezduszności urzędników nie mogłam bezczynnie patrzeć czy markować jakiś działań. A pomagając kolejnym osobom zdałam sobie sprawę, że często przyczyną ich problemów są złe przepisy, złe prawo, które ich nie chroni, tak jak np. w przypadku spółdzielców. Nie może być tak, że człowiek zapłacił za mieszkanie i to mieszkanie nie jest jego. Mało tego, nie ma też prawa do informacji, a spółdzielcy to nie są przecież niewolnicy, o czym zapomniało wielu prezesów spółdzielni czy polityków.

Fot. archiwum prywatne

— Uwłaszczyła ich pani.
— Nie ja, ale prawo, o którego zmianę walczyłam. Doprowadziłam do zmiany przepisów o spółdzielniach mieszkaniowych, dzięki czemu kilkanaście milionów spółdzielców w Polsce stało się właścicielami mieszkań. Oni - a nie spółdzielnia. To było wielkie zwycięstwo, ale jednocześnie wiedziałam, że na tym nie można poprzestać i tych zmian musi być więcej. Więc poszłam do Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że zaskarżone przeze mnie przepisy są niezgodne z konstytucją. To otworzyło drogę do kolejnych zmian prawa m.in. takich, że mieszkańcy spółdzielczych budynków uzyskali w końcu prawo do środków na funduszu remontowym, a przede wszystkim prawo do majątku spółdzielni. Dużo udało się zmienić też w innych obszarach. Wywalczyłam skargę nadzwyczajną. Komornicy nie są już bezkarni, jest też ustawa antylichwiarska. Walczyłam o nią 7 lat. Ważne, że skutecznie. Nie może być tak, że człowiek pożyczył 500 zł , zapłacił już 46 tys. zł i jeszcze ma 200 tys. zł długu. Czy to jest normalne? Dlatego wstawałam codziennie o godzinie 4 rano i pracowałam. Pisałam pismo za pismem. Ale jestem tylko człowiekiem....


— To cud, że z tego wyszłam – powiedziała pani już jak wyzdrowiała – a moja siła pochodzi od ludzi.
— I to jest szczera prawda. Na początku nie było lekko, nie mówiłam. Mogłam tylko płakać, ale sił dodawali mi poza oczywiście najbliższymi, ludzie z całej Polski. Dostawałam od nich życzenia powrotu do zdrowia, zapewnienia o modlitwie i słowa wsparcia. Bardzo często dostawałam kwiaty. To było prawdziwe wsparcie, oczywiście bardzo wszystkim za to dziękuję. Wiedziałam, że muszę walczyć o swoje życie, o swoje zdrowie, dla siebie, dla rodziny, ale też tych ludzi, którym zawsze mówiłam, że trzeba walczyć do końca, nie poddawać się. Dlatego ja też się nie poddałam, po to, żeby dalej walczyć o drugiego człowieka, o sprawiedliwość, o normalność. Ta siła ludzi, te dobre emocje, to moje akumulatory, ale wiem też, że trzeba dbać o siebie. Spaceruję, pływam, jeżdżę na nartach, łyżwach, rowerze. Żyjemy tu i teraz i o tym nie można zapominać. Dzisiaj wiem, że życie składa się też z tych małych rzeczy. A ja chciałam ratować cały świat.

— Wiele osób pani uratowała przed biedą, nędzą, przed nieuczciwym komornikiem czy pazernym lichwiarzem
— Zawsze pod koniec kadencji przygotowuję sprawozdanie z tego, co zrobiłam. Publikuję je. I proszę mi wierzyć, że to z obecnej jest bardzo okrojone, uszczuplone, bo inaczej musiałabym wydać książkę. Tyle zebrało się tych spraw, a każda z nich to konkretny człowiek, ludzie i wielka krzywda, która ich spotkała. I moja pomoc im.

Fot. archiwum prywatne

- Szczególnie dużo czasu i serca w tej kadencji poświęciła pani sprawom dzieci.
- Sprawy dzieci wymagają specjalnej troski i delikatności. Dzieci są bezbronne, same o siebie nie zawalczą, a niejednokrotnie jest tak, że spotyka je krzywda ze strony najbliższych osób lub też zawodzi system, gdy są np. bezpodstawnie odrywane od rodziny. Czasami trzeba też pomóc w kwestiach zdrowotnych, finansowych. A uśmiech dziecka jest dla mnie najlepszą nagrodą – bo jak mówił Janusz Korczak – „Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat.”

- Nie zapomina pani też o sprawach regionu.
- Jestem stąd, ludzie mnie znają, od lat. Tu jest moja rodzina, moi wyborcy, czuję się odpowiedzialna za moją Małą Ojczyznę. Dlatego wywalczyłam środki na szereg inwestycji: drogi, infrastrukturę wodną czy kanalizacyjną, szkoły, przedszkola... Wie Pan, że pieniądze na zabytki na Warmii i Mazurach były najmniejsze w skali kraju? Tak być nie powinno! Dopiero moja poprawka w Senacie do budżetu zmieniła ten stan. I to znacząco. Dzisiaj są one czterokrotnie większe. Nie można zapomnieć o kulturze. Wywalczyłam środki na fortepian koncertowy dla Szkoły Muzycznej w Szczytnie. Od lat wspieram także lokalnych przedsiębiorców w sporach z urzędami, ZUS-em…


— A nie myślała pani o zwolnieniu?

— Nie, bo zawsze byłam aktywna.. Nie, bo wtedy dalej musiałabym oglądać łzy skrzywdzonych ludzi, takich jak np. pani Basia, która została wyrzucona z rodziną ze swojego mieszkania, które jak się okazało przejęła córka księgowej ze spółdzielni, a potem je sprzedała. Pani Basia została bez mieszkania i pieniędzy. Przez lata walczyłyśmy w sądach o sprawiedliwość, aż w końcu zapadł prawomocny wyrok. Pani Basia otrzymała odszkodowanie od sprawcy. Wreszcie zobaczyłam uśmiech na jej twarzy. Łzy szczęścia. I dlatego wiem, że dalej muszę działać, pomagać ludziom...

— Nie wszyscy politycy tak postrzegają politykę.
— Nie oglądam się na innych, to nie jest dla mnie ważne. Robię to, co uważam za słuszne i właściwe, w swojej pracy kieruję się własnym sumieniem i dobrem drugiego człowieka.

— Czy przez te wszystkie lata nie kusiły panią partie, nie składały propozycji, żeby wstąpiła pani w ich szeregi? Jest też Pani osobą z wielką charyzmą.
— Kusiły, nader często, ale szyld partyjny byłby tylko ograniczeniem. Zachowując niezależność, mogę, szukając poparcia dla dobrych przepisów, rozmawiać ze wszystkimi. Bo walczę o człowieka, o sprawę, a nie punkty procentowe w sondażach.

Fot. archiwum prywatne

— Czy jeden senator może zmienić przepisy?
— Oczywiście. Trzeba rozmawiać, być niezwykle merytorycznym, konsekwentnym, charyzmatycznym i wskazywać skutki złych przepisów. Wtedy można zmienić złe prawo.

— Mówią o pani człowiek instytucja. Nie ma dla pan drzwi, których nie da się otworzyć, szklanych sufitów, których nie da się rozbić.
— Dlatego, że ja nie walczę o sobie, ja walczę o ludzi. Nigdy nie chciałam funkcji, stanowisk. Dalej chce być niezależna. Ale mam marzenie, żeby te wszystkie sprawy, z którymi przychodzą ludzie do mojego biura udało się szczęśliwie rozwiązać, i też zmienić prawo na lepsze... Dlatego startuję do Senatu.

— Nie wszystkim może pani pomóc.
— Wiem, ale tam, gdzie mogę to robię to. Choć czasami sprawy ciągną się latami, jak w sprawie p. Radka, rolnika pokrzywdzonego przez komornika, który zabrał mu ciągnik za długi... sąsiada! W wyniku mojej interwencji najpierw komornik musiał oddać pieniądze za bezprawnie odebrany i sprzedany ciągnik, co pozwoliło na zakup nowej maszyny, a następnie zapadły wyroki, zarówno cywilne, które dały odszkodowanie i zadośćuczynienie, jak i karne. Czasem na tę sprawiedliwość trzeba poczekać, ale zawsze warto.

— I co wtedy, jak po latach dzięki pani pomocy, ludzie odzyskują swoje domy, swój majątek?
— Cieszę się z nimi, niejednokrotnie dzieląc z nimi nawet łzy szczęścia…