Niemiecki prawnik Wolfgang J. Hummel: Polska uzmysławia Niemcom ich błędy. To budzi szczególną wściekłość rządu Niemiec

2023-10-12 20:21:54(ost. akt: 2023-10-12 20:29:27)

Autor zdjęcia: wPolityce.pl

Polska nie może stać się „Meksykiem”. Jak nieudana niemiecka polityka azylowa szkodzi Polsce.
W sylwestra 2023 r. w niemieckich mediach społecznościowych pojawiła się wiadomość o dwóch doniesieniach policji: z jednej strony Berlińska policja ostrzegała dziewczęta i kobiety przed atakami mężczyzn podczas publicznych obchodów Nowego Roku, np. przy Bramie Brandenburskiej. Z drugiej strony pojawił się komunikat Warszawskiej policji, który ostrzegał mieszkańców przed oblodzonymi drogami i życzył im szczęśliwego nowego roku.

Dla wielu Niemców było to kolejnym przykładem na to w jak fatalnej sytuacji znalazł się ich kraj. W raporcie Berlińskiej policji pominięto nawet fakt, że zagrożenie dla kobiet wywodziło się od migrantów z Afryki i Afryki Północnej. W związku z masową imigracją, która nastąpiła po otwarciu granic przez kanclerz Angelę Merkel w 2015 r., przestępczość w Niemczech również znacznie wzrosła. Jest to w dużej mierze pomijane w niemieckich mediach, które są prawie wyłącznie lewicowe. Zazwyczaj mówi się eufemistycznie o „osobach poszukujących ochrony” lub „uchodźcach” zamiast o imigrantach.

Znaczna część Niemców zdaje sobie już sprawę, że nieograniczona migracja generuje nie tylko ogromne koszty dla Niemiec, ale im wręcz szkodzi. Co czyni bezużyteczność imigracji w Niemczech jeszcze bardziej absurdalną? Pomimo napływu około dwóch milionów młodych mężczyzn z Bliskiego Wschodu i Afryki do Niemiec, w niemieckiej gospodarce brakuje pracowników, nawet do wykonywania prostych prac.

Wysoki poziom świadczeń socjalnych ma dwojaki skutek: Z jednej strony przyciąga do Niemiec migrantów. Z drugiej sprawia, że podjęcie normalnej pracy jest nieatrakcyjne. Ze względu na wysokie podatki i daniny, każdy, kto podejmuje pracę wymagającą niskich kwalifikacji, zarabia niewiele więcej, niż gdyby nie pracował, a obowiązku pracy nie ma. Wielu tych imigrantów to zresztą analfabeci, którzy i tak nie nadają się do większości zawodów. Setki tysięcy młodych mężczyzn z Syrii, Erytrei, Somalii, Pakistanu i Afganistanu nie są deportowane, nawet jeśli nie uzyskują prawa do azylu. Otrzymują jednak mieszkania, opiekę medyczną i świadczenia socjalne. Z polskiej perspektywy można by uznać, że to bez znaczenia, że sąsiedni kraj, Niemcy, prowadzi tak nonsensowną politykę imigracyjną i azylową. W końcu Niemcy szkodzą sobie w ten sposób tylko same. Jednak tak nie jest. Polska i Niemcy są zbyt blisko ze sobą powiązane.

Polska także odczuwa skutki imigracji osób ubiegających się o azyl, ponieważ leży na jednym z trzech głównych szlaków migracyjnych. Jeden prowadzi z Afryki Północnej przez Morze Śródziemne do Włoch, drugi przez Bałkany, a trzeci, wschodni, przez Rosję i Białoruś. W oficjalnych raportach UE dużo mówi się o przyczynach migracji, które mają powodować ucieczkę do Europy. Prześladowania polityczne znajdują się wśród nich coraz rzadziej. Możesz w końcu zostać „uchodźcą”, jeśli czujesz się „ograniczony w rozwoju swojej płciowości”, cokolwiek to oznacza. Każdy, kto jako drobny rolnik w Somalii nie nawoził swoich pól, nadmiernie wypasał swoje bydło, i źle gospodarował na swojej ziemi, i udaje się do Niemiec lub Europy, zostaje dziś uznany za uchodźcę klimatycznego.

Pierwotnym założeniem Europejskiej Konwencji Praw Człowieka z 1950 r. była ochrona osób prześladowanych przez reżimy komunistyczne. Tymczasem ze względu na szeroką definicję tego czym i kim jest uchodźca setki tysięcy ludzi w Trzecim Świecie czuje się upoważnionych do szukania szczęścia w UE. 40 proc. migrantów jako cel podróży spośród 27 krajów Unii wybiera Niemcy. Niemcy działają na nich jak magnes. Nigdzie indziej na świecie świadczenia socjalne dla obcokrajowców nie są tak wysokie. Nigdzie indziej świadczenia pieniężne nie są dostępne w tej samej wysokości bez względu na to czy ktoś pracuje czy nie, i to na czas nieokreślony. W żadnym innym kraju, nawet dla nielegalnych imigrantów, szanse na uzyskanie stałego pobytu nie są tak duże jak w Niemczech. Aby jednak dostać się do tej „krainy mlekiem i miodem płynącej”, trzeba przemierzyć inne kraje, np. Polskę, i najpóźniej w tym momencie niemiecki rząd federalny stwarza problemy także Polsce. Część nieustającego strumienia migrantów, którzy pierwotnie chcieli dotrzeć do Niemiec, jest zmuszona pozostać w Polsce z wygody lub nieudolności. Przepisy unijne zmuszają Polskę do objęcia tych osób opieką. Kolejna część migrantów chciałaby dostać się do Niemiec, ale przeprawa wymaga czasu. Niektórym kończą się pieniądze. Od tego jest mały krok do drobnej przestępczości.

Gdy dziesiątki tysięcy udają się do Niemiec przez Polskę, wówczas migracja nabiera nowego wymiaru. Przemyt to biznes. Marże zysku są tak wysokie, jak w handlu narkotykami. Prowadzi to do powstawania gangów przestępczych. Ci z uchodźców, którzy nie mają pieniędzy, zarabiają je jako przemytnicy. Taka dynamikę obecnie obserwujemy. To, co może się w przyszłości wydarzyć, obserwujemy od lat w stosunkach między USA a Meksykiem. Nawet nie będąc marnotrawnym państwem opiekuńczym jak Niemcy, Stany Zjednoczone działają jak magnes na imigrantów z Ameryki Łacińskiej. Chociaż Meksyk nie jest celem podróży, stał się jako kraj tranzytowy miejscem przemytu ludzi, prostytucji i handlu narkotykami. Migranci są zarówno ofiarami jak i sprawcami. Z nielegalnych migrantów zamieniają się w przemytników, kurierów narkotykowych, alfonsów czy prostytutki.

Gdy w 2021 r. dziesiątki tysięcy migrantów próbowało przedostać się do Polski z Białorusi, tamtejszy władca Aleksander Łukaszenko został uznany za winnego całej sytuacji. Tak naprawdę to niemiecki rząd federalny dopiero umożliwił szantaż Łukaszenki. Wiedział on dokładnie, podobnie jak Irakijczycy i Afgańczycy, że Niemcy przyjmą tych migrantów. Dlaczego więc jego linie lotnicze nie sprzedałaby im biletów? Niemcy pośrednio stały się wspólnikiem Łukaszenki. A cała sprawa dotknęła Polskę.

Unijne prawo, ochrona danych, ograniczone kompetencje i wytyczne polityczne lewicowych rządów sprawiły, że niemiecka policja jest bezzębna. Unijne regulacje, a przede wszystkim Układ z Schengen, uniemożliwiają skuteczną kontrolę graniczną. Nawet cudzoziemiec, którzy wjeżdża do Niemiec nielegalnie bez paszportu, nie jest już uważany za „nielegalnego” jeśli później tylko wypowie słowo „azyl”. Nie należy oczekiwać zbyt wiele od współpracy z niemiecką Policją Federalną. Dlatego polska policja dalej powinna także i w przyszłości liczyć głównie na siebie.

W 2017 roku morderstwo wywołało przerażenie w Niemczech. W samym środku Berlina, w pobliżu Ogrodu Zoologicznego, po wieczorze spędzonym z przyjaciółmi, kobieta została zamordowana przez Czeczena z rosyjskim paszportem. To czysty przypadek, że do tej zbrodni na tle rabunkowym nie doszło w Polsce. Sprawca pochodził z Polski, gdzie do dziś mieszka część jego rodziny, a on sam dawno przed zabójstwem powinien był opuścić Niemcy i tam wrócić. Mimo czterech udowodnionych napadów na starsze kobiety, z których najmłodsza miała 74 lata, nigdy nie został deportowany. Hojne przepisy dotyczące pobytu spowodowały utworzenie się społeczności czeczeńskich w Niemczech. Jeśli chodzi o przestępczość zorganizowaną, w niczym nie ustępują one bardziej znanym klanom arabskim. A napływ Czeczenów trwa.

Zamiast wyciągać wnioski z nieakceptowalnej sytuacji w Niemczech, rząd federalny próbuje narzucić innym krajom swój nieudany model imigracji. A wszystko to pod pięknym hasłem „sprawiedliwej relokacji”. Zamiast przyznać się do własnej porażki w polityce imigracyjnej i azylowej. Już w 2015 roku były prezydent Francji Nicolas Sarkozy trafnie podsumował sytuację prawną w UE w zakresie polityki azylowej. Porównał UE do hydraulika, który w przypadku pęknięcia rury kanalizacyjnej nie próbuje jej uszczelnić, ale opracowuje plan równomiernego rozprowadzenia ścieków po całym mieszkaniu. Sytuacja nie uległa zmianie do dziś.

Wobec innych państw, głównie Węgier i Polski, Niemcy nieustannie odgrywają rolę nauczyciela moralności. Nierzadko krytyka ta jest ukryta, prezentowana za pośrednictwem instytucji UE. Za pomocą fałszywego terminu „rządy prawa” dochodzi do ciągłej ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski.

Jako Niemcowi trudno to przyznać otwarcie: Republika Federalna Niemiec upada: gospodarczo, społecznie, a także moralnie. Ataki na Polskę stają się coraz bardziej gwałtowne i zaciekłe, w miarę jak ludzie coraz częściej dostrzegają, co Polska zrobiła dobrze, a co Niemcy zrobiły źle w ostatnich latach. Polska uzmysławia Niemcom ich błędy. To budzi szczególną wściekłość socjaldemokratyczno-zielonego rządu Niemiec.

Nie dotyczy to tylko polityki imigracyjnej i bezpieczeństwa publicznego. Dotyczy to także polityki transportowej i infrastruktury. Inaczej niż niemieckie autostrady, polskie nie są ciągle zamykane z powodu uszkodzeń nawierzchni lub remontów mostów. Warszawskie lotnisko działa lepiej niż to w Berlinie. Ta sama zasada ma zastosowanie w obszarze polityki energetycznej. Przez dziesięciolecia rządy Niemiec stawiały Polskę pod pręgierzem ze względu na wykorzystanie przez nią krajowego węgla kamiennego. Pomimo gigantycznych dopłat do wytwarzania prądu z elektrowni wiatrowych i fotowoltaiki Niemcy są obecnie jednym z największych producentów CO2 na świecie, gdyż w nocy i przy braku wiatru trzeba sięgać po węgiel brunatny. Polska przewidująco zbudowała terminal LNG oraz port naftowy w Gdańsku. Polska nie zamknęła wszystkich kopalń węgla w szale arogancji, jak to zrobiły Niemcy. Polska nigdy nie wpadłaby na pomysł zamknięcia trzech ostatnich elektrowni jądrowych w 2023 roku, w samym środku kryzysu energetycznego.

**Niemcy w coraz większym stopniu przekształcają się w eko-socjalistyczną dyktaturę. Polska nie powinna iść za Niemcami w ten ślepy zaułek.

Wolfgang J. Hummel jest prawnikiem. Reprezentuje między innymi Senat Berlina w procesach przed sądami z udziałem osób ubiegających się o azyl i cudzoziemców.
Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl