Szwedzka cholera grasowała po Olsztynie

2023-10-17 13:00:00(ost. akt: 2023-11-08 07:53:25)
Była noc z 16 na 17 października. Koło krzyża pojawiło się kilku mężczyzn. Zdemontowali krzyż i wraz z postumentem, na jakim stał, załadowali na auto i wywieźli. Na szczęście nie na śmietnik, jak pierwotnie planowali ich mocodawcy.
Zanim zajmiemy się współczesnym Olsztynem i wywiezieniem krzyża, musimy się cofnąć ze dwieście lat wstecz, kiedy największym utrapieniem Warmii było morowe powietrze, głód i wojny, a na dokładkę pożary.

Znikały całe wsie

Najstraszniejsza była epidemia dżumy w latach 1709-1711, którą do Rzeczypospolitej przynieśli ze sobą szwedzcy żołnierze, próbujący kolejny raz zająć ziemie polskie, a którzy w 1708 roku spalili Olsztyn. W Prusach dżuma najpierw pojawiła się we wsi Białuty koło Działdowa. Wieś otoczono palisadami, większość jej mieszkańców zmarła. W Olsztynie miało umrzeć 2 tysiące osób. Spod miasta zniknęły wtedy dwie wsie znajdujące się przy drodze do Dywit, gdzie umarli wszyscy mieszkańcy. Ich domy rozpadły się, aż pochłonął je las (teraz to część Lasu Miejskiego).
Zresztą ludzie w tamtych czasach żyli krótko. Nie mamy danych dotyczących Olsztyna, ale np. w pobliskim Lamkowie w końcu XVIII wieku ludzie żyli statystycznie… 38 lat.
Potem Warmię nawiedzały epidemie cholery. W 1866 roku zmarło na nią 215 olsztyńskich mieszczan, a mieszkało wtedy w Olsztynie nieco ponad 7 tysięcy osób.

Zębem czasu zgryziony

„Wszędzie zaległa cisza ponura,
Ludzie się boją śmierci jak wroga,
Ciężka choroba jak czarna chmura
Zawisła – wszędzie smutek i trwoga”

– pisał o tym smutnym wydarzeniu początkujący wtedy poeta Andrzej Samulowski (1840-1928), który w 1886 roku był jednym z trzech współzałożycieli „Gazety Olsztyńskiej”.

Na pamiątkę tej epidemii w 1871 roku przy ówczesnej ulicy Olsztyneckiej (teraz Warszawska) z inicjatywy ówczesnego burmistrza Jakuba Rarkowskiego postawiono drewniany krzyż. Umieszczono na nim napis: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie”. Krzyż z czasem się przewrócił, o czym informowała „Gazeta Olsztyńska”: „krzyż ów drewniany, zębem czasu zgryziony, runął”.

W tym samym miejscu szybko przystąpiono do budowy nowego krzyża. Proboszcz parafii św. Jakuba zebrał na ten cel wśród wiernych 180 marek. Aptekarz Baltazar Józef Oster ofiarował 61 marek, kowal Franciszek Marten – 20, a majster garncarski Ferdynand Walter – 4. Krzyż sporządził majster ślusarski Rudolf Neuber, a pomalował go i pokrył brązem Franciszek Moser.

Pozłacaną figurkę Chrystusa wykonał Henryk Herman. Płyta z granitu imitującego marmur powstała zaś w firmie Carla Kuhla. Prace murarskie wykonał Otton Brose, co podaję za artykułem prof. Janusza Jasińskiego zamieszczonym w zbiorze jego prac „Między Prusami a Polską”.


Tu była także Polska

Wysokość pomnika wraz z krzyżem wynosiła 4 metry. Całość prac wykonano w ciągu zaledwie 10 dni. Krzyż stanął na ulicy Olsztynieckiej, czyli dzisiejszej Warszawskiej. Umieszczono na nim napis: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie”.

I temu krzyżowi wiersz poświęcił Andrzej Samulowski:

„Ten napis na krzyżu postawiam na świadki
Że tu była także Polska od wieków i będzie”

Krzyż stał sobie spokojnie, aż do lat 30. XX wieku, kiedy w Olsztynie też rozpanoszyli się hitlerowcy. Kłuły ich w oczy dwa polskie napisy. Ten na krzyżu i ten na figurze Chrystusa upadającego pod krzyżem („Idź za mną”), który stał na obecnym placu Roosevelta (dawniej Koński Rynek). Figurę przeniesiono na początek dzisiejszej ulicy Jagiellończyka. Usunięto też polski napis. Krzyż pozostał, ale polską tablicę zasłonięto niemiecką.

Po II wojnie ponownie odsłonięto oryginalny napis. I potem, przez następne 20 lat, krzyż stał w miejscu, gdzie postawili go Warmiacy. Komunistów penie drażnił, ale dali mu spokój aż do 1967 roku. Wtedy to Warszawską miał wjechać do Olsztyna sam Wisław Gomułka, ówczesny I sekretarz PZPR, który miał otworzyć Olsztyńskie Zakłady Opon Samochodowych.

„Wiesław” nie lubił krzyży

A „Wiesław” łatwo wpadał w furię, a walkę z Kościołem traktował nadzwyczaj poważnie.
Miejscowi komuniści wykazali się czujnością i sprawdzili, czy na jego drodze nie znajdują się aby jakieś klerykalne obiekty. Okazało się, że stoją, i to na dodatek aż trzy: na Warszawskiej, Kołobrzeskiej i Zwycięstwa, czyli obecnej Piłsudskiego, a za Niemca Klebarskiej.

Drewniany krzyż z Kołobrzeskiej zniszczono, a metalowy ze Zwycięstwa złożono w przycmentarnej kaplicy. W miejsce drewnianego krzyża wierni postawili w nocy nowy, metalowy. Ten też trafił do cmentarnej kaplicy. Kiedy towarzysz Wiesław sobie pojechał, krzyże zwrócono. Pierwszy stanął na skarpie – tam, gdzie teraz jest VI LO – a drugi przed kościołem Serca Jezusowego. Na koniec przyszedł czas na krzyż z Warszawskiej.

— Mimo protestów Kościoła warmińskiego, władze olsztyńskie, wbrew uczuciom religijnym mieszkańców (…) przystąpiły do działania, przenosząc ją na ul. Grunwaldzką. Był to akt barbarzyński, zarazem dowodzący politycznej głupoty — pisze profesor Janusz Jasiński we wspomnianej książce. I dodaje: — O planowanym wcześniej zamachu na krzyż dowiedział się (…) Wojewódzki Konserwator Zabytków Lucjan Czubiel (…) Perswazje Czubiela doprowadziły do tego, iż żelaznego krzyża wraz z górną częścią postumentu zawierającego polski napis nie rozbito, lecz razem przetransportowano na ulicę Grunwaldzką.


Akcja rozbiórki i przeniesienia krzyża odbyła się nocą z 16 na 17 października 1967 roku. W ten sposób krzyż trafił na Grunwaldzką i stanął obok kaplicy Jerozolimskiej. Z czasem napis na tablicy stał się mało czytelny, a dolna część postumentu zaczęła się rozsypywać. Okazało się też, że tablica jest pęknięta. Wymieniono ją na nową…

— W tego rodzaju postępowaniu widzimy przejaw nieliczenia się z uczuciami religijnymi wiernych. Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę usunięte w tym roku w naszym mieście krzyże przy ul. Kołobrzeskiej i al. Zwycięstwa – to w fakcie przeniesienia krzyża z al. Warszawskiej dostrzegamy wyraz tej samej akcji, która przed laty usunęła krzyże z budynków szkolnych — napisał w 1967 roku w liście pasterskim ówczesny biskup warmiński Józef Drzazga. I dodał: — Dla nas krzyż jest symbolem zbawienia, drogowskazem (…). Dlatego otoczymy istniejące w naszym mieście i w naszych domach krzyże jeszcze większą miłością i opieką.

Igor Hrywna

Ten tekst nie powstałby bez artykułu „Niezwykłe losy Bożejmęki z ulicy Grunwaldzkiej w Olsztynie” autorstwa prof. Janusza Jasińskiego.

Wspomniany w tekście Jakub Rarkowski (1809-1872) był burmistrzem Olsztyna w latach 1836-1865. — Historycy podkreślają, że był on ostatnim „polskim burmistrzem Olsztyna” – mającym świadomość swego pochodzenia oraz darzącym Polaków sympatią. W 1863 r. w swym majątku Kortowo udzielał schronienia polskim powstańcom.
Zasłużony burmistrz Olsztyna nie został dotąd w naszym mieście w żaden sposób uhonorowany — napisał w 2018 roku w „Debacie” Bogdan Bachmura. Jakub Rarkowski nadal pozostaje w Olsztynie zapomniany.