Dzisiaj obchodzimy Międzynarodowy Dzień Głuchych
2023-09-21 13:04:39(ost. akt: 2023-09-25 06:45:28)
— Czy ja naprawdę jestem inny? — pyta Jacek Kirakowski z Olsztyna, który jest osobą głuchą. I tłumaczy, że Głusi są niepełnosprawni tylko między słyszącymi. Co roku w ostatnią niedzielę września obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Głuchych. W tym roku przypada 24 września.
Gdy Jacek Kirakowski się urodził, słyszał wszystko. Dzwonek do drzwi, rozmowy bliskich, śmiejące się dzieci w piaskownicy. Jego świat nie składał się tylko z gestów i obrazów, ale i brzmiał wyraźnie. Dwa lata później wszystko się zmieniło. Choroba zakryła mu uszy, świat ucichł. Nie całkowicie, ale… wywrócił się do góry nogami.
— Zachorowałem na zapalenie opon mózgowych i straciłem słuch. Na jedno ucho trochę słyszę, na drugie nic. Te dwa słyszące lata jednak w niczym mi nie pomogły. Gdy ogłuchłem, to był dla mnie na pewno trudny czas. Pamiętam, że gdy trochę podrosłem, rodzice zawieźli mnie w miejsce, gdzie było mnóstwo machających dzieci. Byłem zdezorientowany — wspomina Jacek Kirakowski, wiceprezes Olsztyńskiego Stowarzyszenia Głuchych. — Musiałem jednak zostać w tym miejscu. I nauczyć się żyć w świecie ciszy. Poznałem tam chłopca, który miał czterech braci. Wszyscy bardzo dobrze migali. Patrzyłem na nich i nie wiedziałem, co robią. Nie było przecież lekcji języka migowego, więc głusi między sobą wymieniali się tym językiem. I wtedy nauczyłem się migać.
Wtedy pan Jacek zrozumiał, że komunikacja za pomocą gestów wspartych mimiką pozwala skutecznie zastąpić dźwięki mowy. Że uszkodzenie słuchu jest niepełnosprawnością specyficzną i w pewnym stopniu unikalną. Na pierwszy rzut oka nie jest zupełnie widoczna, jak w przypadku osób z niepełnosprawnością ruchową. Różnicę możemy zauważyć dopiero na etapie rozmowy.
— Ale wszyscy ludzie się różnią. Mówią różnymi językami, mają różne kolory włosów czy oczu. Jedni słyszą, a inni nie. W środowisku głuchych też są różnice pomiędzy stopniem wykształcenia czy świadomości. Nawet języki migowe nie są tożsame. W różnych regionach inaczej pokazujemy dane słowa. Można powiedzieć, że migamy gwarą — podkreśla pan Jacek. — Tylko czy ja naprawdę jestem inny? Bardzo lubię słuchać muzyki. Czuję wibracje i drgania. Uwielbiam Stinga. Czuję, że to moja muzyka. Pamiętam też, gdy tata wyjeżdżał w delegację, a ja zostawałem u kuzyna, oglądaliśmy telewizję. Leciał akurat festiwal w Opolu. Widziałem, co się dzieje na scenie. Lubiłem to, ale nie słyszałem. Kuzyn wyszukiwał więc w radiu to, co leciało w telewizji i przykładał mi głośnik do ucha. Byłem zachwycony.
Wspaniały eksperyment
Dla osób słyszących bycie głuchym postrzegane w kategorii „nieszczęścia”— utraty jednego ze zmysłów. Tylko czy na pewno można mówić o nieszczęściu? Dla osób słyszących sprawą naturalną jest życie w świecie dźwięków i porozumiewanie się za pomocą mowy. Dla osób niesłyszących z kolei naturalne jest życie w świecie ciszy i inny sposób komunikowania się. Głusi rozmawiają rękami, ale żyją tak samo, jak słyszący.
— Moja żona też jest głucha. Myślałem, że powinienem mieć słyszącą żonę, ale stwierdziłem, że może lepiej, żebym jednak miał osobę, która też nie słyszy. Stanowimy rodzinę, musimy się doskonale rozumieć — podkreśla pan Jacek. — Gdy urodziła nam się córeczka, lekarz nie poinformował nas, czy ona słyszy, czy nie. Dla mnie było ważne, że jest zdrowa. W domu opiekowaliśmy się nią jak najlepiej, nie zwracając uwagi na jej uszy. Po czterech miesiącach były chrzciny. Przyjechał do nas ojciec chrzestny i zapytał, czy Diana słyszy. Córeczka wtedy spała. Przesunął firankę, a ona się obudziła. To był dowód, że córka słyszy. Wiedziałem już, że słyszy. To był wspaniały eksperyment! Dziś córka ma już 25 lat i pracuje jako tłumacz języka migowego. Jestem z niej bardzo dumny. I jestem szczęśliwy. To fajna dziewczyna!
I dodaje: — Uważam, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Staram się nie odczuwać różnic pomiędzy słyszącymi i niesłyszącymi. Mam mieszkanie, rodzinę, pracuję i za chwilę przechodzę na emeryturę. Zawodowo zajmuję się systemami klimatyzacji. Jestem jedyną osobą głuchą w moim zakładzie. Szefowi to nie przeszkadza, jest zadowolony z mojej pracy. Czego więc chcieć więcej od życia?
500 osób w Olsztynie
Pan Jacek jest jednym 70 milionów osób głuchych, którzy żyją na świecie. Olsztyńskie Stowarzyszenie Głuchych wspiera osoby niesłyszące na Warmii i Mazurach. W tej chwili to 90 osób.
— Gdy zaczynaliśmy w 2013 roku, było nas 20-30 osób. Teraz doszliśmy do 90 osób. Mówi się jednak, że w Olsztynie jest ok. 500 osób głuchych. Ale ile w całym województwie? Nie ma niestety statystyk, więc trudno powiedzieć, ile osób na Warmii i Mazurach nie słyszy. To trudne do ocenienia. Dużo głuchych przebywa na terenach wiejskich. Oni nie dojeżdżają do Olsztyna, bo jest im albo za daleko, albo nie mają pieniędzy, bo utrzymują się z renty socjalnej. Trzeba też wciąć pod uwagę osoby słabosłyszące, implantowane… Na pewno jest nas dużo. W Olsztynie działa również Polski Związek Głuchych — opowiada Jacek Kirakowski. — My nie słyszymy, ale nasze oczy widzą i są bardzo skupione. Niepotrzebny jest do tego słuch, żeby odbierać. To dla nas łatwe. Gdy wyjeżdżamy na wakacje i wypoczywamy z osobami słyszącymi, potrafimy razem spędzać czas. Siadamy przy wspólnym stole, imprezujemy i nawet razem pijemy alkohol. Tu nie ma bariery. Wystarczy chcieć. Gdy spotykam osobę słyszącą, a ona mi nie odpowiada, to znaczy, że jest na mnie zamknięta komunikacyjnie. W większości jednak ludzie są otwarci. Ale pewnych barier nie da się przeskoczyć — w urzędach, sklepach, przychodniach, poradniach, szkołach czy instytucjach kultury. Tam często zauważa się nieznajomość kultury głuchych. I tu niezbędny jest tłumacz języka migowego. Jego obecność przy nas to wielka ulga. Kiedyś, gdy nie było przy nas tłumacza, w wielu przypadkach nie mieliśmy prawa głosu. Teraz wygrywamy nawet sprawy w sądach. Wiele jest jednak jeszcze do zrobienia, a może do zrozumienia. Na przykład na dworcach używa się megafonu, żeby poinformować o jakichś zmianach. Nie ma jednak napisów. Osoba głucha może domyślać się, że inni pasażerowie gdzieś idą, ale nie wie gdzie i dlaczego. Pamiętam też, że kiedyś byłem self-adwokatem, czyli tzw. samorzecznikiem w szpitalu wojewódzkim. Prowadziłem warsztaty dla słyszących pracowników. Byli zszokowani tym, co jest dla nas ważne. Przykład? Jeśli przychodzę z tłumaczem do lekarza, powinienem być obsłużony w pierwszej kolejności. Nie chcę się wepchnąć, nie chcę być pierwszy. Po prostu mój tłumacz może nie mieć tyle czasu, żeby siedzieć ze mną w kolejce. Może mieć spotkanie z innym głuchym, który musi załatwić pilną sprawę.
— W Olsztynie jest tylko pięciu tłumaczy języka migowego. To za mało. Czasami żartuję, żeby wziąć nóż i mnie podzielić. Zleceń jest bardzo dużo, a bywa, że tłumacz jest zajęty. A zdarzają się sprawy nagłe, jak na przykład wypadek samochodowy, kiedy nie można umówić się na inny termin. Trzeba jechać i to już — zauważa Barbara Parda, tłumaczka języka migowego. — Pomagam głuchym w sądzie, na policji, w szpitalu czy w urzędzie. W kalendarzu mam już zapisane trzy strony tłumaczeń na 2024 rok. To pokazuje, jaka jest potrzeba takiej pomocy. Ale wybrałam ten zawód i nie żałuję. Kiedyś pracowałam w biurze, w administracji, ale zaczęła doskwierać mi monotonia. W radiu usłyszałam wywiad z osobą, która powiedziała, że w Olsztynie jest tylko jeden tłumacz języka migowego. Spojrzałam na swoje ręce i pomyślałam: dlaczego ja nie mogę tego robić? Dlaczego nie mogę założyć zespołu takich tłumaczy? I już ponad 10 lat zamieniam gesty na słowa.
ADA ROMANOWSKA
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez