Siostry z Mazur, które kochają tkactwo

2023-09-23 19:00:00(ost. akt: 2023-09-24 16:09:47)
Oceanografka i prawniczka dziś zajmują się tkactwem i stworzyły markę Topole. Kilimy ich autorstwa mają nabywców z całego świata. Rozmawiamy z Anką i Kaśką Dobrzyn.

Oceanografka i prawniczka dziś zajmują się tkactwem i stworzyły markę Topole. Kilimy ich autorstwa mają nabywców z całego świata. Rozmawiamy z Anką i Kaśką Dobrzyn.

Autor zdjęcia: mat. prasowe

Po latach wróciły na Mazury i zdecydowały się przeprowadzić życiową rewolucję. Oceanografka i prawniczka dziś zajmują się tkactwem i stworzyły markę Topole. Kilimy ich autorstwa mają nabywców z całego świata. Rozmawiamy z Anką i Kaśką Dobrzyn.
— Dwie siostry, urodzone i wychowane na Mazurach z jedną, niezbyt popularną pasją. Taki opis można znaleźć na waszej stronie internetowej. Wydaje się jednak, że tkanina zaczyna być popularna?

Kaśka Dobrzyn: Oczywiście, że to się zmienia. Choć są jeszcze osoby, które słysząc o tkaniu myślą: „Cepelia”. Zaczynamy jednak na nowo doceniać tkaninę, jednak dziś w jej nowoczesnym wydaniu.

Anka Dobrzyn: Przybywa pasjonatów, którzy zaczynają kolekcjonować tkaniny, szukając tych z historią. Wśród nich jest coraz więcej młodych ludzi.

— Wy zdecydowałyście się na historyczne techniki tkackie.
Anka: Tak, używamy tradycyjnych krosien i materiałów, natomiast nasze tkaniny mają nowoczesne, autorskie wzory.
Kaśka: Wydaje mi się, że obecnie tkwi w nas potrzeba odkrywania historii na nowo, poszukiwania korzeni, odnajdywania ciekawych opowieści sprzed lat. I często okazuje się, że niektóre z nas pamiętają, że ich babcie, mamy, tkały. Tak mówią uczestniczki naszych warsztatów, które nagle przypominają sobie, że w ich rodzinach w domu były krosna.
Anka: Ktoś nagle przypomina sobie, że na strychu leżą krosna, które należały do babci. Pamiętają też, jak właśnie ta babcia, po zakończeniu żniw, tworzyła na nich dywaniki szmaciane. Teraz wracamy do tych wspomnień z sentymentem.

— W waszej twórczości ważny jest też wątek związany z naturą. Używacie wełny pochodzącej w 100 procentach z recyklingu.
Kaśka: Zdecydowanie jest to dla nas ważne. Istotne, by nasze tkaniny były naturalne, ale też ekologiczne. W większości są to materiały z recyklingu, które dzięki nam otrzymują drugie życie. I, co też jest dla ważne, inspiruje nas natura. Nieprzypadkowo, bo w końcu jesteśmy dziewczynami z Mazur.
Anka: A te inspirowane naturą tkaniny trafiają do apartamentów w dużych miastach. Tęsknimy za przyrodą, a może dzięki tej tkaninie możemy mieć jej namiastkę?

— Wy same na Mazury wróciłyście po latach.
Anka: Kochamy Mazury, choć przez wiele lat byłyśmy tutaj tylko gośćmi. Kasia przez lata odbyła wiele podróży i rejsów, które były związane z pracą oceanografki. Mieszkałyśmy też w Trójmieście. Ja przez niemal 20 lat, siostra trochę mniej. Kasia wróciła na Mazury wcześniej, ja ostatecznie przeprowadziłam się trzy miesiące temu. Wcześniej tkałyśmy razem na odległość. Wszystkie drogi prowadziły nas na Mazury, w nasze rodzinne strony, bliżej natury. To, że znów tutaj jesteśmy, było naszym wyborem. Dziś mamy cudowną letnią pracownię, która mieści się na końcu świata, gdzie naszą sąsiadką jest rzeka, a otacza nas las. Uwielbiamy tam spędzać czas, mimo towarzystwa ogromnej liczby komarów (śmiech).
Kaśka: Mieszkałyśmy w różnych miejscach, ale ostatecznie okazało się, że pisane jest nam życie blisko natury. Zdecydowanie bliżej jest nam do lasów i łąk, niż do blokowisk. Okazało się też, że dokładnie osiem kilometrów od miejsca, w którym znajduje się nasza pracownia, wychowała się nasza mama.

— Oceanografka i prawniczka. Co was skłoniło do tak dużej zmiany?
Anka: Lubimy spędzać razem czas. Kiedy pewnego dnia Kasia zaproponowała mi udział w warsztatach tkactwa, które odbywały się w Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie, zgodziłam się bez wahania. Zaczęło się od krótkich warsztatów, a skończyło na całym tygodniu. To był jeden z lepszych urlopów w moim życiu. Miałyśmy wspaniałą instruktorkę, Monikę Burak. Wtedy poczułam, że tkactwo jest właśnie tym, czym chciałabym się zająć. Ten rodzaj spędzania czasu jest zupełnie mój.
Kaśka: Rękodzieło jest wpisane w nasze DNA, bo nasza mama zawsze sama dziergała swetry, robiła biżuterię i wiele innych rzeczy. Każda z nas też zawsze coś robiła. A to czapkę na drutach, a to kapę na szydełku. Po kursie tkactwa w Węgorzewie okazało się, że to rzemiosło jest dla nas. Tkactwo nas połączyło, choć każda z nas jest zupełnie inna. Stwierdziłyśmy, że możemy robić to razem. Te różnice w tym przypadku są ważne, bo dzięki nim uzupełniamy się.

— Marka, którą prowadzą dwie siostry, jest wyzwaniem?
Anka: Uzupełniamy się. Kiedy Kasia ma już dość siedzenia przy krośnie, ja ją zastępuję, bo mam w sobie duże pokłady cierpliwości. Czasem jedna z nas siedzi przy komputerze i odbiera maile, telefony, a potem robimy zmianę. Mimo że to zajęcie dla cierpliwych, obie mamy temperament. Ale kto wie, może właśnie w tym wszystkim jest to atutem?
Kaśka: Dogadujemy się i potrafimy rozmawiać. W każdym razie wciąż nad tym pracujemy (śmiech).

— A skąd nazwa Topole?
Kaśka: Pierwsze zdjęcia naszych prac, które zamieściłyśmy m.in. na naszej stronie topole.art, powstały na pewnym polu, które okazało się „tym polem”. Może nazwa wiąże się z naturą, drzewami, a więc topolami również. W naszych Skaliszach, czyli pracowni na końcu świata, topole też rosną.
Anka: Topole są łatwe w wymowie. Ta nazwa nie sprawi kłopotu cudzoziemcom. A chciałabym tylko dodać, że choć na mapie nasza miejscowość, w której mamy letnią pracownię, to Skalisze, ja mówię o niej, że to nasze Skalisko.

— Wasze prace kupują ludzie z całego świata.
Anka: To zasługa Internetu, że dziś możemy dotrzeć w każdy zakątek świata. To dobrze, bo okazuje się, że dobry gust jest międzynarodowy, a nasze tkaniny się podobają. Rzeczywiście, mamy dużo zamówień z całego świata.
Kaśka: Czasem okazuje się, że osoba z Australii, która u nas zamówiła kilim, miała mamę, która urodziła się w Polsce i w dodatku zajmowała się tkaniem. To zupełnie nieprawdopodobne opowieści. Co więcej, polska tkanina wciąż ma w świecie dobrą renomę i jest synonimem świetnego wzornictwa.
Anka: Kiedy przeglądamy statystyki na naszych kanałach, jednym z popularniejszych wyszukiwanych haseł jest: "polska współczesna tkanina". To ogromnie nas cieszy.
Kaśka: Cieszy nas również fakt, że na Mazurach tworzy się społeczność osób, które udzielają się artystycznie.

— I można żyć i pracować w mniejszych społecznościach.
Anka: Po pandemii z wielu rzeczy zdaliśmy sobie sprawę, zaczęliśmy dbać o komfort życia. Okazuje się, że można wyprowadzić się do mniejszego miasta i też dobrze żyć.
Kaśka: I absolutnie fantastyczne jest pracować w miejscu, z którego ma się takie widoki, jak my w naszej letniej pracowni.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

Fot: Agata Skrzypczyk
Rękodzieło jest wpisane w nasze DNA, bo nasza mama zawsze sama dziergała swetry, robiła biżuterię i wiele innych rzeczy