Mazury: Prusowie sławią bojowników

2023-09-16 10:30:00(ost. akt: 2023-09-25 18:56:40)

Autor zdjęcia: Igor Hrywna

Z typu to jest alandzki granit rapakiwi. Przypomina trójkąt i ma nieco ponad 10 metrów obwodu. Kiedyś leżał w jeziorze, którego już nie ma. Teraz stoi w centrum miasta na cześć polskiego chłopa.
Prusowie w czasach przed krzyżackich byli chyba jedynymi wolnymi ludźmi w Europie. Nie mieli nad sobą królów i wodzów, ważne decyzje podejmował wiec. Nie tylko, że nie tworzyli państwa, to nawet nie mieli struktury plemiennej, ale rodową. I jak to ujął Gall Anonim: „Dotąd tak bez króla i bez praw pozostają i nie odstępują od pierwotnego pogaństwa i dzikości”.
Prusowie nie mieli stałego wojska, a o wojnie decydował wiec. Powoływano wtedy pospolite ruszenie.
Musieli na nie stawić się wszyscy dorośli mężczyźni. Podczas wiecu wybierali wodza na czas wojny.
— Są sławni ze swego męstwa. Gdy najdzie ich jakie wojsko, żaden z nich nie ociąga się, ażby przyłączył do niego jego towarzysz, lecz występuje, nie oglądając się na nikogo i rąbie mieczem aż zginie — pisał w X wieku Ibrahim ibn Jakub, żydowski podróżnik i autor opisu państwa Polan.

A Długosz widział to tak: „Jest to lud dziki i wojenny a sławny i rozgłosu u potomnych tak dalece chciwy, że dziesięciu Jadźwingów szło nie raz na stu nieprzyjaciół, tą jedynie pochlebiając sobie nadzieją, że jak wiedzieli, po zgonie dzielne ich czyny w pieśniach ludu będą sławione”.

— Prusowie nie znali pojęcia Boga. Czcili każde stworzenie jak boga, a mianowicie słońce, księżyc i gwiazdy, pioruny, ptaki, zwierzęta czworonożne, a nawet ropuchę. Za święte uważali gaje, pola i wody tak bardzo, iż nie odważali się w nich wycinać drzew ani uprawiać ziemi, ani łowić ryb — pisał Piotr z Dusburga żyjący na przełomie XIII i XIV wieku kronikarz niemiecki, kapłan zakonu krzyżackiego i autor kroniki Chronicon terrae Prussiae (1326).

Swoich zmarłych poddawali kremacji i wierzyli w życie pozagrobowe. Swoim bóstwom, Perkunowi, Kurko czy Patollusowi składali ofiary w świętych gajach. Używali do tego świętych kamieni. Niektóre z nich dotrwały do naszych czasów. Ten najsławniejszy leży w Zalewie Wiślanym niedaleko Tolkmicka, ale jego większa część wystaje ponad taflę wody. W obwodzie ma 15 metrów.


— Spalano na nim ofiary, głównie w postaci wymłóconego zboża, ale też innej żywności, jak miód i mleko. Ogień trawił także pierwsze po dożynkach snopy skoszonego zboża, zaś rybacy ofiarowali bóstwu pierwsze ryby z połowu, które składali na świętym kamieniu — pisze dr Robert Klimek (polski prehistoryk, lokalny badacz kultury Prusów oraz społeczny opiekun zabytków archeologicznych, red. naczelny zasłużonego dla poznawania naszych dziejów pisma Masovia) w tekście poświęconym pruskim kamieniom ofiarnym w Komunikatach Mazursko-Warmińskich.

Nie jest jednak największy. Ten z kolei leży w Bisztynku i wołają na niego nie-bosko, bo Diabelski Kamień. Choć sam Bisztynek z niemiecka nazywał się Bischofstein czyli Biskupi Kamień.

Jego wymiary wynoszą: obwód 28 m, wysokość 3,16 m, długość 9 m, szerokość 5,8 m.


Mało kto z turystów, a nawet mieszkańców Giżycka wie, że taki ofiarny pruski kamień już od ponad 30 lat stoi w samym środku miasta, na placu Grunwaldzkim. Dowiedzieliśmy się o tym publicznie, kiedy w 2008 roku Robert Klimek postanowił odnaleźć kamień z Łąk Staświńskich koło Wydmin opisany w wydanej w 1967 roku pracy "Głazy i głazowiska województwa olsztyńskiego". Kiedyś było tam jezioro, które osuszono. Możliwe więc, że ten głaz wystawał wtedy z wody, jak ten nad zalewem.

Okazało się głazu, jak i jeziora, tam nie ma. A nie ma go, bo w 1987 zabrano go i ustawiono w Giżycku okraszając tablicą "Bojownikom o polskość ziemi mazurskiej. Mieszkańcy Giżycka 1987".

Igor Hrywna