Źle się poczuła w Boże Ciało w Olsztynie. Uratował ją mężczyzna. Teraz go szuka, bo chce mu podziękować

2023-09-22 11:06:00(ost. akt: 2023-09-22 13:25:18)
Hanna Tarnawska chce osobiście podziękować mężczyźnie, który uratował jej życie

Hanna Tarnawska chce osobiście podziękować mężczyźnie, który uratował jej życie

Autor zdjęcia: Ada Romanowska

Gdy Hanna Tarnawska źle się poczuła, z pomocą przyszedł jej tajemniczy mężczyzna. Dziś chce go odszukać i podziękować mu za udzieloną pomoc. Jeśli się uda, chce to zrobić osobiście — nad olsztyńskim jeziorem.
Hanna Tarnawska z Olsztyna to kobieta pełna energii. Ma już swoje lata, ale szczęśliwi czasu nie liczą, więc można powiedzieć, że jest to po prostu kobietą z życiowym doświadczeniem. Czasami jednak zdarzają się gorsze dni. I tak było 8 czerwca w Boże Ciało. Pani Hanna nagle źle się poczuła.

— Siedziałam na przystanku przy ul. Św. Wojciecha, czekałam na autobus, który jechał w stronę Redykajn i Gutkowa. Wcześniej też brałam udział w uroczystościach. Mam taki zwyczaj, że chodzę, aby wspominać moją mamę. I w pewnym momencie coś zaczęło się ze mną dziać. Wtedy podszedł do mnie pan, który spytał, czy potrzebuję pomocy. Był jedynym z tłumu. Skończyła się procesja, więc ludzi na przystanku było mnóstwo. A tylko on zainteresował się tym, co się ze mną dzieje. Powiedziałam, że źle się czuję, a on zadzwonił po pogotowie. Była 12.30 — opowiada pani Hanna. — Karetka zawiozła mnie do szpitala uniwersyteckiego. Kilka minut po trzynastej byłam już pod fachową opieką na oddziale. Tam mnie dokładnie zbadano. Stwierdzono, że mam chore serce i przeszłam udar słoneczny. Tego dnia rzeczywiście było bardzo gorąco i trudno było wytrzymać. Ale na szczęście w tym nieszczęściu uratował mnie mężczyzna, któremu chciałam bardzo podziękować. On uratował mi życie!

Spotkanie w sobotę


Pani Hanna cieszy się teraz z każdego dnia po tym wypadku. I dlatego chciałaby podziękować mężczyźnie, który zatroszczył się o jej zdrowie.

— Chcę się z nim spotkać i podziękować mu osobiście. Będę na niego czekała na moście nad Jeziorem Długim w sobotę 23 września w godz. 12-13. Mam nadzieję, że uda nam się zobaczyć. Że przeczyta ten artykuł i zdecyduje się na spotkanie. Będę wdzięczna, jeśli przyjdzie na spacer i zechce ze mną porozmawiać — podkreśla pani Hanna. — Chociaż źle się czułam, pamiętam, jak wyglądał. Był to człowiek, na moje oko, około sześćdziesiątki. Myślę, że to mieszkaniec Olsztyna. Zanim przyjechało pogotowie, trochę rozmawialiśmy o ogrodzie. Pytał też o mój numer telefonu, ale niestety nie byłam w stanie mu go podyktować.

Wcześniej pani Hanna nie miała zdrowotnych przygód.

— Jestem silną kobietą i nie daję się przeciwnościom. A gdy już się pojawiają, to zwyczajna jestem je przezwyciężać. Jednak to wydarzenie i pobyt w szpitalu bardzo przeżyłam. I cieszę się, że lekarze mogli mnie dokładnie zbadać. Teraz wiem, co mi dolega i na czym muszę się skupić, aby nie było gorzej — przyznaje pani Hanna. — Przez lata dobrze się czułam, nie potrzebowałam pomocy lekarza. Ale przychodzą takie dni, że potrzebujemy pomocy. I całe szczęście, że byłam akurat na tym przystanku, na którym był ten mężczyzna. Mam nadzieję, że się spotkamy i powiem mu osobiście, jak bardzo doceniam to, co zrobił.

Wzięła sprawy w swoje ręce


To, że pani Hanna jest wyjątkowa, udowadnia nie od dziś. Mieszka nad jeziorem Długim, które swego czasu potrafiła obejść całe i wrócić z worem pełnym śmieci. Sprzątała po spacerowiczach, dla których wyrzucenie byle papierka byle gdzie nie miało znaczenia. Do dzisiaj zresztą tak ma, że obok śmieci nie przechodzi obojętnie. A zaczęła sprzątać w czasach, gdy pracowała w radzie osiedla. Robiła zdjęcia, zanosiła je prezydentowi i pokazywała, jaki tu bałagan. Niewiele pomagały interwencje, więc za wszystko wzięła się sama. Obchodziła jezioro i zbierała nawet dziesięć worów odpadów za jednym zamachem. Miała wózek na dwóch kółkach, który nazywała druciakiem. Właśnie nim wywoziła wory pełne odpadków.

— Dziś już niestety na zbieranie śmieci nie pozwala mi serce. Ale je łamię, bo cały czas znajduję nieczystości nad jeziorem. Wcześniej byłam bardzo aktywna i nie dawałam za wygraną. A sprzątanie brzegów jeziora nie było łatwe, bo nie było kiedyś, jak teraz, wszechobecnych koszy na śmieci. Wszystko, co zebrałam, musiałam wywozić aż na ul. Artyleryjską — wspomina pani Hanna. — Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni. Bo dobrych ludzi jest przecież mnóstwo, dla których nie tylko los natury, ale i drugiego człowieka nie jest obojętny. Mam też nadzieję, że spotkam się z panem, który uratował mi życie w Boże Ciało. To cud, że wówczas był przy mnie.

ADA ROMANOWSKA