Zenon Drozd z Lidzbarka Warmińskiego Titanica budował siedem lat
2023-08-06 17:00:00(ost. akt: 2023-08-04 15:29:45)
Przy budowie szkieletu kadłuba i układaniu poszycia Titanica, pracowało jednocześnie ponad trzy tysiące robotników. Zenon Drozd z Lidzbarka Warmińskiego przy modelu tego najbardziej znanego brytyjskiego transatlantyku pracował sam. Zajęło mu to siedem lat!
Royal Mail Ship Titanic — brytyjski transatlantyk typu Olympic jest owiany legendą nie tylko dlatego, że stał się synonimem luksusu, jakiego na północnym Atlantyku nikt dotąd nie widział i że nosił miano najbardziej bezpiecznego, ale dlatego, że w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku na trasie Southampton – Cherbourg – Queenstown – Nowy Jork zderzył się z górą lodową i zatonął, a był to jego dziewiczy rejs. Powstają o tym piosenki, wiersze i ten znakomity film Jamesa Camerona z roku 1997, w którym podziwiamy miłość Jacka Dawsona (Leonardo DiCaprio) i Rose DeWitt Bukater (Kate Winslet).
Głównym projektantem statku Thomas A. Andrews, jak już wspomnieliśmy, przy budowie szkieletu kadłuba i układaniu poszycia Titanica pracowało jednocześnie ponad trzy tysiące robotników.
Zenon Drozd z Lidzbarka Warmińskiego postanowił zbudować model tego najbardziej znanego brytyjskiego transatlantyku. Zajęło mu to siedem lat!
— Już w 2010 roku kupiłem egzemplarz "Małego Modelarza" z tym transatlantykiem — wspomina lidzbarczanin. — To był system kartonowy. Jednak do pracy zabrałem się dopiero w roku 2016.
— Już w 2010 roku kupiłem egzemplarz "Małego Modelarza" z tym transatlantykiem — wspomina lidzbarczanin. — To był system kartonowy. Jednak do pracy zabrałem się dopiero w roku 2016.
— To był duży model, więc leżał i dojrzewał do właściwego momentu — dodaje pani Alina żona pana Zenona.
To oczywiście nie był złożony przez Zenona Drozda pierwszy model. Modelarstwo interesowało go od dawna, ale Titanic był wyzwaniem.
— I to było trudne wyzwanie. Wiem, że sporo osób je podejmuje, ale zdecydowana większość nie kończy tego modelu — mówi pan Zenon i dodaje, że on sam podczas pracy kilkakrotnie się załamał. Jedna z takich chwil pojawiła się, kiedy natknął się na błąd konstrukcyjny producenta. — Zanim poszedłem na emeryturę, składałem ten model jedynie zimą. Kiedy trafiłem na wadliwą konstrukcję jednego z elementów, przerwałem pracę na kilka lat, a właściwie zim. Na szczęście trafiłem w internecie na post jednego z modelarzy, który wyjaśnił mi na czym ten błąd polega, zlokalizowałem go i mogłem ruszyć dalej.
Niektóre przerwy w pracy nad modelem wynikały także z problemów zdrowotnych modelarza. Powroty zaś były wynikiem zachęt ze strony rodziny i przyjaciół, którzy widząc rozpoczętą pracę mawiali: "pięknie Ci to idzie, rób to dalej".
Jednak największą motywacją do pracy nad modelem Titanica był od 2020 roku wnuczek pana Zenona dwuipółletni wówczas Bruno.
— Chwytał mnie za rękę i mówił: "dziadek, idziemy". I szliśmy do pracowni. Ja kleiłem, on się bawił obok — zwierza się lidzbarski modelarz.
W domu pana Zenona pracowni nie brakuje. W jednej powstają modele, w drugiej drewniane i gliniane rękodzieła. Jest jeszcze pracownia pani Aliny, która maluje piękne obrazy oraz pracownia projektowa (przerobiona z garażu) i córki Małgorzaty oraz... pracownia Bruna, który także zażyczył sobie takiego miejsca. No i powstał swoisty "dom pracy twórczej" tej kreatywnej rodziny.
Możliwe, że Titanic w pracowni pana Zenona nie zostałby skończony do tej pory, gdyby nie wspomniany, teraz już starszy o prawie 3 lata wnusio, ale była też inna, dodatkowa motywacja.
— Kiedy leżałem w szpitalu, doszła do mnie wiadomość, że będzie w Olsztynie organizowana wystawa modelarska — opowiada Zenon Drozd. — Pomyślałem, że dobrze byłoby skończyć ten model i go wystawić. Podjąłem wyzwanie, mimo że czasem ręce i oczy nie dawały rady, ale wnuczek mnie dopingował. Kiedy byliśmy w pracowni, co chwilę pytał, czy na pewno zdążymy. Udało się i pokazaliśmy Titanica na tej wystawie.
Teraz ten wyjątkowy transatlantyk można oglądać w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Lidzbarku Warmińskim. Jest imponujący, bo ma 150 cm długości.
Modelarstwo to nie jedyna pasja Zenona Drozda. W jego przydomowym ogrodzie można zobaczyć pałacyki z... betonu. Robił je dla wnuków i tak zostały, tworząc wśród roślin krainę baśniowych skrzatów, ale są tu nie tylko pałacyki. W pracowniach można zauważyć ceramiczne figurki, a i drewno jest panu Zenonowi bliskie. Ostatnio nawet bardziej niż ceramika.
Ponieważ oboje z żoną uwielbiają kontakt z przyrodą, często spacerują po lasach, zagajnikach, łąkach. Tu się trafi kawałek korzenia, tam gałązki, przypominającej stwora, jak z powieści Tolkiena. Wystarczy go tylko trochę obrobić, a właściwie wydobyć z niego, to co ukryte.
Co jeszcze można tu znaleźć do domu państwa Drozdów?
A na przykład piękne starocie. Są w domu i w ogrodzie. Na ścianie tarasu wisi wielki kowalski miech — pamiątka rodzinna po tacie gospodarza domu, który, jak nietrudno zgadnąć, był kowalem. W ogrodzie kuchenka z fajerkami, a na niej stare obracane gofrownice, które nakładano zamiast fajerek. Stół tarasowy powstał z rozłożystego pnia.
A na przykład piękne starocie. Są w domu i w ogrodzie. Na ścianie tarasu wisi wielki kowalski miech — pamiątka rodzinna po tacie gospodarza domu, który, jak nietrudno zgadnąć, był kowalem. W ogrodzie kuchenka z fajerkami, a na niej stare obracane gofrownice, które nakładano zamiast fajerek. Stół tarasowy powstał z rozłożystego pnia.
W pracowni, w której lidzbarczanin budował Titanica jest półka, a na niej... właśnie, że nie, nie ma tam starych modeli, za to są... aparaty fotograficzne. Jakby ktoś nie widział nigdy na przykład Druha, to już wie, gdzie można taki aparat zobaczyć.
Można powiedzieć, że pan Zenon łączy miłość do staroci z miłością do rękodzieła, ale też do historii, bo, o czym nie wszyscy mieszkańcy Lidzbarka Warmińskiego wiedzą, to on wykonał bramę i zajął się także lata temu naprawą nagrobków na historycznym cmentarzu w Markajmach, którego geneza sięga roku 1914. Wtedy to pod Heilsbergiem (dawna nazwa Lidzbarka Warmińskiego) powstał największy obóz jeniecki dla szeregowców i podoficerów na obszarze podległym 1. Korpusowi Armii Niemieckiej. Urządzono go po zwycięstwie Niemców nad Rosjanami w bitwie pod Tannenbergiem. Był naprawdę ogromny. Można w nim było jednocześnie przetrzymywać nawet 16.000 jeńców. Wykorzystywano ich do pracy w rolnictwie i w zakładach przemysłowych regionu. Niedożywieni, przemęczeni szybko umierali. Pochowano ich właśnie na wspomnianym cmentarzu. W pracę nad ratowaniem nagrobków pan Zenon włożył serce i duszę.
A jeśli już mówimy o duszy, to trzeba koniecznie wspomnieć o tym, że pan Zenon i jego małżonka chętnie udzielają się na scenie amatorskiej. Między innymi można ich zobaczyć w wystawianych w zamku biskupów warmińskich spektaklach. Małżonkowie często biorą udział w inscenizacjach z okazji Nocy Muzeów, czy przedstawieniach związanych z tradycjami warmińskimi, takich jak Gody. Praktyczne umiejętności pana Zenona przydają się także w tworzeniu dekoracji, a jego żona także dba o scenografię. Poza tym pięknie maluje, ale to już temat na inny tekst.
Wracając do pięknego modelu Titanica, to pan Zenon twierdzi, że najważniejszym wnioskiem z tej pracy, którym koniecznie chce się podzielić z innymi jest: — Kochani dziadkowie, twórzcie razem ze swoimi wnukami, dzielcie z nimi czas. To wielka radość, ale też nauka dla obu stron.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez